80 lat temu, 11 maja 1943 r., niemieccy policjanci i koloniści z sąsiedniej wsi zamordowali 92 mieszkańców Skałki Polskiej, zrabowali dobytek i spalili zabudowania. „Pacyfikacja wpisywała się w zbrodniczą politykę niemieckiego terroru, realizowaną od początku okupacji” – powiedział PAP historyk z IPN w Kielcach dr Tomasz Domański.
Przed wojną Skałka Polska (gm. Łopuszno, woj. świętokrzyskie) liczyła ok. 120 mieszkańców. W pobliżu znajdowały się osady Antonielów i Skałka Niemiecka zamieszkiwane już od XIX w. przez kilkuset niemieckich kolonistów. Do 1 września 1939 r. wzajemne relacje były poprawne. Później to się zmieniło.
"Od początku okupacji Niemcy wdrażali na polskiej wsi politykę terroru i gospodarczego wyzysku. Chłopi musieli oddawać na rzecz okupanta przymusowe kontyngenty w zbożu, mleku, mięsie i innych produktach żywnościowych. Sięgały one połowy ich zbiorów. Część ludności wsi trafiła na przymusowe roboty w Rzeszy lub do służby budowlanej (Baudienst) wykonującej prace na rzecz okupanta na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Na terenie dystryktu radomskiego działało aż 49 obozów pracy przymusowej. Od 1942 r. wraz z aktywizacją oddziałów zbrojnych Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i grup komunistycznej Gwardii Ludowej Niemcy rozpoczęli pacyfikacje wsi podejrzanych o sprzyjanie partyzantom. Dokonywały ich pułki i bataliony policji porządkowej (Ornungspolizei) oraz załogi stałych posterunków żandarmerii. W tym czasie tworzono także zmotoryzowane plutony żandarmerii tzw. Motzugi, niezbyt liczne, ale dobrze uzbrojone i mobilne oddziały do terroryzowania i mordowania ludności cywilnej" - powiedział PAP historyk z Delegatury IPN w Kielcach dr Tomasz Domański.
"Poza walką z narastającym oporem zbrojnym Niemcy na dużą skalę poszukiwali zbiegłych z gett i ukrywających się w lasach Żydów. Na terenie obecnego województwa świętokrzyskiego (ówczesny dystrykt radomski) terror nasilił się wiosną i latem 1943 r. Doszło wówczas do pacyfikacji wsi Sobień, Skronina, Naramów, Wzdół, Dąbrowa Dolna i Górna, Karczma Miłkowska, okolic Mniowa, Stróżek, Boru Kunowskiego i właśnie Skałki Polskiej oraz wielu innych. Eskalacja polityki terroru spowodowała, że część mieszkańców świętokrzyskich wsi obawiała się nocować we własnych domach. Uciekano więc do krewnych w innych wsiach, niektórzy liczyli na przetrwanie w pobliskich lasach i zagajnikach. Za pomoc partyzantom i szeroko rozumiany opór przeciwko okupacyjnej władzy Niemcy konsekwentnie stosowali metodę odpowiedzialności zbiorowej, mordując całe rodziny, a nierzadko - wszystkich mieszkańców wsi" – wyjaśnił dr Domański.
Z powojennych ustaleń wynika, że w okresie poprzedzającym pacyfikację niemieccy koloniści ze Skałki Niemieckiej składali żandarmom donosy, że ich polscy sąsiedzi sprzyjają działającym w okolicy partyzantom. W krótkim czasie przed masakrą w Skałce Polskiej odbyła się w Łopusznie narada oficerów policji niemieckiej, którzy ustalili przebieg akcji.
"Trzeba dodać, że, jak pokazują dostępne relacje, negatywną rolę w tych wydarzeniach odegrał sołtys Antoni Łapot. Przed pacyfikacją zwołał mieszkańców wsi i zaapelował, aby ukrywający się w lasach ludzie powrócili do swoich domów, a kiedy to nastąpiło, powiadomił o tym fakcie żandarmów niemieckich. Latem 1943 r. został zastrzelony przez żołnierzy AK" - zwrócił uwagę historyk.
Akcja pacyfikacyjna rozpoczęła się we wtorek 11 maja 1943 r. pomiędzy godziną drugą a trzecią w nocy.
"Gdy byłem już na ulicy, w pobliżu zagrody Fatalskich zauważyłem wjeżdżające od strony wsi Skałki niemieckie dwa samochody z Niemcami w hełmach. Wpadłem do najbliższego domu – Jana Smolarczyka. [...] Gdy słońce wzeszło, z okien domu zobaczyłam rozstawionych na drodze wzdłuż wsi Niemców z karabinami przygotowanymi do strzałów. W pewnym momencie rozległy się strzały, usłyszałem huk granatu. Ja wybiegłem na podwórko za Fiałkiem i zobaczyłem, jak usiłował przekroczyć płot na sąsiednie podwórko Stanisława Łapota, tego, który nas obudził. Fijałek jednak został trafiony przez Niemców i spadł z płotu. Ja natomiast wbiegłem do przybudówki przy oborze i stamtąd po drabinie dostałem się na strych obory. Byli tam już Antoni Górajec oraz Stanisław i Franciszek Smolarczykowie. Przez szpary szczytu widziałem, jak Niemcy wyrąbali drzwi piwnicy-chłodni na podwórku Stanisława Smolarczyka, wyciągnęli z niej Władysławę Smolarczyk z dwojgiem dzieci w wieku sześć i pięć lat. Władysława Smolarczyk na kolanach prosiła Niemców, następnie rzuciła się jednemu na szyję, wówczas drugi ją odepchnął i strzelił do niej. Dzieci płakały, tuliły się do matki i one zostały zastrzelone" - zeznawał po wojnie Józef Łapot, jeden z mieszkańców wsi.
"W ciągu trwającej kilka godzin akcji Niemcy zamordowali 92 mieszkańców Skałki Polskiej, w tym 23 kobiety i 31 dzieci w wieku do 15 lat. Powojenne śledztwo wykazało, że w zbrodni brało udział przynajmniej kilku niemieckich kolonistów z Antonielowa i Skałki Niemieckiej. Jeden z nich, o nazwisku Paźler, wraz z żandarmami uczestniczył w przeszukiwaniu zagród i był obecny przy zamordowaniu Władysławy Smolarczyk. Niemieccy +sąsiedzi+ brali udział w rabowaniu zabudowań, zabierając m.in. zwierzęta gospodarskie i dobytek zabitych Polaków" - tłumaczył dr Domański.
Pacyfikacją Skałki dowodził hauptmann (kapitan) niemieckiej żandarmerii Gerulf Mayer, pochodzący z Gloggnitz (Austria). 16 marca 1941 r. został mianowany dowódcą Gendarmerie Hauptmannschaft Kielce (komendy żandarmerii) wchodzącej w skład niemieckiej policji porządkowej (Ordnungspolizei). Funkcję tę pełnił do końca okupacji. Był członkiem NSDAP. Za jedną z akcji przeciwpartyzanckich został nagrodzony Żelaznym Krzyżem. W trakcie masakry w Skałce Polskiej kilkukrotnie wystrzelił z pistoletu, krzycząc: "To strzelają bandyci!". W ten sposób "mobilizował" podkomendnych.
Warto jednak podkreślić, że niektórzy z żandarmów, w znacznej mierze - Austriaków, odmówili udziału w morderstwach. Chlubnym wyjątkiem był żandarm Adolf Karl Landl z posterunku Łopuszno, wielokrotnie ostrzegający polskie podziemie o planowanych przez Mayera akcjach pacyfikacyjnych. "Felek", bo taki pseudonim przyjął, złożył przysięgę żołnierza Armii Krajowej, aktywnie pomagał Polakom, informował m.in o donosach kolonistów, jednak jako podoficer nie był wtajemniczany w plany ścisłego dowództwa żandarmerii. W lipcu 1944 r. w obawie przez aresztowaniem Landla przez gestapo AK upozorowała jego porwanie, pozostawiając +ślad+ - zakrwawioną czapkę Austriaka. "Felek" jako żołnierz 4. Pułku Piechoty Legionów AK pod dowództwem mjr. Józefa Włodarczyka "Wyrwy" uczestniczył w akcji "Burza". W 1961 r. odwiedził Polskę, spotykając się z mieszkańcami Łopuszna. Zmarł dwa lata później. Szacuje się, że jego informacje przyczyniły się do ocalenia ok. 300 osób.
"Pacyfikacja Skałki Polskiej wpisywała się w zbrodniczą politykę niemieckiego terroru realizowaną od początku okupacji. Ocenia się, że niemieccy okupanci dokonali pacyfikacji ponad 800 polskich wsi i osad (w granicach z 1945 r.), mordując kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, w tym wiele kobiet, dzieci i osób w podeszłym wieku. Do apogeum fali zbrodni w regionie kieleckim doszło 12-13 lipca 1943 r.: w Michniowie zamordowano wówczas co najmniej 204 osoby. Najmłodsza z ofiar, Stefan Dąbrowa, liczyła zaledwie dziewięć dni. Większość zbrodni na terenie Kielecczyzny popełnili żandarmi - podkomendni Mayera. Podlegały mu wszystkie posterunki na terenie powiatów Kielce, Opatów i Busko. Sprawcami byli również funkcjonariusze innych zbrodniczych jednostek niemieckiej policji porządkowej: III batalionu 17. pułku policji SS oraz I i II batalionu 22. pułku policji SS" - wskazał dr Domański.
W marcu 1969 r. Landesgericht (Sąd Krajowy) w Grazu uznał Mayera za winnego zbiorowego mordu. "Wydając rozkaz i udzielając rad, celowo skłonił podległych mu funkcjonariuszy żandarmerii, aby oddawali strzały i rzucali granaty ręczne oraz dokonywali innych aktów przemocy wobec ludzi z zamiarem ich zabicia; działał w taki sposób, że nastąpił zgon tych ludzi, w dniu 11 maja 1943 r. przy okazji likwidacji Skałki Polskiej i jej mieszkańców" - napisano w uzasadnieniu wyroku 11 lat więzienia. Po apelacji w 1970 r. austriacki Sąd Najwyższy obniżył Mayerowi wyrok do 10 lat. Jako okoliczność łagodzącą przyjął "zaawansowany wiek" (60 lat), uznając, że w tym przypadku kara więzienia jest odczuwalna jako "bardziej dotkliwa".
"Sprawiedliwej kary nie poniósł też Otto Rhode z posterunku Łopuszno. Podobnie jak Mayer miał on na sumieniu wielu zamordowanych Polaków i Żydów. Ci sami sprawcy uczestniczyli zarówno w pacyfikacjach wsi, jak i zbrodniach na więźniach gett i ukrywających się żydowskich uciekinierach. W przypadku Rhodego umorzono postępowanie w 1974 r., ponieważ nie ustalono miejsca jego pobytu w RFN" - podsumował dr Domański.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/