
„Niesłychana zbrodnia imperialistów amerykańskich” – w taki sposób polskie władze na przełomie maja i czerwca 1950 r. oskarżyły Stany Zjednoczone o zrzucenie stonki ziemniaczanej.
Artykuł oskarżający Amerykanów o zrzucenie stonki ziemniaczanej ukazał się 31 maja 1950 r. w „Trybunie Ludu”, organie prasowym Komitetu Centralnego PZPR. Według gazety samoloty USA zrzuciły ogromną ilość stonki ziemniaczanej na terytorium Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W następnych dniach na tych samych łamach pojawiły się doniesienia o przedostaniu się stonki na terytorium Polski.
W rzeczywistości obecność szkodnika w Polsce miała bardziej skomplikowane przyczyny.
„Historia ekologii chrząszcza jest bardzo ciekawa. Za ojczyznę tego szkodnika uważają zoologowie amerykańscy górzyste okolice stanów Teksasu, Nowego Meksyku i Kolorado, gdzie gatunek ten żył na dziko rosnących roślinach z rodziny psiankowatych (…). Prawdziwym szkodnikiem upraw ziemniaczanych stał się dopiero w połowie XIX stulecia, gdy uprawa ziemniaków przesunęła się wraz z pochodem kultury ku środkowym Stanom” – informowała wydana w 1939 roku publikacja pt. „Zagadnienie stonki ziemniaczanej w Europie zachodniej”.
Początkowo stonka ziemniaczana powodowała pustoszenie upraw ziemniaków w Stanach Zjednoczonych, przedostając się m.in. na wschodnie wybrzeże kraju, jednak wraz z transatlantycką wymianą towarów dostała się także do Europy.
„Rozwój żeglugi w wieku XIX sprawił, że stonka, chrząszcz wywodzący się z terenów USA, konkretnie ze stanu Kolorado, zawędrowała, podobnie jak inne gatunki, do europejskich portów” – zauważył historyk dr Mirosław Węcki. W latach 20. XX wieku stonka ziemniaczana stała się prawdziwym problemem we Francji, skąd przedostała się w późniejszym czasie do Niemiec. W okresie międzywojennym stonka miała pojawiać się również sporadycznie w Polsce, w każdym razie zaś budziła niepokój. „Polska oraz inne kraje europejskie bronią się (…) utrudnieniami wwozowemi przed szkodnikiem” – informowała jedna z publikacji na temat stonki wydana w 1933 roku we Lwowie.
Węcki zauważył, że w czasie II wojny światowej rzeczywiście istniały plany zrzucania chrząszczy na terytorium wroga w celu zniszczenia upraw, opracowali je jednak Niemcy.
Planowali oni – do czego ostatecznie nie doszło – zrzucenie stonki ziemniaczanej na pola uprawne Wielkiej Brytanii.
„Naukowcy III Rzeszy w okresie II wojny światowej dość kreatywnie szukali różnych sposobów uderzenia we wroga, w tym wypadku w Wielką Brytanię (…). Opracowano dokładne plany zrzucenia tam kilku milionów osobników z samolotów. Opracowano nawet specjalne pojemniki na te owady, aby przetrwały one podróż nad Wyspy i sam zrzut. (…) Czynnikiem, który zapobiegł takiemu atakowi było stanowisko Adolfa Hitlera, który generalnie zakazał niemieckim siłom zbrojnym używania broni biologicznej” – powiedział historyk.
Dezinformacja o zrzucaniu chrząszczy przez amerykańskich lotników na terytorium NRD, Czechosłowacji lub Polski miała najpewniej źródło jeszcze w propagandzie niemieckiej. Zdaniem Węckiego, w czasie II wojny światowej Niemcy oskarżali amerykańskich lotników o klęskę stonki ziemniaczanej.
„Władze partyjne przedstawiały pojawienie się stonki jako efekt nalotów amerykańskich. Na Górnym Śląsku można wskazać bardzo precyzyjnie ten moment – 7 sierpnia 1944 roku, kiedy to rzeczywiście amerykańskie bombowce dokonały nalotów na rafinerie benzyny syntetycznej w Blachowni Śląskiej i w Kędzierzynie. Dokładnie dzień później kanałami partyjnymi poszła informacja, że amerykańskie samoloty zrzuciły też stonkę” – powiedział Węcki. Z kolei po wojnie w czasie blokady Berlina w 1948 i 1949 roku alianckie samoloty transportujące zaopatrzenie mogły zostać skojarzone ze zrzucaniem szkodników, co prawdopodobnie dało źródło nieprawdziwym doniesieniom i propagandzie w Polsce.
Stonka pojawiła się w Polsce jednak już w latach 40. Jej pierwszą poważną ekspansję zaobserwowano w 1944 roku, gdy owady przedostały się do okupowanego kraju wraz z dostawami ziemniaków dla wojsk niemieckich. Gwałtowny wzrost ilości stonki w Polsce rzeczywiście zaobserwowano w maju 1950 roku. 31 maja roku Trybuna Ludu zamieściła następującą informację: „Urząd informacji Niemieckiej Republiki Demokratycznej przekazał prasie komunikat następującej treści: Władze Republiki ujawniły niesłychaną zbrodnię. Samoloty amerykańskie, naruszając ustalone strefy lotów, zrzuciły nocą ogromną ilość stonki ziemniaczanej w okolicach Zwickau, Werdau, Lichtentanne, Eibenstock i Bernsdorf. W Werdau, Zwickau, Eibenstock i Bernsdorf, po przelocie jednego z samolotów amerykańskich, znajdowano po setce i więcej sztuk stonki ziemniaczanej w jednym miejscu. Widziano m. in. dwumotorowy samolot amerykański, który zrzucał stonkę ziemniaczaną i oddalił się w kierunku strefy amerykańskiej”. 2 dni później, 1 czerwca, ten sam tytuł podał komunikat Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych o przedostaniu się szkodników do Polski przez Bałtyk.
O ile stonka ziemniaczana, nazywana wówczas często „żukiem kolorado”, rzeczywiście stanowiła poważne zagrożenie dla krajowych upraw, tak władze Polski i innych krajów bloku wschodniego skrzętnie wykorzystywały ten fakt w celach propagandowych. Dezinformacyjne artykuły drukowano w wielu tytułach prasowych, a owady często przedstawiano w karykaturach jako stereotypy Amerykanów. Ilustracja na okładce pisma satyrycznego „Mucha” z 11 czerwca 1950 roku przedstawiała stonki ziemniaczane jako żołnierzy US Army, zaś wozy zaopatrzeniowe ciągnięte przez chrząszcze wypełniały butelki Coca-Coli. Podpis pod rysunkiem brzmiał: „Nowa formacja amerykańska w obronie kultury”. Jeden z plakatów propagandowych zamieniał żółto-czarne pasy owada na biało-czerwone pasy flagi amerykańskiej.
Propagandowe przekazy o rzekomym zrzucaniu przez amerykańskie samoloty stonki na teren państw bloku wschodniego nie były spójne: W zależności od wersji chrząszcze miały być zrzucane na teren NRD, Czechosłowacji lub do Bałtyku, blisko polskiego wybrzeża, skąd następnie miały przemieszczać się w głąb kraju.
Według propagandy władz amerykańskie samoloty zrzucały stonkę bezpośrednio nad Polską.
Gdyby wierzyć w te doniesienia, chrząszcze miały być też przywożone w pojemnikach, czy nawet kopertach przez samoloty.
Wiele osób sceptycznie podchodziło do takich wiadomości.
Syn Stanisława Lema, Tomasz, wspominał w swojej książce „Awantury na tle powszechnego ciążenia”: „W latach pięćdziesiątych mój przyszły ojciec potrafił pokłócić się z żoną o stonkę, rzekomo zrzucaną przez Amerykanów nad Polską. Barbarę ta absurdalna informacja podana przez +Trybunę Ludu+ mogła tylko rozśmieszyć; jej mąż natomiast we wszystko uwierzył – przecież +Trybuna+ zamieściła nawet zdjęcie imperialistycznego pojemnika, którego zawartość miała pokrzyżować plany uświadomionym klasowo chłopom (najlepiej skoszarowanym w kołchozach)”.
Wiara w stonkę zrzuconą przez Amerykanów nie była jednak powszechna. Marek Nowakowski w swojej publikacji „Mój słownik PRL-u” przytacza epizod z czasów, kiedy jako dziecko uczestniczył ze swoją klasą w akcji zbierania owadów:
„Dopytywaliśmy się wieśniaków, czy widzieli, jak tę stonkę zrzucano z amerykańskich samolotów. Wieśniacy uśmiechali się dwuznacznie i odmrukiwali coś półgębkiem. Dopiero o zmierzchu, kiedy prostowaliśmy swoje utrudzone grzbiety, pewien podpity traktorzysta podszedł do nas i zapytał: +Czy wy, dzieciaki, w to wszystko wierzycie?+ . Zaczął się śmiać”.
Pojawienie się w Polsce stonki pociągało za sobą szeroko zakrojone akcje mające na celu jej wytępienie. Podstawową metodą zwalczania szkodnika w latach 50. było ręczne usuwanie chrząszczy, zgłaszanie ognisk ich występowania oraz opryskiwanie pól. W tym celu wykorzystywano również lotnictwo. Polskie wybrzeże oraz duże pola ziemniaczane spryskiwano owadobójczym środkiem Azotox. Ta sama substancja, w formie proszku, była ręcznie rozpylana nad uprawami ziemniaków, w latach 50. powodując niekiedy zatrucia wśród ludzi.
Władze prowadziły kampanię anty-stonkową na dużą skalę. Drukowano miliony ulotek, broszur i plakatów propagandowych, hasła nawołujące do walki ze stonką ziemniaczaną trafiały nawet na pudełka zapałek. Organizowano pogadanki dla ludności wiejskiej, o stonce informowano w radiu, wyświetlano o niej filmy w kinach. Działania prewencyjne były ściśle skoordynowane z powielaniem antyzachodniej propagandy.
Walka ze stonką ziemniaczaną kreowaną przez władze na symbol „imperialistycznego zagrożenia” znalazła swoje odzwierciedlenie nawet w literaturze dziecięcej. W 1952 roku ukazał się w formie książeczki dla dzieci wiersz Jana Brzechwy pt. „Stonka i Bronka” zilustrowany przez Jana Marcina Szancera. Wiersz, obok treści edukacyjnych – informujących dzieci o zagrożeniach dla upraw ziemniaków powodowanych przez stonkę, nasycony był również elementami propagandowymi. Jeden z wersów brzmiał: „Wyjdą znów szkodniki znane niszczyć pola ziemniaczane; A i wróg jest także gotów zrzucać stonki z samolotów”. Wśród ilustracji do wiersza znalazła się również ta przedstawiająca zrzucenie karykatur stonek na spadochronach: owady zyskały również stereotypowe amerykańskie atrybuty, takie paskowane cylindry kojarzone z symbolem USA – postacią wuja Sama, cygara, czy laski. „Stonka i Bronka” zawierała również kilka stron przeznaczonych dla dorosłych – krótki rozdział „Przeczytaj ojcu i matce!” twierdził, że „W roku 1950 stonka zrzucona przez samoloty amerykańskie na terytorium Niemieckiej Republiki Demokratycznej i Czechosłowacji, wystąpiła masowo w zachodnich województwach”. Fragment zachęcał również rodziców dzieci do włączania się w akcje likwidacji ognisk stonki w całym kraju. W latach 50. chłopi, którzy odmawiali współpracy przy likwidacji stonki ziemniaczanej mogli zostać ukarani pieniężnie. Z drugiej strony na początku dekady zgłaszanie nowych ognisk owadów było wynagradzane pieniężnie.
Akcje zwalczania stonki w latach 50. rzadko przynosiły jednak pozytywne rezultaty. Publikacja „Historia stonki ziemniaczanej w Polsce – od imperialistycznego dywersanta do pospolitego owada” dr. inż. Tomasza Erlichowskiego i dr. inż. Janusza Urbanowicza ocenia, że „Od początku historii ochrony ziemniaków obserwowano niepowodzenie w walce ze stonką. Na początku lat 50. ubiegłego wieku związane było ono głównie ze źle prowadzoną, jednostronną ochroną chlorowanymi węglowodorami (…), na które to substancje aktywne stonka szybko się uodporniła. Były to w tamtym czasie jedyne preparaty o szerokim spektrum zwalczania owadów, ale i zarazem toksyczne dla środowiska glebowego i wodnego. Następnym problemem było, i jest nadal, duże rozdrobnienie uprawy ziemniaka w naszym kraju i jej ekstensywny charakter”.(PAP)
pt/