List otwarty ws. uznania przez IPN zasług Mirosława Chojeckiego jako działacza opozycji w PRL ogłosili historycy związani przed laty z IPN. Instytut ocenił, że nie można odmówić zasług b. opozycjoniście, ale przeszkodą w nadaniu mu formalnego statusu działacza opozycji w PRL są przepisy.
Byli członkowie Kolegium i Rady IPN przesłali w środę mediom list otwarty w sprawie Mirosława Chojeckiego - byłego działacza opozycji demokratycznej w PRL, któremu - jak wynika z ich listu - IPN odmawia uznania zasług dla ruchu wolnościowego w Polsce, co sygnatariusze listu uznali za rzecz zdumiewającą.
"Znamy Mirosława Chojeckiego od wielu lat, niektórzy z nas z nim współpracowali w latach 70. i 80. mając świadomość, że jest on jednym z najważniejszych działaczy Komitetu Obrony Robotników, założycielem Niezależnej Oficyny Wydawniczej, od 1980 r. działaczem +Solidarności+, od 1982 roku do 1989 jednym z przywódców emigracji +Solidarnościowej+ wspomagającym podziemie w kraju sprzętem technicznym do powielania" - czytamy w liście, pod którym podpisali się prof. Andrzej Chojnowski, prof. Antoni Dudek, prof. Andrzej Friszke, dr Andrzej Grajewski, prof. Grzegorz Motyka i prof. Andrzej Paczkowski.
Historycy jednoznacznie stwierdzili, m.in. na podstawie analizy dokumentów w Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, że Mirosław Chojecki nigdy nie podjął współpracy z organami bezpieczeństwa PRL (taka współpraca byłaby przeszkodą w uznaniu go za działacza opozycji w PRL). Ponadto Chojecki - jak przypomnieli - ujawnił innym działaczom opozycji próbę jego pozyskania przez Służbę Bezpieczeństwa, tymczasem współpraca z SB wymagała zachowania ścisłej tajemnicy.
W liście profesorowie przedstawili okoliczności nieudanej próby werbunku Chojeckiego na tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa, gdy w 1976 r. pracował w Instytucie Badań Jądrowych. Wśród przedstawionych przez nich archiwaliów - obok notatek służbowych esbeków - jest "Komunikat" Komitetu Obrony Robotników z 30 października 1976 r., w którym opisano zatrzymanie Chojeckiego i jego spotkanie z funkcjonariuszem SB ppor. Z. Skoczylasem.
"W związku z tematyką prac naukowych prowadzonych przez M. Chojeckiego, które stanowią tajemnicę państwową, Chojecki został zmuszony do podpisania oświadczenia, w którym zobowiązał się do informowania Skoczylasa o wszystkim, co mogłoby być szkodliwe dla PRL z punktu widzenia kontrwywiadu. Jednocześnie funkcjonariusze SB grozili Chojeckiemu wyrzuceniem z pracy. 21 października 1976 Chojeckiego usunięto z pracy w trybie natychmiastowym; bezpośrednio po wręczeniu wypowiedzenia został on zatrzymany przez dwóch pracowników SB, a następnie przesłuchiwany przez 13 godzin w Komendzie MO Żoliborz i Komendzie Stołecznej MO. Podczas prób przesłuchania starano się skłonić go do współpracy z SB, a po odmowie szantażowano, twierdząc, że zgodę na to już wyraził podpisując w Radomiu wspomniane oświadczenie" - czytamy w cytowanym przez historyków "Komunikacie" KOR.
Historycy w konkluzji listu, w którym przypomnieli też o zasługach Chojeckiego jako wydawcy w podziemiu, ocenili, że "ignorowanie tych faktów, dowodzących nieprzeciętnej skali aktywności i odwagi Mirosława Chojeckiego, i przedkładanie ponad nią incydentu, który miał miejsce w październiku 1976 r., ale nie miał nigdy charakteru nawiązania współpracy, uważamy za głęboko krzywdzące i niezgodne z zasadami, jakimi miał się kierować Instytut Pamięci Narodowej".
Do czasu nadania depeszy PAP Instytut Pamięci Narodowej nie przedstawił swojego stanowiska w tej sprawie. Nieoficjalnie IPN zwrócił jedynie uwagę, że adresatem listu historyków powinien być ustawodawca, a nie Instytut, który zobowiązany jest realizować przepisy prawa.
Sprawa dotycząca Mirosława Chojeckiego sięga 2017 r., gdy IPN odrzucił wniosek o nadanie mu "statusu działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych". Kwestia nadania takiego statusu wiązała się z nowelizacją w 2015 r. ustawy o działaczach opozycji w PRL, dzięki której dawni opozycjoniści mogą nie tylko otrzymywać co miesiąc dodatek finansowy w wysokości 400 zł, ale również być należycie uhonorowani.
Powodem nienadania takiego statusu - jak wyjaśniał Instytut - było z jednej strony podpisanie przez Chojeckiego w 1976 r. jako pracownika Instytutu Badań Jądrowych zobowiązania do informowania SB "o faktach szkodliwych dla PRL" (była to wówczas standardowa procedura w tej instytucji, ale obecnie - jak wskazuje IPN - formalnie uniemożliwia to nadanie statusu działacza opozycji w PRL), a z drugiej strony orzecznictwo sądowe, zgodnie z którym Instytut nie może samodzielnie podjąć się oceny prawdziwości danych wydarzeń, które zawarte są w dokumentach. W ocenie IPN, to przepisy powodują, że sam fakt podpisania takiego zobowiązania bez możliwości jego interpretacji przez IPN uniemożliwia nadanie Chojeckiemu statusu działacza.
Sprawę tę tłumaczył publicznie prezes IPN Jarosław Szarek, pytany o to w Senacie podczas rozpatrywania informacji o działalności IPN w 2019 r. "Jest kwestią bezdyskusyjną sprawa jego (Mirosława Chojeckiego) zasług w rozbijaniu komunistycznego monopolu prasy, publikacji itd., w zmaganiach z cenzurą" - powiedział Szarek, podkreślając też, że rozmawiał o tej sprawie z Chojeckim i przedstawił mu powody, dla których IPN nie mógł podjąć innej decyzji.
"Do tego obligowały nas zapisy ustawowe" - stwierdził Szarek.
Wcześniej zmiany decyzji w sprawie Chojeckiego domagało się od IPN wielu działaczy opozycji antykomunistycznej. Z kolei sam Chojecki apelował o nowelizację ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej, tak aby - jak pisała o tym w styczniu 2018 r. "Rzeczpospolita" - IPN mógł badać dokumenty bezpieki. "Rozumiem, że prezes IPN nie miał innego wyjścia. Musiał odmówić mi statusu działacza opozycji, przesyłając jednocześnie słowa +podziwu i najwyższego szacunku+, rozumiem, że właśnie za działalność opozycyjną" – cytuje słowa Chojeckiego dziennik.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/