
„Przez wiele lat po drugiej wojnie światowej przyznawanie się do chłopskiego pochodzenia było tzw. obciachem” – oceniają redaktorzy lipcowego „Mówią Wieki”. Zauważają, że choć obecnie panuje moda na ludowość, to jednak wciąż dominują dawne stereotypy. Dlatego korzystając z badań naukowców, przedstawiają krótką analizę historii polskich chłopów.
Wystarczy powiedzieć „chłop” i „pan”, a już na myśl przychodzi poddaństwo pierwszego i samowola drugiego, pańszczyzna i ucisk. Na łamach „Mówią Wieki” sprawą przyjmowania poddaństwa w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej zajmuje się Mateusz Wyżga, historyk z Instytutu Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
Zwraca uwagę, że idealny obraz społeczeństwa stanowego w I Rzeczypospolitej, „gdzie szlachcic sobie, a plebej sobie, stanowił normę oczekiwaną, a nie realizowaną”. „Rzeczywistość brutalnie weryfikowała ów idealny patriarchalny obraz” – ocenia.
Przypomina, że Rzeczpospolita przedrozbiorowa stanowiła ogromne, wielojęzyczne i wielowyznaniowe państwo. (…) Poszczególne wsie i miasta, kompleksy dóbr ziemskich uznawały się za państwa, a swych stałych, plebejskich mieszkańców za ich obywateli.
W ówczesnej RP poddaństwo mogło dotyczyć danej osoby od urodzenia, jeżeli ktoś miał rodziców będących poddanymi (podobnie jak na potomków przechodziło obywatelstwo miejskie czy szlachectwo). „Można było się także w poddaństwo oddać. »Wpowzdają« czy też »wpoddają« się przede wszystkim plebeje, chłopi i mieszczanie, ludność rolnicza i rzemieślnicza, rzadziej drobna i zubożała szlachta, a także wszelkiej maści pracownicy najemni, ludzie do wszystkiego” – wyjaśnia Wyżga.
Przytacza opracowanie Janusza Deresiewicza, który zebrał i wydał 747, jak to nazwał, „transakcji” poddanymi chłopkami i chłopami z terenu Wielkopolski. Podkreśla jednak, że „znając uwarunkowania migracyjne w ówczesnej Europie i realia życia, dziś pod tym określeniem widzimy nie handel ludźmi, a mnóstwo rozlicznych form migracji plebejów.
Zwraca uwagę, że poddaństwo „z jednej strony ogranicza suwerenność plebeja, z drugiej zabezpiecza go przed nieprzewidywalnością aury i koniunktury”.
Wyżga pisze również o sytuacji kobiety plebejskiej w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej. Wyjaśnia, że praca kobiet dzieliła się na pańszczyźnianą, domową i najemną. „Na staropolskiej wsi w niektórych dniach w tygodniu przypadała pańszczyzna zwana kobiecą albo białogłowską. Była to praca piesza, wykonywana ręcznie, bez zaprzęgu. Na folwarku przy obowiązkach pańszczyźnianych kobiety pojawiały się dwakroć rzadziej od mężczyzn” - czytamy.
Te, które były poddanymi, za wiedzą dworu okresowo mogły szukać odpłatnego zatrudnienia poza zamieszkaną osadą. Pojawiały się takie możliwości, kiedy zabezpieczono odpowiednią liczbę rąk do pracy na folwarku. „Również pan ziemski był świadomy, że chłopi potrzebują gotówki; dziedzic wspierał swoją poddaną, jeżeli nie uzyskała umówionego wynagrodzenia u chłopa albo szlachcica w innej wsi albo została pokrzywdzona w inny sposób (np. pobita)” – przekonuje Mateusz Wyżga.
Zdarzały się również bajkowe kariery włościanek, przy których bladną nawet dzieje „Kopciuszka”. „Mówią Wieki” opisują losy Roksolany pochodzącej z Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która była żoną jednego z najpotężniejszych władców ówczesnego świata, Sulejmana Wspaniałego, padyszacha imperium osmańskiego.
Nieznana bliżej Rusinka, przyszła żona padyszacha, znalazła się w Stambule wbrew własnej woli – jako branka tatarska, porwana z terenów Rusi Czerwonej między 1509 a 1516 rokiem. Oczywiście, kiedy zrobiła zawrotną i bezprecedensową w dziejach Osmanów karierę, zaczęto się interesować jej pochodzeniem. Sprawa była wszak trzymana przez Turków w tajemnicy, sama Roksolana też niewiele o tym mówiła. W listach, które pisywała do Zygmunta Augusta, przyznawała się do pochodzenia z ziem ruskich. Nadane jej miano Aleksandry Lisowskiej i uznanie za córkę popa spod Rohatyna jest pomysłem późniejszym i niedostatecznie udokumentowanym” – dowiadujemy się.
Kolejnym „Kopciuszkiem” była Marta Helena Skowrońska, czyli Katarzyna I, jedyna imperatorowa z Rzeczypospolitej Obojga Narodów. „Piotra I i jego drugą żonę Martę Helenę Skowrońską dzieliła bariera stanowa. Łączyło ich jednak uczucie, a ona tolerowała jego zdrady i hulaszczy tryb życia” – pisze Tomasz Bohun. Przyznaje, że podobnie jak o Roksolanie, niewiele wiadomo o Skowrońskiej. Urodziła się w kwietniu 1684 roku w Dorpacie albo kurlandzkim Jacobstadt w rodzinie litewskiego „obywatela” lub chłopa Samuela Skowrońskiego. Z carem połączyła ją wielka namiętność.
Lipcowe „Mówią Wieki” nie koncentrują się tylko na sprawie chłopskiej w dawnej Rzeczypospolitej. Są również teksty mówiące o ruchu ludowym w XIX wieku i o roli, jaką spełniły w nim kobiety. „Historia polskiego ruchu ludowego nie jest kompletna bez uwzględnienia roli kobiet, które nie tylko wspierały swoich mężów i synów w działalności publicznej, lecz także same tworzyły zręby nowoczesnej myśli społecznej i oświatowej na wsi. Od końca XIX wieku kobiety wiejskie stopniowo wychodziły z cienia, zaczynając od działań edukacyjnych, a kończąc na udziale w strukturach partyjnych i parlamentarnych. Szczególne miejsce zajmują tu cztery niezwykłe prekursorki ludowe pochodzące z postępowej inteligencji – Maria Wysłouchowa, Irena Kosmowska, Jadwiga Dziubińska oraz Zofia Dąbska” – pisze Mateusz Ratyński, kierownik Działu Naukowo-Badawczego Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego.
wnk