65 lat temu, 11 marca 1956 r., na łamach tygodnika „Po prostu” ukazał się artykuł „Na spotkanie ludziom z AK”. Tekst Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza i Jana Olszewskiego jest uznawany za jeden z najważniejszych i najodważniejszych manifestów polskiej odwilży.
W najmroczniejszym okresie stalinizmu pamięć o Polskim Państwie Podziemnym i ludziach, którzy je tworzyli, była konsekwentnie niszczona. Symbolem lat 1948–1956 były nie tylko mordy sądowe na największych bohaterach Armii Krajowej, takich jak np. Witold Pilecki, Jan Rodowicz „Anoda” i August Emil Fieldorf „Nil”, lecz także tworzenie obrazu podziemia jako kolaborantów i zdrajców.
Propagandowy wizerunek AK
Już wiosną 1945 r. władze komunistyczne rozpoczęły kształtowanie propagandowego wizerunku AK. 25 marca 1945 r. podczas uroczystego pogrzebu dowódców Armii Ludowej poległych w Powstaniu Warszawskim dowódca I Armii LWP gen. Michał Rola-Żymierski stwierdził: „Jakże nędznie i haniebnie wygląda rola dowództwa AK wobec tytanicznego wysiłku Armii Ludowej. Działalność AK – to oszustwo i fałsz, to kupczenie krwią i najszlachetniejszymi odruchami narodu, to tchórzostwo i podłość. Walka Armii Ludowej to przejaw wspaniałej wielkoduszności, która kazała im umierać i ginąć za cudze błędy, ale do końca, do ostatniego tchu pozostać z narodem”.
We wrześniu 1949 r. ostatecznie wykluczono żołnierzy Armii Krajowej z grona bohaterów II wojny światowej. Kierownictwo założonego wówczas Związku Bojowników o Wolność i Demokrację nie dopuszczało akowców do wstępowania w jego szeregi. Pierwszym, bardzo nieśmiałym, przejawem odwilży było uczestniczenie asysty honorowej WP w skromnych obchodach dziesiątej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. W kolejnych miesiącach nieco wyciszono propagandę wymierzoną w żołnierzy AK.
Kolejny impuls do zmiany narracji o Armii Krajowej przyszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony – redaktorów pisma Związku Młodzieży Polskiej. Powstały w 1947 r. dwutygodnik „Po prostu” (od 1949 r. jako tygodnik) za cel stawiał sobie bitwę „o duszę młodego pokolenia” i jej obronę przed zakusami sił reakcji, które „zachowały swe korzenie w społeczeństwie i walczą o to, aby się umocnić i rozprzestrzenić”.
Tygodnik studentów i młodej inteligencji
„Była to gazeta obrzydliwa w swoich założeniach, ale też nudna i źle redagowana. W początkach lat pięćdziesiątych korytarze uniwersytetów były pełne nierozpakowanych ryz tygodnika, którego nikt nie chciał czytać” – podkreślił w rozmowie z PAP badacz epoki odwilży dr Michał Przeperski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. Jego zdaniem początek przemiany pisma nastąpił w 1955 r. „Być może już od ukazania się enuncjacji Józefa Światły w Radiu Wolna Europa istniało przeświadczenie, że można mówić nieco więcej. Paradoksalnie młodzi marksiści z +Po prostu+, którzy do niedawna byli awangardą stalinizmu, mieli rosnące poczucie, że to, co w Polsce określane jest mianem komunizmu, jest nie dość dobre” – dodaje dr Przeperski. Świadectwem tego nowego nastawienia była przeprowadzona we wrześniu 1955 r. zamiana dotychczasowego podtytułu winiety: „Studenckie czasopismo społeczno-literackie ZG ZMP” na „Tygodnik studentów i młodej inteligencji”. Był to zakamuflowany sposób wyrażenia „wotum nieufności” wobec struktur Związku Młodzieży Polskiej.
Na łamach „Po prostu” zaczęły ukazywać się artykuły poświęcone wielu nieporuszanym dotąd problemom społecznym, najczęściej warunkom życia studentów lub robotników. Kolejne reportaże były coraz „odważniejsze”, choć oczywiście nigdy nie były wymierzone w ideologiczne postawy i mechanizmy funkcjonowania systemu czy nawet konkretnych wysokich funkcjonariuszy partii. „Na granicy” przestrzegania tej zasady był tekst z kwietnia 1956 r. Janusz Chudzyński nakreślił w nim swoiste zderzenie „dwóch światów”. Opisał fatalny stan zaopatrzenia warszawskich sklepów oraz uginające się od towarów półki sklepu „za żółtymi firankami”, przeznaczonego wyłącznie dla funkcjonariuszy reżimu.
Walery Namiotkiewicz, Jerzy Ambroziewicz i Jan Olszewski
Wśród reportażystów „Po prostu” wyróżniało się także trzech innych dziennikarzy – Walery Namiotkiewicz, Jerzy Ambroziewicz i Jan Olszewski. Dwóch ostatnich miało za sobą służbę w Szarych Szeregach. Olszewski walczył w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego na warszawskim Bródnie. Tuż po wojnie wstąpił do młodzieżowego koła Polskiego Stronnictwa Ludowego. Brał udział w kampanii wyborczej przed sfałszowanymi wyborami w 1947 r. Po rozbiciu legalnej opozycji nigdy nie dołączył do partii komunistycznej lub reżimowych organizacji młodzieżowych. Redakcja „Po prostu” była przez niego postrzegana jako środowisko dążące do choćby częściowej reformy systemu – tym samym uważał ją za godną wsparcia.
Najistotniejszy artykuł Jana Olszewskiego i jego kolegów nie mógłby jednak powstać, gdyby nie jedno z najważniejszych wydarzeń roku odwilży. Na początku marca 1956 r. do Warszawy dotarły pierwsze informacje na temat wygłoszonego w Moskwie 24 lutego tajnego referatu „O kulcie jednostki i jego następstwach”. Oględna i ograniczona krytyka zbrodniczych praktyk Stalina wywołała gigantyczne wrażenie, szczególnie wśród „ideowych komunistów”. „Przez wielu moment ten został odczytany jako okazja do dalszego pogłębiania procesów liberalizacji i wpłynęło to na osłabienie cenzury” – tłumaczył w rozmowie z PAP dr Michał Przeperski.
11 marca 1956 r. na łamach „Po prostu” ukazał się tekst „Na spotkanie ludziom z AK”, podpisany przez Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza i Jana Olszewskiego. Podtytuł – „Sprawy naszego pokolenia” – wydawał się uzasadniać jego obecność na stronach tygodnika skierowanego do młodzieży. We wstępie autorzy pisali, że „sprawy pokolenia” to nie tylko kwestie dotykające młodzieży, która wchodziła w dorosłość dopiero po zakończeniu wojny, lecz również tych, „którzy swój światopogląd kształtowali w czasie wojny”. „Ich błędy i klęski stanowiły dla nas praktyczną lekcję życia” – podkreślali.
Język odwilży
Kolejne fragmenty tekstu można określić jako rewolucyjne, jak na standardy początku roku 1956. „Z punktu widzenia podstawowych wartości moralnych krew i trud każdego żołnierza konspiracji muszą być liczone jednakowo” – deklarowali autorzy. W ich opinii wstąpienie w szeregi Armii Krajowej należy traktować jako spełnienie patriotycznego obowiązku, a tym samym nikt nie musi usprawiedliwiać się z powodu walki po stronie Polskiego Państwa Podziemnego. W jednym z najodważniejszych fragmentów artykułu autorzy niemal wprost krytykowali władzę, a raczej popełniane przez nią błędy oraz bierność własnego pokolenia: efektem było odepchnięcie byłych akowców od „sprawy budowania socjalizmu”. „Patrzyliśmy biernie jak pod fałszywie interpretowanym hasłem czujności siali wokół nich atmosferę podejrzeń i dyskryminacji tępi biurokraci, usiłujący wielką i trudną sprawę rewolucji zamknąć w okładki swoich akt personalnych, dogmatyczni sekciarze, którzy w swym ubogim, biało-czarnym obrazie świata ludzi z sygnaturką AK umieścili w ciemnej jego części […] Wyrządziliśmy tym ludziom wielką krzywdę, wyrządziliśmy może jeszcze większą krzywdę naszej sprawie. Tę krzywdę trzeba jak najszybciej naprawić, trzeba jak najszybciej dokonać moralnej rehabilitacji, wielkiej części ludzi naszego pokolenia – byłych żołnierzy AK” – pisali autorzy „Po prostu”. Ich zdaniem propaganda wymierzona w Armię Krajową przysłużyła się do zohydzenia najmłodszemu pokoleniu takich pojęć, jak „patriotyzm”, „bohaterstwo” i „przelana krew”.
„W artykule nie ma jednak mowy o całkowitej rehabilitacji Armii Krajowej, jako organizacji. Autorzy postulowali jedynie oddanie szacunku żołnierzom AK. Taki mechanizm stosowano w późniejszym okresie PRL. Potępiano przywódców, ale nie żołnierzy, których +zmanipulowano+. Tezy tekstu Olszewskiego i jego kolegów były absolutnym maksimum tego, co można było wówczas powiedzieć. Był to pierwszy artykuł od czasu likwidacji niezależnej prasy, który pozytywnie mówił o żołnierzach Armii Krajowej” – zaznaczył w rozmowie z PAP dr Michał Przeperski.
Próby rehabilitacji AK
Tekst i późniejsza broszura autorów z „Po prostu” (pod koniec 1956 r. redakcja wydała publikację zatytułowaną tak jak artykuł z marca, która była zbiorem polemik i listów pojawiających się po jego opublikowaniu) nie były ostatnim głosem wzywającym do rehabilitacji AK lub podjęcia debaty na temat przemilczanych wątków historii najnowszej. „Kiedyś walczyliśmy z jednym wrogiem, byliśmy antyfaszystami. To nas łączyło. To były tradycje bezcenne. Potem jednak przyszedł czas, kiedy zaczęto przede wszystkim zajmować się tym, co dzieliło ludzi wspólnie z faszyzmem” – pisał na łamach „Nowej Kultury” Jerzy Piórkowski. To samo czasopismo opublikowało list więzionego żołnierza AK: „W śledztwie pokazano mi, jak można odebrać człowiekowi godność ludzką. A potem ogłoszono w majestacie prawa wyrok równający się połowie lat mojego życia”. W „Trybunie Ludu” i PAX-owskim „Dziś i Jutro” przypominano zaś, że to Armia Ludowa i PPR były „najgroźniejsze i najniebezpieczniejsze” dla niemieckich okupantów, ale należy docenić również wysiłek żołnierzy AK, którzy „nie orientowali się w arkanach politycznych”. „Żołnierze Armii Ludowej z całą pewnością zasługiwali i zasługują na pamięć narodu. Ale nie tylko oni” – wyjaśniał na łamach „Dziś i Jutro” działacz PAX-u Andrzej Micewski. Kilka miesięcy później wraz z Tadeuszem Mazowieckim opuścił on dogmatyczne stronnictwo Bolesława Piaseckiego.
Jeszcze przed końcem odwilży, w sierpniu 1957 r., udało się doprowadzić do odsłonięcia pierwszych pomników upamiętniających powstańców walczących na Czerniakowie i Żoliborzu. Już kilkanaście miesięcy później władze rozpoczęły proces ponownego „wygaszania pamięci” o Armii Krajowej. Na kolejne gesty upamiętniające żołnierzy i dowódców AK trzeba było czekać aż do „karnawału +Solidarności+”.
Zamknięcie „Po prostu”
W październiku 1956 r. „Po prostu” osiągnął nakład 150 tys. egzemplarzy. Był to szczytowy moment popularności tego czasopisma i nadziei wyrażanych przez jego redaktorów i czytelników. Wkrótce potem ich entuzjazm zamienił się w rozczarowanie rządami Władysława Gomułki i prowadzonym przez niego „wygaszaniem” odwilży. 2 października 1957 r. KC PZPR podjął decyzję o zamknięciu tygodnika. W uzasadnieniu opublikowanym na łamach „Trybuny Ludu” pisano: „Sekretariat KC PZPR stwierdza, że zespół +Po prostu+, w tym również członkowie partii w nim pracujący, od wielu miesięcy przeciwdziałał realizacji uchwał podjętych przez naczelne instancje partyjne, zszedł na pozycje jałowych negacji, przedstawiał w fałszywym świetle polityczną i gospodarczą rzeczywistość kraju, szerzył niewiarę w realność budownictwa socjalizmu i w wielu sprawach głosił koncepcje burżuazyjne”. Zamknięcie tytułu wywołało protesty studentów. W Warszawie przez kilka dni dochodziło do starć manifestantów z ZOMO i MO. Aresztowano ponad 530 osób. Jeden z demonstrantów poniósł śmierć. Moment ten jest przez historyków uznawany za symboliczny koniec „polskiego Października”.
Po latach Jan Olszewski rozważał przyczyny niepowodzenia głębokiej zmiany systemu politycznego i społecznego w 1956 r. W rozmowie z dziennikarką Radia Wolna Europa opublikowanej przez paryską „Kulturę” w trakcie stanu wojennego przyszły premier (ukrywający się wtedy pod pseudonimem Epsilon) podkreślił, że do realnej i trwałej zmiany systemu w 1956 r. zabrakło zorganizowanego i ogólnopolskiego ruchu robotniczego: „Widziałem, jak to się działo. Jak ta władza z dnia na dzień dosłownie przestawała istnieć, jak się nagle rozpadały komitety, znikały urzędy bezpieczeństwa. To wszystko działo się w tempie bardziej przyspieszonym niż w 1980 czy 1981 r. Ale jednak mimo wszystko była między tymi, powiedzmy, kolejnymi erupcjami nastrojów pewna jakościowa różnica. Ona się w moim przekonaniu bierze stąd, że w roku 1980 po raz pierwszy w tej skali jako samodzielna społeczna siła wystąpili robotnicy”.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /