Hipopotam, który z Afryki trafił do kolumbijskiej posiadłości barona narkotykowego Pablo Escobara, jest narratorem nominowanego do Złotego Niedźwiedzia filmu „Pepe” Nelsona Carlosa de los Santosa Ariasa. „Ta opowieść przypomina o historycznej emigracji do obu Ameryk” – mówił reżyser w Berlinie.
W pierwszej sekwencji filmu oglądamy dokumentalne migawki nagrane w 1993 r. tuż po śmierci kolumbijskiego „króla kokainy” Pablo Escobara, zaliczanego do grona najbardziej zamożnych kryminalistów w historii. Oprócz majątku, szacowanego na 30 miliardów dolarów, przestępca zostawił po sobie cztery hipopotamy, które w latach 80 sprowadził do Ameryki Południowej z Afryki. Z czasem grupa rozrosła się do kilkuset osobników, które zaczęły stanowić zagrożenie dla tamtejszego środowiska naturalnego. Władze państwa zapowiedziały kontrolę populacji poprzez sterylizację, oddanie zwierząt innym państwom lub - w ostateczności – uśpienie ich.
Kiedy jeden z hipopotamów, zwany Pepe, odłączył się od stada, został zastrzelony przez myśliwych. To właśnie temu zwierzęciu oddaje głos Nelson Carlos de los Santos Arias. Opowieść osobliwego narratora rozpoczyna się w Afryce, gdzie mieszkał wraz ze swoją rodziną, stanowiąc atrakcję dla europejskich turystów. Hipopotamy zostały stamtąd zabrane przez podejrzanych typów działających na zlecenie bossa. Mężczyźni otrzymali polecenie, że w razie kontroli policji mają nie otwierać paki i przekonywać, że przewożą świnie. Nie była to łatwa podróż, ale zwierzęta dotarły do hacjendy Napoles położonej w Puerto Triunfo. Na ekranie Pepe snuje rozważania o zwierzętach i ludziach. Tych drugich nie postrzega w jasnych barwach.
Film dominikańskiego twórcy wymyka się klasyfikacjom, dryfując od dokumentu przyrodniczego, przez animację, aż po dramat obyczajowy. W istocie niewiele mówi o sytuacji w Kolumbii. „Nie bardzo chciałem się do niej odnosić. Uważam, że to nie ja powinienem mówić o tym problemie. Dzisiaj wszystko zostaje upolitycznione. Każdy kraj ma pewne nierozwiązane kwestie, które stają się polityczne. Bądźmy szczerzy, one powracają co cztery lata. W Kolumbii do takich tematów można zaliczyć hipopotamy, ponieważ przywodzą na myśl gang narkotykowy. Stały się częścią kampanii politycznej, a to na pewno nie jest coś, w co chciałbym się angażować” – powiedział w Berlinie podczas konferencji prasowej towarzyszącej premierze obrazu.
Nelsona Carlosa de los Santosa Ariasa bardziej niż polityka interesuje przyroda i symbolika. „Wszystko, co emanuje z tej historii, która przypomina mi o historycznej emigracji z Afryki do obu Ameryk. Myślałem o tym miejscu, zachodzących w nim procesach ekologicznych, ruchu. Kolumbia ma ogromne zasoby wody. W Afryce tej wody brakuje, przez co zwierzęta są skazane na śmierć. Pepe jest zwierzęciem, które uciekło i zamieszkało w górach. Pochodzę z Dominikany, więc zawsze myślę przede wszystkim o historii. Oczywiście, nawet jeśli nie chciałem robić filmu o Kolumbii to akcja rozgrywa się w tym kraju, więc obraz zawsze będzie postrzegany przez ten pryzmat. Zresztą chciałbym zaprezentować ten film w Kolumbii i posłuchać, co ludzie o nim mówią” – stwierdził twórca.
Wspominając pracę nad scenariuszem, reżyser wyjaśnił, że była w dużej mierze intuicyjna. „Zwykle zastanawiam się, jakie odczucia łączą się z danym terenem, a później robię research w zakresie nauk społecznych, etnografii, estetyki. Jako filmowiec wywodzę się z kina eksperymentalnego, a tacy ludzie są niczym animatorzy. Testujemy i sprawdzamy, gdzie są granice. My także pracujemy klatka po klatce. Na tym polega kino eksperymentalne. To nie jest wyłącznie trzęsąca się kamera, ale złożona praca techniczna. Przygotowujemy się bardzo dokładnie. Sporo pracy wykonujemy wcześniej i dogłębnie rozważamy treść filmu. Znajomość terytorium to podstawa. Także dlatego, że część obsady to aktorzy nieprofesjonalni, niemający wiedzy, jak powinno się pracować na planie. Niektórzy z nich nawet nie potrafią czytać. W tym filmie pojawia się wiele postaci i tak naprawdę każda z nich ma własną metodę organizacji pracy. Wierzę, że robią to w taki sposób, aby jak najlepiej zrozumieć swoich bohaterów” – podkreślił.
Reżyser przyznał, że planował realizację „Pepe” już wcześniej, jednak uniemożliwiła mu ją pandemia koronawirusa. „Zacząłem pisać scenariusz pod koniec 2019 r. Później świat stanął w miejscu. Dzięki temu tekst rozrastał się. Kiedy był już gotowy, zacząłem szukać głosu narratora. Próbowałem nagrać go sam, ale brzmiało to bardziej jak Darth Vader. Powiedziałem sobie: synu, to nie jest twoja praca, nie jesteś właściwą osobą do podkładania głosów. Znalazłem wspaniałych aktorów z Afryki i Ameryki Południowej. Wszyscy czekaliśmy, aż będziemy mogli przystąpić do pracy. W marcu 2021 r. dostaliśmy zielone światło. Wróciłem do scenariusza po długiej przerwie, żeby sprawdzić, co właściwie w nim zapisałem. Czy to brzmi wiarygodnie? Prawdziwe dialogi pojawiły się po castingu, w trakcie którego rozważaliśmy, jak opowiedzieć tę historię za pomocą słów” – zwrócił uwagę.
„Pepe” jest jednym z 20 tytułów nominowanych do Złotego Niedźwiedzia podczas 74. Berlinale. Najlepszy film festiwalu poznamy w sobotę podczas gali, która odbędzie się w Berlinale Palast. Wyłonią go: kenijska aktorka Lupita Nyong'o (przewodnicząca jury), amerykański aktor, scenarzysta i reżyser Brady Corbet, reżyserka i scenarzystka z Hong Kongu Ann Hui, niemiecki reżyser i scenarzysta Christian Petzold, hiszpański reżyser Albert Serra, włoska aktorka Jasmine Trinca oraz ukraińska pisarka i poetka Oksana Zabużko.
Z Berlina Daria Porycka (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/