700 architektów i 20 tys. robotników postawiło swoisty pomnik komunistycznemu dyktatorowi Rumunii Nicolae Ceausescu. 23 lata po jego śmierci Pałac Parlamentu wciąż góruje nad Bukaresztem. Dla jednych to symbol komunizmu, dla innych oznaka potęgi narodu. To właśnie tam Europejska Partia Ludowa (EPL) zorganizowała w środę i czwartek swój kongres, na który zjechało ponad tysiąc delegatów, w tym polscy europosłowie z PO i PSL.
„Podobno ten budynek jest drugim budynkiem na świecie pod względem powierzchni, po Pentagonie” – mówi eurodeputowany Andrzej Grzyb (PSL), który po raz pierwszy odwiedził pałac wiosną 1994 r. z polskim posłami i senatorami. Gmach był wciąż w budowie „Zewnętrznie cała konstrukcja już stała. Ale pałac nie był jeszcze wykończony; w jednym skrzydle widziałem jeszcze dźwigi” – wspomina Grzyb.
Monumentalny, wysoki na ponad 80 metrów neoklasycystyczny pałac z białego marmuru ma powierzchnię 340 tys. metrów kwadratowych. Jego budowa trwała 13 lat, od 1984 r. Kosztowała ponad 3 mld euro. Gmach, wciąż nazywany "Domem Ludu", i wzniesiony w stylu nazwanym żartobliwie "neobabilońskim", stanowił uwieńczenie planów przebudowy centrum stolicy, dla których wysiedlono dziesiątki tysięcy ludzi. Jedną piątą starego Bukaresztu zrównano z ziemią, burząc m.in. sześć synagog i 19 cerkwi. „Bukareszt w pewnym momencie był nazywany +małym Paryżem+, teraz już tego nie ma” – ubolewa Carosela, dziennikarka rumuńskiej telewizji Antena 1.
Monumentalny, wysoki na ponad 80 m neoklasycystyczny pałac z białego marmuru ma powierzchnię 340 tys. metrów kwadratowych. Jego budowa trwała 13 lat, od 1984 r. Kosztowała ponad 3 mld euro. Gmach, wciąż nazywany "Domem Ludu", i wzniesiony w stylu nazwanym żartobliwie "neobabilońskim", stanowił uwieńczenie planów przebudowy centrum stolicy, dla których wysiedlono dziesiątki tysięcy ludzi.
W zamyśle Ceausescu budowla miała być siedzibą głównych organów państwa i jego własną. Po rewolucji pojawiły się jednak pomysły, by kojarzący się z dyktaturą pałac wyburzyć, a jeden z burmistrzów nawet zamierzał przekształcić olbrzymi gmach w kompleks kasyn, hoteli i sal widowiskowych.
Ostatecznie znalazły tam swoje miejsce m.in. obie izby parlamentu, trybunał konstytucyjny, międzynarodowe centrum konferencyjne, siedziba biura ochrony rządu, wydawnictwa urzędowe, a nawet muzeum sztuki współczesnej – wymienia Julia Garbacea z lokalnej telewizji. Świetnie zna historię budynku, w którym bywa codziennie od co najmniej sześciu lat.
Pałac ma 12 pięter oraz osiem podziemnych kondygnacji. „Arabski emir kiedyś powiedział mi, że choć w swoim kraju ma wiele budynków, to jego pałac nie jest tak wielki jak +Dom Ludu+ i że nawet dla niego taka budowa byłaby zbyt kosztowna” – opowiada Garbacea.
Ceausescu chciał zbudować coś wielkiego, by pokazać światu potęgę swojego reżimu – tłumaczy inna dziennikarka Elena.
Jak zauważa europoseł Grzyb, pałac miał być świadectwem talentów i umiejętności Rumunów. Podczas pierwszej wizyty wrażenie na polskim eurodeputowanym zrobiło to, że budynek został zaprojektowany przez architektów rumuńskich oraz wykonany z surowców pochodzących z kraju, m.in. z transylwańskich marmurów. „Kamienie i marmury są wszechobecne. Każda z sal jest indywidualnie zaprojektowana, łącznie z wystrojem, lampami, dywanami, meblami” - wyjaśnia Grzyb. Bogato zdobione monumentalnymi rzeźbami sale z pozłacanymi sufitami kontrastują z przestrzennymi korytarzami. Zagranicznych gości dziwi, że na większości z nich można palić.
Według eurodeputowanego Jerzego Buzka (P0) ten „wielki i reprezentacyjny gmach” to przykład gigantyzmu, „który się zdarza w niektórych krajach”.
„Bardzo dobrze się tu obraduje, jest dużo przestrzeni i miejsca do działania. Użyteczne jest to, że można jednocześnie prowadzić tu kilka kongresów” – komentuje Buzek. „Na pewno gmach będzie stał setki lat” - dodaje.
Europoseł Krzysztof Lisek (PO), który w budynku był już pięciokrotnie, wspomina, że za pierwszym razem zrobił on na nim wielkie wrażenie. „Ale jednocześnie wszyscy zastanawiali się, ile to mogło kosztować i komu to tak naprawdę służyło” – wspomina.
Dziennikarka Elena twierdzi, że majestatyczny gmach nie jest lubiany przez Rumunów, którzy kojarzą go z okresem rządów dyktatora. „Ale skoro jest, to próbujemy utrzymać go w dobrym stanie” – dodaje. Europoseł Grzyb wspomina, że w latach 90. słyszał sporo słów krytyki na temat pałacu. „Ale myślę, że teraz to się zmieniło, a budynek wpisał się w tożsamość Bukaresztu i całej Rumunii” – dodaje Grzyb.
Pracującemu od lat w pałacu strażnikowi budynek nie kojarzy się z komunizmem. „To symbol państwa rumuńskiego. Tyle osób go budowało” – tłumaczy.
Podczas pierwszych pięciu lat przy budowie dzień i noc pracowało tam 20 tys. robotników. Niektórzy stracili życie, gdy silny wiatr strącał ich z wielopiętrowych rusztowań - mówi Garbacea. Dodaje, że nie ma oficjalnych danych na ten temat. „Ceausescu nigdy nie przyznał, że ludzie giną podczas budowy jego pałacu” - opowiada.
Wiele osób narzeka na warunki pracy w gmachu, m.in. ze względu na duże odległości i niefunkcjonalność. Choć oświetlany jest ok. 500 żyrandolami, to w środku brakuje naturalnego światła. „Ludzie nie lubią tu pracować. Tutejsi dziennikarze czasami dziennie pokonują po kilka kilometrów, przemieszczając się z głównych sal parlamentu do komisji znajdujących się po drugiej stronie budynku” – mówi Garbacea. „Potrzeba trochę czasu, by wszystko znaleźć i zrozumieć, jak to funkcjonuje” - zauważa Carosela. „Ja się tu źle czuję. Gmach jest zbyt wielki, zbyt przytłaczający” – mówi europoseł Lisek.
Według Garbacei wiele pomieszczeń nie zostało wybudowanych do obecnych celów. „Sale nie są odpowiednio ogrzewane. Czasami jest duszno, boli od tego głowa” – tłumaczy. „Śmiejemy się, że po całym dniu tutaj jesteśmy tacy bladzi, że wyglądamy jak ten marmur na ścianach” – mówi.
Krytykowane są także wysokie koszty utrzymania gigantycznego pałacu. Garbacea przywołuje dane, z których wynika, że miesięcznie są one równe kosztom utrzymania jednego rumuńskiego miasta średniej wielkości.
Zdaniem polskich eurodeputowanych gmach wymaga odświeżenia i remontu. „Ale cofając się w czasie o 20 lat na pewno można sobie wyobrazić, że wtedy to był absolutny przepych i luksus” - podkreśla Lisek. Europoseł Grzyb broni budynku. Choć widoczne są pewne „niedoróbki” to trzeba pamiętać, że „w polskim parlamencie też to się zdarzyło” - mówi.
Pałac, w którym w 2008 roku odbył się szczyt NATO, jest najbezpieczniejszym miejscem w całej Rumunii – twierdzi Garbacea. Dziennikarka w „Domu Ludu” przeżyła nawet trzęsienie ziemi.„Prawie go nie zauważyłam, choć w centrum miasta było ono bardzo odczuwalne” - opowiada.
Plotka mówi, że w podziemiach znajduje się pomieszczenie, w którym Ceausescu chciał się schronić w przypadku ataku chemicznego. „Znamy też te plotki, że wewnątrz mógł nawet lądować helikopter. Nie wiem, czy to prawda, chyba Rumuni też tego nie wiedzą. Jednak znając fantazję pana Ceausescu można przypuszczać, że miał taki zamiar, nawet jeśli go nie zrealizował” – żartuje europoseł Lisek.
Z Bukaresztu Julia Potocka(PAP)
jhp/ ro/