Kobiety odgrywały w białostockim getcie ważną rolę. Były żywicielkami rodzin. Jako kurierki były „oczyma i uszami” getta. Pozyskały i przywiozły najwięcej broni. W sierpniu 1943 r. walczyły w powstaniu – mówi PAP historyk i regionalista, profesor senior Uniwersytetu w Białymstoku Adam Czesław Dobroński.
PAP: 20 sierpnia odbędzie się w Białymstoku w Centrum im. Ludwika Zamenhofa promocja najnowszej pana książki pt. "Kobiety w białostockim getcie Jak smutno strasznie żyć". Kim były bohaterki tej publikacji?
Prof. Adam Czesław Dobroński: Początkowo książka miała być poświęcona wyłącznie kobietom z białostockiego getta i zawierać rozdziały o wybranym postaciach. Chciałem aby zostały spopularyzowane, "odżyły" w pamięci współczesnych białostoczan i nie tylko mieszkańców naszego miasta. W trakcie pisania uzupełniłem fakty o życiu w getcie białostockim, dodałem dwa dodatkowe rozdziały oraz epilog.
Kobiety odgrywały w getcie bardzo ważną rolę, były bohaterkami dnia codziennego, opiekunkami dzieci, żywicielkami rodzin. Zastępowały w pracach zarobkowych mężczyzn, bo okupanci już w czerwcu i lipcu 1941 r. zamordowali 5-7 tys. mężczyzn. To mój osobisty hołd dla żydowskich kobiet, które przez minione dekady pozostawały w cieniu mężczyzn - bojowników i partyzantów.
Kobiety odgrywały w getcie bardzo ważną rolę, były bohaterkami dnia codziennego, opiekunkami dzieci, żywicielkami rodzin. Zastępowały w pracach zarobkowych mężczyzn, bo okupanci już w czerwcu i lipcu 1941 r. zamordowali 5-7 tys. mężczyzn. To mój osobisty hołd dla żydowskich kobiet, które przez minione dekady pozostawały w cieniu mężczyzn - bojowników i partyzantów. Szczególnie wyeksponowałem losy kurierek (kaszaritek) i łączniczek. One sprawiły, że "zamknięte miasta żydowskie", nie tylko białostockie, miały stały kontakt ze sobą. Kurierki były "oczyma i uszami" gett, przewoziły informacje, meldunki i materiały konspiracyjne, szmuglowały broń i "bibułę". W getcie były witane jako zwiastunki nowości, budziły radość i nadzieję.
Kobietom było łatwiej podróżować, ale w niczym nie pomniejsza to ich niezwykłej odwagi, sprytu, poświęcenia. Trzy z opisanych przez siebie w najnowszej książce poznałem osobiście w latach 80. i 90. XX wieku: Mirę Becker, która przez narzeczonego miała kontakty z ruchem oporu, wyskoczyła z pociągu śmierci, ukrywała się. Bronka Klibańska i Ewa Kracowska imponowały mi swą postawą, skromnością, dużo opowiadały, wymienialiśmy listy. Klibańska wyszła z getta w Grodnie, Kracowska była od początku w getcie białostockim. Była też Chajka Grossman, która zyskała doświadczenie i uznanie rodaków w getcie wileńskim. Jej niestety nie znałem, ale byłem w kibucu Evron w Izraelu, gdzie Chajka, późniejsza wiceprzewodnicząca izraelskiego Knesetu i orędowniczka zgody żydowsko-arabskiej ma swoje muzeum. Starałem się odtworzyć losy kurierek związanych z gettem białostockim: Temy Sznajderman (Wanda Majewska) – żony komendanta Mordechaja Tenenbauma (ujęta w getcie warszawskim, zginęła w obozie w Treblince), aresztowanych na stacji w Małkini i zamordowanych w Auschwitz Beli Hazan (Bronisława Limanowska) i Lonki Koziebrodzkiej (Krystyna Kosowska), Chasi Borstein-Bielickiej, Lizy Czapnik, Anny Rud, Maryli Różyckiej i wielu innych.
PAP: Jakie cechy musiały posiadać łączniczki z getta?
Prof. Adam Czesław Dobroński: Przede wszystkim musiały cieszyć się pełnym zaufaniem konspiracyjnego dowództwa, bo przecież Niemcy organizowali prowokacje i mieli swoją agenturę w getcie, w mieście i na wszystkich szlakach komunikacyjnych. Musiały posiadać tzw. aryjski wygląd i miłą powierzchowność, mówić nienaganną polszczyzną bez żydowskiego akcentu. Niezbędna była także dobra znajomość języka niemieckiego i ogólną wiedza o polskiej kulturze, bo przecież miały podwójną tożsamość, posługiwały się podrobionymi polskimi dokumentami. Na każdym kroku musiały akcentować polskość i katolickość, dbać o swój ubiór, kontrolować własne zachowania i gesty. Nosiły medaliki lub krzyżyki, chodziły na nabożeństwa do kościołów. Ranna podczas aresztowania w Białymstoku, Rywka Madejska, powiedziała na łożu śmierci do sióstr zakonnych - pielęgniarek: "Chrystus również cierpiał". Koleżanki pochowały ją na katolickim cmentarzu. W ten sposób odrzucono podejrzenia, że Madejska była Żydówką.
Funkcja łączniczki wymagała "stalowych" nerwów, opanowania, refleksu i inteligencji. Chajka Grossman została zaczepiona kiedyś przy bramie getta przez szmalcownika. Odpierała jego podejrzenia, szantażysta chciał jednak zaprowadzić kurierkę do stojącego w pobliżu granatowego policjanta, by sprawdził jej dokumenty i rozsądził, czy jest czy też nie jest Żydówką. Grossman zauważyła, że w głębi ulicy pojawił się niemiecki policjant z Schutzpolizei. "On lepiej rozpoznaje Żydówki, chodźmy więc do niego!" - odpowiedziała. Szmalcownik przestraszył się i oddalił się.
Kobiety wzięły aktywny udział w powstaniu w białostockim getcie. 16 sierpnia 1943 r. to właśnie konspiratorki podpaliły stogi siana w ogrodzie Judenratu. Był to umówiony sygnał do rozpoczęcia powstania i ataku na ogrodzenie getta.
Bronka Klibańska wykazywała się autentycznym talentem aktorskim, który odziedziczyła po matce. Gdy przyjechała pierwszy raz do Białegostoku i nie miała przepustki do getta, powiedziała wartownikom, że bardzo się spieszy, bo jej szef niemiecki czeka niecierpliwie na paczkę, która jest do odebrania w warsztacie. To poskutkowało. Wcześniej, na stacji w Grodnie, z wdziękiem poprosiła frontowego oficera Wehrmachtu o kupno biletu. Ryzykowna była każda podróż pociągiem, już na dworcu i na peronach, a potem w wagonach roiło się od tajniaków. Wyjątkowo złą sławę miała stacja w Małkini, przy granicy Generalnego Gubernatorstwa i okręgu Białystok, gdzie Niemcy szczegółowo sprawdzali przepustki i bagaże. Często zmieniano wzór przepustek, co było wyjątkowo niebezpieczne dla kurierek. Które otrzymywały jednak pomoc od polskich maszynistów i konduktorów.
PAP: Czy poza funkcją łączniczek bohaterki książki brały udział w powstaniu? Jak potoczyły się ich dalsze losy?
Prof. Adam Czesław Dobroński: Zapewne to właśnie kurierki pozyskały i przywiozły do getta najwięcej broni. Kupowały ją głównie u chłopów, którzy przechowywali znalezione w okopach i na polach polskie karabiny oraz pistolety z września 1939 r., a także sowieckie z walk latem 1941 r. One poszukiwały kontaktów, negocjowały ceny, płaciły i organizowały przerzut broni do getta np. ukrywanej w rurach hydraulicznych lub ubraniach. Spotkałem zapis, że pistolety ukrywano nawet w chlebie, ale to raczej wątpliwe, bo akurat żywność była dokładnie kontrolowana przez Niemców.
Kobiety wzięły aktywny udział w powstaniu w białostockim getcie. 16 sierpnia 1943 r. to właśnie konspiratorki podpaliły stogi siana w ogrodzie Judenratu. Był to umówiony sygnał do rozpoczęcia powstania i ataku na ogrodzenie getta. Po walkach w getcie niektóre z łączniczek trafiły do oddziałów partyzanckich w lasach, w Puszczy Knyszyńskiej i przeżyły wojnę. Najpierw były to grupy przetrwania, a od wiosny 1944 r. sowieckie oddziały partyzanckie. Gdy Ewa Kracowska weszła tuż po wycofaniu się z miasta sił niemieckich z Białegostoku spotkała na ulicy dwóch Żydów, którzy przetrwali prawie rok w ruinach getta.
Po wojnie Becker, Grossman, Klibańska i Kracowska znalazły się w Grodnie, następnie wróciły do Białegostoku, ale nie zostały tu na długo. Wzruszać nas może lektura listów kurierki Bronki Klibańskiej, które pisała do ukochanego komendanta Tenenbauma. Pisała je wtedy gdy było już wiadomo, że on nie żyje. Zachowały się również jego listy do Klibańskiej sprzed 16 sierpnia 1943 r. Przytaczam ich fragmenty w swej książce.
Rozmawiał Maciej Replewicz(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ pat/