W 1956 r. prasa stworzyła odpowiedni klimat społeczny. Najpewniej nie byłoby takiej popularności Gomułki i tak daleko idących zmian politycznych, gdyby nie prasa – mówi PAP dr Michał Przeperski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej oraz Polskiej Akademii Nauk.
Polska Agencja Prasowa: Jaką funkcję w stalinowskiej Polsce pełniła prasa?
Dr Michał Przeperski: W systemie demokratycznym możemy powiedzieć, że prasa jest wyrazicielem opinii publicznej, lecz i w jakimś stopniu ją współkształtuje. Natomiast w systemie sowieckim – czy ogólniej: totalitarnym – ta transmisja możliwa była tylko w jedną stronę. Oznaczało to, że prasa była instrumentem, za pomocą którego partia komunistyczna próbowała osiągnąć swoje polityczne cele, a przede wszystkim przez indoktrynację budować w Polakach „nową świadomość”.
PAP: Czy przełom po śmierci Stalina w 1953 r. przyniósł prasie jakąś zmianę?
Dr Michał Przeperski: Bezpośrednio po tym wydarzeniu Polska przeżyła kilkumiesięczny moment politycznego przymrozka i wręcz zaostrzenia polityki. Jest to o tyle paradoksalne, że w tym samym czasie w Związku Sowieckim Ławrientij Beria, szef NKWD, jako następca Stalina zaproponował ograniczoną reformę systemu i jego liberalizację.
Zatem prasa z roku 1953 niczym szczególnym nie różniła się od tej z lat 1951–1952. Pewne zmiany zaczął przynosić 1954 r., a wyraźniej zaznaczyły się one w styczniu następnego roku. Wówczas zostało zorganizowane III Plenum KC PZPR, w czasie którego zapadły decyzje liberalizujące reżim, w tym politykę propagandową. Było to częściowo pokłosie zmian w Moskwie, a częściowo audycji Józefa Światły, zbiegłego na Zachód pułkownika bezpieki, który w Radiu Wolna Europa zaczął demaskować kłamstwa i obłudę polskich komunistów.
Dr Michał Przeperski: Prasa z roku 1953, niczym szczególnym nie różniła się od tej z lat 1951–1952. Pewne zmiany zaczął przynosić 1954 r., a wyraźniej zaznaczyły się one w styczniu następnego roku. Wówczas zostało zorganizowane III Plenum KC PZPR, w czasie którego zapadły decyzje liberalizujące reżim, w tym politykę propagandową. Było to częściowo pokłosie zmian w Moskwie, a częściowo audycji Józefa Światły.
Dla prasy istotną zmianą było to, że zezwolono na zamieszczanie większej liczby elementów krytyki, wskazujących na to, że rzeczywistość różni się od wszechobecnych haseł propagandowych. Krytyka mogła rzecz jasna dotyczyć tylko mniej znaczących urzędników, nigdy tych z aparatu centralnego, a krytyka socjalizmu jako systemu była absolutnie nie do pomyślenia.
PAP: Czy czytelnicy prasy wyczuli tę zmianę?
Dr Michał Przeperski: Zdecydowanie tak. Badania poświęcone ewolucji prasy w latach 1955–1956 pokazują, że Polacy te niuanse wyczuwali. Zresztą potrafili czytać artykuły w sposób, w który my dziś jednak nie potrafimy. Jeśli w prasie czytali o wystąpieniu Bieruta, w którym ten surowo kogoś skrytykował, to rozumieli, że może to oznaczać sygnał do istotniejszej politycznej zmiany, jak mówiono w partyjnym żargonie: „korekty kursu”.
PAP: Czy w tamtym okresie możemy już mówić o prasie niezależnej, niezwiązanej z partią?
Dr Michał Przeperski: Zdecydowanie nie, ponieważ nie tylko do 1956 r., ale i długo później cała prasa polska była kontrolowana przez władze, choć różniły się sposoby tej kontroli. Istniała prasa bezpośrednio partyjna, a głównym organem PZPR była „Trybuna Ludu” nadająca ton całej prasie i zawierająca bieżącą interpretację linii partii. Była także wojewódzka prasa partyjna, która bezpośrednio powtarzała to, co wymyślono w KC. Ponadto istniała tzw. prasa czytelnikowska, związana z rozmaitymi organizacjami, ale do 1956 r. to partia miała decydujące słowo odnośnie do tego, co było publikowane na ich łamach.
W tym czasie nie sposób zatem mówić o prasie opozycyjnej, bo system musiał być jednolity. Co ciekawe, linii partii sprzeciwili się młodzi marksiści z kręgu tygodnika „Po prostu”. W 1955 r. otworzyli oczy, przestali się bać i zaczęli domagać się od partii realizacji ich postulatów.
PAP: Jak wyglądała działalność cenzury wobec prasy? Czy te działania były nakierowane na szczególne redakcje lub konkretnych dziennikarzy?
Dr Michał Przeperski: Prasa była wewnętrznie zróżnicowana. Dzienniki były zazwyczaj pismami o charakterze politycznym i w klasyczny sposób podlegały kontroli partii oraz Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli cenzury właśnie.
Jednocześnie istniała również prasa młodzieżowa, kontrolowana w mniejszym stopniu przez KC, a po części należało to do kompetencji Związku Młodzieży Polskiej. W tamtym czasie był on jednak w coraz głębszym kryzysie, co owocowało tym, że kontrola była coraz słabsza. Dodatkowo pojawiło się wówczas przekonanie, że młodzież może sobie pozwolić na pewne błędy. W ten sposób pojawiło się w prasie młodzieżowej bardzo interesujące zjawisko – odchodzenie od linii partii.
Dr Michał Przeperski: Istniała prasa młodzieżowa, kontrolowana w mniejszym stopniu przez KC, a po części należało to do kompetencji Związku Młodzieży Polskiej. W tamtym czasie był on jednak w coraz głębszym kryzysie, co owocowało tym, że kontrola była coraz słabsza. Dodatkowo pojawiło się wówczas przekonanie, że młodzież może sobie pozwolić na pewne błędy. W ten sposób pojawiło się w prasie młodzieżowej bardzo interesujące zjawisko – odchodzenie od linii partii.
Podobny proces nastąpił także w prasie literackiej, czego najbardziej charakterystycznym przykładem był „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka, który w sierpniu 1955 r. ukazał się na łamach „Nowej Kultury”. Był to nie tylko wiersz, ale przede wszystkim ważny manifest polityczny, pokazujący, że prasa przestała mówić jednym głosem. To było prawdziwe trzęsienie ziemi.
Nie wydaje mi się natomiast, żeby szczególną opieką cenzury byli w tym czasie otoczeni konkretni autorzy, raczej dotyczyło to redakcji. Musimy jednak pamiętać, że w tym czasie dostęp do informacji był bardzo ograniczony, a wiele elementów z życia społecznego i politycznego było utajnionych. Nie można było o tym pisać, choć nie tylko z powodu cenzury, ale też dlatego, że po prostu nie można było wcześniej zebrać odpowiednich informacji.
PAP: Skoro od 1955 r. w prasie zaczęło pojawiać się coraz więcej krytyki, to jakie były te najostrzejsze pióra?
Dr Michał Przeperski: W 1956 r. takim autorem był Krzysztof Teodor Toeplitz piszący pod pseudonimem KAT. Jego felietony w „Nowej Kulturze” były niezwykle poczytne, a jednocześnie budziły wściekłość w KC. Jego kolegą z łamów był Leszek Kołakowski, który odkrył w sobie nie tylko krytyka ortodoksyjnego, sowieckiego marksizmu, ale też pokazał, że bardzo sprawnie włada piórem w lekkiej formie felietonistycznej. Jego teksty były niezwykle ciekawe i czytane wśród inteligencji. Zresztą to dzięki tym tekstom zaczął być szerzej rozpoznawalny, i dał się zapamiętać samemu Gomułce. „Wściekłych” – tak określano zwolenników radykalnych przemian liberalizacyjnych – było na łamach pracy więcej, by wspomnieć Artura Hajnicza, Henryka Hollanda czy Romana Zimanda.
Większość autorów była związana z partią komunistyczną lub jej młodzieżówką – inaczej trudno byłoby im o pracę w prasie. Jednym z nielicznych wyjątków był natomiast Jan Olszewski, w połowie lat pięćdziesiątych pisujący teksty do tygodnika „Po prostu”. Dla takich jak on ludzi lewicy patriotycznej nie było miejsca w życiu publicznym, ale Olszewskiemu udało się nawiązać współpracę z grupą młodych marksistów z „Po prostu”. Z redakcją tygodnika połączyły go wspólnota pokoleniowa i poczucie, że trzeba w Polsce coś zmienić.
PAP: To właśnie na łamach „Po prostu” 11 marca 1956 r. ukazał się artykuł „Na spotkanie ludziom z AK”. Tekst Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza i Jana Olszewskiego jest uznawany za jeden z najważniejszych i najodważniejszych manifestów polskiej odwilży...
Dr Michał Przeperski: Po raz pierwszy w tak poczytnym piśmie wspomniano o Armii Krajowej w wyraźnie pozytywny sposób. Co prawda w dalszym ciągu wyraźnie dystansowano się od kierownictwa AK, natomiast żołnierzom próbowano tym właśnie artykułem oddać cześć. Miało to konkretne znaczenie: tysiące żołnierzy podziemia wciąż odbywało wyroki długoletniego więzienia. Prawdopodobnie w innym tytule taki artykuł nie mógłby się ukazać.
PAP: Jaki wpływ miała prasa na to, co wydarzyło się w Polsce w 1956 r.?
Dr Michał Przeperski: To był wpływ fundamentalny. Po latach posuchy prasa zaczęła zawierać treść odzwierciedlającą rzeczywistość. W gazetach zaczęły pojawiać się wątki obyczajowe, o których wcześniej nie można było mówić. Pod koniec maja 1956 r. ukazał się pierwszy numer magazynu „Piłka nożna”. To może drobna rzecz, ale dla tego czasu bardzo charakterystyczna.
Do tej pory polityka prasowa była ściśle kontrolowana przez Wydział Propagandy KC. Oznaczało to, że prasa działała na akord – to KC dyktował, co ma w prasie się pojawić. W 1956 r. ten mechanizm się popsuł. Przede wszystkim nastąpiła dekompozycja w samym obozie komunistycznym. W lutym 1956 r. w Moskwie Nikita Chruszczow wygłosił tajny referat, w którym ujawnił skalę zbrodni Stalina. Kiedy wysłuchali go polscy towarzysze – Bierut, Minc i Berman – przerazili się, ponieważ to oni byli odpowiedzialni za terror w Polsce; ten akt oskarżenia bił w nich samych. W marcu Bierut umarł, a w Polsce rozpoczęła się dyskusja, kto będzie teraz sprawował władzę. Wówczas stała się rzecz bezprecedensowa – towarzysze zrozumieli, że prasa może być nie tylko środkiem komunikowania masom woli partii, ale także narzędziem walki o władzę. Wiosną i latem 1956 r. w prasie można już było między wierszami wyczytać, że w kierownictwie partii są różne poglądy na różne sprawy.
Dr Michał Przeperski: Prasa działała na akord – to KC dyktował, co ma w prasie się pojawić. W 1956 r. ten mechanizm się popsuł. Przede wszystkim nastąpiła dekompozycja w samym obozie komunistycznym. W lutym 1956 r. w Moskwie Nikita Chruszczow wygłosił tajny referat, w którym ujawnił skalę zbrodni Stalina. Kiedy wysłuchali go polscy towarzysze – Bierut, Minc i Berman – przerazili się, ponieważ to oni byli odpowiedzialni za terror w Polsce.
Na to nałożyły się niepokoje społeczne: dziennikarze zaczęli się buntować, a ludzie w zakładach pracy przestali się bać i zaczęli mówić o rzeczach, które ich bolały. Te dwie rzeczy zaczęły się napędzać – kiedy prasa pisała coraz więcej, poziom strachu opadał, a kiedy tak się działo, to ludzie chcieli mówić coraz więcej.
W tym kontekście bardzo ważnym miesiącem był czerwiec, kiedy doszło do krwawo stłumionego przez wojsko powstania robotniczego w Poznaniu. W lipcu grupa twardogłowych komunistów próbowała wykazać, że to prasa była odpowiedzialna za krwawe rozruchy. Argumentowano, że gdyby nie nadmiar krytyki, to robotnicy nigdy by nie wystąpili z protestem przeciwko władzom. To oczywiście nieprawda, bo przyczyny kryzysu systemu były znacznie głębsze, chociaż rzeczywiście był związek między tym, że ludzie zrozumieli, iż można powiedzieć więcej, a gotowością do wyrażenia swojego niezadowolenia.
PAP: Czy po Czerwcu ’56 prasę spotkały represje?
Dr Michał Przeperski: Kierownictwo partii uznało, że jeśli nastroje będą tak rozkołysane, to robotnicy będą dalej protestować i trzeba będzie, tym razem w skali całego kraju, wyprowadzić wojsko, co doprowadzi do dalszego rozlewu krwi, a to byłoby moralną klęską komunistów. Postanowiono zatem zwolnić redaktorów naczelnych czterech pism – „Po prostu”, „Nowej Kultury, „Sztandaru Młodych” i „Przeglądu Kulturalnego”. Żadna z tych decyzji nie została jednak wprowadzona w życie, ponieważ partia była już za słaba, a wewnątrz kierownictwa zbyt duże były napięcia: trwała słabo ukrywana walka o władzę.
PAP: A jaką rolę odegrała prasa wobec Października ’56?
Dr Michał Przeperski: Nie mniej fundamentalną. Prasa animowała wielkie ożywienie intelektualne i społeczne, inspirowała dyskusje. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bez prasy nie byłoby wyboru Władysława Gomułki na I sekretarza KC PZPR. To ona współtworzyła odpowiednie warunki i klimat społeczny do zmian politycznych, choć motywacje dziennikarzy bywały różne, a obraz całego środowiska z tego okresu jest daleki od czarno-białego.
PAP: W jaki sposób wydarzenia 1956 r. wpłynęły na późniejsze dziennikarstwo?
Dr Michał Przeperski: Po 1956 r. Polska już nie była taka jak przedtem. Można już było pisać inaczej, bardziej otwarcie, a prasa przestała być szara i nudna, bywała też prawdziwie ciekawa. Owszem, wielu dziennikarzy manipulowało, a władze konsekwentnie przejaskrawiały swoje osiągnięcia w propagandzie. Pojawiły się jednak nisze: niezależna prasa katolicka, prasa hobbystyczna, kobieca. Pojawiła się nie tylko prasa z ambicjami, ale też taka, która nie kłamała – a to była zmiana nie do przecenienia.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr / skp /