28 stycznia 1985 r. na ekrany kin wszedł film "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji" Piotra Szulkina. To najlepszy film z postapokaliptycznej tetralogii reżysera. Szulkin pozostawia widza z ważnymi pytaniami bez odpowiedzi, zmusza do uruchomienia wyobraźni - powiedział PAP filmoznawca Piotr Kletowski.
"Piotr Szulkin odniósł się bezpośrednio do ponurych realiów w PRL, do beznadziei, braku perspektyw i marazmu po zakończeniu stanu wojennego. Demokratyczna opozycja była rozbita, lecz jednocześnie system komunistyczny już korodował i chylił się ku upadkowi" - powiedział PAP współautor książki "Piotr Szulkin. Życiopis", filmoznawca i wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Piotr Kletowski. "To film o stanie zawieszenia, oczekiwaniu i zagładzie. Beznadziejność jest wszechobecna i dojmująca" - wskazał.
Piotr Andrzej Szulkin urodził się 26 kwietnia 1950 r. w Gdańsku. W połowie lat 70. ukończył wydział reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Studiował także na wydziale operatorskim uczelni. Rozpoczynał jako twórca filmów dokumentalnych i programów muzycznych, m.in. o grupie rockowej SBB (1974), oraz filmów krótkometrażowych ("Narodziny").
"Piotr Szulkin odniósł się bezpośrednio do ponurych realiów w PRL, do beznadziei, braku perspektyw i marazmu po zakończeniu stanu wojennego."
Szulkina fascynowały literatura science fiction i fantastyka, która w latach 70. zdobywała popularność także w Polsce. Planował ekranizację opowiadania Stanisława Lema "Maska" o kobiecie-robocie, który okazał się mordercą.
"Szulkin rozumiał jednak, że produkcja filmów SF wymaga ogromnych budżetów i nieosiągalnych wówczas w Polsce efektów specjalnych, o czym boleśnie przekonał się Andrzej Żuławski, realizując >>Na srebrnym globie<<. Fabułę filmów, która rozgrywała się w nieokreślonej przyszłości, Szulkin sytuował zwykle we wnętrzach nadszarpniętych zębem czasu przedwojennych kamienic i mrocznych podziemiach" - dodał.
W pełnometrażowym debiucie i pierwszym z postapokalityptycznej tetralogii filmie "Golem" (1979) Szulkin nawiązał do żydowskiej legendy o Golemie - antropomorficznej postaci ulepionej z gliny. "Reżyser ukazał świat po wojnie nuklearnej i totalitarny w swym zamyśle eksperyment naukowo-medyczny - formowanie nowego człowieka" - wskazał Kletowski. Drugi film z tetralogii Szulkina - "Wojna światów" (premiera 1983) - nawiązywał zarówno do "Wojny światów" Herberta G. Wellsa, jak i "Limes inferior" Zajdla. "Film realizowany w 1981 r. był właściwie zapowiedzią ogłoszonego 13 grudnia tego roku stanu wojennego. Przedstawiona tam wizja okupacji Ziemi przez Marsjan wzbudzała niepokojące skojarzenia z możliwą zbrojną sowiecką interwencją militarną. Bo w 1981 r. wielu Polaków zadawało sobie pytanie: wejdą? / nie wejdą?" - wyjaśnił badacz.
Kletowski podkreśla, że po ogłoszeniu stanu wojennego Szulkin z niepokojem obserwował społeczeństwo PRL - wszechobecny marazm i poczucie beznadziejności.
"W scenariuszu >>O-bi, o-ba<< Szulkin scenarzysta zawarł swoje socjologiczne obserwacje żyjącego w stanie permanentnego zagrożenia społeczeństwa, oczekującego przybycia mitycznej Arki i karmionego żywnością z mielonej, lekkostrawnej celulozy z przemielonych książek. Wiodący był wątek zredukowanej do kilkuset osób ludzkości chroniącej się przed radioaktywnym promieniowaniem pod pękającą powoli kopułą" - wyjaśnił.
">>O-bi, o-ba<< jest zapisem stanu naszych umysłów po stanie wojennym. Jest o społeczeństwie, które utraciło nadzieję. To jest moje odbicie tamtego świata. (…) Można by je nazwać filmami SF, ale… Te filmy są wierszami. To, że nie dzieją się w konkretnym świecie, nie świadczy o tym, że mają na sobie jakiś płaszczyk – science czy fiction. Bo one nie są ani naukowe, ani nie są fikcyjne. One już są bardziej socjologiczne. To jest już bliższe science. Ale odżegnuję się od postrzegania tych filmów jako science fiction" - mówił reżyser w jednym z wywiadów.
Za pomocą dostępnych w kryzysowych realiach PRL materiałów i przedmiotów codziennego użytku scenograf Andrzej Kowalczyk oraz operatorzy Piotr i Witold Sobocińscy stworzyli sugestywną, niepokojącą wizję życia w schronie. Wykorzystano istniejące podziemia kilku warszawskich budynków - brudne, nieotynkowane ściany, zniszczone meble, magazynowe regały, metalowe szafy i wszechobecny brud.
"Mieliśmy masę obiektów, i to w najróżniejszych miejscach. Byliśmy w podziemiach Pałacu Kultury, zrujnowanym i remontowanym wtedy Bristolu, w rozlewni win na Żelaznej – słynnych podziemiach z beczkami. W najdziwniejszych miejscach, w których nigdy później nie kręciłem. Takim wyzwaniem, które wisiało nad nami podczas realizacji, bo robiliśmy to na końcu zdjęć, było wyjście z Arki" - wspominał scenograf. Scenę zrealizowano przy nasypie mostu Łazienkowskiego.
Całość postapokaliptycznego świata operatorzy oświetlili punktowymi reflektorami i przemysłowymi świetlówkami, pozostawiając widza w niepokojącym, lodowatym półmroku.
"W dystopicznej wizji Szulkina widoczna jest fascynacja katastroficznymi motywami zaczerpniętymi z obrazów Zdzisława Beksińskiego" - ocenił dr Kletowski.
W totalitarnym państwie, jakie widzimy u Szulkina, społeczeństwo - stłoczone w klaustrofobicznych celach pilnowanych przez zamaskowanych strażników - egzystuje w strachu i niepewności. Po wydawaną przez nadzorców żywność ludzie stoją w długich kolejkach. Dla zdobycia konserwy czy suchara z mielonej celulozy donoszą na siebie i są zdolni do świństw. "Tu nie ma miejsca na humanistyczne bzdury" - mówi komendant Marek Walczewski do głównego bohatera.
Przez głośniki władza informuje, że mityczna Arka nie istnieje. "Im mocniejsza jest ta propaganda, tym bardziej ludzie wierzą, że upragniona Arka, jak opisana w Starym Testamencie Arka Noego, przybędzie i ewakuuje ich w bezpieczne, wolne od promieniowania miejsce" - ocenia filmoznawca.
"Jeżeli Arki naprawdę nie ma, to przecież możemy ją zrobić" – mówi w jednej ze scen chłopiec. Inny z bohaterów hoduje gołębia, by jak Noe wypuścić go na wolność, gdy Arka ewakuuje ich ze schronu.
Główną rolę reżyser powierzył Jerzemu Stuhrowi. Soft, "specjalista od perswazji", należy do uprzywilejowanej grupy funkcjonariuszy reżimu, jednak stopniowo traci wiarę w zapewnienia władzy. Szuka prawdy na własną rękę - poszukuje Biblii, by odczytać z niej objawione prawdy, jednak udaje mu się odnaleźć tylko jej pustą okładkę. Strony przerobiono już na celulozową żywność.
"W >>O-bi, o-ba...<< pojawia się także wątek melodramatyczny" - podkreśla dr Kletowski. Główny bohater wierzy w miłość, jednak prostytutka Gea (Krystyna Janda) pozbawia go złudzeń. "Wy sprzedajecie swoje mózgi, ja sprzedaję swoje ciało" - mówi do Softa.
"W obliczu sytuacji kryzysowej przechodzi on przemianę wewnętrzną – ze zręcznego manipulatora staje się człowiekiem poszukującym prawdy i nadziei, podobnie jak większość postaci z negatywnych utopii w duchu George’a Orwella" - pisał o głównym bohaterze filmoznawca prof. Krzysztof Loska.
"Nośnikiem ludzkich wartości jest także inżynier (Jan Nowicki), który odmawia współpracy przy ratowaniu rozpadającej się kopuły w imię zachowania resztek godności. Tylko on potrafi świadomie spojrzeć beznadziei w oczy i z niemal konformistyczną nonszalancją mieć gdzieś cały ten świat" - oceniał Adrian Szczypiński na łamach "Filmu" (2005).
Dr Kletowski podkreśla, że w filmie pojawiają się liczne aluzje polityczne do ówczesnej sytuacji PRL. "To wszystko pęka! Nieraz w nocy słyszę te trzaski" - mówi pracownik (Adam Ferency) kontrolujący stan kopuły. "Aluzja do trzasków esbeckich urządzeń, które zagłuszały słuchane zwykle nocą przez tysiące Polaków audycje Radia Wolna Europa, jest aż nadto czytelna" - wyjaśnił.
W jednej ze scen strażnik wykonuje gest rytmicznego uderzania policyjną pałką we własną dłoń, znany każdemu, kto choć raz widział funkcjonariuszy ZOMO dodających sobie animuszu przed atakiem na protestujących obywateli PRL. Aluzją do fatalnego zaopatrzenia peerelowskich sklepów są tłumy oczekujące na wydanie żywności przez strażników. Przywilejem przedstawionej przez Szulkina władzy był stały i nieograniczony dostęp do żywności. Było to zgodne ze słynną wypowiedzią rzecznika rządu PRL Jerzego Urbana po ogłoszeniu sankcji USA na PRL, że "rząd i tak się sam zawsze wyżywi".
Filmoznawcy podkreślają, że Szulkin był reżyserem obdarzonym niezwykłą charyzmą. Aktorzy chętnie pojawiali się na planie jego filmów. W "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji" zagrali m.in. Jan Nowicki, Henryk Bista, Mariusz Dmochowski, Kalina Jędrusik, Leon Niemczyk, Mariusz Benoit, Marcin Troński oraz Ryszard Kotys.
"Piotr był wyjątkowym człowiekiem, pełnym empatii i poczucia humoru oraz dystansu do siebie i świata. Jego wczesne filmy trafnie diagnozowały naszą sytuację i wyprzedzały swoją epokę. Znam ludzi, którzy twierdzą, że po jego filmach wszystkie inne są już nieważne. Powiedział w nich wszystko albo przynajmniej bardzo wiele z tego, co chciał powiedzieć" - przekazała PAP aktorka Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie Maria Ciunelis, która zagrała w filmie Szulkina "Ga, ga. Chwała bohaterom" (1986).
"Szanował każdego aktora i wsłuchiwał się w jego głos i pomysły. Nie jest to oczywiste, bo przecież tworzył filmy autorskie, sam pisał ich scenariusze i reżyserował" - wskazała. Aktorka pamięta, że na planie zdarzało się, że trudno było powstrzymać się aktorom i ekipie od śmiechu.
"Trudno nam było zachować powagę, choć przecież fabuła nie była zabawna. Mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w wielkiej przygodzie. Praca z nim przynosiła nam wiele radości" - dodała Ciunelis.
"Apokalipsa pokazana w >>O-bi, o-ba<< jest metaforą rzeczywistości, a zarazem pesymistycznym obrazem przyszłości, wynikającym wprost z oceny ówczesnej teraźniejszości. Jest wizją braku wiary w polepszenie sytuacji oraz ostrzeżeniem przed pogorszeniem się stanu umysłowego polskiego społeczeństwa. Mimo widocznych przejawów wiary świadomość bohaterów filmu jest mocno ograniczona" - pisał Albert Kiciński na łamach kwartalnika "Pleograf".
"Bohaterowie szulkinowskich filmów SF żyją w społeczeństwach upadłych, odhumanizowanych, zdegenerowanych. W społeczeństwach, w których apokalipsa jest elementem świadomości, bezsilności wobec okrutnego, nieludzkiego świata, często rządzonego przez opresyjną władzę. Tu kondycja współczesnego człowieka przejawia się w groteskowej wizji przyszłości" - oceniał.
W 1984 r. równolegle ze zdjęciami do filmu warszawskie wydawnictwo Alfa opublikowało "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji i inne prawdziwe nowele filmowe".
Oficjalna premiera "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji" odbyła się 28 stycznia 1985 r. w Warszawie. Osiem miesięcy później, podczas X Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku indywidualną nagrodą - Brązowymi Lwami Gdańskimi za scenografię Andrzeja Kowalczyka.
"W >>O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji<< Szulkin pozostawia widza z ważnymi pytaniami bez odpowiedzi. Zakończenie nie jest jednoznaczne, zmusza do uruchomienia wyobraźni i refleksji. To także najlepszy film z postapokaliptycznej tetralogii reżysera, jego opus magnum i jednocześnie jeden z najwybitniejszych polskich filmów lat 80., choć wówczas niestety niedoceniony" - ocenił dr Kletowski.
Panuje przekonanie, że film Szulkina, choć doceniony przez publiczność, trafił na ekrany kin zaledwie kilka miesięcy po premierze kinowego przeboju sezonu 1984 - "Seksmisji" - i pozostał w cieniu kultowego dziś filmu Juliusza Machulskiego.
Ostatni film z tetralogii Szulkina - "Ga, ga. Chwała bohaterom" - miał premierę 26 września 1986 r.
Piotr Szulkin zmarł 3 sierpnia 2018 r. w Warszawie.
Maciej Replewicz (PAP)
mr/ miś/