
4 lipca 2000 r. zmarł Gustaw Herling-Grudziński, autor „Innego świata” i „Dziennika pisanego nocą”, współzałożyciel i współpracownik paryskiej "Kultury”, żołnierz gen. Andersa, a zarazem jedna z najbardziej wyrazistych i rozpoznawalnych na świecie osobowości polskiej literatury emigracyjnej drugiej połowy XX w.
Urodził się 20 maja 1919 r. w Kielcach. Od dziecka cenił twórczość związanego z tym miastem Stefana Żeromskiego, a zwłaszcza jego „świętokrzyskie” powieści: „Echa leśne” i „Puszczę jodłową”. Całe życie Herlinga-Grudzińskiego upłynęło wśród książek. Te jego autorstwa są często literacką zabawą, grą cytatami i aluzjami, żonglerką formami odnalezionymi na kartach innych twórców. „Jest pożeraczem i przeżuwaczem książek […] Dzieła literackie Herlinga są bogato inkrustowane mottami, cytatami, parafrazami, pastiszami różnorodnych tekstów historycznych (autentycznych i zmyślonych) i beletrystycznych. Jeśli nawet ma kłopoty z tworzeniem fabuły, to stokrotnie potrafi to sobie powetować kreacją anegdot i faktów, które nie mają zbyt wielkiej styczności z rzeczywistością czy prawdą historyczną” – pisał znawca jego twórczości Jerzy Paszek.
Debiutował jako szesnastoletni uczeń Państwowego Gimnazjum Męskiego im. Mikołaja Reja w Kielcach. Jego reportaż „Świętokrzyżczyzna” został opublikowany na łamach „Kuźni Młodych”.
Dwa lata później, w 1937 r., rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim i nawiązał współpracę z takimi pismami jak „Arka”, „Ateneum”, „Nasz Wyraz”, „Orka na Ugorze”, „Pion” i „Pióro”. Należał też do uniwersyteckiego Koła Polonistów. W ciągu dwóch lat, do wybuchu wojny, opublikował aż trzydzieści tekstów krytyczno-literackich.
"(...) znacznie później, doceniono wartość czysto literacką dzieła: lekkość opowiadania historii i mistrzowskie żonglowanie odniesieniami do takich klasyków jak Dostojewski, Dante, Remarque."
Już na początku okupacji, w październiku 1939 r. z kolegami założył jedną z pierwszych konspiracyjnych organizacji niepodległościowych PLAN, czyli Polską Ludową Akcję Niepodległościową. Współredagował pierwsze numery jej organu prasowego „Biuletynu Polskiego”. Postanowił przedostać się do tworzącego się we Francji Wojska Polskiego. Zamiast przez Węgry, jak wielu innych, wybrał okrężną drogę przez tereny, które dostały się pod okupację ZSRR. Dotarł do Lwowa, a następnie do Grodna, ale podczas próby przejścia na niezajętą jeszcze Litwę wpadł w ręce NKWD.
„Znalazłem wreszcie dzięki pożyczkom dwóch przemytników gotowych do przerzucenia mnie na Litwę. Jeden z nich nazywał się Mickiewicz. Pod takimi auspicjami zaczęła się moja »Droga do Rosji«. Nasza furka wyminęła rogatki Grodna o północy i ujechała zaledwie dziesięć kilometrów. Samochód policyjny dognał ją w pustym polu, gdzie podobne operacje nie zwracały niczyjej uwagi. Mój Mickiewicz był na usługach NKWD” – wspominał ten epizod w opowiadaniu „Godzina cieni”. W więzieniu po raz pierwszy zetknął się z systemem sowieckich opresji.
„Dopiero pod koniec października z celi liczącej dwieście osób, wywołano pięćdziesięciu więźniów na odczytanie wyroków. Szedłem do kancelarii obojętnie, bez śladów podniecenia. Śledztwo w mojej sprawie zakończyło się już dawniej, w więzieniu grodzieńskim; nie zachowałem się na nim wzorowo, o nie! – i do dziś jeszcze podziwiam moich więziennych znajomych, którzy mieli odwagę prowadzić z sowieckimi sędziami śledczymi finezyjną szermierkę dialektyczną, pełną celnych ukłuć i błyskawicznych ripost. Odpowiadałem na pytania krótko i wprost, nie czekając, aż rozgorączkowana wyobraźnia heroiczna podsunie mi na schodach, w drodze powrotnej do celi, dumne wersety z katechizmu męczeństwa polskiego. Jedyne, czego pragnąłem, to spać, spać i jeszcze raz spać. Nie umiem fizycznie opanować dwóch rzeczy: przerwanego snu i pełnego pęcherza. Obie groziły mi jednocześnie, gdy przebudzony wśród nocy siadałem na twardym stołku naprzeciwko sędziego śledczego, zwróciwszy twarz prosto w kierunku żarówki o niesamowitej mocy” - wspominał.
Został oskarżony o próbę nielegalnego przekroczenia granicy i skazany na pięć lat łagru, co było stosunkowo niskim wyrokiem w tamtych czasach.
Przez Witebsk, Leningrad i Wołgograd skierowano go do łagru w Jercewie pod Archangielskiem. To właśnie tam obserwował stopniową degradację ludzkiej natury, pod wpływem nieludzkich warunków prowadzącą go do konkluzji, że człowiek pozostaje ludzki tylko do tego momentu, gdy pozwala mu się po ludzku żyć. Inaczej mówiąc – nie istnieje żadne obiektywne zło, a ocena moralna zawsze zależy wyłącznie od miejsca obserwacji.
Miesiąc po wybuchu wojny między ZSRR a Niemcami dla niego i innych Polaków pojawiła się dla niego szansa na wolność. W Londynie został podpisany układ Sikorski-Majski, na mocy którego Stalin zgodził objąć Polaków w amnestią. Nie mogąc doczekać się zwolnienia razem z kilkoma współwięźniami podjął głodówkę. Za druty łagru wyszedł 20 stycznia 1942 r.: schorowany i bez grosza przy duszy. W środku surowej zimy, po trwającej półtora miesiąca udało mu się dotrzeć do Kazachstanu, gdzie zaciągnął do tworzonego przez Andersa Wojska Polskiego. W szeregach 10. Pułku Artylerii wkrótce wydostał się do Iranu, a stamtąd do Iraku, Palestyny i w końcu do Egiptu, a stamtąd – w 1943 r. - do Włoch. W bitwie pod Monte Cassino brał udział jako telegrafista 3. Dywizji Strzelców Karpackich i został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Znów publikował – jego artykuły ukazywały się w „Kurierze Polskim w Bagdadzie”, jerozolimskim miesięczniku „W Drodze”, w „Dzienniku Żołnierza APW” oraz w „Ochotniczce”.
Po zakończeniu wojny postanowił nie wracać do ojczyzny. Razem z Jerzym Giedroyciem w 1946 r. w Rzymie założył Instytut Literacki i współredagował pierwsze numery „Kultury”. Współpracował też z londyńskimi „Wiadomościami” oraz organem prasowym 2. Korpusu „Orłem Białym”. W 1947 r. z powodu zatargu z Giedroyciem zdecydował się opuścić Rzym. „W dużym stopniu stało się to z mojej winy i w dużym stopniu zadecydowały tu sprawy osobiste. W rezultacie wyjechałem do Londynu i moja współpraca z Jerzym ustała na kilka lat” – wspominał ten konflikt.
W 1955 r., po trzech latach pobytu w Monachium i pracy w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, przeniósł się do Neapolu. „I wówczas moim pierwszym utworem napisanym w Neapolu było opowiadanie +Książę niezłomny+. Posłałem je do Jerzego Giedroycia i w ten sposób nawiązaliśmy na nowo współpracę” - wspominał.
Pięć lat spędził w Londynie, ale nie potrafił znaleźć wspólnego języka z coraz bardziej skłóconym środowiskiem polskich emigrantów. To w tamtym czasie rozpoczął jednak pracę nad „Innym światem” – w „Wiadomościach” opublikował włączony później do książki tekst „Zabójca Stalina”. Cała zaś książka, pod angielskim tytułem „A World Apart: a Memoir of the Gulag”, ukazała się tam w roku 1951 w tłumaczeniu Andrzeja Ciołkosza. Z miejsca wzbudziła sensację.
„Według mnie książka ta powinna zostać wydana i czytana we wszystkich krajach, i to zarówno ze względu na to, co stanowi jej temat, jak i na jej wymowę” – pisał w liście do autora Albert Camus, który osobiście podejmował się znaleźć dla niej francuskiego wydawcę. Jeszcze więcej napisał o niej Bertrand Russell (autor przedmowy do pierwszego wydania): „Zarówno komuniści, jak i hitlerowcy wykazali tragicznie, że w dużym odłamie ludzkości istnieje impuls do zadawania tortur, który wymaga tylko sposobności, aby się odsłonić w całej, nagiej potworności. Ale nie sądzę, by można było to zło uleczyć ślepą nienawiścią do jego sprawców. Doprowadziłoby to nas tylko do tego, że stalibyśmy się tacy sami jak oni. I choć wysiłek nie jest łatwy, trzeba spróbować – czytając taką książkę jak ta – zrozumieć warunki, które obracają ludzi w potwory”.
Powieść wkrótce doczekała się wielu wydań w tłumaczeniach na różne języki, szybko wchodząc do kanonu literatury obozowej. Bo początkowo to właśnie doceniono w niej najbardziej – dokument okrucieństwa systemu sowieckiego, w tamtych latach jeszcze w zasadzie nieznany i ginący w tle hitlerowskich obozów zagłady. Dopiero po pewnym czasie doceniono jego psychologiczną wielowarstwowość i fakt, że jest w zasadzie reportażem z dehumanizacji jednostki w zetknięciu z nieludzkim systemem. Z zupełnie innej perspektywy, ale relacja Herlinga-Grudzińskiego dobrze korespondowała z teorią o „banalności zła” Hannah Arendt. A dopiero później, znacznie później, doceniono wartość czysto literacką dzieła: lekkość opowiadania historii i mistrzowskie żonglowanie odniesieniami do takich klasyków jak Dostojewski, Dante, Remarque.
Zostawione przez niego archiwum zawiera 420 teczek formatu A-4. To bogata dokumentacja, w skład której wchodzi korespondencja pisarza z Adamem Ciołkoszem, Aleksandrem Watem, Jerzym Giedroyciem, Józefem Wittlinem, Jerzym Stempowskim, Wojciechem Żukrowskim, Zbigniewem Herbertem, Sławomirem Mrożkiem, Mieczysławem Grydzewskim, Marią Dąbrowską.
Wśród osobistych pamiątek pisarza zachowało się też wiele fotografii, m.in. te, które wykonał Palestynie podczas II wojny światowej. (PAP)
autor: Józef Krzyk
ksyw/ aszw/