Dziś „Łączka” jest już znana wszystkim Polakom. Przestała być anonimowym terminem. Jest najważniejszym miejscem, w którym spoczywają ofiary systemu komunistycznego – mówi PAP prof. Krzysztof Szwagrzyk, p.o. dyrektora Biura Badań i Identyfikacji IPN, podsumowując 10 lat prac poszukiwawczych w kwaterze „Ł” („Łączce”) na warszawskich Powązkach Wojskowych.
Polska Agencja Prasowa: W jakich okolicznościach rozpoczęły się poszukiwania ofiar komunistycznych zbrodni na Cmentarzu Wojskowym w kwaterze "Ł", znanej powszechnie jako "Łączka"?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Z perspektywy 10 lat początki prac na "Łączce" wydają się nam, członkom zespołu, odległe. Trudno uwierzyć, że minęła cała dekada. Przed 2012 r. "Łączka" była miejscem znanym tylko nielicznej grupie osób. To było miejsce bardziej symboliczne niż rzeczywiste, w którym dokonano pochówków. Wśród rodzin ofiar krążyła informacja, że "Łączka" może być miejscem pochówków, że gdzieś pod cmentarnym murem, w miejscu zwanym "Łączką" lub kwaterą "Ł", w latach 40. i 50. grzebano ofiary systemu komunistycznego. Po upadku komunizmu, na początku lat 90., zbudowano tam nawet pomnik ofiarom komunistycznym, ale nikt nie wiedział, gdzie faktycznie one spoczywają. Nie wiedziano również, ile tych ofiar było. Nasze prace rozpoczęły się w 2012 r. Drugi etap - to rok 2013 r., a ostatni - 2017. Wtedy ostatecznie udało się potwierdzić, że w latach 1948-1956 pogrzebano tam kilkaset ofiar komunizmu, skazanych na karę śmierci i straconych w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. W tamtym czasie stracono ponad 300 osób, a następnie przewieziono ich zwłoki na "Łączkę". Od tej liczby trzeba odjąć kilkadziesiąt osób, zbrodniarzy niemieckich, których zwłoki po egzekucji przekazano do warszawskich zakładów anatomii. To nadal jest ok. 300 osób.
PAP: Czyje ciała tam spoczywają?
Prof. K. Szwagrzyk: Zostały tam ukryte, bo nie możemy powiedzieć "pochowane", ciała osób, które władza komunistyczna uznawała za najgroźniejszych wrogów ustroju. Pogrzebano tam ludzi, którzy zdaniem komunistów zasługiwali wyłącznie na śmierć. Z tych, których dotychczas zidentyfikowaliśmy, możemy np. wymienić Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", Hieronima Dekutowskiego "Zaporę" i Bolesława Kontryma, a także komandorów Stanisława Mieszkowskiego i Zbigniewa Przybyszewskiego.
Ślady zacierano od samego początku, od chwili, gdy tych ludzi wrzucono do płytkich jam grobowych i pospiesznie zasypano, nie zostawiając żadnego śladu, przez etap budowy asfaltowej drogi, nieumieszczenie nazwisk ofiar w księdze cmentarnej, aż do początku lat 80. i pochówków zasłużonych dla PRL. Ten ostatni etap miał definitywnie zatrzeć ślad po zamordowanych. Kto i kiedy miałby prowadzić badania pod grobami osób zasłużonych?
PAP: Czy po 1956 r. w ramach destalinizacji prawda o "Łączce" wyszła na jaw?
Prof. K. Szwagrzyk: Niestety, nie. Wręcz przeciwnie. Podjęto wiele działań, które doprowadziły do tego, że nikt nie miał żadnej dokładnej wiedzy na temat spoczywających tam osób. Na początku lat 60., dokładnie na szczątkach ofiar, wyznaczono tam i zbudowano asfaltową drogę. W latach 80., tuż przed stanem wojennym, na polu dawnych więziennych pochówków wyznaczono obszar na kwaterę osób zasłużonych dla władzy komunistycznej. W latach 1982-1983 pogrzebano tam ok. trzystu ludzi, których uznano za zasłużonych dla PRL. Z honorami wojskowymi pochowano tam naukowców, lekarzy, ale, co najbardziej bulwersujące, także wiele osób z aparatu bezpieczeństwa, w tym osoby, które doprowadziły do śmierci naszych bohaterów. Wśród zasłużonych byli również prawnicy. Niektórzy z nich w latach 40. i 50. wydawali wyroki śmierci. Można powiedzieć, że w jednym miejscu spoczywały ofiary komunizmu i ci, którzy do ich śmierci w jakimś stopniu się przyczynili. Trzeba powiedzieć, że żadna z ofiar komunistycznych zbrodni nie została odnotowana w zachowanej księdze cmentarnej. To kolejny dowód na to, że ślad po ofiarach miał raz na zawsze zaginąć. Ślady zacierano od samego początku, od chwili, gdy tych ludzi wrzucono do płytkich jam grobowych i pospiesznie zasypano, nie zostawiając żadnego śladu, przez etap budowy asfaltowej drogi, nieumieszczenie nazwisk ofiar w księdze cmentarnej, aż do początku lat 80. i pochówków zasłużonych dla PRL. Ten ostatni etap miał definitywnie zatrzeć ślad po zamordowanych. Kto i kiedy miałby prowadzić badania pod grobami osób zasłużonych?
PAP: Co działo się na "Łączce" po 1989 r.?
Prof. K. Szwagrzyk: Gdy komunizm upadł, można było podjąć pierwsze badania pod asfaltową drogą, jeszcze z daleka od pochówków osób zasłużonych. Później, w 2012 r., przyszedł czas nad badania pod grobami zasłużonych dla władzy ludowej. Dziś, po 10 latach badań realizowanych przez IPN, zostały odnalezione szczątki pomordowanych. Ok. 1/4 z nich udało się zidentyfikować dzięki badaniom genetycznym, przywrócić im imię i nazwisko. Ten proces badawczy trwa. To kwestia czasu, kiedy poznamy wszystkie imiona i nazwiska ofiar.
PAP: W pana zespole pracowali liczni wolontariusze. W jaki sposób uczestniczyli w pracach?
Prof. K. Szwagrzyk: "Łączka" to wspaniałe zjawisko pospolitego ruszenia. Wolontariusze, wspaniali ludzie, bez których nie moglibyśmy zrealizować badań, pojawili się tam już w pierwszym dniu. Nie było dnia bez nich. Przyjeżdżali na Powązki z całej Polski, ze świata, po to, by przez chwilę mieć zaszczyt pracować przy poszukiwaniach szczątków bohaterów narodowych. Wolontariusze byli ludźmi różnych zawodów, w różnym wieku. W ciągu prac przez "Łączkę" przewinęło się ich kilkuset. Tylko w 2017 r. pracowało z nami 250 osób. Często pracowały z nami też wcześniej, w latach 2012-2013. Mówimy o nich "Wolontariusze z +Łączki+". Należy im się wielka wdzięczność za ciężką, pełną poświęcenia pracę w trudnych warunkach z potrzeby serca. Dziś, przy okazji 10. rocznicy rozpoczęcia prac, chcę tym wspaniałym ludziom serdecznie podziękować, za ich serce i poświęcenie. Bez nich nasza praca nie mogłaby się odbyć lub odbywałaby się znacznie wolniej.
W Warszawie zapadła największa liczba wyroków śmierci dla Żołnierzy Wyklętych i tutaj ich przywożono, grzebano w płytkich dołach. W całej Polsce, w różnych miastach, mamy wiele mniejszych, lokalnych "Łączek", ale ta najważniejsza znajduje się na cmentarzu Powązki Wojskowe, i to właśnie jest kwatera "Ł".
PAP: "Łączka" to więcej niż miejsce pochówku, to symbol i element polskiej świadomości narodowej.
Prof. K. Szwagrzyk: Od 2012 r. bardzo wielu ludzi dowiedziało się, czym jest "Łączka". Dziś to już miejsce znane wszystkim Polakom. Być może ta wiedza nie jest gruntowna, ale na pewno "Łączka" przestała być anonimowym terminem. Dziś Polacy wiedzą, że jest najważniejszym miejscem, w którym spoczywają ofiary systemu komunistycznego. Bo właśnie w Warszawie zapadła największa liczba wyroków śmierci dla Żołnierzy Wyklętych i tutaj ich przywożono, grzebano w płytkich dołach. W całej Polsce, w różnych miastach, mamy wiele mniejszych, lokalnych "Łączek", ale ta najważniejsza znajduje się na cmentarzu Powązki Wojskowe, i to właśnie jest kwatera "Ł".(PAP)
Rozmawiał Maciej Replewicz
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/