Starą, być może nawet dwustuletnią łódź odkrył przypadkowo wędkarz w Wiśle w okolicy pałacu w podwarszawskiej Jabłonnie. Znaleziskiem zajęli się już historycy i archeolodzy.
Wystająca z wody przy wiślanym brzegu, bardzo dobrze zachowana główna część drewnianej łodzi ma ok. 13 m długości i ok. 3,5 metra szerokości.
Zajmujący się znaleziskiem Wawrzyniec Orliński z Muzeum Historycznego w Legionowie szacuje, że cała łodź miała pierwotnie ok. 20 metrów długości. Niestety, dziób i rufa nie zachowały się, a łódź leży do góry dnem, zakryta burtami w piachu być może nawet na metr głębokości.
Według wstępnych ustaleń, łódź mogła być tzw. batem, czyli popularną w żegludze śródlądowej na przełomie XVIII i XIX wieku jednostką żaglową, służącą zarówno do transportu towarów (żwir, piach, płody rolne), jak i do przewożenia osób.
"Wrak zauważył wędkarz, w połowie września. Najpierw o tym co odkrył, poinformował Fundację +Ja Wisła+. Ta przekazała sygnał do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Warszawie, który z kolei zwrócił się do Muzeum Historycznego w Legionowie o zajęcie się znaleziskiem" - relacjonuje Orliński.
Muzeum podjęło współpracę z Instytutem Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, z ramienia którego badaniem łodzi zajmuje się Zbigniew Stasiak.
W tej chwili historycy i archeolodzy prowadzą prace dokumentacyjne znaleziska. Badają dokładne położenie łodzi, próbują ustalić jak pierwotnie wyglądała i do czego służyła. Wyniki badań są konsultowane z Muzeum Morskim w Gdańsku.
"To jest solidna, porządnie wykonana jednostka. Z tego, co już wiemy, jej dno zostało wykonane z grubych na 5 cm desek dębowych. Burty z kolei zostały zrobione z drzewa sosnowego. Deski dna były uszczelnione specjalnym spoiwem i obłożone cienkimi deszczułkami" - opowiada Orliński. Pokazuje też, że na ważącej pierwotnie ok. 5 ton łodzi widać +łaty+" - ślady licznych, ale dobrze wykonanych napraw. Jak przekonuje, świadczy to o tym, że łódź była zadbana i użytkowana przez wiele lat.
Według wstępnych ustaleń, łódź mogła być tzw. batem, czyli popularną w żegludze śródlądowej na przełomie XVIII i XIX wieku jednostką żaglową, służącą zarówno do transportu towarów (żwir, piach, płody rolne), jak i do przewożenia osób.
Odpowiedź na pytanie o przeznaczenie łodzi będzie znana dopiero wtedy, gdy badaczom uda się dostać pod burty. Czy do tego dojdzie? Nie wiadomo - przyznają badacze i podkreślają, że już "ścigają się z czasem". Podniesienie ważącego kilka ton wraku na razie nie jest możliwe, a w pierwszych dniach października stan wody w Wiśle, po długim okresie wyjątkowej suszy, zaczął rosnąć. Nie jest wykluczone, że za kilka tygodni znalezisko znajdzie się ponownie pod wodą.
Znalezisko w Jabłonnie to już kolejna archeologiczna niespodzianka, która ucieszyła w tym roku historyków z Mazowsza na skutek utrzymującego się od wielu tygodni rekordowo niskiego poziomu Wisły.
20 września w Warszawie, z pomocą policyjnego śmigłowca, archeolodzy podnieśli z odsłoniętego koryta Wisły ciężkie elementy architektoniczne, zrabowane w mieście podczas "potopu szwedzkiego". Jak wyjaśniał w rozmowie z PAP rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek, były to "fragmenty sklepień, fontanny, dekoracje" - które, jak mówił - "Szwedzi rabowali, a później na barkach przewozili do Gdańska, by tam przeładować je na statki i przetransportować do Szwecji. Część z tych łupów pozostała w Wiśle".
Znalezisko w Jabłonnie to już kolejna archeologiczna niespodzianka, która ucieszyła w tym roku historyków z Mazowsza na skutek utrzymującego się od wielu tygodni rekordowo niskiego poziomu Wisły.
Znaleziska te znajdowały się w korycie Wisły ok. 500 m na północ od mostu Gdańskiego, na wysokości Wybrzeża Puckiego.
W ub. roku, już nie tyle za sprawą stanu wody w rzece, co w efekcie sukcesu projektu "Wisła 1655-1906-2009. Interdyscyplinarne badania dna rzeki", z dna wydobyto elementy architektoniczne, pochodzące prawdopodobnie z Zamku Królewskiego, także zrabowane przez Szwedów. W listopadzie tamtego roku część odnalezionych wówczas zabytków zaprezentowano publicznie - łącznie ok. 70 fragmentów kamiennej architektury, ważących w sumie ponad pięć ton.
Według historycznych źródeł, w czasie najazdu na Polskę w XVII w. Szwedzi rabowali na potęgę, a łupy, m.in. dzieła sztuki, spławiali łodziami w dół Wisły, ładowali na statki i wywozili. "Rabowano wszystko - nawet posadzki, kolumny, fragmenty obramień; rozkładano na częci drzwi i portale" - opowiadał wówczas PAP organizator akcji "Wisła", dr Hubert Kowalski z Instytutu Archeologii UW, który wraz z Marcinem Jamkowskim i Justyną Jasiewicz z Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW doprowadził do namierzenia i wydobycia znalezisk.
Rzeźby wykonano w marmurach i alabastrach. Prawdopodobnie zdobiły wnętrza. Na jednym z trójkątnych elementów znajduje się herb Wazów, co daje niemal zupełną pewność, że pochodzi z Zamku Królewskiego w Warszawie. "Są to prawdopodobnie elementy z pierwszej fazy przebudowy wnętrza Zamku, z której nie zachowały się żadne ślady materialne. Nie ma nawet dokumentów i rysunków obrazujących, jak zamek mógł wyglądać w tamtym okresie" - zastrzegał w rozmowie z PAP Jamkowski.
Pałac w Jabłonnie polecił zbudować w 1774 r. biskup płocki Michał Poniatowski, brat króla Stanisława Augusta. Budynek zaprojektował słynny architekt Dominik Merlini. Na tyłach pałacu urządzono sięgający prawie do Wisły park w stylu angielskim.
Jednym z późniejszych właścicieli pałacu był książę Józef Poniatowski (od 1794 r. do 1813 r.). Do 1945 r. rezydencja należała do rodziny Potockich. W czasie II wojny . pałac został spalony przez Niemców. Po wojnie odbudowany, od 1953 r. w posiadaniu Polskiej Akademii Nauk.
Grzegorz Matuszewski (PAP)
gma/ zan/ ago/ pru/ ral/