Wiedza o zbrodniach popełnionych podczas niemieckiej okupacji w Polsce tylko z pozoru jest obszerna, dlatego ogromną wartość dla badań ma powojenna dokumentacja procesowa - ocenia dr Joanna Nikel z Instytutu Pileckiego. Historyczka zwróciła też uwagę na brak właściwego rozliczenia zbrodni niemieckich.
Dr Nikel była jedną z uczestniczek konferencji "Archiwum: Aktywacja!", podczas której Instytut Pileckiego zainaugurował działalność archiwum cyfrowego. Obecnie to ponad milion stron cyfrowych dokumentów o losach Polski i jej obywateli w XX w., głównie w latach 1939-45. Archiwum wciąż jest poszerzane, m.in. o powojenną dokumentację procesową dotyczącą niemieckich zbrodni nazistowskich.
Wartość tej dokumentacji dla badań historyków była tematem jednej z dyskusji konferencji, którą poprowadziła Hanna Radziejowska, kierująca pracami berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. Podczas spotkania omówiono także problem rozliczenia zbrodniarzy III Rzeszy po II wojnie światowej, m.in. na przykładzie procesu Franza Murera z 1963 r., kata Wilna, który pomimo złożonych przez ocalonych świadectw zakończył się wyrokiem uniewinniającym.
"Wiedza o niemieckich zbrodniach tylko z pozoru wydaje się być obszerna. W praktyce często okazuje się, że brakuje nam relacji świadków tych wydarzeń albo też dokumentacja, którą dysponujemy jest niekompletna i często rozproszona pomiędzy różnymi instytucjami na świecie" - powiedziała dr Nikel, przypominając, że pod koniec II wojny światowej niemieccy zbrodniarze często usuwali ślady swoich przestępstw m.in. niszcząc dokumenty, które powstały w okupowanej Polsce.
"Z tego powodu powojenna dokumentacja procesowa daje nam zupełnie nową perspektywę badawczą - z jednej strony dostarcza informacji stricte historycznych dotyczących warunków życia podczas okupacji, co pozwala nam zrekonstruować mikrohistorię danego regionu, a z drugiej strony ta dokumentacja przybliża nam bardziej szczegółową historię tych zbrodni, dzięki czemu zbrodniarze przestają być anonimowi. Ponadto dokumenty te mówią nam bardzo wiele o powojennej moralności" - mówiła dr Nikel, która w Instytucie Pileckiego zajmuje się m.in. badaniem terroru niemieckiego na terenie Mazowsza.
Wyjaśniła, że rozliczenie zbrodni III Rzeszy przez powojenne niemieckie sądy często ograniczało się jedynie do najważniejszych przywódców zbrodniczych organizacji. "To opierało się na założeniu, że Shoah była zbrodnią przede wszystkim popełnioną przez Hitlera czy Himmlera, a wszyscy inni, którzy byli zaangażowani w Zagładę nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Co najwyżej niektórzy zostali skazani za +pomocnictwo w zbrodni+ choć faktycznie byli odpowiedzialni za fizyczną anihilację" - tłumaczyła historyczka, wskazując, że kolejnym pożytkiem z badań dokumentacji procesowej jest możliwość dostrzeżenia błędów, jakie po wojnie popełnił niemiecki wymiar sprawiedliwości.
Badaczka zwróciła także uwagę, że słabe wyniki rozliczeń zbrodni nazistowskich w powojennych Niemczech wiązało się z polityką i z przekonaniem, które już latem 1945 r. wyraził arcybiskup koloński Joseph Frings, stwierdzając, że naród niemiecki: "był raczej ofiarą niż sprawcą tych potwornych czynów".
Dr Nikel zwróciła także uwagę, że w Niemczech badacze nie korzystają z polskich zasobów archiwalnych, przez co nie konfrontują ze sobą źródeł, a także z większym sceptycyzmem traktują relacje świadków zbrodni. "To powoduje, że perspektywa polskich ofiar nie jest brana pod uwagę w tych badaniach" - zaznaczyła.
Zdaniem historyczki powojenne Niemcy przyznały się do zbiorowej winny i potępiły ideologię nazistowską, ale konsekwentnie unikały wymierzania kary na poziomie indywidualnym. Ponadto postępowaniom karnym prowadzonym przez niemieckie prokuratury, towarzyszyły trudności strukturalne, związane z kwalifikacją czynów oraz wymierzaniem adekwatnej kary. Wszystko to działało na korzyść oskarżonych. Np. członkowie Einsatzgruppen (osławionych grup dokonujących masowych zbrodni) stawali na śledztwach i procesach, ale jako świadkowie, a nie oskarżeni, natomiast prokuratorzy niemieccy nie wzywali polskich świadków. Ponadto zbrodnie, które na terenie okupowanej Polski nie zostały popełnione na Żydach, pozostawały poza zainteresowaniem niemieckich śledczych.
Badaczka przedstawiła również kilka wniosków płynących z jej badań nad okupacją niemiecką na Mazowszu. Niemieccy śledczy, choć posiadali materiały obciążające poszczególne osoby, które brały udział w likwidacji getta w Mińsku Mazowieckim latem 1942 r., jak i również zeznania ocalonych, nie przeprowadzili postępowań karnych. "Dawali wiarę zapewnieniom niemieckim żandarmom, którzy pytani o udział w akcji likwidacyjnej deklarowali, że nic o niej nie wiedzieli, albowiem przesiedzieli ją na posterunku niemieckiej żandarmerii w Mińsku Mazowieckim" – powiedziała.
Jednocześnie przedstawiła sytuację z procesu, który prowadziła prokuratura w Düsseldorfie w latach 60. przeciwko Kurtowi Franzowi, zastępcy komendanta obozu zagłady w Treblince. W jego trakcie śledczy powołali jako biegłego zoologa Konrada Lorenza, przyszłego noblistę, ówczesnego dyrektora Instytutu Psychologii Behawioralnej im. Maxa Plancka, a zarazem byłego członka NSDAP. Miał zbadać, czy pies Franza, którego szczuł na więźniów, mógł zachowywać się w tak agresywny sposób, aby wywoływać u nich ciężkie obrażenia, a nawet śmierć. "Takimi aspektami postępowań karnych zajmowały się niemieckie sądy i prokuratorzy" – zwróciła uwagę historyczka.
W dyskusji udział wziął również dr Andrej Angrick, niemiecki historyk z Hamburger Stiftung zur Förderung von Wissenschaft und Kultur, który prowadzi badania nad historią polityki okupacyjnej i eksterminacyjnej (pracował także jako śledczy w Amerykańskim Urzędzie ds. Dochodzeń Specjalnych, a od 2007 r. jako biegły sądowy w tzw. Ghetto Pension Proceedings).
Dokumentacja procesowa - jak przypomniał Andrej Angrick - jest rezultatem pracy instytucji wymiaru sprawiedliwości, w tym prokuratorów prowadzących śledztwa, co pozwala - jak ocenił - na bardziej precyzyjne ujawnianie mechanizmów dokonanych zbrodni.
"W innym kontekście, np. badań historycznych czy pracy dziennikarskiej osoby podejrzane o popełnienie zbrodni o wiele łatwiej potrafią unikać odpowiedzi na trudne dla nich pytania. W przypadku przesłuchania przez prokuratora przed sądem mamy już do czynienia z inną sytuacją, zwłaszcza gdy brakuje świadków przestępstw. To moim zdaniem jest mocna strona działań wymiaru sprawiedliwości" - podkreślił Angrick.
Z niemieckim historykiem zgodził się Christian Frosch, reżyser filmowy, autor m.in. filmu "Murer - anatomia procesu". "To, co znajduje się w dokumentacji procesów jest też jakby odbiciem czasu, w którym je sporządzono, czyli dzięki nim mamy wgląd w to, jak w danym czasie działało dane państwo. Dla mnie te protokoły przedstawiają także spotkanie na sali sądowej dwóch światów - świata sprawców i świata ofiar, które w innym przypadku nie miałyby ze sobą nic wspólnego" - mówił Frosch.
Z kolei odnosząc się do nierozliczenia zbrodni nazistowskich w powojennych Niemczech badacze wskazali, że po 1945 r. prokuratura i sądy były jeszcze uwikłane we wcześniejsze funkcjonowanie struktur III Rzeszy, co uniemożliwiało im obiektywną ocenę przestępstw.
Archiwum cyfrowe Instytutu Pileckiego tworzy obecnie 5250 jednostek archiwalnych, co przekłada się na ponad milion stron cyfrowych dokumentów, a także 372 filmy i 308 fotografii. Dostęp do ich treści jest możliwy w Bibliotece Instytutu Pileckiego w Warszawie, a także w oddziale Instytutu Pileckiego w Berlinie. Dokumentację pozyskano m.in. z niemieckiego Bundesarchiv, amerykańskich United Nations Archives, brytyjskich National Archives, a także Instytutu Pamięci Narodowej i polskich archiwów państwowych.
Poszukiwania archiwalne ułatwia portal dostępny na stronie www.archiwum.instytutpileckiego.pl, gdzie można odnaleźć opisy, m.in. sygnatury, poszczególnych dokumentów.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ aszw/