Jest postacią tak barwną, że aż trudno wyobrazić sobie, by istniał naprawdę. Nazywa się go polskim Jamesem Bondem, być może był protoplastą postaci Hansa Klossa; jest bohaterem serii komiksów i filmu fabularnego. W czasie II wojny światowej przeistoczył się w niemieckiego generała, podróżował w mundurze po całej Europie i wykradł tajne plany. Podobnie jak z historiami innych szpiegów wielu informacji o nim nie sposób zweryfikować i trzeba się oprzeć na jego własnych wspomnieniach.
„Zawsze miałem trzy-cztery możliwe +życia+, żeby w razie czego szybko przeskoczyć” –opowiadał po wojnie. Był więc m.in. spokojnym warszawiakiem Juliuszem Kozłowskim, francuskim przedsiębiorcą Jules’em Lefebre’em, pracownikiem kolei Ost Bahn, porucznikiem, a następnie generałami Wehrmachtu: Juliusem von Hallmanem czy Karlem Leopoldem Jansenem. A także +Bradlem+, +numerem 37+, Leonem Juchniewiczem, Karolem Jasińskim, czy Pierre’em. A nawet ... Kazimierzem Leskim – Białorusinem. Jednym zdaniem był prawdziwym kameleonem. „Przebranie za generała nic by mu nie dało. On się musiał poczuć tym generałem i musiał stłumić w sobie ogromny strach, bo zdekonspirowanie groziło śmiercią” – analizuje gen. Roman Polko, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Niemcy zyskują generała
Gen. Julius von Hallman w sztabie marszałka Gerda von Rundstedta w Paryżu miał być dość częstym gościem. „Byłem przecież wybitnym specjalistą od budowy fortyfikacji, a wał atlantycki dopiero się rodził. Cieszyłem się szacunkiem jako przebywający na froncie wschodnim. Moim doświadczeniem miałem pomóc w zorganizowaniu przedsiębiorstw do budowy umocnień na zachodzie. Rozmowy te trwały dość długo i dały mi dużo dozę informacji. Pod koniec należało tylko zabrać materiały i zniknąć” – wspominał później Leski.
Generałem stał się trochę przez przypadek. Na zlecenie władz konspiracyjnych miał pokierować akcją o kryptonimie „666” i stworzyć nowe drogi dla kurierów wysyłanych z kraju do rządu londyńskiego. Wybór był nieprzypadkowy. Leski działał niemal od początku okupacji w strukturach wywiadowczych. Zastępca szefa wywiadu i kontrwywiadu Związku Walki Zbrojnej Marian Drobik „Dzięcioł” nie miał wątpliwości. „Pana atutami są znajomość Europy Zachodniej, realiów życia codziennego i kilku języków. Zna pan biegle niemiecki, w hanowerskim czy berlińskim szwargocie platt jest pan nie do podrobienia, poza tym zna pan przecież francuski, a na terenie Belgii i Holandii przydatna może być znajomość holenderskiego” – przekonywał podczas spotkania pod koniec 1941 r.
Leski długo się nie wahał. W pierwszą podróż do Berlina ruszył jako pracownik Ost Bahn – kolei niemieckich działających na terenach wschodnich. Z kilku powodów nie był to dobry kamuflaż. Po pierwsze, podróż zwykłego urzędnika na Zachód wzbudzała podejrzenia, do tego cywile byli poddawani częstym kontrolom, co groziło zdemaskowaniem.
Ale być może najważniejszy okazał się… komfort. Pociągi jeździły wtedy wolno – wyprawa do Paryża zajmowała ok. 36 godzin plus przesiadki, a wagony były przepełnione. Leski mający duże problemy z kręgosłupem musiał więc podróżować przez większość czasu na stojąco. Wtedy w jego głowie narodził się plan. „Jedyny rodzaj ludzi, których podróże nie wzbudzają podejrzeń, to wojsko. Postanowiłem zostać wojskowym, wstąpić do Wehrmachtu, co też uczyniłem”.
Początkowo Leski został porucznikiem. Ale dość szybko uznał, że to dla niego za mało. „Postanowił, że będzie jeździł jako generał niemiecki. Spojrzałem na niego, czy czasem nie jest za młody na generała. Ale powiedział, że nie” – relacjonował spotkanie z Bradlem, mistrz podrabiania dokumentów Stanisław Jankowski „Agaton”.
Nowa biografia
Operacja „generał” była niezwykle trudna i złożona. Mundur – to jeden z najprostszych jej elementów. Uszył go ten sam warszawski krawiec, który wcześniej zrobił z Leskiego porucznika. Miał wprawę, bo szył mundury dla Niemców. Sprawdzili się też pracujący dla konspiracji kieszonkowcy, którzy dostarczyli odpowiedni zestaw dokumentów. Kopie „Agatona” okazały się momentami nawet lepsze od oryginałów, o czym Leski miał przekonać się wielokrotnie, choćby w Paryżu, kiedy musiał zamienić kartki żywnościowe. „W momencie, gdy podchodziłem do właściwego okienka, usłyszałem ożywioną wymianę zdań na temat kartek przedstawionych przez mojego poprzednika. Z okienka wysunęła się ręka, złapała moje kartki i przedstawiła tamtemu pod oczy i wtedy usłyszałem: +Proszę patrzeć. To są właściwe kartki. Takie powinny być pańskie+”.
Ogromną pracę musiał wykonać także sam przyszły generał. Na blachę musiał wyuczyć się swojego nowego życiorysu – miasteczka, z którego pochodził, widoku z okna, szczegółów dotyczących oddziału, z którego pochodził, regulaminów i zwyczajów armii niemieckiej.
„Tym razem pojechałem mądrzej, bo nie zwykłym pociągiem, a pociągiem przeznaczonym dla wojskowych. To było wygodne, bo nie było w tych pociągach kontroli granicznych i praktycznie nie było rewizji”.
Tak jak się nagle pojawił, podobnie zniknął. Gen. von Hallman po pewnym czasie dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Jak sam mówił, dokładnie w dniu, gdy otrzymał z sztabu marszałka von Rundstedta plany części Wału Atlantyckiego.
Wraz ze zniknięciem von Hallmana armia niemiecka nie straciła na liczebności generałów, bo oto starym, sprawdzonym trybem, na scenę wkroczył Karl Leopold Jansen.
Niewiele brakował, by ten drugi nie zdekonspirował pierwszego. „Witam pana, generale von Hallman. cieszymy się, że znów pan do nas przyjechał!” – usłyszał, gdy w nowej roli podchodził do recepcji w jednym z hoteli. Leski wykazał się refleksem, zapytał się, czy w hotelu mieszka już pułkownik, którego nazwisko wymyślił. Kiedy okazało się, że nie, szybko opuścił hotel.
Praca urzędnika kolejowego, porucznika, dwóch generałów, a także francuskiego przedsiębiorcy, przyniosła efekt. Leski nawiązał współpracę z francuskim ruchem oporu oraz socjalistycznymi przeciwnikami gen. Franco z Hiszpanii i stworzył trasę przerzutową z Polski do portów Hiszpanii i Portugalii. Korzystała z niej m.in. słynna Elżbieta Zawacka „Zo”, ale także m.in. brytyjscy i amerykańscy lotnicy strąceni nad okupowanymi terenami.
Okręty, wojna, muszkieterowie
Gdy wybuchała wojna, Leski miał 27 lat. Był absolwentem Wydziału Budowy Okrętów Politechniki w Delft. Przed wojną pracował też w centralnym holenderskim biurze konstrukcyjnym okrętów w Hadze. Jako kreślarz i projektant uczestniczył m.in. w projektowaniu polskich okrętów podwodnych ORP „Sęp” i „Orzeł”. To właśnie w Holandii miał nauczyć się świetnie kilku języków, w tym niemieckiego, francuskiego i angielskiego.
W 1939 r. był już w kraju. 1 września zastał go na lotnisku pod Radomiem. W połowie września lecąc na wschód, miał zostać zestrzelony w okolicach Czortkowa przez Armię Czerwoną.
„Kiwaliśmy się ze skrzydełka na skrzydełko, żeby sobie znaleźć miejsce do lądowania. I wtedy dostaliśmy serię po silniku i polecieliśmy prosto do dołu, o skakaniu nie było mowy, bo wysokości na której lecieliśmy, było ok. 50 metrów. Więc wylądowaliśmy dość twardo i połamałem się dosyć gruntownie, kręgosłup, głowa, bark, nogi”.
Leskiemu udało się wyleczyć złamania i jesienią wrócić do Warszawy. W jednym z konspiracyjnych mieszkań spotkał się ze Stefanem Witkowskim, który zaproponował mu działanie w organizacji zajmującej się wywiadem. „Mówiąc, że o tego typu działalności nie mam pojęcia, oczywiście zgodziłem się na współpracę”. Organizacja współpracowała nie tylko z polskim ruchem podziemnym, ale przekazywała też informacje bezpośrednio wywiadowi brytyjskiemu. Pod koniec 1941 r. podporządkowała się ZWZ.
Sam Leski zajmował się m.in. kontrwywiadem, rozpracowywaniem niemieckich struktur policyjnych. W późniejszych latach zajmował się również bezpieczeństwem struktur AK.
Z bronią w ręku
W powstaniu miał nie uczestniczyć. „Miałem zakaz akcji, ale jak się powstanie zaczęło, to musiałem już coś robić. Wydobyłem z ukrycia moje dwa pistolety, jeden dałem mojemu przyjacielowi [...]. I zaczęliśmy szukać powstania”. Szybko zorganizował oddział, który jako kompania Bradl, weszła w skład batalionu ”Miłosz”.
„To była taka zbieranina, z której +Bradl+ potrafił w bardzo krótkim czasie zrobić zżyty oddział” – wspominała Alina Matuszewska, łączniczka kompanii, która dodaje, że urzekł ją nie tylko jako dowódca. „Bardzo przystojny brunet, był trzydziestoparoletnim człowiekiem, myśmy się wszystkie w nim kochały”.
Został odznaczony Virtuti Militari oraz – trzykrotnie – Krzyżem Walecznych. Po upadku powstania uciekł z kolumny jenieckiej. Został szefem Sztabu Obszaru Zachodniego AK, a później Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Tuż po wojnie podjął pracę w Stoczni Gdańskiej, ale wkrótce został aresztowany przez UB. Sądzony w procesie I Komendy WiN wraz z Janem Rzepeckim, został skazany na dwanaście lat więzienia. Wyszedł na wolność w 1955 r. W kolejnych latach pracował najpierw w przemyśle okrętowym, później w Polskiej Akademii Nauk. W latach dziewięćdziesiątych był prezesem Związku Powstańców Warszawskich. Otrzymał także tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Swoje wspomnienia opisał w książce „Życie niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK”. Zmarł w roku 2000.
Gwiazda popkultury
„Nie ze mną te numery, Brunner” – te sławne zdanie porucznika Hansa Klossa wymyślili scenarzyści kultowego serialu. Ale już samą postać Polaka w niemieckim mundurze prawdopodobnie oparli na prawdziwym bohaterze.
„Chyba bardzo często podkreślaliśmy, że przygody Klossa są bajką, że są one nieprawdopodobne, a tymczasem to wszystko, co widzimy w poszczególnych odcinkach, jest oparte na elementach autentycznych” – miał powiedzieć podczas kolaudacji serialu jeden ze scenarzystów, Zbigniew Safjan. Autorzy nigdy nie ujawnili nazwiska protoplasty Klossa, pojawiło się więc co najmniej kilka kandydatur. Zdaniem autora książki „Stawka większa niż kłamstwo” Leski jest jednym z bardziej prawdopodobnych pierwowzorów. Maciej Replewicz zwraca uwagę, że Kloss i Leski mają to samo wykształcenie – wydział budowy okrętów, J-23 w pierwszym odcinku używa munduru niemieckiego oberleutnanta, w którym Leski pojechał w swoją pierwszą misję. Do tego obaj starają się wykraść tajne plany Wału Atlantyckiego.
Jeśli teoria jest prawdziwa, byłoby to pierwsze spotkanie popkultury z Kazimierzem Leskim. Ale nie ostatnie. „I wtedy pojawiła się postać Leskiego, wobec której jest dużo niedopowiedzeń, tajemnic, a jednocześnie fascynująca, pełna akcji historia. I pomyślałem, że to idealny kandydat na zostanie bohaterem komiksu” – opisywał Marek Oleksicki moment narodzenia się pomysłu serii komiksów „Bradl”. Komiks powstał z inspiracji Muzeum Powstania Warszawskiego – jak dotąd wyszły cztery tomy.
O życiu Leskiego powstały także filmy dokumentalne i fabularny.
W artykule zostały wykorzystane fragmenty z wywiadu reżysera Jana Łomnickiego z 1985 r., a także wypowiedzi z filmu Telewizji Polskiej „Akcja 666”
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP