Był 18 marca 1903 r., kiedy na krakowskim Rynku Głównym mechanik Wincenty Schindler dokonywał pierwszych prób jazdy skonstruowanym przez siebie (z części sprowadzonych z Francji) automobilem. W dzienniku Antoniny Domańskiej, autorki książek dla dzieci, znanej głównie jako autorka "Żółtej ciżemki", zachowała się niebywała wzmianka o tym wydarzeniu, zawierająca jej osobiste odczucia i przemyślenia:
"No, to i w Krakowie już mamy – automobil – machinę poruszającą się za pomocą motoru! Osiągnięcie najnowszej cywilizacji, jak to uczenie mawia się obecnie o ludzkiej głupocie. Wszyscy zachwyceni, a taki Mycielski, taki Tomkowicz, a Kossak, a Wyczółkowski – jak to-to w Rynku zobaczyli, zaraz poczuli się w samym środku Paryża!!! Jak to łatwo zbaranieć… Wystarczy odrobinę smrodu w nos wciągnąć, posłuchać – tur! tur! tur! pfuu! pfuu! – wystarczy popatrzeć na ów automobil i wariactwo gotowe! Stoisz na krakowskim Rynku, patrzysz na Sukiennice i Paryż widzisz! Ciekawe!!! No mnie nikt nie otumani! Możem staroświecka, zacofana nawet, ale niech nikt mi nawet nie próbuje wmawiać, że ten-tam… automobil to cywilizacja. To zdziczenie! Lekceważenie dobrych obyczajów! Czytam sobie dzisiaj Czas, a tu mi ów automobil charczy przed domem! Jedzie taki, bo ma ochotę, i ludzi hałasem nęka. Egoista! I po co się to fabrykuje?! Żeby ludziom zakłócać poobiedni odpoczynek?!" (Cytat za: A. Bogunia-Paczyński, Cracovie Automobile. Początki motoryzacji w Krakowie (1895 – 1918), Kraków 1999, s. 11-12)
Część krakowian potraktowała pojawiające się w przestrzeni publicznej novum jako zlekceważenie dobrych obyczajów, wręcz zdziczenie, bowiem samochód wkraczał w świat pisanych i niepisanych norm obowiązujących mieszkańców, zwłaszcza na ulicy miasta.
Osobiste odczucia i refleksje Domańskiej wpisują się w dosyć złożony obraz krakowskiego społeczeństwa początków XX wieku. Automobil – wynalazek najnowszej techniki, tak bardzo ceniony przez innych, był dla niej jak widać godną pogardy, zbyteczną i zagrażającą życiu ludzkiemu zabawką. W jej przekonaniu samochód burzył przyjęte w społeczności normy poprawnego i uprzejmego zachowania się w miejscu publicznym. Domańska widziała w nim prawdopodobnie pędzącą na oślep maszynerię, przed którą, dotąd stosunkowo bezpieczni spacerowicze, musieli w pośpiechu uciekać z drogi. Co ciekawe, nie mogła pogodzić się z tym, że dotąd poważni, szanowani i znani w świecie artystycznym Kossak i Wyczółkowski potrafili tak zachłysnąć się automobilowym wariactwem.
Wydaje się, że tylko nieliczni mieszkańcy Krakowa w pierwszych latach XX wieku nie traktowali automobilizmu inaczej jak fanaberii, próżnej zabawy dla prawdziwie zamożnych. W ciągu następnych kilku lat zyskał on miano sportu, a dopiero po latach został dostrzeżony jako funkcjonalny środek transportu osobowego i towarowego. Można przypuszczać, że przeciwni hałaśliwej maszynie byli przede wszystkim dorożkarze, którzy wówczas jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że za jakiś czas automobil stanie się cenionym środkiem transportu, a rozwój automobilizmu spowoduje pojawienie się konkurencji w postaci dorożek automobilowych.
Część krakowian potraktowała pojawiające się w przestrzeni publicznej novum jako zlekceważenie dobrych obyczajów, wręcz zdziczenie, bowiem samochód wkraczał w świat pisanych i niepisanych norm obowiązujących mieszkańców, zwłaszcza na ulicy miasta. Owego dnia, o którym wspomina Domańska, „Czas” pisał: "(…) przelatywał szalonem pędem automobil przez ulice bez względu na ruch w mieście i niebezpieczeństwo przejechania ludzi i dzieci. Na widok pędzącego automobilu koń dorożkarski gwałtownie się spłoszył, łamiąc dyszel i tłukąc latarnię" („Czas” 1903, nr 62, s. 2). Prędkość jaką osiągał automobil oraz sam widok samodzielnie poruszającej się maszyny wprawiały ludzi w osłupienie. Dorożkarze i inni świadkowie wydarzenia postulowali, w trosce o bezpieczeństwo własne, by próbne jazdy automobilowe odbywać na Błoniach, a dla automobilistów prędko sporządzić regulamin.
Wśród grupy entuzjastów automobilu znaleźli się tymczasem znani przedstawiciele życia miejskiego i artystycznego: Wyczółkowski, Tomkowicz, Mycielski oraz Wincenty Schindler – mechanik, elektrotechnik, konstruktor automobili oraz Wojciech Kossak – żarliwy obserwator rozwoju automobilizmu, entuzjasta nowinek technicznych i wreszcie pierwszy Polak, który zagrał w filmie.
Wśród grupy entuzjastów automobilu znaleźli się tymczasem znani przedstawiciele życia miejskiego i artystycznego: Wyczółkowski, Tomkowicz, Mycielski oraz Wincenty Schindler – mechanik, elektrotechnik, konstruktor automobili oraz Wojciech Kossak – żarliwy obserwator rozwoju automobilizmu, entuzjasta nowinek technicznych i wreszcie pierwszy Polak, który zagrał w filmie.
Niedługo po pierwszej przejażdżce Schindler znalazł nowych nabywców na produkowane przez siebie samoruchy. Zamówienia złożyli: kupcy Jan Józef Fischer i Anastazy Froncz, farmaceuta Stanisław Jakubowski i inż. Emil Retinger. Te postaci reprezentują grupę krakowskich hobbystów sportu automobilowego i późniejszych członków Galicyjskiego Klubu Automobilowego. 7 VII 1906 roku Dyrekcja Policji otwarła już Rejestr dla automobilów i kół motorowych, do którego wpisali się wymienieni właściciele, otrzymując numery rejestracyjne. Sam Wincenty Schindler nie był w 1906 r. właścicielem żadnego pojazdu, ale otrzymał kilka numerów rejestracyjnych na potrzeby swojej pracowni mechanicznej.
W ówczesnym Krakowie było zatem sporo znanych osobistości gorąco zainteresowanych rozwojem tego sportu i postępem w dziedzinie techniki. Wśród nich nie brakowało również rodzimych konstruktorów, którymi mógł chlubić się Kraków. Na ich czele stał wspomniany wyżej Wincenty Schindler. Marzył on, by człowiek mógł poruszać się po lądzie, morzu i powietrzu maszynami napędzanymi motorem. Efektem jego wieloletniej pracy były autoomnibusy, wykorzystywane w Lubelskiem, łódź motorowa i wreszcie aeroplan. Jego brat Rudolf Schindler również był niezwykłym entuzjastą maszyn latających, techniki i postępu. Dla nich i dla wielu innych automobil i maszyny o własnym napędzie, były dowodem postępu cywilizacji, której nigdy nie nazwaliby głupotą, ale dowodem ludzkiego geniuszu.
Co ciekawe, zwolennicy samochodu uważali, iż rozwój cywilizacyjny może dokonywać się nawet kosztem ograniczenia bezpieczeństwa i wygody mieszkańców, ponieważ były to niejako naturalne koszty, które ludzkość musi ponieść na rzecz lepszego życia w przyszłości. Świadczyć mogą o tym m.in. słowa dziennikarza: (…) zaczynają u nas automobile rozjeżdżać ludzi na śmierć, na to jednak nie narzekajmy, dowód to jasny, że Kraków zaczyna się coraz bardziej cywilizować (NI 1909, nr 37, s.14).
Przez pierwsze lata funkcjonowania automobili w obrębie Krakowa, posiadacze tych pojazdów zaopatrywali się w oleje i benzynę w autogarage Schindlera przy ul. Krupniczej. W 1908 r. powstała przy pl. Kossaka pierwsza publiczna stacja benzynowa. Otwarta rok później przy ul. Smoleńsk 31 Auto Garage Wilhelma Rippera i Włodzimierza Ustyanowicza (oficjalna garage Galicyjskiego Klubu Automobilowego) oferowała usługi myjni samochodowej, warsztatu mechanicznego oraz stacji benzynowej. Już w 1906 r. mieszkańców Stradomia drażniło napełnianie automobili i motocykli benzyną tuż przed drogerią, co zapewne negatywnie wpływało na ich samopoczucie podczas zakupów.
Wstrząsające informacje o wypadkach drogowych, śmierci niewinnych przechodniów i wybuchach benzyny elektryzowały opinię publiczną i powodowały, że krążący po ulicy od czasu do czasu samochód stawał się ucieleśnieniem diabła.
Wstrząsające informacje o wypadkach drogowych, śmierci niewinnych przechodniów i wybuchach benzyny elektryzowały opinię publiczną i powodowały, że krążący po ulicy od czasu do czasu samochód stawał się ucieleśnieniem diabła. Niepokojące dla wielu mogło być także doniesienie o zatruciu automobilowym, nowej chorobie zdiagnozowanej na Wyspach Brytyjskich, której ulegają liczni przechodnie na ulicach. Jej objawami były gwałtowne bóle głowy, mdłości, które mogły się spotęgować aż do chwilowej nieprzytomności, co narażało osobnika dotkniętego tą słabością na przejechanie. Przytaczane były badania, że przyczyną choroby jest wdychanie gazów, wyrzucanych z automobilu i że występuje ona najczęściej w pobliżu stacyj dorożek samochodowych i autobusów, których kierownicy, dla ułatwienia sobie pracy, nie zamykają motorów podczas chwilowego postoju. (…) Najmodniejsza ta choroba zaczyna się podobno pojawiać także w innych miastach, w Paryżu i Berlinie („Czas” 1907, nr 237, s. 3). Z notki prasowej z 1907 r. wynika jednak, że choroba ta nie dotarła jeszcze do Krakowa, prawdopodobnie z powodu niewielkiej ilości samochodów jeżdżących wówczas po mieście. Jednakże już trzy lata później, gdy ilość motocykli i automobili wzrosła, źródła wskazują na rosnący sprzeciw mieszkańców miasta wobec zatrucia powietrza przez owe smrodliwe latawce..
Wydarzenie opisywane przez Domańską i wyrażone przez nią refleksje na jego temat, doskonale ukazują, w jaki sposób pojawiające się innowacje poruszały umysły mieszkańców, wpływały na ich samopoczucie, bezpieczeństwo lub zagrożenie, a w konsekwencji także na zmiany w ich zachowaniach, przyzwyczajeniach i życiu codziennym.
Dzisiaj, po 110 latach od marcowego wydarzenia opisywanego przez Domańską, kiedy Kraków bezskutecznie walczy ze smogiem, nikt już nie wątpi w chorobę zwaną zatruciem automobilowym.
Joanna Komperda