Z rozmów z Ukraińcami – zwykłymi ludźmi, żołnierzami, oficerami czy politykami – wiem, że ta nasza obecność tutaj bardzo ich buduje, bo pokazuje, że ktoś poza nimi wierzy w zwycięstwo w wojnie obronnej – mówi PAP ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki, pytany o swoje pozostanie na placówce.
PAP: Panie ambasadorze, czy jest pan jedynym dyplomatą tego szczebla, obecnym dziś w Kijowie?
Bartosz Cichocki: Jest jeszcze nuncjusz apostolski, wrócili dyplomaci słoweńscy, są oczywiście przedstawiciele attachatów wojskowych różnych państw. Ale już słyszę, że w związku z odepchnięciem Rosjan z okolic Kijowa coraz więcej dyplomatów zastanawia się nad powrotem. Sądzę, że w ciągu tygodnia ambasadorowie kilku państw wrócą do Kijowa.
PAP: Czy to znaczy, że Kijów jest teraz miastem bezpieczniejszym niż jakiś czas temu?
B.C.: Na pewno jest bezpieczniejszy niż chociażby tydzień temu. Oczywiście nadal są utrudniania w funkcjonowaniu. Miasto jest pocięte blok-postami (posterunkami kontrolnymi - PAP), niektóre ulice zostały w ogóle wyłączone z ruchu, działają sklepy, ale nie w takiej liczbie, jak wcześniej. Ale wiem, że mimo to wielu dyplomatów chce wrócić i reprezentować swoje państwa.
PAP: Ma pan wiedzę, jak wielu mieszkańców wyjechało z Kijowa?
B.C.: Około dwóch tygodni temu władze miasta poinformowały, że na podstawie np. zużycia wody czy energii elektrycznej, wyjechało około połowy mieszkańców miasta. Zatem w tym bardzo dużym mieście nadal przebywa około 2 mln osób. Spodziewam się jednak, że akurat mieszkańcy Kijowa zaczną wracać tu jeszcze szybciej, niż dyplomaci. O ile oczywiście sytuacja nadal będzie się uspokajała.
PAP: A jak wygląda sytuacja Polaków w Kijowie? Jaka ich część wyjechała?
B.C.: Pozostaje na pewno duża część osób polskiego pochodzenia, ale mających obywatelstwo ukraińskie. Natomiast ewakuowali się polscy przedsiębiorcy, często razem ze swoimi ukraińskimi pracownikami. Zatem społeczność polska jest obecnie bardzo nieliczna. Osobną kategorię stanowią księża i zakonnicy rzymskokatoliccy, wśród których jest liczna grupa obywateli polskich lub osób polskiego pochodzenia. Oni w przeważającej części pozostali i są bardzo aktywni, jeśli chodzi o pomoc uchodźcom, współpracę z organizacjami przywożącymi lekarstwa czy ubrania i przekazywanie tego potrzebującym. W niedzielę spotkałem się np. z ojcem Sebastianem, oblatem, który z ramienia Caritasu pomaga bezdomnym. Mówił mi, że pracy jest dużo. Wojna wiele osób pozbawiła dochodu, czasem domu, do Kijowa ewakuowało się wiele osób z terenów zajętych przez Rosjan, a nie każdy z nich ma w Kijowie gdzie mieszkać.
PAP: Cały czas ma pan kontakty z politykami ukraińskimi. Jak pan ocenia ich nastroje? Jak patrzą na perspektywę rozwoju sytuacji wojennej?
B.C.: W pierwszych dniach rosyjskiej agresji zapanował trochę chaos, trochę strach. Wielu polityków ukraińskich porozjeżdżało się. Potem jednak wrócili. Parlament pracuje, oczywiście cały czas pracował i pracuje prezydent i jego zespół, a także znaczna część rządu. To są postawy niezwykle bohaterskie, bo te osoby były szczególnie narażone na porwanie, tak jak to się działo w wielu miastach zajętych przez Rosjan. Jeśli opisywać ich nastawienie, to ono jest pozbawione entuzjazmu. To nie jest euforia, że zagrożenie minęło. Jednak to są osoby zdeterminowane i skupione na przygotowaniu Ukrainy na kolejny etap rosyjskiej agresji. Ukraina była przed wojną bardzo podzielona politycznie, była pod tym względem gorącym miejscem. Jednak po wybuchu wojny nastąpiła pełna konsolidacja, a to robi wrażenie. Opozycja, nawet jeśli ma jakieś uwagi do działań wojskowych czy międzynarodowych prezydenta i rządu, nie podnosi tego publicznie, a wspólnie pracuje na rzecz obrony Ukrainy.
PAP: Rozumiem, że pan nadal będzie przebywać na placówce?
B.C.: To oczywiście nie jest moja osobista decyzja, ale nic mi nie wiadomo, żeby decyzje moich przełożonych miały się zmienić. To oczywiście nie oznacza, że ktoś mnie tu trzyma siłą, że chciałbym wyjechać, ale mi nie pozwalają. Nadal mam ze swoimi współpracownikami bardzo dużo obowiązków do wykonania. Poza tym z rozmów z Ukraińcami - zarówno zwykłymi ludźmi, jak i żołnierzami, oficerami czy politykami wiem, że ta nasza obecność bardzo ich buduje. Bo pokazuje, że ktoś poza nimi wierzy w zwycięstwo w wojnie obronnej. W takim wymiarze moralno-symbolicznym to jest ważne i dodatkowo przekonuje, że powinniśmy tutaj pozostać. Poza tym, tak jak powiedziałem, nadal mamy tutaj bardzo dużo pracy. Czasem rano nie wiemy, co przyniesie dzień, czasem każda godzina coś zmienia, przynosi nowe zadania, na które staramy się maksymalnie szybko reagować. Zamierzam więc tu nadal pracować, oczywiście w ścisłym kontakcie z centralą MSZ, kancelarią pana premiera, kancelarią pana prezydenta. Jest wiele obowiązków związanych z obecnością w Polsce 2 mln uchodźców ukraińskich. Choćby kwestia dostarczenia dzieciom podręczników do nauki. Teraz właśnie realizujemy taki projekt przerzucenia do Polski ukraińskiej literatury pięknej, żeby ukraińskie dzieci czytały w swoim języku. Realizujemy też inne przedsięwzięcia, wspierające przebywających w Polsce uchodźców.
W Kijowie rozmawiał Piotr Śmiłowicz (PAP)
pś/ mal/