Rozbić więzienie w samym centrum wojewódzkiego miasta, niemal pod okiem ludowego wojska i urzędu bezpieczeństwa? W czasie wzrastającego komunistycznego terroru, masowych aresztowań i praktycznie rozwiązanych struktur państwa podziemnego? „To się może udać” – zdecydowali partyzanccy dowódcy w świętokrzyskim. Na powrót zmobilizowali swoje oddziały. 75 lat temu, w nocy z 3 na 4 sierpnia 1945 r., opanowali na kilka godzin centrum Kielc i uwolnili ok. 350 więźniów. Straty własne ... 1 żołnierz! To była jedna z najbardziej spektakularnych akcji niepodległościowego podziemia.
„Cela nr 9. Zamek wyrwany przez materiał wybuchowy, uszło 13 więźniów. Cela nr 10b. Drzwi wyrąbane siekierą, zamek wysadzony wybuchem, uszło 21 więźniów. Cela nr 10 II. Drzwi wyrąbane ze środka, zamurowane okienko wybite, było 25 więźniów z tych uszło 12”. I tak długa lista: cela po celi – szczegółowych raportów zażądała Warszawa, zarówno Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, jak i Komenda Główna MO. Akcja zorganizowana przez kapitana Antoniego Hedę „Szarego” musiała zrobić na władzy ludowej piorunujące wrażenie.
Znaczy kapitan
Kapitan „Szary” w połowie 1945 r. praktycznie zawiesił działalność partyzancką. Przebywał u swojej żony w Wolborzu, a aktywność ograniczył do utrzymywania stałych kontaktów z podziemnymi strukturami. Pozorny spokój zburzyła wizyta adiutanta por. Antoniego Świtalskiego, który poinformował go o fali aresztowań – zarówno podkomendnych, jak i dowódców „Szarego”. Zresztą także wokół samego Hedy też zaciskała się pętla – na wiosnę aresztowano i poddano brutalnym torturom jego braci i szwagrów. Osadzono ich w więzieniu w Kielcach. „Na taką serię okrucieństw trzeba było zareagować” – napisał później we wspomnieniach „Szary”. Tak zrodził się plan odbicia więzienia w Kielcach.
Kapitan Heda jak mało kto był przygotowany do przeprowadzenia tej „mission impossible”. W swoim partyzanckim CV miał sporo spektakularnych akcji, w tym zdobywanie więzień. W sierpniu 1943 r., bez strat własnych, rozbił niemieckie więzienie w Starachowicach, uwalniając ok. 80 aresztowanych. Podobną liczbę osób uwolnił rok później z aresztu w Końskich, przy okazji opanowując na pewien czas całe miasteczko.
„Jesienią 1943 r., po szczegółowym rozpracowaniu akcji i moim wywiadzie, +Szary+ poprowadził nas na fabrykę zbrojeniową w Starachowicach. Przebrani za Niemców m.in. w strojach tyrolskich i Hitlerjugend oraz w roboczych kombinezonach opanowaliśmy fabrykę, rozpruliśmy kasę pancerną i wynieśliśmy w workach 2 mln zł i broń” – wspominał por. Teofil Stawski ps. Kret, dowódca starachowickiego Kedywu. Niemieckich mundurów użył też m.in. podczas zdobycia ufortyfikowanego majątku Pakosław. Partyzanci wzięli do niewoli 45 niemieckich żołnierzy. Oddział „Szarego” miał też na swoim koncie napad na niemiecki pociąg, dzięki któremu partyzanci zdobyli dużą ilość amunicji i trotylu.
„Często powtarzał, że warunki walki trzeba przeciwnikowi narzucić, a nie przyjmować jej tam, gdzie on by chciał. Terminy i miejsca spotkań wyznaczał sam. W boju świecił przykładem odwagi i nieustępliwości, pewności siebie i konsekwencji działania. Wszystkie te cechy wpływały korzystnie na podległych mu żołnierzy, którzy wiedzieli, że dowódca nigdy nie zawiedzie i sami starali się być podobni do niego. Wszystkie akcje +Szarego+ były udane, przy bardzo niewielkich stratach własnych lub bez strat” – napisał w książce „Lasy i ludzie” żołnierz AK Marian Langer.
Dla Niemców pozostawał nieuchwytny. W dużej mierze dlatego, że miał niemal obsesję na punkcie konspiracji i tajemnicy. Jego oddział bardzo często zmieniał miejsce pobytu, do minimum ograniczał też kontakty z światem zewnętrznym. Tajemnica obowiązywała też w samym oddziale. „Planowane akcje utrzymywał w tajemnicy przed ludźmi z oddziału do ostatniej chwili. +Szary+ zakładał fikcyjnie, że w oddziale ma szpiega i starał się tak postępować, aby ten wyimaginowany szpieg nie miał możliwości żadnego ruchu”. Także on sam starał się być jak najściślej zakonspirowany. „Gdy z innych organizacji lub oddziałów przybywali przedstawiciele, aby z nim porozmawiać, często zastępował swoją osobę kimś innym, a sam przysłuchiwał się rozmowie z boku” – opisywał „Szarego” Langer.
W połowie roku 1945 r. kapitan Antoni Heda postanowił jeszcze raz zebrać swój oddział, by przeprowadzić najbardziej spektakularną ze swoich akcji.
Ważny był każdy szczegół
Ostateczną decyzję o rozpoczęciu przygotowań „Szary” podjął na początku lipca. Wrócił już w kieleckie i rozpoczął odnawianie kontaktów. Decydujące było spotkanie Hedy z por. Włodzimierzem Dalewskim – dowódcą plutonu saperów w Armii Krajowej, a od kilku miesięcy żołnierzem jednej z jednostek Wojska Polskiego w Kielcach.
Oficerowie zgodzili się, że brawurowa akcja ma szanse powodzenia, pod warunkiem zebrania 300 żołnierzy. I to okazało się największym problemem. Siły działających jeszcze miejscowych oddziałów okazały się zbyt szczupłe, do planu dołączono więc także żołnierzy z inspektoratu radomskiego. Ostatecznie udało się zgromadzić ok. 200 żołnierzy, którzy dysponowali 20 karabinami maszynowymi, 130 pistoletami maszynowymi, 50 karabinami, trzema granatnikami i sporo ilością materiałów wybuchowych. Heda zdecydował, że to wystarczy.
Swoim zwyczajem „Szary” do ostatniej chwili zwlekał z poinformowaniem oficerów o prawdziwym celu akcji. Dopiero 20 lipca przedstawił szczegółów plan zadań. Termin ataku ustalono na 4 sierpnia, ale jeden z kluczowych punktów planu rozpoczął się dzień wcześniej w odległości 50 km od Kielc, w okolicach Szydłowca.
„Do rana trwała pozorowana próba opanowania miasteczka. W pobliskich lasach rozkładaliśmy miny, które kolejno wybuchały przez cały dzień. (...) Tym sposobem zmusiliśmy wojskowy garnizon stacjonujący w Kielcach do opuszczenia miasta. Pociągnęli na obławę. Od samego rana wywożono ich na miejsce wybuchów i tam czesali lasy nikogo nie znajdując” – wspominał Heda.
Większość partyzanckich oddziałów przybyła na miejsce koncentracji dzień wcześniej, reszta rano. „Szary” pilnował każdego szczegółu. Żołnierzy zorganizowano w pododdziały, oficerowie nie znający terenu otrzymali przewodników, dokonano aprowizacji i dozbrojenia żołnierzy.
„Szparag” rozpoczął rekwizycję samochodów jadących do Kielc. W sumie w ten sposób zdobył 14 pojazdów, w tym jeden należący do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Zatrzymanych funkcjonariuszy osobiście przesłuchał Heda. „Mając wiadomości, że wojsko zamierza przeprowadzić obławę na las, w którym przebywaliśmy, zapytałem ich, jak odbędzie się obława, skąd jest punkt wyjścia, [o] ilość wojska. Na co odpowiedzieli mi, że od Skarżyska na lasy w których przebywaliśmy. Kolejno zapytałem ich, co jest z mymi braćmi, aresztowanymi przez UBP w Kielcach, na co jeden z nich odpowiedział mi, że według jego wiadomości prawdopodobnie już nie żyją. Dalej zapytałem ich czy w Kielcach mają jakie[ś] wiadomości o grupie leśnej i jej zamiarach. Odpowiedzieli, że nic w Kielcach o tym nie słyszeli i nic nie było im wiadome” – mówił Heda podczas późniejszych przesłuchań.
Funkcjonariusze zostali postawienie przed sądem polowym, który skazał ich na śmierć. Wyrok został wykonany przez pluton egzekucyjny.
Ostatnia taka akcja
Szeregowi żołnierze o celach i szczegółach akcji dowiedzieli się dopiero podczas odprawy ok. 19. Dwie godziny później po przestrzeleniu broni ruszyli w stronę Kielc. Do miasta przybyli ok. 23.30.
Sama akcja przebiegła perfekcyjnie. Grupy osłonowe szybko zajęły miejsca na wyznaczonych stanowiskach – blokując ewentualną odsiecz – ze strony bezpieki, a także polskich i sowieckich oddziałów wojskowych oraz osłaniając drogę odwrotu. Opanowana została też poczta główna, zniszczona centrala telefoniczna oraz odcięty prąd. Kilkanaście minut przed północą do akcji wkroczyli „Szary” i „Szparag” z grupą szturmową liczącą 40 żołnierzy.
„Huk +gamonów+, grzechot salw i okrzyk: +Niech żyje Polska+. Szybko mówimy +pod Twoją obronę+ za tych co idą i ubieramy się jak która może. Potem – tupot ich kroków i huk wysadzanych drzwi zwiastujący Wolność – w sekundzie cele są puste. A my nareszcie wolni” – relacjonowała jedna z uwolnionych więźniarek.
Szturmowcy najpierw wysadzili bramę, po wtargnięciu na teren więzienia podzielili się na dwie grupy. Część ostrzeliwała strażników, pozostali wtargnęli do budynku i rozpoczęli otwieranie cel.
„Najłatwiej było rozbić cele na dole, w kobiecym – jak się okazało – pawilonie. Za chwilę na podwórcu zapanował niesłychany harmider i bieganina. Cały tłumek rozgorączkowanych, nieprzytomnych niewiast, w najróżniejszych, nierzadko nocnych strojach – skupił się dookoła mnie, radując i płacząc na przemian. Niewiele pomagały nasze perswazje, prośby i wreszcie rozkazy, żeby natychmiast się rozpraszały, uciekały w miasto, gdzie która może. Powoli opanowaliśmy sytuację i zabraliśmy się do cel męskich (…) Robota z wysadzaniem cel odbywała się powoli, gdyż trzeba było zachować dużą ostrożność, żeby nie ucierpieli uwalniani (…) Zdarzało się, że znajdującym się w celach naszym kolegom wrzucaliśmy przez okno ładunek, żeby sami od wewnątrz wysadzali zamki w drzwiach” – wspominał Heda. W sumie rozbito 52 z 56 cel. Część uwolnionych wróciła dobrowolnie do więzienia, głównie byli to tzw. kryminalni.
Akcja zakończyła się pełnym sukcesem uwolniono 354 osadzonych, a zginął jeden partyzant. Z drugiej strony ranni oficer Armii Czerwonej i milicjant zmarli w szpitalu. Partyzanci, zmobilizowani tylko do tej jednej akcji, po udanej ewakuacji rozeszli się do domów.
„Szary” też zaprzestał działalności konspiracyjnej. Pod zmienionym nazwiskiem wyjechał na wybrzeże. Został zatrzymany w 1948 r. Po procesie skazany został na czterokrotny wyrok śmierci.
„Ilość i rodzaj przestępstw popełnionych przez skazanego, okoliczność że nie skorzystał z dwukrotnych możliwości powrotu do normalnego życia jakie dały ustawy o amnestiach, wreszcie utrzymywanie przezeń w swej dyspozycji wielkiej ilości broni wskazują, iż skazany jest niebezpiecznym dla Polski Ludowej wrogiem, którego likwidacja jest konieczna. Opiniuję, że Cheda Antoni, syn Jana na akt łaski nie zasługuje” – napisał I zastępca prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego pułkownik Oskar Karliner. Mimo to, karę śmierci zamieniono Hedzie na dożywocie. Wyszedł w 1956 r. Umarł w 2008 r.
W latach 1944-46 według niepełnych danych przeprowadzono co najmniej 73 akcje uwalniania więźniów, a 55 z nich zakończyło się sukcesem.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP