Barbarzyńscy wojownicy przed walką mogli zażywać środki pobudzające za pomocą przytwierdzonej do pasa łyżeczki - wykazały badania naukowców z UMCS w Lublinie. Dowodzą oni, że w starożytnej Europie istniała prężna gałąź gospodarki odpowiedzialna za produkcję i dostarczanie takich specyfików.
Archeolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej prof. Andrzej Kokowski powiedział PAP, że swoją teorię opiera m.in. na analizie 241 metalowych przedmiotów znalezionych podczas wykopalisk prowadzonych w południowej Skandynawii i na terenach pomiędzy Łabą a Bugiem w Europie Środkowej.
Badane przedmioty - podał archeolog - mają zazwyczaj ok. 10 cm długości i zakończone są tarczką lub miseczką o średnicy 15-20 mm. Ich kształt badacz porównał do łyżeczki od espresso. Takie łyżeczki należały do germańskich wojowników. Były mocowane nitami do rzemienia, stanowiącego zakończenie pasa.
Przedmioty pochodzą z okresu rzymskiego, najwcześniejsze - z połowy I w. n.e., najpóźniejsze - z początku V wieku, przy czym najwięcej występuje na przełomie II i III wieku.
"W tym czasie południowa Skandynawia była obszarem niesamowitych konfrontacji militarnych. Celem najazdów była głownie Jutlandia i wyspy duńskie, dlatego znalezisk jest tam najwięcej" - powiedział.
Po wygranej bitwie obrońcy Jutlandii mieli w zwyczaju pakować łupy w worki i zatapiać je w jeziorach, jako ofiarę dla boga wojny. Rzymskie miecze, przedmioty ze złota, srebra i pasy zwieńczone łyżeczką lądowały w bagnach, w których po wiekach znaleźli je archeolodzy.
Przytroczone do pasa łyżeczki archeolodzy znaleźli także w grobach pozostawionych przez plemiona germańskich Wandalów, Markomanów i Kwadów, którzy chowali wojowników z pełnym wyposażeniem militarnym - a także, sporadycznie, u Gotów, którzy nie wkładali broni do grobów.
Przez lata archeolodzy byli przekonani, że przedmioty służyły usprawnieniu przewlekania końca pasa przez sprzączkę. Przypisywano im także funkcję instrumentu medycznego lub przyboru kosmetycznego do czyszczenia uszu. "Ale do kanału usznego nie włoży się łyżeczki o średnicy 20 mm" – zauważył prof. Kokowski.
Naukowcy już wcześniej wiedzieli, że narkotyki zażywali m.in. starożytni Grecy i Rzymianie. Panowało przekonanie, że takie środki były zarezerwowane dla przedstawicieli rozwiniętej kultury śródziemnomorskiej, natomiast ludy północy – postrzegane przez Greków i Rzymian za prymitywne i barbarzyńskie – upijały się alkoholem.
Podczas wykopalisk w Europie Środkowej i Skandynawii nie znaleziono pozostałości po substancjach, którymi mogliby się odurzać wojownicy. Przełomem okazały się wykopaliska na Kaukazie, gdzie w grobach najważniejszych przedstawicieli ludów koczowniczych znaleziono łyżeczki z resztkami opium. "Te środki musiały być rozpowszechnione bardziej, niż nam się dotychczas wydawało" – stwierdził.
Prof. Kokowski nawiązał współpracę z biologami z UMCS, prof. Anną Jarosz-Wilkołazką i dr Anną Rysiak. Badacze przeanalizowali rośliny, które mogły służyć do wytwarzania środków odurzających, sposoby ich przetwarzania i wpływ na organizm człowieka. Doszli do wniosku, że germańscy wojownicy najprawdopodobniej zażywali środki pochodzenia roślinnego z rodziny psiankowatych. W ich zasięgu było także opium wytwarzane z maku.
"Zażywanie narkotyków przez germańskich wojowników musiało być powszechnym zjawiskiem. Świadczy o tym liczba znalezionych łyżeczek. Oszacowaliśmy, że w 1000-osobowej armii narkotyki zażywało ok. 750 wojowników" – stwierdził prof. Kokowski.
"Germańscy wojownicy prawdopodobnie +motywowali się+ do walki, sięgając po wiszącą u pasa łyżeczkę, czerpiąc substancję z przytroczonego woreczka i zażywając ją jak tabakę. Wojny toczyły się nieustanne, więc armia musiała mieć ze sobą kilogramy substancji, do których wytworzenia trzeba było setek kilogramów roślin i dziesiątków ludzi za nich odpowiedzialnych" – powiedział prof. Kokowski. Dodał, że częste korzystanie z substancji sprawiało, że po pewnym czasie traciły skuteczność, dlatego ich skład musiał być zmieniany.
"Żołnierze nie mogli przygotować substancji odurzających w trakcie marszu i działań wojennych. Musieli to mieć ze sobą z pełną świadomością, że ten środek jest to im tak samo niezbędny jak broń" – powiedział.
Zdaniem archeologa powszechne wykorzystanie narkotyków wymuszało istnienie potężnej i zupełnie nieznanej badaczom gałęzi gospodarki złożonej z rzemieślników odpowiedzialnych za wykonanie łyżeczek; osób, które zbierały rośliny, suszyły, przygotowywały do spożycia i wiedziały, jak je dawkować.
"Wyobrażam sobie, że wódz plemienia, idąc na wojnę, kazał wyfasować ze zbrojowni miecze, tarcze, oszczepy, włócznie, potem wołał człowieka odpowiedzialnego za aprowizację, który przygotowywał żywność na drogę, i specjalistę, który rozdzielał między wojownikami woreczki z substancją, pewnie instruując ich o działaniu i sposobie użycia" – sugeruje archeolog.
"Na przestrzeni wieków żołnierze w różny sposób usiłowali radzić sobie ze stresem" – przyznał prof. Kokowski i przywołał współczesne analogie: czerwonoarmistów zaopatrywanych w spirytus podczas walk w Finlandii, środki pobudzające żołnierzy Wehrmachtu podczas II wojny światowej i plagę narkotyków wśród amerykańskich żołnierzy w Wietnamie.
Badacze nie wykluczają, że narkotykami odurzały się także inne ludy barbarzyńskie, ale nie dysponują źródłami archeologicznymi na poparcie tej tezy. Źródła pisemne natomiast potwierdzają ich zażywanie przez elity starożytnego Rzymu, gdzie działały nawet kluby narkotyczne. Środki odurzające wykorzystywali także służący w armii rzymskiej medycy, żeby uśmierzać ból i zaleczać rany.
Artykuł naukowy "In a narcotic trance, or stimulants in Germanic communities of the Roman period" autorstwa prof. Andrzeja Kokowskiego, dr hab. Anny Jarosz-Wilkołazkiej i dr Anny Rysiak ukazał się w czasopiśmie "Praehistorische Zeitschrift" wydawnictwa De Gruyter w listopadzie br.(PAP)
Piotr Nowak
pin/ zan/ ktl/