2 stycznia 1943 r. w Boiskach na Mazowszu niemieccy żandarmi zamordowali rodziny Krawczyków i Boryczków za pomoc udzielaną Żydom. Po wojnie jeden ze zbrodniarzy ukrywał się na Śląsku. W 1949 r. sąd skazał go na karę śmierci. Boiska były jedną z ponad 800 polskich wsi spacyfikowanych przez Niemców.
PAP: Co wydarzyło się 2 stycznia 1943 r. we wsi Boiska na południowym Mazowszu?
Dyrektor Biura Badań Historycznych IPN dr Sebastian Pilarski: Była to kolejna już pacyfikacja polskiej wsi. Warto przypomnieć, że w okresie okupacji Niemcy dokonali pacyfikacji ponad 800 wsi w okupowanej Polsce.
Powody były różne. Czasem Polaków mordowano za pomoc oddziałom partyzanckim, a w przypadku wsi Boiska - za pomoc udzielaną zbiegłej z getta ludności żydowskiej, która próbowała uniknąć eksterminacji. Jesienią 1942 r. i na początku następnego roku Niemcy podjęli na dużą skalę działania, które miały zastraszyć cywilną ludność, m.in. w rejonie Ciepielowa i Lipska nad Wisłą na południowym Mazowszu i zniechęcić ich do udzielania pomocy Żydom, którzy zbiegli z likwidowanych wówczas gett. Uczestniczyli w nich przede wszystkim niemieccy żandarmi z 1. Zmotoryzowanego Batalionu. To, co wydarzyło się w Boiskach było następstwem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Pod koniec grudnia 1942 jeden z mieszkańców Boisk, Józef Krawczyk udzielił pomocy uciekinierowi z getta. Opatrzył mu rany na nodze, jeszcze przed wojną przeszedł szkolenie w zakresie służby sanitarnej. Zbieg wpadł w ręce niemieckich żandarmów, którzy zauważyli, że opatrunek jest wykonany bardzo fachowo. Zmusili go, by wskazał osobę, która mu udzieliła pomocy. Wczesnym rankiem 2 stycznia 1943 r. do Boisk samochodami przyjechała grupa niemieckich żandarmów z posterunku w Lipsku. Otoczyli gospodarstwo rodziny Krawczyków, obrabowali i rozstrzelali Józefa Krawczyka, jego małżonkę Zofię oraz kilkuletniego syna Adama. Dom spalili.
Jesienią 1942 r. i na początku następnego roku Niemcy podjęli na dużą skalę działania, które miały zastraszyć cywilną ludność, m.in. w rejonie Ciepielowa i Lipska nad Wisłą na południowym Mazowszu i zniechęcić do udzielania pomocy Żydom, którzy zbiegli z likwidowanych wówczas gett. Uczestniczyli w nich przede wszystkim niemieccy żandarmi z 1. Zmotoryzowanego Batalionu.
PAP: Niemcy nie poprzestali na jednej zbrodni...
Dr Sebastian Pilarski: Po wymordowaniu rodziny Krawczyków i spaleniu zabudowań, Niemcy przyjechali samochodami do położonego w pobliżu gospodarstwa rodziny Boryczków. Tam dopuścili się podobnej zbrodni, jednak nie spalili zabudowań. Zamordowali Stanisława Boryczkę, jego żonę Zofię oraz ich roczne dziecko. W domu przebywała jeszcze bratanica gospodarza, Maria. Niemcy, prawdopodobnie na skutek donosu, wiedzieli, że Zofia Boryczko jest ochrzczoną Żydówką. Podejrzewali, że dostarcza ona żywność ukrywającym się w pobliskich lasach uciekinierom z getta. Żandarmi działali w podobny sposób, jak u Krawczyków. Po krótkiej rozmowie, a raczej przesłuchaniu, Niemcy uznali sprawę za przesądzoną i zastrzelili Boryczków. Bratanicy udało się zbiec, żandarmi schwytali ją, jednak nie zamordowali. Niemcy zabronili pochówku zabitych Boryczków na miejscowym cmentarzu. Pogrzebano ich w polu. Dopiero po wojnie ich ciała zostały przewiezione na cmentarz w Solcu nad Wisłą. Był to ostrzeżenie dla pozostałych mieszkańców Boisk przed udzielaniem pomocy Żydom i jednocześnie zastraszenie ich. 2 stycznia 1943 r. zamordowano łącznie sześć osób z dwóch rodzin. Niemcy zabili także uciekiniera z getta, którego rany opatrzył Józef Krawczyk.
PAP: 8 stycznia 1943 r., a więc niecały tydzień po zbrodni w Boiskach, w pobliskim Słuszczynie zamordowali sześć osób z rodziny Borków. Dlaczego właśnie w tej okolicy Niemcy dokonali tylu zbrodni?
Dr Sebastian Pilarski: Przed wojną, w rejonie Ciepielowa, Lipska i Solca nad Wisłą relacje polsko-żydowskie były dobre. Silne wpływy miał ruch ludowy, nie było nastrojów niechętnych wobec ludności żydowskiej. Po wybuchu wojny pomoc udzielana przez Polaków ludności żydowskiej była więc na tym obszarze stosunkowo częstym zjawiskiem, mimo iż groziła za nią kara śmierci. Stąd również i skala represji była większa niż w innych regionach okupowanej Polski. Warto podkreślić, że dziś wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że mieszkańcy polskiej wsi odczuli wyjątkowo boleśnie eksterminacyjną politykę Niemców.
W Protektoracie Czech i Moraw czy we Francji wymienione zbrodnie stanowiły szokujący precedens, a na okupowanych ziemiach polskich były niejako normą. Wynika to z faktu, że u nas był znacznie silniejszy opór – działały AK i Bataliony Chłopskie, a ponadto w okupowanej Polsce Niemcy znacznie surowiej, bo śmiercią, karali tych, którzy pomagali Żydom.
Wspomniałem już o ponad 800 spacyfikowanych wsiach i osadach. Na całym świecie są powszechnie znane masakry, jakich Niemcy dokonali w czeskiej wsi Lidice w 1942, a dwa lata później w Oradour-sur-Glane we Francji. W Polsce takich Lidic było ponad 800! Różnica polega na tym, że w Protektoracie Czech i Moraw czy we Francji wymienione zbrodnie stanowiły szokujący precedens, a na okupowanych ziemiach polskich były niejako normą. Wynika to z faktu, że u nas był znacznie silniejszy opór - działała AK i Bataliony Chłopskie, a ponadto w okupowanej Polsce Niemcy znacznie surowiej, bo śmiercią, karali tych, którzy pomagali Żydom. Tego nie było ani w Protektoracie Czech i Moraw ani we Francji, ani w innych krajach Europy z wyjątkiem okupowanej Serbii i zaatakowanego w 1941 r. Związku Sowieckiego.
PAP: Zbrodnia w Boiskach różniła się jednak od kilkuset innych podobnych masakr dokonanych na ziemiach polskich w latach 1939-45, ponieważ po wojnie jeden z głównych jej sprawców ukrywał się na terenie Polski, został aresztowany i poniósł karę.
Dr Sebastian Pilarski: Żandarm Alfons Himmel uczestniczył zarówno w zbrodni w Boiskach, jak i wielu innych dokonanych w czasie wojny. Jeśli prześledzimy jego życiorys, okaże się, że jest on wręcz modelowy dla wielu niemieckich zbrodniarzy. Urodził się w 1909 r. w Zabrzu na Śląsku. Był z wykształcenia księgowym, wykonywał prace fizyczne, a później wstąpił do służby w żandarmerii. Służył na posterunku w Lipsku nad Wisłą. Bezpośrednio uczestniczył w zabójstwie co najmniej 50 Polaków i Żydów. Poza Boiskami, mordował we wspomnianym już Słuszczynie i wielu innych miejscach. Ponad wszelką wątpliwość osobiście zastrzelił co najmniej kilka osób, co udowodniono mu w trakcie procesu po wojnie. Poza Lipskiem służył także w Starachowicach i rejonie Piotrkowa Trybunalskiego. Przyczynił się do wywiezienia wielu osób na przymusowe roboty do Rzeszy, a także osadzenia w więzieniach i obozach koncentracyjnych. W 1944 r. przeszedł z żandarmerii, wówczas stanowiącej część Ordnungspolizei (niemieckiej policji porządkowej), do Wehrmachtu.
Pod koniec wojny uczestniczył w obronie Wrocławia, czyli niemieckiego Festung Breslau przed nacierającą armią sowiecką. Po wojnie pozostał na terenie Polski, na Śląsku. Posługiwał się fałszywymi polskimi dokumentami. Zapewne liczył, że jako były żołnierz Wehrmachtu nie będzie ścigany za wcześniejsze zbrodnie. Przypadkowo został jednak rozpoznany przez mieszkankę Lipska i aresztowany.
W lutym 1949 r. Sąd Okręgowy w Radomiu skazał go na karę śmierci. Wyrok, jak w przypadku innych sądzonych w Polsce niemieckich zbrodniarzy, wykonano przez powieszenie. Warto przypomnieć, że sprawiedliwość dosięgła także głównego odpowiedzialnego za kierowanie zbrodniarzami pokroju Himmela, dowódcę SS i policji w dystrykcie radomskim, SS-Brigadeführera (generała brygady) Herberta Böttchera. Po wojnie Brytyjczycy aresztowali go i przekazali stronie polskiej. 12 czerwca 1950 r. został powieszony na mocy wydanego przez radomski sąd wyroku śmierci. Jednak wielu zbrodniarzy, który pod koniec wojny znaleźli się na terenie Niemiec lub Austrii uniknęło kary za zbrodnie popełnione na ziemiach polskich. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ dki/