Szkodliwe związki chemiczne, czyli trucizny, towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Od dawna znany był także ich podwójny charakter, bo małe dawki służyły do leczenia, a większe do zbrodniczych otruć - powiedziała PAP toksykolog dr hab. Maria Kała, dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
PAP: Trucizna to chyba najstarsze narzędzie zbrodni?
Maria Kała: Tak, wiemy to z badań archeologicznych okresu prehistorycznego i przekazów późniejszych, np. z papirusów Ebersa. Najpierw były to związki pochodzenia naturalnego, czyli minerały – zawierające toksyczne metale; związki pochodzące z roślin, czyli toksyny, oraz toksyczne związki, które wytwarzają się w organizmie zwierzęcym, czyli jady. Wszystkie inne związki syntetyczne zaczęto syntetyzować dopiero w XIX wieku i teraz mamy trucizny pochodzenia naturalnego i syntetycznego.
Znana była także wiedza o podwójnym charakterze tych trucizn, bo przecież niewielkie ilości służyły do leczenia, a większe do niecnych celów – do zdobycia majątku, władzy. Jak powiedział Paracelsus w XVI wieku - wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, a wszystko zależy od przyjętej dawki.
PAP: Wynika z tego, że stosowanie trucizn jest dobrze udokumentowane?
Maria Kała: O tym, że ludzie się truli wiemy z przekazów historycznych, z literatury pięknej, ze sztuki. W 187 takich utworach, które zestawiłam, najczęstszą przyczyną zatruć były cyjanki (13 proc.), potem grzyby (8 proc.) i arsen (7 proc.), a w następnej kolejności różnego rodzaju glikozydy, morfina, nikotyna itd.
Maria Kała: O tym, że ludzie się truli wiemy z przekazów historycznych, z literatury pięknej, ze sztuki. W 187 takich utworach, które zestawiłam, najczęstszą przyczyną zatruć były cyjanki (13 proc.), potem grzyby (8 proc.) i arsen (7 proc.), a w następnej kolejności różnego rodzaju glikozydy, morfina, nikotyna itd.
PAP: Czy dużo jest trucizn?
Maria Kała: Mamy zdefiniowane ponad 13 mln związków chemicznych. Uważa się, że z toksykologicznego punktu widzenia istotnych jest ok. 100 tys. związków. W codziennej pracy laboratorium toksykologicznego nie da się objąć tylu związków. Mamy laboratorium wyposażone na wysokim poziomie, ale jeżeli nic nie wiemy o okolicznościach zdarzenia, można objąć analizą ok. 5 tys. związków. W pozostałych przypadkach należałoby mieć jakieś informacje o okolicznościach zdarzenia, bo metody muszą być ukierunkowane na konkretny związek.
PAP: I na tym wszystkim musi się znać toksykolog sądowy?
Maria Kała: Toksykolog sądowy musi znać się na działaniu trucizn na organizm ludzki, bo czasem podane są objawy działania i wtedy można ukierunkować analizę toksykologiczną.
W zakresie obowiązków toksykologa sądowego, który wykonuje analizy dla potrzeb wymiaru sprawiedliwości, jest właśnie wykrywanie ksenobiotyków (ksenobiotyk – obcy życiu), czyli trucizn, w różnego rodzaju materiale: biologicznym, czyli w płynach ustrojowych i narządach wewnętrznych pobranych w czasie sekcji zwłok, w resztkach pokarmu i innych pozostałościach znalezionych na miejscu zdarzenia. Wyznaczamy stężenie tych ksenobiotyków, interpretujemy wyniki, np. czy w przypadku leków wyznaczone stężenie mieści się w zakresie stężeń terapeutycznych, toksycznych, czy śmiertelnych.
PAP: Jaka trucizna jest obecnie najpopularniejsza?
Maria Kała: Z naukowych statystyk wynika, że do dnia dzisiejszego ciągle najczęstszą trucizną stosowaną w celach morderczych jest arsen, czyli nie bez racji jest on nazywany królową trucizn i trucizną królów. Nie bez powodu na dworach starożytnych władców było stanowisko tzw. testatora pożywienia, który przed podaniem na stół próbował to pożywienie.
W 2004 roku w Centrum Badań Zatruć Przestępczych w USA badano strukturę stosowania trucizn w celach przestępczych. Analizowano 679 przypadków opisanych w różnych źródłach od czasu sprzed naszej ery do roku 2000. Okazało się, że związki arsenu były zastosowane w 31 proc. otruć. Później jest cyjanek potasu, morfina, a dopiero na kolejnym miejscu są związki, które zostały zsyntetyzowane: chloroform, później insulina, chlorek rtęci, tal, antymon i inne.
PAP: Arsen jest najbardziej "popularny", bo najbardziej toksyczny?
Maria Kała: Nie wszystkie związki chemiczne są tak samo toksyczne. Pięciogramowa dawka arsenu, tj. tyle, ile waży złotówka albo pięć centów, wystarczyłaby na zatrucie 25 osób; tyle samo ofiar pochłonęłaby taka sama dawka cyjanku. Ale pięć gramów strychniny to jest ok. 50 dawek śmiertelnych, a nikotyna w czystej postaci to 125 takich dawek.
Są też znane takie trucizny, również pochodzenia naturalnego, że 5 gramów mogłoby zatruć 70 tys. osób, pół miliona osób, a nawet milion osób. Ale jad kiełbasiany - czyli znowu trucizna pochodzenia naturalnego – w 5-gramowej dawce wystarczy do otrucia 100 mln osób.
PAP: To, czym się teraz trują?
Maria Kała: W pierwszym rzędzie narkotykami, bo bardzo dużo młodych ludzi eksperymentuje z różnego rodzaju środkami psychoaktywnymi, które popularnie można nazwać narkotykami. Są zatrucia przypadkowe, spowodowane głównie niewłaściwym przechowywaniem niebezpiecznych substancji, ale są też zatrucia rozmyślne, czyli samobójstwa, morderstwa. W dawnych czasach popełniano je przy użyciu jednego rodzaju trucizny, natomiast w tej chwili najczęściej mamy do czynienia z mieszaniną różnych związków, np. leków. Ludzie zatruwają się tlenkiem węgla, nazywanym nie bez powodu skrytym zabójcą. Są też trucizny sezonowe, jak np. grzyby, na których wszyscy w Polsce ponoć się znają. Muchomor sromotnikowy jest bardzo silną trucizną. Jeszcze do niedawna trudno było wykazać jego obecność w organizmie, w tej chwili są już opracowane metody, które pozwalają wykryć amanitynę w płynach ustrojowych – we krwi i w moczu.
PAP: Dawniej nie można było wykryć, że to zatrucie muchomorem sromotnikowym?
Maria Kała: Wykrywało się w inny sposób, szukało się zarodników tych grzybów w popłuczynach żołądka albo w kale, bo po zarodnikach można było rozpoznać, co to jest za grzyb. Była to bardzo żmudna praca, niektóre zarodniki, szczególnie muchomora sromotnikowego, są bardzo podobne np. do kropli tłuszczu. W tej chwili można już wykryć sam ten związek toksyczny z muchomora sromotnikowego.
Maria Kała: Z naukowych statystyk wynika, że do dnia dzisiejszego ciągle najczęstszą trucizną stosowaną w celach morderczych jest arsen, czyli nie bez racji jest on nazywany królową trucizn i trucizną królów. Nie bez powodu na dworach starożytnych władców było stanowisko tzw. testatora pożywienia, który przed podaniem na stół próbował to pożywienie.
PAP: Czyli rozwija się toksykologia?
Maria Kała: Rozwija się analityka. Są konstruowane coraz nowocześniejsze aparaty, opracowywane coraz lepsze metody analityczne, i nie trzeba już dużej ilości trucizny, by ją wykryć. Przez wieki wszyscy podejrzewali, że się stosuje trucizny, ale nie można było ich wykazać. Dopiero w 1836 roku po raz pierwszy James Marsh pokazał obecność arsenu w materiale sekcyjnym i to na sali sądowej. Wymyślił metodę, skonstruował aparat, przy pomocy którego wyizolował z treści żołądkowej zmarłej osoby arsen, który osadził na porcelance w postaci czarnego lustra. Ta metoda była bardzo dobra, może i do dzisiejszego dnia jest stosowana w niektórych laboratoriach, ale ona w zasadzie przerosła oczekiwania. Zaczęto ekshumować zwłoki i wszędzie wykrywano ten arsen. Nikt się nie zastanowił, że arsen może do zwłok dostać się z zewnątrz. Dopiero w 1840 roku Mateusz Orfilla, który jest nazywany ojcem toksykologii, stwierdził, że należy badać nie tylko materiał pochodzący z ekshumacji, ale również ziemię znad i spod trumny – żeby wykluczyć kontaminację zwłok z zewnątrz.
A w tej chwili mamy takie metody analityczne, które pozwalają nam wykryć 10 do minus dziewiątej, do minus dwunastej, czy piętnastej – czyli nano-, piko czy femtogramy – to są bardzo, bardzo niskie stężenia, ślady śladów. Dlatego, jeżeli się wykonuje analizę dla celów sądowych, to wynik uzyskany jedną metodą, musi być potwierdzony drugą niezależną metodą.
PAP: Nie ma takich niewykrywalnych trucizn?
Maria Kała: A jakaż by miała być ta idealna trucizna? Najlepiej, żeby była bez smaku, bez zapachu, bez woni, dobrze rozpuszczalna, bo to ułatwia podanie; żeby działała z opóźnieniem, bo wtedy można się oddalić z miejsca zbrodni; żeby była niewykrywalna – bo to zmniejsza prawdopodobieństwo wykazania, że to była śmierć z powodu trucizny. Dobrze by było, żeby była egzotyczna – bo to zmniejsza prawdopodobieństwo wykrycia; i silna - bo mniejsza dawka ułatwia podanie; łatwo dostępna – bo to też ułatwia alibi; imitowała objawy chorób naturalnych, rozkładała się bardzo szybko po zgonie, żeby w analizie sekcyjnego materiału nie można jej było wykazać i najlepiej, żeby jeszcze występowała w naturalnym środowisku, bo wtedy nie można by było wykluczyć, że to zatrucie przypadkowe.
PAP: Są takie?
Maria Kała: Jak byśmy znali nazwę takiej trucizny, to byśmy ją wykryli. Nie da się czegoś wykryć, jeżeli nie wiemy, co to jest. A gdyby ktoś znał taką truciznę, to znaczy, że ona już nie jest doskonała, bo wtedy damy radę ją wykryć. Mamy obecnie bardzo czułe metody, jeden materiał, np. próba krwi pozwala wykryć substancję w krótkim czasie od przyjęcia, czyli do kilkunastu godzin. Inny materiał, jak próba moczu, to już do kilku dni możemy tę truciznę wykazać, ale mamy jeszcze kolejny bardzo dobry materiał – włosy. Najpierw muszą z cebulki włosowej urosnąć nad powierzchnię skóry, to najczęściej zajmuje ok. 7 dni, a później rosną z szybkością 1 cm na miesiąc. Zatem, jeżeli utniemy te włosy przy powierzchni skóry i podzielimy na 1-centymetrowe segmenty, to będziemy mogli powiedzieć, czy ktoś miesiąc temu, dwa miesiące, trzy miesiące temu przyjął jakiś związek.
PAP: Z jednego włosa?
Maria Kała: Z jednego włosa nic się nie da zrobić. Naukowcy wprowadzili nową jednostkę dla włosów, tzw. pencil size. Pukiel włosów, który jest potrzebny do takiej analizy musi być grubości ołówka. Metody analityczne są na tyle czułe, że nawet po jednorazowym przyjęciu jakiegoś narkotyku można przy analizie segmentowej włosów to wykazać.
PAP: Czy trucizna nadal jest wykorzystywana do zbrodni?
Maria Kała: Powiedziałabym, że coraz mniej. Ale przecież przez lata była używana w majestacie prawa, do dziś w USA jest wykonywana kara śmierci przy pomocy tzw. iniekcji śmiertelnej.
PAP: Czy zdarzają się jeszcze takie zbrodnie, jak opisywane w kryminałach?
Maria Kała: Wykrywamy cyjanek, wprawdzie nie tak często jak przedtem, ale intencji nie znamy. Nie możemy wykazać, czy to było zabójstwo czy samobójstwo. Czasem zostają znalezione zwłoki ze strzykawką jeszcze w żyle, ale to dotyczy narkomanów. Ujawniamy też takie leki, których każda dawka jest śmiertelna, bo są używane tylko przy operacji pod opieką lekarza. Jeżeli mamy sprawę dotyczącą samobójstwa, szczególnie ze świata lekarskiego, to musimy spodziewać się bardzo egzotycznych trucizn lub leków, które nie są dostępne ogółowi. Nie dlatego, że chce utrudnić wykrycie, ale dlatego, że ma łatwość zdobycia silnej trucizny.
Rozmawiała Anna Pasek (PAP)
hp/ bno/ mow/