Stojąc przez kilka godzin w komorze gazowej wyobrażałam sobie, jak to jest umrzeć. Nagle otworzyły się drzwi i nas wyprowadzili. Mężczyźni na zewnątrz opowiadali, że ponoć zabrakło im w tej chwili gazu – mówiła w piątek w Lublinie ocalała z Holokaustu Halina Birenbaum.
Była więźniarka niemieckiego nazistowskiego obozu na Majdanku spotkała się w piątek z mediami w Centrum Obsługi Zwiedzających Państwowego Muzeum na Majdanku. Urodzona w 1929 roku w Warszawie Halina Birenbaum jest ocalałą z Holocaustu pisarką, poetką i tłumaczką.
Przeżyła Powstanie w getcie warszawskim. podczas którego ukrywała się w bunkrze. Razem z innymi mieszkańcami zdekonspirowanej kryjówki została zabrana na warszawski Umschlagplatz, skąd deportowano ją do KL Lublin. W obozie na Majdanku przebywała od maja do lipca 1943 r., później była więźniarką Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Wolność odzyskała 3 maja 1945 r. Od 1947 r. mieszka w Izraelu.
Zapytana o pierwsze wspomnienia związane z pobytem KL Lublin opowiedziała, że część osób z jej transportu nawet nie dotarła, bo udusiła się w pociągu lub zmarła z braku wody. „Byliśmy przekonani, że jedziemy do Treblinki na śmierć. Nagle pociąg stanął i okazało się, że to Lublin, a nie Treblinka. Ludzie się całowali, obejmowali się, bo myśleliśmy, że tylko w Treblince są komory gazowe” – podkreśliła.
Jak przekazała, po wyjściu z pociągu trzeba było dalej iść pieszo, a kto nie miał siły, był zabijany. Halina ledwie szła ze zmęczenia i powiedziała mamie, żeby nie szła za nią, jak ją wezmę. „Zostań ty przynajmniej - mówiłam jej. Mama tak na mnie spojrzała i mówi: ty wierzysz, że ja ciebie tutaj zostawię samą? Nie wierzyłam, ale nie mogłam chodzić; każdy krok sprawiał mi niesamowity ból” – podkreśliła Halina Birenbaum, która miała wtedy 14 lat.
„I wtedy jak raz, doszliśmy do miejsca, gdzie leżała zastrzelona kobieta i miała pantofle na wysokich obcasach. Mama zdjęła te pantofle z niej i mnie dała, żebym wyglądała na 17 lat; żebym była wysoka. Ja nie mogłam chodzić, a co dopiero jeszcze na wysokich obcasach. Brat się nade mną zlitował i odłamał jeden obcas, ale gwóźdź mi został w bucie. Gdy chciał oderwać drugi obcas doszliśmy do miejsca, gdzie rozdzielali mężczyzn od kobiet. Ostatni raz, jeszcze pocałunek, jeszcze objęcie i nie ma Chilka więcej – na nigdy, na zawsze” – wspominała w piątek w Lublinie była więźniarka.
„Nigdy nie wiedziałeś, czy to naprawdę będzie łaźnia. Kiedyś zaprowadzili nas tam prosto z apelu; myśleliśmy, że to już chyba na śmierć. To był taki piękny dzień i zachód słońca. Pamiętam, szłam i czułam, że z każdym krokiem się starzeję. Byłam przekonana, ze idziemy na śmierć. Okazało się, że to była łaźnia. Ja przeżyłam wtedy swoją śmierć” – wskazuje była więźniarka.
Z jej relacji wynika, że następnie grupa setek kobiet została skierowana w stronę baraków, jak miały nadzieję do łaźni, a nie do komory gazowej. Przed barakiem kazano im się rozebrać do naga, tylko buty zostawić, a następnie ustawić w rzędzie po dwie osoby. „Weszłam do łaźni, to nie była komora gazowa (…) Ze szczęścia chciałam mamę pocałować, ale mamy nie ma. Szukam jej oczami, ale nie wchodzi. Niemożliwe – myślę – jeszcze teraz przecież czuję ciepło jej ciała. W końcu zapytałam Helę (szwagierkę – PAP), gdzie jest mama. Spuściła głowę i mówi: +nie ma mamy; teraz ja jestem twoją mamą+. To był najgorszy moment w moim życiu” – stwierdziła Halina Birenbaum. Dodała, że potem rzucono więźniom odzież do ubrania. Ona dostała czarną balową suknię z koronkami.
Nawiązując do komór gazowych na Majdanku powiedziała, że „łaźnia i komora gazowa były połączone”. „Nigdy nie wiedziałeś, czy to naprawdę będzie łaźnia. Kiedyś zaprowadzili nas tam prosto z apelu; myśleliśmy, że to już chyba na śmierć. To był taki piękny dzień i zachód słońca. Pamiętam, szłam i czułam, że z każdym krokiem się starzeję. Byłam przekonana, ze idziemy na śmierć. Okazało się, że to była łaźnia. Ja przeżyłam wtedy swoją śmierć” – zaznaczyła była więźniarka.
Wspomniała, że pewnej nocy przed planowanym transportem do innego obozu Nimecy przyszli z psami i karabinami, każąc im szybko wychodzić na zewnątrz. „Prowadzą nas do komory gazowej, każą się oczywiście rozebrać do naga, zamykają nas. Kobiety krzyczą, jest taka modlitwa Shema Izrael – Słuchaj Izraelu. Trzymam Helę za rękę, stoję (…), mija godzina i jeszcze godzina. Zaczęłam wyobrażać sobie, jak to jest umrzeć, ale nagle otworzyli drzwi, kazali nam się ubierać z powrotem i wyprowadzili. Mężczyźni na zewnątrz mówili, że ponoć w tej chwili zabrakło im gazu” – wspominała Halina Birenbaum. (PAP)
autorka: Gabriela Bogaczyk
gab/ aszw/