5 tys. zł nagrody wyznaczył starosta drawski Stanisław Kuczyński za odnalezienie, wydobycie i przekazanie U-boota zatopionego w jeziorze Drawsko. Tej treści ogłoszenie ukazało się m.in. w piątkowej lokalnej prasie.
"Starosta drawski ustanawia nagrodę w wysokości 5000 zł za wydobycie z jeziora Drawsko i przekazanie w uzgodniony sposób Starostwu Powiatowemu w Drawsku Pomorskim wraku historycznej łodzi podwodnej z okresu II Wojny Światowej lub wcześniejszego. Znalazca otrzyma także Statuetkę Odkrywcy. Nagroda może wzrosnąć" - obwieścił starosta na portalu dotyczącym akcji poszukiwania łodzi podwodnej. Jak podkreśla w rozmowie z PAP, sam jest jej pomysłodawcą
Kuczyński, jak mówił, zdaje sobie sprawę, że kwota nagrody nie jest wystarczająca na pokrycie kosztów ewentualnego wydobycia wraku. Jednak przede wszystkim liczy się wyzwanie - przekonuje. Nie jest wykluczone, że nagroda znacząco wzrośnie - zaznaczył.
Nagroda może zostać zwiększona dzięki deklaracjom przekazania darowizny w razie odnalezienia okrętu podwodnego. Taką deklarację będą mogły złożyć przedsiębiorstwa, organizacje pozarządowe lub samorządy w zamian za możliwość zostania sponsorem akcji - tłumaczy starosta.
Starosta zauważył, że sam jako dziecko słyszał opowieści o niemieckich łodziach podwodnych, które zostały zatopione w bliżej nieokreślonym miejscu jeziora, o szkoleniach dla niemieckich komandosów, czy zatopionym w jeziorze placu manewrowym regimentu pruskich huzarów. "Chcemy rozwiązać te historyczne zagadki, a znaleziony kilka miesięcy temu w pobliżu jeziora guzik od płaszcza marynarza Kriegsmarine to symboliczny zaczątek akcji" – mówił.
„Chcemy, aby poszukiwania tajemnic jeziora były prowadzone w sposób profesjonalny i zgodny z prawem, aby dążyły przede wszystkim do poznania naukowej, obiektywnej prawdy” - podkreślił Kuczyński.
Pytany, czy celem akcji nie jest promocja Pojezierza Drawskiego i ściągnięcie w te rejony turystów, starosta mówi, że cieszyłby się, gdyby tak się stało, lecz oprócz odkrycia tajemnic jeziora przede wszystkim liczy na integrację lokalnego środowiska, pojawienie się wspólnej idei i identyfikację mieszkańców z miejscem.
Jak dodał, będą organizowane profesjonalne sesje poszukiwawcze, które zapewnią właściwy nadzór nad badaniami. "Organizację sesji, w których będą mogli wziąć udział poszukiwacze z całego świata, mamy zamiar zlecić odpowiednim podmiotom" – podkreślił.
Starosta zauważył, że sam jako dziecko słyszał opowieści o niemieckich łodziach podwodnych, które zostały zatopione w bliżej nieokreślonym miejscu jeziora, o szkoleniach dla niemieckich komandosów, czy zatopionym w jeziorze placu manewrowym regimentu pruskich huzarów. "Chcemy rozwiązać te historyczne zagadki, a znaleziony kilka miesięcy temu w pobliżu jeziora guzik od płaszcza marynarza Kriegsmarine to symboliczny zaczątek akcji" – mówił.
Kuczyński, jak zaznaczył, pragnie, by w akcję włączyli się pasjonaci historii, lokalni historycy, a może nawet geolodzy. "Jeśli nasze działania, które są bez kosztowe, przyniosą efekty w postaci większego ruchu turystycznego czy nawet zainteresowania inwestycjami w branżę turystyczną, to należałoby się cieszyć" – podkreślił.
Dyrektor Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, a także archeolog podwodny Aleksander Ostasz powiedział PAP, że bez wątpienia jezioro Drawsko skrywa wiele tajemnic. "Ale nigdy nie natrafiłem na żadne źródła, które wspominałyby o U-bootach w tamtym rejonie" - zaznaczył.
Jak zauważył, jezioro jest piękne, żyją w nim wyjątkowe, endemiczne gatunki krabów – relikty polodowcowe. Podkreślił, że niedawno np. udokumentowano, że historia o zatopionym placu manewrowym w XVIII w. jest prawdziwa. "Warto przyjrzeć się jezioru bliżej, ale potrzeba do tego wsparcia odpowiednich instytucji i osób, by zająć się badaniami w sposób naukowy" – dodał Ostasz. "Ale ja bym tam okrętów podwodnych nie szukał; szukanie sensacji zamiast badań naukowych to kwestia wątpliwa" – podkreśla dyrektor.
Jak przypomina, jezioro Drawsko należy do głębokich akwenów, miejscami ma 80 m głębokości. Zbadanie jeziora to także kosztowna i pracochłonna operacja - tłumaczy.
Niemieckie miniaturowe okręty podwodne, U-boot typu Seehund, produkowane były w rejonie trójmiasta i Elbląga. Zabierały one na pokład do dwóch osób, a zanurzały się na 30 metrów. (PAP)
epr/ par/