Francja i Wielka Brytania mogły zrobić więcej, by pomóc Polsce, gdy została napadnięta przez Niemcy we wrześniu 1939 r., realnie szansa na to była do jakiegoś 10-13 września – mówi PAP brytyjski historyk David G. Williamson. 12 września przypadała 84. rocznica konferencji w Abbeville, na której Francja i Wielka Brytania zdecydowały, że nie będą podejmować działań wojennych przeciwko Niemcom.
We wtorek przypadała rocznica konferencji w Abbeville – pierwszego posiedzenia francusko-brytyjskiej Najwyższej Rady Wojennej z udziałem premierów obu krajów Edouarda Dadaliera i Neville’a Chamberlaina, podczas której podjęto decyzję, by nie podejmować zasadniczych działań lądowych na froncie zachodnim ani bombardowań Niemiec.
„Z pewnością Zagłębie Ruhry było podatne na atak. Wojska francuskie mogły wkroczyć tam, tak jak to zrobiły w 1923 roku. Oczywiście to były inne czasy, Niemcy były słabsze, ale zdecydowany atak Francji mógłby, jak sądzę, zmusić je do wycofania części wojsk z Polski. Można oczywiście wskazywać, że Francja przedwcześnie wkraczając, osłabiałaby się w obliczu niemieckiego kontrataku, ale zarazem był to moment, w którym Niemcy były zaangażowane w Polsce i można było wywrzeć na nie presję. Wielka Brytania mogła zbombardować zachodnioniemieckie miasta, zwłaszcza w Zagłębiu Ruhry, a nie tyko zrzucać ulotki z apelami do narodu niemieckiego. Co by się stało, gdyby zamiast tego zrzucała bomby, jest otwartą kwestią, ale na pewno byłyby to pewną pomocą dla Polski” – mówi Williamson, autor m.in. książki „Poland Betrayed: The Nazi-Soviet Invasions of 1939”.
Jak zaznacza, trudno definitywnie stwierdzić, czy w ostatecznym rozrachunku, biorąc pod uwagę sowiecką inwazję 17 września, można było wiele zrobić i czy bardziej zdecydowane działania Francji i Wielkiej Brytanii powstrzymałyby Stalina, ale z pewnością można powiedzieć, że pomoc, którą Polska otrzymała, była bardzo niewielka. Zatem określenie, że została ona zdradzona, jest według niego w pełni uzasadnione.
Williamson uważa, że zdrada była nawet podwójna, bo w ten sposób można nazwać także działania brytyjskie i francuskie tuż przed wybuchem wojny. Wyjaśnia, że brytyjski premier Neville Chamberlain wciąż wierzył, że Niemcy dadzą się jeszcze jakoś przekonać do tego, by nie dokonywały inwazji i w ostatniej dekadzie sierpnia 1939 r. była wywierana presja na Polskę, by nie dokonywała mobilizacji na sto procent, gdyż mogłoby to sprowokować wojnę. Było zatem zdrada, biorąc pod uwagę zawarte z Polską układy sojusznicze.
Jeśli chodzi o działania, które Francja i Wielka Brytania mogły podjąć już po rozpoczęciu wojny, to Williamson uważa, że okno możliwości istniało mniej więcej do 10-13 września 1939 r. „Francja i Wielka Brytania formalnie przystąpiły do wojny 3 września. Zachodni sojusznicy na tym etapie nie chcieli ryzykować wojny ze Związkiem Sowieckim, więc gdy sowieckie wojska były na terytorium Polski, a w zasadzie, gdy już były już gotowe do inwazji, to tak naprawdę już nie można było nic zrobić. Okno możliwości określiłbym na jakiś tydzień, może 10 dni po 3 września, może szczególnie było ono w czasie bitwy nad Bzurą, gdy Niemcy chwilowo znaleźli się w odwrocie. Ale pamiętajmy, że to wszystko dość hipotetyczne rozważania. Wydaje się, że na tym etapie można było zrobić więcej, ale czy to przyniosłoby jakieś efekty, tego nie wiemy” – mówi historyk.
Williamson uważa, że zdrada była nawet podwójna, bo w ten sposób można nazwać także działania brytyjskie i francuskie tuż przed wybuchem wojny. Wyjaśnia, że brytyjski premier Neville Chamberlain wciąż wierzył, że Niemcy dadzą się jeszcze jakoś przekonać do tego, by nie dokonywały inwazji i w ostatniej dekadzie sierpnia 1939 r. była wywierana presja na Polskę, by nie dokonywała mobilizacji na sto procent, gdyż mogłoby to sprowokować wojnę. Było zatem zdrada, biorąc pod uwagę zawarte z Polską układy sojusznicze.
Nie zgadza się on z oceną, że przyczyną braku działań Francji i Wielkiej Brytanii było to, że ich siły zbrojne nie były gotowe. „Owszem, brytyjskie siły lądowe nie były gotowe, ale marynarka była, choć oczywiście nie mogła dostać się na Bałtyk z powodu niemieckiej obrony. Siły powietrzne też były bardziej gotowe niż armia. Myślę, że francuska armia mogła zostać zmobilizowana w celu wkroczenia do zachodnich Niemiec i mogły zostać do niej dołączone jakieś jednostki brytyjskie. Mogły też zostać przeprowadzone naloty na Niemcy, nie na Berlin, ale na Zagłębie Ruhry” – wskazuje.
Zdaniem Williamsona, kluczowym czynnikiem wpływającym na francusko-brytyjską niechęć do zaangażowania się w obronę Polski, było złudne przeświadczenie, że uda się jeszcze uniknąć wojny na pełną skalę. „Myślę, że wciąż istniała nadzieja, że nie dojdzie do przedwczesnej eskalacji. Wciąż istniała nadzieja, że uda się przekonać Hitlera do wycofania się, być może dzięki ustępstwom, takim jak Gdańsk. Sądzę, że ten czynnik był szczególnie ważny dla Chamberlaina. Z pewnością Francuzi byli niechętni podejmowaniu działań, które mogły zaowocować inwazją na Francję. Tak było przynajmniej do 6 października, gdy Hitler wygłosił przemówienie w Reichstagu, proponując Wielkiej Brytanii nieagresję - gwarantując pozostawienie Imperium Brytyjskiego, ale w zamian za utrzymanie Polski jako niemieckiej własności. Chamberlain odrzucił tę propozycję, ale w pierwszych tygodniach września wciąż istniało złudzenie, że może uda się uniknąć wojny na pełną skalę” – wyjaśnia.
Jak zauważa, tego przekonania polityków nie podzielała opinia publiczna w Wielkiej Brytanii, która co najmniej od czasu, gdy Hitler złamał układ monachijski i wkroczył do Czechosłowacji, zdawała sobie sprawę, że niezależnie od ustępstw nie można mu udać i wojna jest nieunikniona.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ jar/