Pożegnaliśmy żołnierza AK i uczestnika Powstania Warszawskiego Wacława Wojciechowskiego. Cześć jego pamięci – napisał w nocy z soboty na niedzielę na Twitterze premier Mateusz Morawiecki. W klasztorze karmelitów bosych w Munster w amerykańskim stanie Indiana odbyła się ceremonia pożegnalna podporucznika.
Po powrocie ze szczytu w Brukseli, prosto z lotniska pojechałem na kopiec Powstania Warszawskiego, żeby złożyć kwiaty i pomodlić się za bohaterów poległych w tym wielkim wolnościowym zrywie – napisał na Facebooku w piątek wieczorem premier Mateusz Morawiecki.
Na kopcu Powstania Warszawskiego na stołecznym Czerniakowie w piątek po południu zgaszono ogień pamięci. Zgodnie z tradycją płonął przez 63 dni, czyli tyle, ile trwał powstańczy zryw w 1944 roku. Ogień przyniosła 1 sierpnia sztafeta pokoleń z Grobu Nieznanego Żołnierza. Teraz ogień tam wróci.
Dziś mija 76 lat od kapitulacji Powstania Warszawskiego, tego najtragiczniejszego zrywu powstańczego w naszej historii – mówił wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński podczas otwarcia wystawy „Sakramentki i Redemptoryści w Powstaniu Warszawskim”.
W piątek na budynku przy pl. Politechniki odsłonięto tablicę upamiętniającą żołnierzy Armii Krajowej, w tym Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych gen. dyw. Tadeusz Komorowski ps. Bór, wziętych do niewoli niemieckiej oraz mieszkańców stolicy wypędzonych z miasta po zakończeniu Powstania Warszawskiego.
„Dla wielu śmierć miasta to wzmianka w komunikacie albo z dala oglądany słup czarnego dymu. Dla tych, co przez to przeszli, dla nas, co tam byliśmy – to projekcja makabrycznego filmu. Ja taki film o śmierci mych bliskich, o śmierci mych kolegów, o śmierci miasta oglądałem z rzędów, gdzie obowiązywało opanowanie. Lecz rzeczywiście – bardziej nas przeraża jeden płonący dom niż cała płonąca dzielnica. Do dziś mam w oczach obraz spalonego przez +krowę+ mężczyzny, gdy spokojnym głosem prosił o papierosa. On już wtedy wiedział – tak jak my uświadomiliśmy to sobie nieco później – że ratunek nie przyjdzie” – mówi Olgierd Sawicki, żołnierz Kompanii Ochrony Sztabu Obszaru Warszawskiego Armii Krajowej „Koszta”.
Na wieść o wybuchu zrywu w Warszawie Hitler i Himmler wydali rozkaz mówiący o tym, że należy zabić wszystkich mieszkańców, nie wolno brać żadnych jeńców, a miasto ma być zrównane z ziemią. To miał być przykład dla całej Europy pokazujący, co stanie się z miejscem, które zbuntuje się przeciwko III Rzeszy – mówi PAP dr Katarzyna Utracka, historyk, zastępca kierownika Działu Historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego.
1 sierpnia 1944 r. na rozkaz Komendanta Głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” w Warszawie wybuchło powstanie. Przez 63 dni powstańcy prowadzili z wojskami niemieckimi heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i dominacji sowieckiej.
Gdy powiedziałam w domu, że najpewniej nikt z nas nie przeżyje powstania, że jeśli Rosjanie nie wejdą szybko, Akcja jest z góry przegrana, moja Babcia uniosła się oburzeniem. Babcia wierzyła w cuda, w sprawiedliwość dziejową i w bohaterstwo. A ja słyszałam opinie dowódców, stenografowałam jedno z posiedzeń – wspomina Teresa Sułowska-Bojarska.
„Gdy myślimy o powstaniu warszawskim, najczęściej mamy przed oczami obraz bohaterskich klawych chłopaków, którzy nawet będąc w największych tarapatach, odpowiadają hardo: +Byczo jest!+; dowódców ocenianych co najmniej niejednoznacznie; krwawe walki, w których fatalnie uzbrojeni powstańcy stawali naprzeciw Niemców dysponujących całym arsenałem różnorodnej broni, w tym samolotami i pociągiem pancernym, a dzieci z butelkami z benzyną biegły na czołgi oraz piękne dziewczyny, które z promiennym uśmiechem opatrują rannych, przenoszą meldunki albo gotują zupę zwaną plujką” – czytamy.