Polska prawdopodobnie odzyskałaby po I wojnie światowej niepodległość bez wsparcia prezydenta Woodrowa Wilsona, ale prawdopodobnie byłaby ona ograniczona – mówi PAP prof. John Milton Cooper jr., biograf 28. prezydenta USA. Jak dodaje, wsparcie Wilsona dla polskiej niepodległości wynikało w dużej mierze zarówno z osobistej sympatii, jak i jego znajomości z Ignacym Janem Paderewskim.
Kiedy w styczniu 1918 r. prezydent Thomas Woodrow Wilson przedstawił Kongresowi swoją wizję nowego porządku i pokoju po zakończeniu trwającej wciąż Wielkiej Wojny, jeden z jego czternastu postulatów mówił o potrzebie stworzenia niepodległego państwa polskiego, "zamieszkanego przez bezsprzecznie polską ludność, która powinna mieć zapewniony wolny i bezpieczny dostęp do morza i której polityczna i gospodarcza niepodległość i integralność terytorialna powinna zostać zagwarantowana przez międzynarodowe przymierze". Choć część z "czternastu punktów" Wilsona nie przetrwała kontaktu z polityczną rzeczywistością konferencji w Paryżu i dalszymi perturbacjami, polska niepodległość okazała się jednym z najtrwalszych zrealizowanych postulatów.
Jak mówi PAP prof. John Milton Cooper jr., autor nominowanej do Pulitzera biografii 28. prezydenta USA, mimo że WIlson nigdy nie był w Polsce, jego poparcie dla polskiej niepodległości nie wzięło się znikąd.
"Wilson zaczął opowiadać się za polską niepodległością bardzo wcześnie, jeszcze zanim Stany Zjednoczone dołączyły do wojny (stało się to w kwietniu 1917 r. - PAP). Mówił o tym m.in. w swoim słynnym przemówieniu wzywającym do +pokoju bez zwycięstwa+, na dwa miesiące przed wejściem do wojny. To nie była niespodzianka, bo zarówno w Ameryce, jak i na zachodzie Europy zawsze istniało sporo sympatii dla Polski i świadomości, jaką tragedią były jej rozbiory. No a do tego podobnie jak wielu innych Amerykanów Wilson miał w pamięci polskich bohaterów wojny o niepodległość, Kościuszkę i Pułaskiego" - mówi historyk z Uniwersytetu Wisconsin.
Cooper dodaje, że ważne były też osobiste kontakty Wilsona z czołowymi przedstawicielami regionu - Ignacym Janem Paderewskim i późniejszym pierwszym prezydentem Czechosłowacji Tomaszem Masarykiem.
"Paderewski i jego koncerty były wówczas szalenie popularne w Ameryce, a muzyk głośno promował sprawę polską. Wielokrotnie bywał w Białym Domu i Wilson darzył go dużą sympatią, a pewnie niemałe znaczenie miało to, że Wilson był bardzo muzykalny" - mówi Cooper. Dodaje jednak, że to z Masarykiem - który podobnie jak Wilson był akademikiem - łączyły go szczególnie ciepłe relacje. Mimo to sprawa Polski była podnoszona przez Wilsona jako pierwsza, podczas gdy amerykański prezydent początkowo upominał się tylko o autonomię Czechów i innych narodów tworzących Austro-Węgry.
Niewielu jest jednak świadomych, że za "czternastoma punktami" - które oprócz stworzenia Ligi Narodów i niepodległej Polski nakreślają cały szereg zmian na mapie Europy, w tym na Bałkanach i na terenie Austro-Węgier - stała praca ogromnego nieformalnego zespołu powołanego przez Wilsona, na który złożyła się ponad setka ekspertów. Jak mówi Cooper, proces ten - nazwany "The Inquiry" (dochodzenie) - był nowatorski, jednak wielu członków zespołu nie nazwalibyśmy ekspertami w dzisiejszych czasach.
"Stany Zjednoczone były wciąż bardzo świeżym mocarstwem, dopiero wchodzącym do gry, więc Wilson zdecydował, że jeśli mamy wejść do wojny, mamy ją wygrać, to powinniśmy zaplanować, co zrobić, jak to już się stanie" - opowiada uczony. "Ciekawe jest jednak to, że Biały Dom musiał naprawdę mocno naszukać się, by znaleźć Amerykanów, którzy byli ekspertami albo przynajmniej coś wiedzieli o Europie Środkowo-Wschodniej czy Bliskim Wschodzie, bo w tych czasach jeszcze nie było studiów obszarowych, poświęconych konkretnym regionom. Więc często było tak, że ich ekspertyza polegała na tym, że w tych miejscach kiedyś mieszkali albo spędzili tam jakiś czas, a niekoniecznie był to przedmiot ich badań" - dodaje.
Zespołem kierował wieloletni najbliższy doradca Wilsona, uważany przez niektórych za "szarą eminencję" Białego Domu, pułkownik Edward House. Budzący kontrowersje polityk z Teksasu odegrał ważną rolę w promocji polskiej sprawy, zarówno w trakcie wojny, jak i podczas konferencji pokojowej w Paryżu, gdzie po wyjeździe Wilsona z Paryża stał na czele amerykańskiej delegacji. Jeszcze przed wejściem USA do wojny House kultywował kontakty z europejskimi politykami, głównie w Wielkiej Brytanii. W kontekście polskim kluczowa była jego znajomość z Ignacym Janem Paderewskim, z którym dopiero później zaznajomił się Wilson.
"Zasiadłem z prezydentem do pracy wpół do jedenastej i skończyliśmy tworzenie nowej mapy świata wpół do pierwszej" - napisał w swoim pamiętniku House na trzy dni przed przedstawieniem czternastu punktów.
Jak mówi Cooper, w Paryżu amerykańska delegacja wspierała większość polskich postulatów. Pertraktacje w Paryżu i działalność House'a były jednak powodem zakończenia ich wieloletniej przyjaźni z prezydentem USA. "House zdecydowanie mocniej opowiadał się po stronie Ententy niż Wilson i był znacznie chętniejszy, by zgadzać się na ich żądania, nawet jeśli sprzeciwiały się one wartościom wyrażonym w czternastu punktach, a także wizji prezydenta. Wilson zaś nie chciał, by podpisany traktat pokojowy był +pokojem karnym+, który zasieje ziarna przyszłego konfliktu" - mówi Cooper. "House był rodzajem człowieka, który uwielbiał zakulisowe układy i granie w polityczne gry dla samej gry. Myślę, że sprawa polska była dla niego raczej środkiem do celu czy pionkiem na szachownicy" - dodaje.
Dziś zarówno Wilson, jak i jego doradca mają swoje pomniki w Polsce, w dużej mierze dzięki zabiegom Paderewskiego (pomnik Wilsona znajduje się w Poznaniu, plac Wilsona na warszawskim Żoliborzu, zaś pomnik House'a jest w Parku Skaryszewskim w Warszawie).
Według Coopera pomniki te są zasłużone, bo choć i bez wstawiennictwa Wilsona niepodległa Polska prawdopodobnie by powstała po wojnie wygranej przez Ententę, to nie w takim kształcie i charakterze.
"Być może byłoby to coś na kształt francuskiego protektoratu" - ocenia historyk. Jak dodaje, mimo że coraz więcej głosów w amerykańskiej debacie kwestionuje amerykańskie zaangażowanie w I wojnę światową, miało ono kluczowy wpływ na zakończenie wojny i pokonanie Niemiec.
"Historycy się na ten temat spierają, ale jak dla mnie nie ma wątpliwości, że gdyby nie wejście Ameryki do wojny, Niemcy by tę wojnę wygrali. Jak wyglądałaby wówczas Europa? Wiemy, jak wyglądał pokój na niemieckich warunkach w traktacie brzeskim. Być może powstałoby jakieś państwo polskie, ale byłoby ono marionetkowe. I owszem, Niemcy cesarza Wilhelma nie były Niemcami Hitlera, ale już wtedy obecne były idee takie jak Lebensraum, zasiedlania ziem na wschodzie przez nordycką rasę" - mówi Cooper. "Całe szczęście, że wówczas w Ameryce nie wygrał izolacjonizm i +America First+" - dodaje.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ mms/