Entuzjazm i wiara w zwycięstwo szczególnie w pierwszych dniach walki, z drugiej strony jedzenie od przypadku do przypadku, problemy z dostępem do wody i lekarstw, życie w piwnicach i schronach - tak wyglądała codzienność walczącej stolicy w 1944 roku.
Szymon Niedziela, kierownik Działu Obsługi Ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego powiedział PAP, że w pierwszych dniach powstania nastroje wśród powstańców były bardzo optymistyczne.
"Kiedy patrzymy na twarze powstańców z zachowanych fotografii, widzimy ludzi rozentuzjazmowanych, szczęśliwych, którzy są pewni, że droga, którą idą, droga konspiracji, walki jest jak najbardziej słuszna. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jaką radość przeżywali warszawiacy, kiedy pierwszego sierpnia na budynkach pojawiły się biało-czerwone flagi" - mówił.
Zaznaczył, że nie można także "przecukrzyć" tego wizerunku, ponieważ "były dzielnice Warszawy, w których radość trwała tylko kilka dni".
"Nastroje warszawiaków, powstańców, ludności cywilnej zmieniały się i możemy powiedzieć, że najdłużej tam, gdzie jeszcze Niemcy nie weszli, gdzie było w miarę bezpiecznie, czyli w Śródmieściu, zwłaszcza na południe od Alej Jerozolimskich, pozostawała nadzieja i radość, ale już w miejscach, gdzie Niemcy wchodzili, czyli Wola, Ochota, Stare Miasto, Powiśle, to tam tych uśmiechów i radości było mniej" - podkreślił Niedziela.
Dodał, że "dzisiaj na podstawie faktów, tysięcy niezbitych dokumentów, możemy powiedzieć: nie mieli broni, nie było żadnych szans i wiara była jedną wielką iluzją, ale my jesteśmy osiemdziesiąt lat po tym wydarzeniu". "Łatwo nam dzisiaj dokonywać takich ocen, ale pozwólmy tamtym ludziom mieć wiarę, wbrew wszystkiemu, nawet wbrew tysiącom racjonalnych argumentów" - powiedział.
Historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego ocenił, że "aby zrozumieć nastroje Warszawy w 1944 r., w czasie powstania, powinniśmy sobie wyobrazić siebie w tamtym czasie".
Podkreślił, że "powstanie to walka powstańców oraz całego miasta". "Powstanie Warszawskie trwało 63 dni, tylko i wyłącznie dlatego, że powstańcy przynajmniej w pierwszych tygodniach, otrzymywali ogromne wsparcie ludności cywilnej, więc powstańcem sensu largo był każdy warszawiak, który starał się zaangażować w budowę barykad, dostarczanie wody" - zaznaczył.
Zofia Rusecka "Zosia" w nagraniach dla Polskiego Radia opowiadała o radości powstańców w pierwszych dniach walki. "Wiele entuzjazmu, zapału mieliśmy. Czekaliśmy na ten moment rozpoczęcia walki, wyzwolenia się, bo dla nas to było tak coś nieprawdopodobnie potrzebne i wyczekiwane. Wiedzieliśmy, że jeżeli się rozpocznie, to zwyciężymy i o tym przez całe lata okupacji myśleliśmy" – podkreśliła.
"Były takie momenty szczęśliwe w czasie trwania powstania, że do dzisiaj pamiętam. Kiedyś idziemy wieczorem rzędem, pod ręce się trzymamy i krzyczymy: +słuchajcie, jesteśmy w wolnej Polsce+. To wyciskało łzy" – opowiadała Zofia Rusecka.
Hanna Stadnik "Hanka" w rozmowie z Magdaleną Łucyan wspominała, że "w pełnej piersi było czuć, że chcą znowu odzyskać wolność!". "Żebyśmy znów mogli żyć w wolnym kraju! Pierwszego dnia była wielka euforia. Nie wiem, skąd to się wzięło, ale w domach od razu było widać biało-czerwone flagi. My od razu dostałyśmy biało-czerwone opaski. Widać było tę Polskę, którą żeśmy kochali i którą znaliśmy ze swoich dziecięcych lat. Zobaczyć po tylu latach niewoli biało-czerwoną flagę to była ogromna radość i ogromne wzruszenie" - zaznaczyła.
Podobnie pierwsze chwile powstania wspominała także Halina Jędrzejewska "Sławka", cytowana w książce "Dziewczyny z Powstania" Anny Herbich-Zychowicz.
"Moje najradośniejsze, najwspanialsze chwile z powstania to właśnie te pierwsze godziny. Na Okopowej, gdy jechałam tramwajem, było już słychać strzały. Wszyscy się rozbiegli w swoją stronę, a ja oczywiście leciałam na Wolność 16. Raptem zobaczyłam pierwszego powstańca. To było niesamowite uczucie. (...) Nie ukrywał się, tylko kroczył środkiem ulicy. Polski żołnierz! Wzruszenie po prostu ścisnęło mi gardło" – opisywała.
"Sławka" zwraca uwagę, że na początku warszawiacy byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do powstania, z czasem to się zmieniło. "Cywile w tych pierwszych dniach wspierali nas w sposób niesamowity. Serce się radowało. Ale pod koniec było zupełnie inaczej. Ludzie byli wymęczeni, przerażeni, załamani. Te matki z maleńkimi dziećmi, które wegetowały w piwnicach, ci głodujący ludzie. Cywile mówili, że już nie mogą, że nie mają siły. Mieli do nas wielkie pretensje. Mówili, że to nasza wina, że sprowadziliśmy na nich nieszczęście. Było to bardzo trudne, przykro było tego słuchać" – przyznała.
O mniej optymistycznych nastrojach wśród powstańców opowiadała Danuta Szlachetko "Wira", której historia została opowiedziana w książce "Wira z Powstania. Wspomnienia". "Nastrój był radosny, patriotyczny, chociaż nie określiłabym go jako euforii, ponieważ nie łudziliśmy się, że powstanie szybko się skończy. Znowu, w swej naiwności, uwierzyłam, że jesteśmy niepokonani. Polska flaga zawisła na budynku Prudentialu, druga powiewała na gmachu Poczty Głównej. Rozkoszowaliśmy się pierwszymi od pięciu lat chwilami wolności!" - wspominała "Wira".
Podobnie tamte chwile zapamiętała Halina Hołownia "Rena", która w książce "Dziewczyny z Powstania" mówiła o zmieniających się nastrojach wśród powstańców. "Na początku byliśmy nastawieni bardzo optymistycznie, nasza wiara mogła przenosić góry. Z czasem to się przerodziło w rozpacz. Jedliśmy od przypadku do przypadku. Gdy zajmowaliśmy mieszkania i domy, to często tam znajdowaliśmy jakieś zapasy. Czyli na ogół kaszę pół na pół z robakami, czasem suchary, w wyjątkowych przypadkach konserwy. Pamiętam, że raz uśmiechnęło się do mnie szczęście i znalazłam butelkę z topionym masłem" – opisywała.
Ze wspomnień powstańców, ludności cywilnej wynika, że życie w powstańczej Warszawie było bardzo trudne. "Miasto zostało pozbawione wody, światła, gazu, a co najgorsze - dostaw żywności, a często też dostępu do istniejących jej zapasów, nie działały urządzenia sanitarne, w szpitalach brakowało lekarstw, środków opatrunkowych, podstawowych narzędzi chirurgicznych. Niemieckie samoloty nieustannie bombardowały teren zajęty przez powstańców, grzebiąc pod gruzami mieszkańców i pogorzelców. Ludzie przenieśli się do piwnic i schronów, ale i one nie były w stanie zapewnić całkowitego bezpieczeństwa" - opisuje w książce "Zwyczajni '44. Ludność cywilna w Powstaniu Warszawskim" Agnieszka Cubała.
Powstaniec Bronisław Troński "Jastrząb" w taki sposób opisywał realia panujące w schronach: "Panował zaduch. Nie było czym oddychać. Odór nieopróżnianych kubłów przesiąkał ubranie. Pełno było uchodźców z innych dzielnic, ludzi bezdomnych o zielonych twarzach i zapadniętych policzkach, ludzi, którzy wszystko stracili i żyli z łaski innych, ludzi szukających niedopałków papierosów i z rezygnacją patrzących wokół siebie. Nikt ich nie potrafił pocieszyć. Stali się cieniem tego, czym byli kiedyś. Leżeli w brudnych barłogach, zdrowi obok chorych na biegunkę. (...) Tu już rozpacz nie kryła się pod powierzchnią, tu wyłaziła ona na zewnątrz z całą bezwzględnością i okrucieństwem".
Kierownik Działu Obsługi Ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego wskazał, że pierwsza potrzeba w czasie powstania to było jedzenie i picie, ale nikt nie umarł z pragnienia i głodu. Podkreślił, że "faktem historycznym jest, że nie było śmierci głodowej w Powstaniu Warszawskim".
"Kiedy powstańcy zdobyli magazyny ze zbożem, na przykład browary Haberbuscha na Woli, to zboże roznoszono po wielu dzielnicach. Starano się piec chleb, wszystkich obdarowywać tym chlebem, powstawały lokalne garkuchnie, wszystko inicjowano przez samopomoc sąsiedzką. To samo dotyczyło wody. Jeżeli gdzieś nie było dostępu do bieżącej wody, to rozpoczynano kopanie studni" - opowiadał.
Mówił także o pomocy medycznej. "Przez cały okres okupacji przygotowywano kadry medyczne na czas powstania - lekarzy oraz pielęgniarek, które miały pomagać wszystkim potrzebującym w czasie walki" - dodał.
Zaznaczył, że to wszystko mogło mieć miejsce, bo ludność cywilna zaangażowała się dobrowolnie w pomoc. "Ludność cywilna nie musi wykonać rozkazu komendanta głównego Armii Krajowej, więc to, że się zaangażowano, świadczyło o tym, że społeczeństwo jest z powstańcami, ale jak przyszły egzekucje, morderstwa, jakakolwiek nadzieja upadła na pomoc z zewnątrz, to wtedy również w niesłychany sposób topniał entuzjazm ludności cywilnej. Mamy dokumenty na przykłady, że nawet niszczono barykady, że ludność cywilna nazywała powstańców czasami wręcz niecenzuralnymi słowami, po prostu przekleństwami, ale też się temu nie dziwmy, bo to byli tylko ludzie" - podkreślił Niedziela.
"To byli tylko ludzie, omylni, słabi, cierpiący, czasami po prostu mający tego wszystkiego dość, ale sam fakt powstania trwającego 63 dni, świadczy o tym, że pokłady motywacji w nich były niewyobrażalne" - ocenił.
Pytany o to, co najbardziej doskwierało powstańcom i ludności cywilnej, odpowiedział: "Perspektywa śmierci już za sekundę, że jeżeli akurat trafię na Niemca to mnie zabije".
Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 r. o godz. 17.00. Było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie i największym zrywem niepodległościowym na terenie okupowanej Polski. Do walki w stolicy przystąpiło około 40-50 tys. powstańców. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. W czasie walk w Warszawie zginęło około 18 tys. powstańców, 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej wynosiły około 180 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, około 500 tys. osób, wypędzono z miasta.(PAP)
Autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ dki/ jpn/