Premier w PRL był postacią zupełnie niesuwerenną. Oczywiście czasami podejmował formalne decyzje, ale wynikały one z postanowień I sekretarza. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Edwarda Babiucha. Był to człowiek, który nie przejawiał jakiejkolwiek samodzielności. Widać to było już w grudniu 1970 r. – mówi PAP prof. Antoni Dudek, historyk z UKSW.
Polska Agencja Prasowa: Niemal rok temu, gdy zmarł ostatni żyjący I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania, stwierdził pan profesor, że jest to symboliczne zamknięcie historii PZPR. Zmarły wczoraj Edward Babiuch był zaś ostatnim żyjącym premierem PRL.
Prof. Antoni Dudek: To również dość symboliczny moment, ale należy pamiętać, że rząd w PRL był tylko cieniem najwyższych władz PZPR. Odejście Kani było w tym sensie bardziej symboliczne. Mimo to Babiuch jest postacią ciekawą, ale nie ze względu na swoją osobowość, ale raczej to, że był typowym reprezentantem aparatu partyjnego. Jednak w przeciwieństwie do większości swoich towarzyszy po 1989 r. nie próbował walczyć w obronie swoich racji i życiorysu. Nigdy nie zabrał głosu, nie opublikował wspomnień lub wywiadu rzeki. Najwyraźniej uznał, że nie ma nic do powiedzenia. Można mieć nadzieję, że spisywał pamiętniki, które kiedyś zostaną opublikowane przez jego rodzinę.
PAP: W jego pamiętnikach mógłby się znaleźć opis drogi do najwyższych funkcji partyjnych i państwowych. W latach sześćdziesiątych stał na czele Wydziału Organizacyjnego KC PZPR. Czym była ta struktura?
Prof. Antoni Dudek: Aby pokazać Babiucha jako symbol członka aparatu partyjnego, należy wspomnieć, że swoją karierę rozpoczynał w Związku Młodzieży Polskiej. Także wielu innych działaczy partyjnych pochodziło z tzw. pokolenia ZMP, które w dorosłość wchodziło w pierwszych latach istnienia reżimu komunistycznego.
Wydział Organizacyjny był sercem partii. Nadzorował działanie kilkunastu tysięcy aparatczyków działających w komitetach wojewódzkich, powiatowych, gminnych czy Głównym Zarządzie Politycznym WP. Można powiedzieć, że zawiadując partią (czy raczej „partią w partii”), Babiuch uczył się rządzić państwem.
Prof. Antoni Dudek: Aby pokazać Babiucha jako symbol członka aparatu partyjnego, należy wspomnieć, że swoją karierę rozpoczynał w Związku Młodzieży Polskiej. Także wielu innych działaczy partyjnych pochodziło z tzw. pokolenia ZMP, które w dorosłość wchodziło w pierwszych latach istnienia reżimu komunistycznego.
PAP: Dlaczego tak bezbarwny aparatczyk został następcą dość charyzmatycznego i wyróżniającego się premiera Piotra Jaroszewicza?
Prof. Antoni Dudek: Jest jakaś tajemnica jego relacji z Gierkiem. Po 1989 r. Gierek wypowiadał się o nim dość chłodno. Jeśli jednak przejrzymy awanse partyjne po grudniu 1970 r., to dostrzeżemy, że największy skok zrobił Babiuch, a nie np. Józef Tejchma, Jaruzelski czy Kania. Z kierownika Wydziału Organizacyjnego awansował do rangi sekretarza KC i do Biura Politycznego. Tymczasem Kania przez kilka lat był tylko zastępcą członka BP. Wydaje się więc, że Babiuch był bardzo sprawny w zakulisowych grach o pozycję wewnątrz partii i torował Gierkowi drogę do władzy. Gdy I sekretarz zawiódł się na Jaroszewiczu i podczas VIII Zjazdu PZPR w lutym 1980 r. usunął z funkcji premiera, to uznał, że Babiuch dzięki swojej przebiegłości zdoła uratować tonący okręt, jakim była PRL w roku 1980. Oczywiście nie był w stanie.
Z całego jego premierostwa pamiętam tylko jeden interesujący moment. Babiuch powiedział, że konieczne są oszczędności, i aby pokazać, że zaczyna od siebie, w podróż do Budapesztu udał się rejsowym samolotem LOT-u. To niewiele, ale trzeba pamiętać, że był najkrócej pełniącym urząd premierem PRL, poza Czesławem Kiszczakiem, który nie zdołał stworzyć rządu. O jego nominacji na to stanowisko zadecydowało więc zaufanie, jakim darzył go Gierek.
PAP: Niejasne wydają się okoliczności jego odwołania 24 sierpnia 1980 r. Można powiedzieć, że był „kozłem ofiarnym”?
Prof. Antoni Dudek: Gierek utrzymywał, że Babiuch podając się do dymisji w kluczowym momencie strajków sierpniowych, „wbił mu nóż w plecy”. Sugerował, że odejście premiera osłabiło jego pozycję w partii. Nie wiemy, jak patrzył na ten moment sam Babiuch. Wiemy jedynie, że formalnie sam podał się do dymisji. Bez wątpienia był to koniec jego kariery politycznej. Później czekało go tylko upokarzające usunięcie z szeregów PZPR, Sejmu PRL i internowanie w stanie wojennym.
Prof. Antoni Dudek: Gierek utrzymywał, że Babiuch podając się do dymisji w kluczowym momencie strajków sierpniowych, „wbił mu nóż w plecy”. Sugerował, że odejście premiera osłabiło jego pozycję w partii. Nie wiemy, jak patrzył na ten moment sam Babiuch. Wiemy jedynie, że formalnie sam podał się do dymisji. Bez wątpienia był to koniec jego kariery politycznej. Później czekało go tylko upokarzające usunięcie z szeregów PZPR, Sejmu PRL i internowanie w stanie wojennym.
PAP: Jak Babiuch patrzył na strajki lipcowe i sierpniowe w 1980 r.? Czy miał jakikolwiek pomysł na negocjacje z robotnikami?
Prof. Antoni Dudek: Zupełnie nie. Decyzje na temat rozwiązania tego kryzysu podejmował Gierek. Premier w PRL był postacią zupełnie niesuwerenną. Oczywiście czasami podejmował formalne decyzje, ale wynikały one z postanowień I sekretarza. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Babiucha. Był to człowiek, który nie przejawiał jakiejkolwiek samodzielności. Widać to było już w grudniu 1970 r. Miał być członkiem „delegacji”, która miała przekonać Gierka do objęcia funkcji I sekretarza KC PZPR. Franciszek Szlachcic i Stanisław Kania złośliwie wspominali, że Babiuch w ostatniej chwili wymigał się od wyprawy, mówiąc, że zaatakowała go choroba żołądkowa. Był więc mistrzem uników, który nie nadawał się do działania w warunkach kryzysu.
Tak było również w przypadku podjęcia negocjacji z robotnikami w Trójmieście i Szczecinie. Trudno powiedzieć, czy Babiuch akceptował to rozwiązanie. Z sierpnia 1980 r. został zapamiętany wyłącznie za sprawą fatalnego przemówienia telewizyjnego. Jako katastrofalne ocenili je nawet pozostali członkowie Biura Politycznego. Bez wątpienia przyczyniło się to do jego dymisji, choć wydaje się, że sam uznał, iż czas na ucieczkę z tej funkcji. Mógł sądzić, że to jakaś szansa na dalsze trwanie na szczytach partii. Było to oczywiste złudzenie.
PAP: Czy 24 sierpnia 1980 r. Gierek mógł żywić nadzieję na przedłużenie swojej władzy w zamian za dymisję Babiucha?
Prof. Antoni Dudek: To zależy od tego, jak przebiegały wydarzenia na szczycie Biura Politycznego. Gierek twierdził, że dymisja była pomysłem Babiucha, i nie był w stanie powstrzymać go przed jej złożeniem. Gierek mógł jednak wierzyć w taki scenariusz. Z drugiej strony przeczy temu nominacja na premiera Józefa Pińkowskiego, który był jeszcze bardziej bezbarwny od Babiucha. Wiara, że taki polityk może cokolwiek zmienić, była bezpodstawna i zupełnie naiwna. Zdaje się, że doszło do całkowitego załamania ekipy Gierka.
Prof. Antoni Dudek: Babiuch był traktowany z lekceważeniem i również z racji swojego wzrostu nazywany „małym Edkiem” („dużym” był Gierek). Nie był jednak postacią budzącą nienawiść społeczną.
Babiuch był traktowany z lekceważeniem i również z racji swojego wzrostu nazywany „małym Edkiem” („dużym” był Gierek). Nie był jednak postacią budzącą nienawiść społeczną. Czasem zdarza się, że dyktator odwołuje kogoś skrajnie niepopularnego, aby wzmocnić swoją pozycję i poprawić nastroje. Tak nie było w przypadku Babiucha, bo był on tylko kwintesencją PZPR-owskiego aparatu. Pamiętajmy, że niewiele zmieniło odejście samego Gierka, i ruch „Solidarności” dynamicznie rozwijał się także pod rządami jego następcy.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /