Traktat ryski powstał w wyniku wielomiesięcznych negocjacji. Polskiej delegacji towarzyszyli liczni eksperci i urzędnicy. Pod ostatecznym dokumentem obok pieczęci jest pięć podpisów – pięć nazwisk. Kim byli ludzie, którzy w imieniu RP wynegocjowali przebieg granicy i podpisali się pod nowym kształtem rzeczywistości?
Nazwiska te przeszły do historii, choć dziś nie są powszechnie znane. Nosili je ludzie zasłużeni, o barwnych życiorysach. Walczyli o niepodległość, budowali Polskę, należeli do elity, ale jak wszyscy zmagali się z dziejową zawieruchą pierwszej połowy XX wieku.
Do poprzedzającego Traktat ryski porozumienia z 12 października 1920 r. kończącego działania wojenne doprowadzili w bezpośrednich rozmowach przewodniczący delegacji polskiej Jan Dąbski i sowieckiej Adolf Joffe. To nie koniec ich działań. Spotkali się ponownie w Rydze w tych samych, wiodących rolach. Teraz negocjowali traktat pokojowy. Sekretarzem generalnym polskiej delegacji był Aleksander Ładoś. W jej skład, obok Dąbskiego, wchodzili Stanisław Kauzik, Henryk Strasburger, Edward Lechowicz i Leon Wasilewski. I właśnie ich nazwiska widnieją w ostatecznym dokumencie z 18 marca 1921 r.
Na słynnym zdjęciu z uroczystości podpisania traktatu, wieńczącej ich wielomiesięczną pracę, w mrocznym wnętrzu Pałacu Czarnogłowców w Rydze (ceremonia odbywała się wieczorem), wokół długiego stołu tłoczy się tłum mężczyzn. Po lewej Rosjanie, po prawej Polacy. Na samym przedzie Joffe i Dąbski. Wszyscy śmiertelnie poważni. Może to świadomość wagi wydarzenia, a może, jak pisał prof. Grzegorz Hryciuk, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego: „Umowa okazała się daleka od ideału. Sygnatariuszy i tych, którzy nie zostali dopuszczeni do obrad, łączyło właściwie tylko jedno. Nikt nie był w pełni zadowolony”.
Traktat uzgodniony w Rydze był w dużej mierze osobistą zasługą przewodniczących obu delegacji. Między tymi dwoma mężczyznami porozumienie było dobre i sprzyjało pracom, choć budziło też emocje i wątpliwości politycznych przeciwników. Obaj, nie przypadkiem, stawiali na bezpośrednie kontakty, co nie wszystkim się podobało. Polacy przyznawali, że największą zaletą Joffego, zdolnego dyplomaty i zwolennika Trockiego, była szczerość. A i Dąbski uchodził za człowieka otwartego i prostolinijnego. Obaj też byli szczerze zainteresowani zawarciem pokoju, nie chcieli zerwania negocjacji. Paradoksalnie te dobre relacje z rosyjskim delegatem budziły nieufność i przysparzały polskiemu delegatowi krytyków. Kiedy Dąbski oświadczył, że granica państwowa będzie ustalona nie na podstawie historycznych rewindykacji, lecz na podstawie pogodzenia żywotnych interesów stron rokujących, spotkało się to z negatywną reakcją np. wysłanników Straży Kresowej i Rady Narodowej do Rygi.
Jan Dąbski – skuteczny ludowiec
Dąbski pochodził ze Lwowa, dokładnie z podlwowskiego Kukizowa, gdzie urodził się 10 kwietnia 1880. Przeszedł niepodległościowy szlak od Drużyn strzeleckich przez Legiony ( był ranny w 1915) do Wojska Polskiego, gdzie jako major w 24. pułku piechoty WP przeniesiony został formalnie do rezerwy w 1920 r. Działał w Naczelnym Komitecie Narodowym, potem został ludowcem, W latach 1918–1920 był wiceprezesem PSL Piast, a następnie członkiem Zarządu Głównego i Rady Naczelnej tej partii. W 1919 r. trafił do Sejmu, gdzie odgrywał ważną rolę, m.in. jako współtwórca reformy rolnej. W karierze politycznej był wiceministrem spraw zagranicznych, przez moment kierownikiem MSZ, szefem klubu poselskiego, wicemarszałkiem Sejmu. Ale najważniejszym, szczytowym momentem w jego życiu i pracy było wynegocjowanie i podpisanie Traktatu ryskiego. Jego przewodnictwo w delegacji nie było od początku oczywiste. Kandydaturę Dąbskiego wysunęła 11 sierpnia 1920 r. Rada Obrony Państwa, na wniosek wicepremiera Ignacego Daszyńskiego. W głosowaniu zdobył tylko 5 głosów, 6 było przeciwnych. Sam Daszyński otrzymał 7 głosów za i 4 przeciw, to jednak on właśnie uparł się przy wyborze Dąbskiego, który miał zresztą wątpliwości, czy podoła. Jak wspominała w dziennikach jego żona, uległ, gdy Daszyński oświadczył mu, że to rozkaz żołnierski. Wypełnił go z sukcesem i za zawarcie pokoju został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Polonia Restituta. Po odejściu z MSZ Dąbski pracował w komisji spraw zagranicznych Sejmu. Od szczytu kariery nie zaistniał już na pierwszym planie politycznych wydarzeń. Chorował, czuł się odsunięty, sytuację pogorszyła jeszcze śmierć żony Zofii – także działaczki niepodległościowej, która była jedną z założycielek tzw. Gospody Legionistów w Wiedniu. W sierpniu 1930 r. Jana Dąbskiego pobili na ulicy „nieznani sprawcy”. Nie wszedł już do kolejnego Sejmu, ale zdążył napisać książkę o dziele swojego życia, wydany w 1931 roku „Pokój ryski”. Umarł w tym samym roku, w Warszawie, 5 czerwca.
W 2016 r. do Archiwum Akt Nowych trafiły dokumenty z archiwum Dąbskiego, cudem ocalałe w jego mieszkaniu przy ul. 3 maja w Warszawie. Podczas wojny w budynek trafiła bomba, ale nie wybuchła – przebijając piętra dotarła do piwnicy, ale kamienica ocalała. Jest wśród nich robocza mapa wykreślania granicy Polski podczas ustalania Traktatu ryskiego. Po konserwacji okazało się, że na mapie są ślady pracy – wycierania gumką kolejnych wersji granicy. Niebieską kredką wyrysowano granicę wyznaczoną podczas II traktatu rozbiorowego – bo tak mniej więcej miała przebiegać granica II RP na wschodzie. Czerwoną kreską zaznaczono natomiast ostateczny przebieg granicy wyznaczonej Traktatem ryskim. Pomiędzy tymi liniami są ślady poprawek, które dokumentują szczegółowe negocjacje przebiegu granicy. Dąbski najprawdopodobniej przywiózł mapę z Rygi. Musiał ją mieć w bagażach, kiedy wracał triumfalnie do Polski, a na mijanych dworcach pociąg pozdrawiały zgromadzone tłumy.
Leon Wasilewski – socjalista z wizją
Na ryskim zdjęciu Leona Wasilewskiego nie widać na pierwszym planie. Jest jednak, widać jego bardzo wysokie czoło i orli nos, trochę w głębi. Na czwartym miejscu licząc od przewodniczącego Dąbskiego. Choć przecież nikt nie miał wątpliwości, że jest ważny. Wszyscy uważali go, ze względu na publicznie znaną zażyłość i wieloletnią współpracę, za przedstawiciela Marszałka. Ucieczka z pierwszego planu mogła też być spowodowana tym, że, jak pisał we wspomnieniach sekretarz Ładoś, Wasilewski był sceptyczny wobec opracowanej linii granicznej. Zdaniem Ładosia „właściwy Wasilewskiemu takt i lojalność sprawiły, że podporządkował się całkowicie woli większości, przeprowadzając w praktyce wytyczenie i szczegółowe opracowanie linii granicznej, której był zasadniczo przeciwny”.
Leon Wasilewski socjalista, działacz niepodległościowy, dziennikarz, wszechstronnie wykształcony samouk urodził się w 1870 r. w Petersburgu. W jego rodzinie ojciec mówił do dzieci wyłącznie po polsku i tego samego oczekiwał od nich. Nie był stworzony do edukacji szkolnej, porzucił już gimnazjum w efekcie konfliktu z nauczycielem i dalej uczył się w domu. Był samoukiem o rozległych zainteresowaniach. W szkole sobie nie radził, poza nią prowadził intensywne samokształcenie. Polegało ono głównie na czytaniu. „Pochłaniałem wówczas – wspominał – mnóstwo książek polskich i rosyjskich z dziedziny historii literatury polskiej, słowiańskiej i powszechnej, z przyrody i dziejów, robiłem wypisy i notatki, kułem chronologię i bibliografię, studiowałem klasyków wszystkich literatur. Innymi pasjami Wasilewskiego były etnografia, antropologia, historia religii i języki słowiańskie, których z zapałem się uczył.
Mając 24 lata, wyjechał z Petersburga, aby studiować. Nigdzie jednak nie zagrzał dłużej miejsca. Przez rok studiował we Lwowie, a potem ruszył do Europy, Wiednia, Pragi, Budapesztu, Zurychu, wszędzie zajmując się robotą dziennikarską i organizacyjną, a za najlepszy uniwersytet uznając rozmowy z ludźmi i lekturę. Dojrzewał ideowo, aby mając 26 lat wstąpić do PPS, w grudniu 1896 r. Od 1898 do 1903 r. mieszkał w Londynie, redagując „Przedświt” i próbując zapewnić mu regularność wydawania. Nie było to łatwe. Władysław Pobóg-Malinowski tak opisywał kwaterę Wasilewskiego, kiedy ten przybył do Londynu redagować pismo: „Pierwsza ich córka zamiast kołyski miała skrzynkę do pakowania bodajże sucharków, gdyż na sprzęt kosztowniejszy nie było pieniędzy”.
Z Piłsudskim współpracował bardzo blisko od sierpnia 1914 r., ale pierwszy raz spotkali się w Petersburgu w 1896 r. Po odzyskaniu niepodległości Wasilewski był jednym z najbliższych współpracowników Naczelnika. Od 18 listopada 1918 do 16 stycznia 1919 r. był ministrem spraw zagranicznych, pierwszym na tym stanowisku, i to on właśnie zbudował strukturę resortu, tworząc m.in. oddzielny Departament ds. Litwy i Białorusi. Delegatem do Rygi sam chciał zostać i zaproponował to Piłsudskiemu, argumentując, że przyda się jego „znajomość stosunków rosyjskich i kresowych”. Podczas negocjacji kierował zasadniczą komisją – zajmującą się wytyczaniem granicy. Według Ładosia „była to ogromna praca” i Wasilewski „wywiązał się z niej znakomicie m.in. dzięki znajomości języków białoruskiego i ukraińskiego. Okazało się, że włada on tymi językami znacznie lepiej niż reprezentujący Białoruś i Ukrainę delegaci radzieccy. Wkrótce też stał się dla nich ważnym autorytetem”. Brał też udział w pracach komisji redakcyjnej, traktat został opracowany w trzech językach: polskim, rosyjskim i ukraińskim. Kiedy okazało się, że nikt lepiej od niego nie zna ukraińskiego, jak pisze Ładoś: „na prośbę delegacji sowieckiej podjął się opracowania tekstu ukraińskiego i nawet sam przeprowadzał korektę tego tekstu w druku”.
Po podpisaniu Traktatu ryskiego został mianowany przewodniczącym komisji granicznej, która zajmowała się wytyczeniem w terenie ustanowionej granicy. Pod koniec listopada 1922 r. w wydanym komunikacie Wasilewski informował o przekazaniu ostatniego odcinka linii granicznej władzom administracyjnym i granicznym. Wrócił jeszcze do pracy dyplomatycznej, a potem skupił się na działaniach naukowych: historycznych i dziennikarskich. Pracował w instytutach: Badania Najnowszej Historii Polski i Badania Spraw Narodowościowych, zaangażował się w ruch prometejski.
W 1936 r. opublikował książkę „O drogę do socjalizmu i pokoju”, przenikliwie analizującą sytuację polityczną w Europie i dobitnie ukazującą podobieństwa między faszyzmem a komunizmem. Pisał: „Dyktatura jednej partii sprowadza się wszędzie do panowania mniej lub bardziej licznej koterii z genialnym, ubóstwianym «wodzem» na czele. Koteria ta, wszędzie opierająca się na mocno rozbudowanym aparacie biurokratyczno-policyjnym i wojskowym, stosuje terror wobec wszystkich żywiołów nie chcących ulec jej autorytetowi. […]”.
I trafnie przewidywał przyszłość: „Nieco rozszerzony program imperializmu niemieckiego, polegający na włączeniu do rzeszy ziem niemających większości niemieckiej, ale posiadających poważną liczbę Niemców, rozszerzyłby możliwość zatargów wojennych na Polskę i Danię. Maksymalny program imperializmu niemieckiego musiałby – w razie prób jego realizowania – wciągnąć Niemcy do zatargów niemal z całym światem, bo nie ma mowy o pokojowej jego realizacji. Ta ostatnia – to szereg nieuniknionych wojen”.
Nie tracił jednak optymizmu i wiary w socjalizm, widząc wyjście: „wszechstronny rozwój demokracji i takie jej powszechne zwycięstwo (również w Rosji), które by zapewniło zupełną wolność, zjednoczenie i suwerenności wszystkim narodom – wielkim i małym (również ujarzmionym przez Rosję). Tylko na gruzach dyktatur i ich imperialistycznej polityki można będzie zbudować wolny, ogarniający wszystkie narody, dobrowolny związek wiecznego pokoju i wspólnej pokojowej pracy dla dobra całej ludzkości”.
Ta prorocza analiza była jego ostatnim dziełem. Zmarł w grudniu 1936 r. Pozostawił trzy córki – Halszkę, Wandę i Zofię Aldonę. To właśnie Wanda, najbardziej aktywna politycznie, zaangażowana w młodości w PPS, a później w komunizm i stalinizm, powszechnie kojarzy się z nazwiskiem Wasilewski. Spychając w niepamięć zasługi i polityczną przenikliwość swojego ojca Leona, spokojnego, choć niepozbawionego realistycznej goryczy negocjatora Traktatu ryskiego.
Kauzik, Strasburger, Lechowicz
Na krótkiej liście polskich delegatów do Rygi są jeszcze trzy osoby: Stanisław Kauzik, Henryk Strasburger, Edward Lechowicz. Z tej trójki najstarszy był prawnik i urzędnik Lechowicz (1858–1938). Pracował w Prezydium Rady Ministrów, a po podpisaniu traktatu pełnił funkcję dyrektora departamentu legislatywnego oraz prezesa Najwyższej Komisji Dyscyplinarnej w Prezydium Rady Ministrów. Dwaj pozostali dożyli czasów, gdy granice Polski zmieniły się nie do poznania. Obaj wyjechali z Polski i zmarli na emigracji.
Henryk Leon Strasburger pochodził z rodziny niemieckich protestantów, którzy przyjechali do Warszawy w końcu XVIII wieku z Freibergu w Saksonii. Studiował prawo i ekonomię, w Heidelbergu i Charkowie. Zrobił karierę nie tylko urzędniczą, ale też w gospodarce. Był wiceministrem spraw zagranicznych oraz przemysłu i handlu, a potem szefem tego resortu. Najdłużej, bo przez osiem lat, od 1924 do 1932 r. piastował niełatwe stanowisko Komisarza Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku. Po roku 1932 r. z urzędnika państwowego przeszedł do biznesu. Pełnił wysokie funkcje w przedsiębiorstwach, m.in.: był jednym z trzech prezesów Centralnego Związku Przemysłu Polskiego (tzw. Lewiatana), członkiem Rady Banku Polskiego, członkiem Rady Banku Handlowego, prezesem zarządu Towarzystwa Ubezpieczeń „Generali-Port-Polonia”, kierował także Wydziałem Morskim Zarządu Głównego Ligi Morskiej i Kolonialnej. Od 1937 r. współpracował z działaczami Frontu Morges. Po wybuchu wojny przedostał się przez Rumunię do Francji, Do rządu powrócił na emigracji w Londynie. Był członkiem komisji rządowej, mającej ocenić odpowiedzialność za klęskę wrześniową byłych ministrów sanacyjnych. Po śmierci Sikorskiego został ministrem stanu ds. Bliskiego Wschodu w rządzie Mikołajczyka – organizował pomoc rządową Polakom na Bliskim i Środkowym Wschodzie, podróżował do Bagdadu, Damaszku, Kuwejtu, Stambułu i Teheranu. Po wojnie przyjął – za namową Mikołajczyka – nominację na stanowisko ambasadora Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej w Wielkiej Brytanii. We wrześniu 1946 r. został odwołany. Do Polski nie wrócił.
Najdłużej o przebiegu rokowań nad Traktatem ryskim mógł świadczyć najmłodszy z delegatów, urodzony w 1891 r. Stanisław Kauzik. Był sekretarzem generalnym Komitetu Ekonomicznego Ministrów RP i bliskim współpracownikiem Władysława Grabskiego, który delegował go do Rygi, a później mianował szefem sekcji w Ministerstwie Skarbu. Po zamachu majowym Kauzik został przeniesiony w stan spoczynku. Udzielał się potem jako dziennikarz ekonomiczny. W roku 1928 współorganizował Polski Związek Wydawców Dzienników i Czasopism, po czym został jego dyrektorem i redaktorem miesięcznika ,,Prasa’’. W 1938 r. przygotował założenie Tow. Wiedzy Prasowej i został jego sekretarzem generalnym. Równocześnie aplikował w kancelarii T. Tomaszewskiego, a w roku 1938 został wpisany na listę adwokacką. Uczestniczył także w założeniu Tow. Rozwoju Filmu Polskiego i był członkiem władz innych organizacji społecznych. Zainteresowanie filmem zaowocowało małżeństwem. Po śmierci pierwszej żony Kauzik ożenił się ze znaną aktorką Lodą Niemiżanką.
W 1939 r. pozostał w kraju. W czasie oblężenia Warszawy kierował Biurem Prasowym Komisarza Cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy, prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego. W konspiracji został przedstawicielem Stronnictwa Pracy w Delegaturze Rządu na Kraj (w latach 1940–1945 był tam kierownikiem Departamentu Prasy i Informacji). W 1945 r. wyjechał z Polski. Używał potem nazwiska „Dołęga-Modrzewski”, które było jego pseudonimem w konspiracji. Udzielał się politycznie w Londynie, pełnił funkcje ministerialne w rządach Antoniego Pająka. Był jednym z twórców Studium Polski Podziemnej. Stanisław Kauzik był synem znanego przedwojennego malarza Jana Kauzika. To pochodzenie i odziedziczone talenty niespodziewanie okazały się najbardziej przydatne na emigracji: utrzymywał się w Londynie z konserwacji i handlu obrazami.
W drużynie negocjatorów Traktatu ryskiego spotkały się osoby o różnych życiorysach, talentach i kompetencjach. Jedni, jak Dąbski, traktowali to doświadczenie jak wyzwanie, zadanie do wykonania. Dla innych, jak dla Wasilewskiego, był to rodzaj próby zrealizowania życiowej misji. Pozostali: Strasburger, Klauzik, Lechowicz, z urzędniczą sumiennością i prawniczą przenikliwością realizowali służbowe obowiązki. Polityczne oceny ich działań były różne, ale wszyscy dołożyli starań i wrócili z tarczą, z wynegocjowanym porozumieniem. Nie mogli wiedzieć, że ich świat i traktatowe zapisy tak szybko zmiecie historia.
Elżbieta Husk
Źródło: MHP