75 lat temu, 20 czerwca 1947 r., w Rzymie ukazał się pierwszy numer „Kultury”, jednego z najważniejszych czasopism polskiej emigracji. Wyrażane na jego łamach idee miały ogromny wpływ na postawy niezależnych elit intelektualnych w PRL i do dziś kształtują polską politykę zagraniczną.
Zakończenie II wojny światowej postawiło przed żołnierzami 2. Korpusu Polskiego pytanie o powrót do kraju rządzonego przez komunistów. Dla wielu młodych intelektualistów, którzy przeszli szlak Armii Andersa, ta droga była zamknięta. Nastroje wśród wielu z nich były fatalne. „Wchodzimy w jakiś nieprawdopodobny chaos. Kto wie, czy nie ma racji Wacek Zbyszewski [redaktor sekcji polskiej radia BBC – przyp. PAP], że to początek końca świata” – pisał w lutym 1946 r. przedwojenny publicysta sprzyjający sanacji, Jerzy Giedroyc, w liście do Zofii Hertz, współpracowniczki z redakcji „Orła Białego”.
Już w marcu Jerzy Giedroyc wraz z Józefem Czapskim, Gustawem Herlingiem-Grudzińskim oraz Zofią i Zygmuntem Hertzami założył w Rzymie Instytut Literacki. Wszyscy dysponowali doświadczeniem wydawniczym z Wydziału Prasy i Wydawnictw 2. Korpusu Polskiego oraz ogromnym talentem publicystycznym i literackim. Dzięki środkom przekazanym przez 2. Korpus udało się zakupić sprzęt drukarski. Budżet nowego wydawnictwa uzupełniały wysiłki Zygmunta Hertza, który handlował benzyną z zapasów wojskowych.
Wybór pierwszych dzieł wydanych w Rzymie nie był przypadkowy. Wśród nich były m.in. „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza. Był to sygnał, że skupione w Rzymie środowisko dąży do przemawiania w imieniu nowej polskiej wielkiej emigracji i stworzenia programu jej działalności. Wprowadzenie do „Ksiąg” napisał Herling-Grudziński. Apelował o wybranie dla romantycznych porywów nowych kierunków oraz o walkę o wolność prowadzoną przez „wszystkich ludzi żywych, którzy poczuli się dzięki tej wojnie prawdziwymi Europejczykami”.
Kultura chce szukać w świecie cywilizacji zachodniej tej woli życia, bez której Europejczyk umrze, tak jak umarły niegdyś kierownicze warstwy dawnych imperiów” – pisano we wprowadzeniu. Na kolejnych stronach swoje głosy w dyskusji o przyszłości Europy publikowali wybitni intelektualiści – Paul Valéry, Benedetto Croce i Tymon Terlecki, a także niezwykle zdolni, lecz nieznani wówczas publicyści, tacy jak Andrzej Bobkowski i Józef Czapski.
Wątek jedności cywilizacji europejskiej pojawił się na łamach „Kultury” już w pierwszym jej numerze, opublikowanym pod datą 20 czerwca 1947 r. „Kultura chce szukać w świecie cywilizacji zachodniej tej woli życia, bez której Europejczyk umrze, tak jak umarły niegdyś kierownicze warstwy dawnych imperiów” – pisano we wprowadzeniu. Na kolejnych stronach swoje głosy w dyskusji o przyszłości Europy publikowali wybitni intelektualiści – Paul Valéry, Benedetto Croce i Tymon Terlecki, a także niezwykle zdolni, lecz nieznani wówczas publicyści, tacy jak Andrzej Bobkowski i Józef Czapski.
Krytyce poddano nurty myśli europejskiej sprzyjające Sowietom, m.in. egzystencjalizm Sartre’a. W jego miejsce represjonowany przez włoskich faszystów Croce proponował postawę sprzeciwu wobec wszystkich totalitaryzmów, która „nie obniża pełni życia duchowego człowieka i odwraca się od kalekiej i nikczemnej zasady przeżycia za wszelką cenę”.
Nieprzypadkowo „Kultura” była znienawidzona przez włoskich komunistów jako ośrodek wrogi ich ideologii. Giedroyc doszedł do wniosku, że wydawnictwo należy przenieść do bardziej stabilnego politycznie kraju. W październiku grono Instytutu Literackiego dotarło do Paryża. Tam również zetknęli się z nienawiścią komunistów, m.in. skupionych w redakcji prosowieckiego dziennika „L’Humanité”. W 1949 r. Giedroyc wyjaśniał błyskawiczne zniknięcie pierwszego wydania „Na nieludzkiej ziemi” Czapskiego wykupieniem całego nakładu przez agenturę sowiecką. Z podobną wściekłością lewica zareagowała na opublikowanie „Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza. Po latach wybitny historyk Europy Środkowej Daniel Beauvois mówił, że w latach pięćdziesiątych paryskie środowisko intelektualne określało „Kulturę” jako pismo faszystowskie. „Te bajki moskiewskie były u nas przyjmowane za dobrą monetę długo i dopiero interwencja w Czechosłowacji w 1968 r. zapoczątkowała przemianę myślenia” – wspominał. Dopiero lektura „Kultury” sprawiła, że przedstawiana tam wizja Europy Środkowej wywarła decydujący wpływ na postrzeganie tej części kontynentu.
W 1954 r. siedzibą Instytutu Literackiego stała się willa w Maisons-Laffitte pod Paryżem. W pierwszych latach działalności we Francji Giedroyc ukształtował program swojego środowiska. Uznał, że „Kultura” nie może być bezpośrednim uczestnikiem sporów emigracyjnych, ale jej zadaniem jest inspirowanie polskiej polityki zarówno w kraju, jak i wśród emigrantów. „Nie mam i nie miałem nigdy ambicji czysto literackich czy redaktorskich, jak na przykład Grydzewski [Mieczysław, redaktor londyńskich „Wiadomości” – przyp. PAP] [...] Kultura jest jedynie narzędziem, a nie celem samym w sobie” – mówił w 1950 r. w rozmowie z jedną z działaczek emigracji w USA.
W wielu wypowiedziach dystansował się do sporów w coraz bardziej rozdrobnionym i podzielonym polskim Londynie. Od środowiska legalistów odróżniało paryską „Kulturę” także przekonanie o możliwości ewoluowania systemu komunistycznego w PRL w kierunku większej ulgi dla zniewolonego społeczeństwa. Dlatego Giedroyc i jego otoczenie z tak wielkimi nadziejami przyjęli odwilż października 1956 r. Postawa Gomułki szybko ich rozczarowała, a więc po kilku latach upatrywali pewnych nadziei w środowisku rewizjonistów wierzących w „socjalizm z ludzką twarzą”. W 1971 r. Leszek Kołakowski w „Tezach o nadziei i beznadziejności” stwierdzał, że komunizm ze swojej natury jest niereformowalny, ale może zmieniać swój charakter pod wpływem nacisku społecznego. Jako przełom dla losów Polski przyjęto więc w Maisons-Laffitte powstanie w 1976 r. jawnej opozycji.
Giedroyc wielokrotnie podkreślał, że celem jego działalności jest nawiązywanie choćby jak najdrobniejszych nici porozumienia z krajem. „To nic, że nie czytaliśmy każdego numeru +Kultury+ i każdej książki Instytutu Literackiego. Z tych fragmentów, które do nas dotarły, nieuchronnie regenerowała się zamierzona całość” – pisał w 1987 r. Jan Józef Lipski.
Do opozycji docierały również najważniejsze programowe artykuły dotyczące spraw wschodnich. W 1974 r. Juliusz Mieroszewski opublikował jeden ze swoich najważniejszych artykułów, zatytułowany „Rosyjski kompleks polski i obszar ULB”. Pod tym skrótem autor rozumiał obszar należący niegdyś do Rzeczypospolitej – Ukrainę, Litwę i Białoruś. „Idea samostanowienia i wolności dla pobratymczych narodów oddzielających nas od Rosji, z równoczesnym szczerym zrzeczeniem się jakichkolwiek planów imperialistycznych, do których to planów zaliczyć należy nadzieję ułożenia się z Moskwą ponad głowami i kosztem owych narodów – tak pojęty program mógłby przywrócić polskiej polityce niepodległościowej wysoki motyw moralny” – wyjaśniał Mieroszewski.
Pojawienie się tekstu poświęconego polityce wobec ULB było szokiem dla londyńskich środowisk emigracyjnych, które bezkompromisowo stały na stanowisku trwania Polski w granicach wschodnich sprzed 17 września 1939 r. Zwracano też uwagę na antypolskie resentymenty obecne wśród narodów żyjących między Polską a Rosją. W ujęciu Mieroszewskiego elity tych krajów powinny zmierzać do przełamywania barier leżących na przeszkodzie współpracy. Stawką miała być niezawisłość Polski i krajów ULB. Sam Giedroyc był zdania, że celem tak prowadzonej polityki musi być także budowanie pozycji tych narodów wśród państw Europy. „Powinniśmy sobie uświadomić, że im mocniejsza będzie nasza pozycja na wschodzie, tym bardziej będziemy liczyli się w Europie Zachodniej” – zaznaczał.
Niezależnie od różnic politycznych i światopoglądowych Giedroyc i jego otoczenie byli doceniani za swoje poświęcenie. „Utożsamił się ze swoją pracą do tego stopnia, że nie sposób wyobrazić go sobie bez niej. Bo też jest ona czymś więcej niż pracą. Bycie redaktorem jest dla Giedroycia sposobem istnienia i działania, postawą wobec Polski i wobec świata” - tak charakteryzował Giedroycia jego przyjaciel i współpracownik Krzysztof Pomian. Słynny był dystans, jaki redaktor wytwarzał między sobą a otoczeniem; nawet z bliskimi współpracownikami przechodził na „ty” dopiero po latach znajomości. Przy drzwiach jego gabinetu wisiała tabliczka z wygrawerowaną łacińską sentencją „Cave hominem”, czyli „Strzeż się człowieka”. Giedroyc zachowywał swoje życie osobiste dla siebie. Publicznie twierdził nawet, że żadnego życia osobistego nie posiada.
Na łamach „Kultury” i w innych publikacjach Instytutu Literackiego wiele miejsca poświęcano historii, którą postrzegano jako klucz do zrozumienia teraźniejszości i przyszłości. W 1962 r. środowisko „Kultury” rozpoczęło publikację czasopisma poświęconego dziejom najnowszym – „Zeszytów Historycznych”. Celem ich powstania było nie tylko przedstawienie wizji dziejów wolnej od panującej w PRL cenzury, lecz zrozumienie celów sowieckiego imperium. „Polityka w 70, a może nawet 80 procentach, jest dyskusją na temat historii. Nikt z nas dokładnie nie wie, o czym mówią w czasie tajnych narad członkowie biura politycznego na Kremlu. Nikt z nas nie wie, co na dnie duszy myśli i planuje Breżniew. Z historii jednak wiemy, co myśleli i planowali jego poprzednicy na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Wnioskujemy, że Breżniew myśli podobnie jak jego poprzednicy, ponieważ w gruncie rzeczy nic się nie zmienia” – pisał Mieroszewski.
„Maisons-Laffitte, 13 grudnia. Ani słowa. Prócz daty, ani słowa” – zapisał w swoim „Dzienniku pisanym nocą” Gustaw Herling-Grudziński. Zdławienie ruchu legalnej „Solidarności” było dla „Kultury” zaskoczeniem, ale jako znacznie większe niebezpieczeństwo dla Polski Giedroyc oceniał możliwość zawarcia „zgniłego kompromisu” pomiędzy częścią „Solidarności” a reżimem. Bardzo krytycznie pisano o episkopacie, który w opinii Giedroycia mógłby być patronem takiego porozumienia. Pod koniec lat osiemdziesiątych w Maisons-Laffitte najbardziej krytycznie spoglądano na liderów opozycji, którzy zdaniem „Kultury” powinni ustąpić miejsca młodszym, bardziej radykalnym działaczom podziemia. Okrągły stół Giedroyc uznał za klęskę. Po kilku latach zrewidował swoją opinię, ale wciąż bardzo krytycznie spoglądał na polską transformację, szczególnie w okresie prezydentury Lecha Wałęsy, którą postrzegał jako okres zaprzepaszczonych szans.
Koniec XX stulecia to czas odchodzenia kolejnych twórców „Kultury”. W 1993 r. zmarł Józef Czapski, 4 lipca 2000 r. Herling-Grudziński. Zaledwie kilka miesięcy później, w nocy z 14 na 15 września 2000 r., zmarł Giedroyc. „Nostalgia za Polską wyśnioną, wyidealizowaną, prawie doskonałą, nasiliła się przy końcu życia Redaktora, gdy wydawało się, że cel jest blisko, a spełnienie możliwe. Stąd nuty jeremiaszowej goryczy, stąd ostra, niecierpliwa krytyka: marzenie pozostawało nadal i tylko marzeniem” – mówił w homilii podczas mszy pogrzebowej ks. Henryk Hoser.
Zgodnie z wolą Giedroycia kolejny numer „Kultury” był ostatnim. Na czele Instytutu Literackiego stanęła Zofia Hertz. Wciąż ukazywały się „Zeszyty Historyczne”. Ich redaktor naczelny Henryk Giedroyc w 2010 r. podjął decyzję o zamknięciu pisma. Brat Jerzego nie doczekał wydania ostatniego numeru – zmarł 21 marca 2010 r. w Maisons-Laffitte. Najważniejsi redaktorzy „Kultury” – Jerzy Giedroyc, wraz z żoną (do 1937) Tatianą Szwecow, Henryk Giedroyc, wraz z żoną Ledą Giedroyc, Zofia i Zygmunt Hertzowie, Józef Czapski, wraz z siostrą Marią – spoczywają na cmentarzu w Le Mesnil-le-Roi koło Paryża.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp/