40 lat temu, 17 lutego 1983 r., przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego zakończył się proces Zbigniewa i Zofii Romaszewskich oraz innych osób oskarżonych o stworzenie Radia „Solidarność”. „To radio miało się upominać o krzywdy, o ich naprawienie” – mówił ich adwokat Władysław Siła-Nowicki.
Historycy badający dzieje okresu stanu wojennego uznają proces małżeństwa Romaszewskich za jeden z najbardziej wyjątkowych spektakli sądowych przygotowanych przez reżim Wojciecha Jaruzelskiego. Na ławie oskarżonych zasiedli małżonkowie, ich córka była internowana, a Zbigniew Romaszewski po raz drugi sądzony był za te same czyny w tzw. procesie KSS „KOR”, co nawet w warunkach stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości” byłoby uznane za absurdalne. Proces Romaszewskich jest również przykładem szczególnej mobilizacji reżimu stanu wojennego przeciwko jednej z pierwszych prób przełamania monopolu informacyjnego, który miał zapanować w PRL-u po 13 grudnia 1981 r.
Historycy badający dzieje okresu stanu wojennego uznają proces małżeństwa Romaszewskich za jeden z najbardziej wyjątkowych spektakli sądowych przygotowanych przez reżim Wojciecha Jaruzelskiego.
Pomysł uruchomienia niezależnej od władz komunistycznych rozgłośni powstał jeszcze w czasie karnawału „Solidarności”. Pod koniec grudnia 1981 r. gotowy był już pierwszy nadajnik, który wykorzystano do uruchomienia Radia „Solidarność”. Miał moc 20 watów, był wielkości radia tranzystorowego. Można było do niego przyłączyć magnetofon z nagraną kasetą, antenę umieszczano na kilkumetrowej wędce. W jego skonstruowaniu wzięli udział specjaliści z Politechniki Warszawskiej.
12 kwietnia 1982 r., w drugi dzień Świąt Wielkanocnych, o godz. 21.00 na fali UKF 70,1 MHz została nadana w Warszawie pierwsza audycja Radia „Solidarność”. Poprzedziło ją rozrzucenie ulotek informujących o czasie i paśmie nadawania.
Emisję uruchomili z dachu wysokiego budynku na rogu ul. Niemcewicza i Grójeckiej Marek Rasiński i Janusz Klekowski. Ośmiominutową audycję, nagraną na kasetę magnetofonową, rozpoczął motyw „Siekiera, motyka…”. Spikerami byli Zofia Romaszewska i Klekowski. Audycja była słyszalna w dużej części stolicy i stała się sukcesem podziemia. Sygnałem, że radio jest odbierane, było miganie świateł, o które zaapelowano do słuchaczy, aby sprawdzić, jak daleko dociera sygnał nadajnika. Wówczas, jak wspominali twórcy radia, światła zamigotały w niemal całej Warszawie. „Obaj byliśmy zaskoczeni taką reakcją. Wydawało mi się, że nie będzie żadnego odzewu. Powiedziałem wówczas, że dla takich chwil warto dać się złapać. Chciałbym jeszcze raz doświadczyć takiej sytuacji” – wspominał Rasiński w trakcie obchodów 40. rocznicy nadania audycji.
Kolejna audycja została wyemitowana 30 kwietnia, a następne były słyszalne prawie co tydzień. Fundusze na potrzeby rozgłośni uzyskiwano m.in. dzięki współpracy z Międzyzakładowym Robotniczym Komitetem „Solidarność” ze zbiórek organizowanych w zakładach pracy. Zespół Radia „Solidarność” liczył kilkanaście osób. Poza Romaszewskimi, Klekowskim i Rasińskim należeli do niego m.in. Danuta Jadczak, Zbigniew Kobyliński, Irena Rasińska (matka Marka), Ryszard Kołyszko oraz Elżbieta i Andrzej Gomulińscy. Grupa utrzymywała kontakt z Jerzym Jastrzębowskim, przewodniczącym „Solidarności” w Radiu i Telewizji oraz z publicystą Krzysztofem Wolickim.
Z czasem nadajniki rozpoczęły nadawać także w innych miastach. 12 maja wyemitowano pierwszą audycję Radia „Solidarność” w Poznaniu, 8 czerwca w Gdańsku, a 27 czerwca w Krakowie.
Z czasem nadajniki rozpoczęły nadawać także w innych miastach. 12 maja wyemitowano pierwszą audycję Radia „Solidarność” w Poznaniu, 8 czerwca w Gdańsku, a 27 czerwca w Krakowie.
Do walki z rozgłośnią władze komunistyczne skierowały jednostki MSW oraz wojsko, wyposażone w urządzenia służące dotychczas do wyszukiwania zachodnich szpiegów przez specjalną jednostkę funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – Biuro Radiokontrwywiadu.
Na początku czerwca 1982 r. aresztowano zespół nadający program na warszawskim osiedlu Okęcie. 5 lipca SB wkroczyła do mieszkania, w którym przebywali Romaszewscy i kilka osób związanych z konspiracją. Zbigniew Romaszewski zdołał uciec, ale jego żona Zofia i dziennikarka Joanna Szczęsna zostały aresztowane. Romaszewskiego SB aresztowała 29 sierpnia 1982 r. Spowodowało to przerwę w nadawaniu podziemnego radia aż do października.
Władze niemal natychmiast pochwaliły się swoim sukcesem, a na konferencji prasowej rzecznik reżimu Jerzy Urban uznał aresztowania za jeden z największych sukcesów władzy. W rzeczywistości sukces nie był całkowity, ponieważ nie udało się zidentyfikować jednego ze spikerów – Janusza Klekowskiego. Większość aresztowanych konsekwentnie odmawiała zeznań lub składała nieprawdziwe wyjaśnienia. „Raz jeden śledczy się zapalił, zaczął krzyczeć, że przygotowaliśmy listy proskrypcyjne komunistów, którzy mieli być zamordowani. Wstałem, powiedziałem, że o takich absurdach nie będę rozmawiać, i zażądałem odprowadzenia do celi” – wspominał Romaszewski w książce „Romaszewscy: autobiografia” autorstwa Piotra Skwiecińskiego.
Reżim zdecydował się na szybkie rozpoczęcie procesu. Już 24 stycznia 1983 r. przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego odbyła się pierwsza rozprawa. Początkowo na ławie oskarżonych miało zasiąść dziesięciu oskarżonych, ale ostatecznie jeden sądzony był w oddzielnym postępowaniu. Stawiano im zarzuty wynikające z dekretu o stanie wojennym, m.in. działania w nielegalnych strukturach związku zawodowego. Aktywność w zdelegalizowanym związku miała polegać na uczestnictwie w tworzeniu Radiu „Solidarność”. Zarzucano im także propagowanie „nieprawdziwych informacji o sytuacji w kraju”. Było to uzasadnienie typowe dla procesów, w których aktorem wyznaczonym przez władzę był prokurator Olgierd Isbrandt. Wielokrotnie oskarżał opozycjonistów o rozpowszechnianie „fałszywych informacji mogących wywołać niepokój publiczny lub rozruchy”. Po stronie oskarżonych stali najwybitniejsi adwokaci opozycji – Władysław Siła-Nowicki, Jan Olszewski i Jacek Taylor.
Reżim zdecydował się na szybkie rozpoczęcie procesu. Już 24 stycznia 1983 r. przed Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego odbyła się pierwsza rozprawa.
Prokuratorzy sterujący procesem dążyli do ograniczenia liczby przedstawianych dowodów i zeznań świadków, aby oskarżeni nie wykorzystali procesu do publicznego wyrażania swoich poglądów. Składane przez Romaszewskich i pozostałych opozycjonistów zeznania były manifestacją programu zdelegalizowanej „Solidarności” oraz lojalności wobec pozostałych internowanych. „Przepisy stanu wojennego godziły w te wolności ludzkie, które uważałem za podstawowe prawa, naruszały wolność osobistą obywateli. Moje osobiste pobudki – to były te poglądy niezbywalności pewnych praw ludzkich. Nie mógłbym spojrzeć w oczy ludziom, gdybym zrezygnował z działalności” – argumentował Romaszewski.
W podobny sposób wypowiadali się obrońcy oskarżonych. Olszewski porównał atak reżimu na „Solidarność” do represji wobec żołnierzy Armii Krajowej po II wojnie światowej. Potępił także przekaz propagandowy tworzony przez Urbana i jego otoczenie. „Czy symbol zaplutego karła reakcji miał teraz powrócić” – pytał Olszewski. „Różnica między tym radiem a oficjalnymi środkami masowego przekazu jest taka, jak między świadkiem oskarżenia i obrony. To radio miało się upominać o krzywdy, o ich naprawienie” – mówił Siła-Nowicki. W mowie końcowej zaapelował, aby „wyrok, który tutaj zapadnie, nie był przejawem walki politycznej, zemsty ani represji”, ale przejawem „społecznego pojednania”.
Reżimowy sąd zlekceważył jego apel. 17 lutego 1983 r. zapadły wyroki. Romaszewski skazany został na cztery i pół roku, a jego żona Zofia na trzy lata pozbawienia wolności. Pozostałym oskarżonym wymierzono kary od 7 miesięcy do dwóch i pół roku. W uzasadnieniu sąd wymienił „podżegające” informacje przekazywane na falach radia.
17 lutego 1983 r. zapadły wyroki. Romaszewski skazany został na cztery i pół roku, a jego żona Zofia na trzy lata pozbawienia wolności. Pozostałym oskarżonym wymierzono kary od 7 miesięcy do dwóch i pół roku. W uzasadnieniu sąd wymienił „podżegające” informacje przekazywane na falach radia.
W Warszawie misję Romaszewskich kontynuował Jerzy Jastrzębowski, a później Wojciech Stawiszyński. Ostatnią audycję wyemitowano w czerwcu 1989 r. Po wyroku z lutego 1983 r. Romaszewski powrócił do aresztu przy Rakowieckiej i tam oczekiwał na kolejny proces, nazywany procesem KSS-KOR. Wolność odzyskał na mocy amnestii w lipcu 1984 r., tuż po pierwszej rozprawie. Rok wcześniej mury więzienia opuściła Zofia Romaszewska. Wspólnie niemal natychmiast powrócili do działalności opozycyjnej.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp/