Polska delegacja pod przewodnictwem premiera Mikołajczyka rozważała możliwość przyjęcia sowieckiej „interpretacji” odpowiedzialności za mord na polskich oficerach – mówi PAP prof. Mariusz Wołos, historyk z IH PAN oraz Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie.
Nakładem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia opublikowane zostały „Dokumenty do historii stosunków polsko-sowieckich 1939-1945” pod red. dr. Łukasza Adamskiego. Wydawnictwo - które ukazało się w ramach wydawanej przez Centrum serii edytorskiej pod red. prof. Mariusza Wołosa poświęconej dziejom stosunków polsko-sowieckich 1918-1945 - zawiera m.in. dokumenty nieznane dotychczas badaczom. Tom za okres II wojny światowej opracowany przez wicedyrektora Centrum, dr. Adamskiego pokazuje okoliczności podejmowania decyzji, odzwierciedla atmosferę, w której ustalano strategię działań, jak również stan emocjonalny polityków, a także ich przekonania. Wśród dokumentów jest nieznana dotąd notatka dotycząca polityki rządu premiera Stanisława Mikołajczyka wobec zbrodni katyńskiej.
Polska Agencja Prasowa: Dlaczego wydawanie źródeł do historii stosunków polsko-sowieckich jest z punktu widzenia historyków tak istotne?
Prof. Mariusz Wołos: Mamy wciąż niedosyt dokumentów. Sporą część źródeł wydano w czasach PRL. Odcisnęło się na nich piętno ideologii i cenzury, która nie pozwalała na publikowanie dokumentów dotyczących białych plam. Obawiam się, że obecnie, po agresji Rosji na Ukrainę, archiwa posowieckie w Federacji Rosyjskiej mogą być na dłuższy czas zamknięte dla Polaków. Korzystając ze względnej koniunktury poprzednich lat, udało się wyciągnąć z tych archiwów nieco źródeł. Zespół, którym kieruję, zdecydował się wydać serię dokumentów będących swego rodzaju zapełnieniem białych plam.
Uzupełnieniem tych kwerend były badania w archiwach zachodnich, które tak jak archiwa Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku czy Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, przechowują dokumenty istotne dla dziejów stosunków polsko-sowieckich w latach 1918–1945. Nasza publikacja zawiera też źródła zachowane w archiwach ukraińskich.
Wydaje się, że udało się dość skutecznie zapełnić białe plamy, choć nie byliśmy w stanie zrównoważyć liczby dokumentów z archiwów polskich tymi z archiwów sowieckich. Pierwszych jest więcej. Część wydanych źródeł sowieckich była jednak dotąd zupełnie nieznana historykom. To niewątpliwie wartość dodana naszej serii.
PAP: Jakie warunki panowały w rosyjskich archiwach? Czym praca w nich różniła się od tej wykonywanej w archiwach zachodnich?
Prof. Mariusz Wołos: To dwie nieporównywalne rzeczywistości. W archiwach polskich i zachodnich można uzyskać dostęp do wszystkich interesujących nas dokumentów. Istnieje możliwość wykonywania dowolnej liczby kopii służących później do przygotowania edycji. W Rosji są archiwa, które pozwalają na prowadzenie w miarę cywilizowanej pracy badawczej. W opracowaniu naszej edycji kluczowe były jednak zbiory Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Moskwie, które rządzi się swoimi prawami. Dostęp jest reglamentowany, a warunki pracy koszmarne. Miałem wrażenie cofnięcia się do XIX wieku. Nie można używać komputerów. Można co prawda zamawiać kserokopie, ale nigdy nie ma się pewności, czy zostaną wykonane i wydane. Zdarzało się, że przepisywaliśmy dokumenty ręcznie, słowo po słowie. Pewną część dokumentów udało się uzyskać dzięki ich udostępnieniu on-line – nie są to jednak materiały kluczowe, które skrywałyby tajemnice.
W edycji znalazły się również polonika, czyli polskie dokumenty wywiezione po II wojnie światowej do Związku Sowieckiego jako „trofiejne”. Do tej pory były w większości poza obiegiem naukowym. Są wśród nich raporty polskich attachés wojskowych w Moskwie, wśród których były postacie kontrowersyjne i wybitni dyplomaci, by wymienić ppłk. Tadeusza Kobylańskiego czy ppłk. Jana Kowalewskiego.
Do tej pory wydawało się, że rząd RP na wychodźstwie nigdy nie rozważał przyjęcia sowieckiej wersji wydarzeń. Dość lakoniczny zapis pokazuje, że jednak rozważano taką możliwość. Moim zdaniem świadczy to o Mikołajczyku. Można mówić, że był realistą, ale był to realizm wykraczający poza polską rację stanu i godzący w pamięć ofiar zbrodni katyńskiej.
PAP: Wśród opublikowanych dokumentów jest jeden dotyczący zbrodni katyńskiej, sporządzony w czasie Powstania Warszawskiego, wizyty premiera Mikołajczyka w Moskwie i osiem miesięcy po słynnym raporcie Burdenki. Co zawiera ten dokument i dlaczego może on być zadziwiający dla historyków?
Prof. Mariusz Wołos: Jest on zadziwiający, ponieważ świadczy o rozpatrywaniu wśród polskiej delegacji pod przewodnictwem premiera Stanisława Mikołajczyka możliwości przyjęcia sowieckiej „interpretacji” odpowiedzialności za mord na polskich oficerach. Do tej pory wydawało się, że rząd RP na wychodźstwie nigdy nie rozważał przyjęcia sowieckiej wersji wydarzeń. Dość lakoniczny zapis pokazuje, że jednak rozważano taką możliwość. Moim zdaniem świadczy to o Mikołajczyku. Można mówić, że był realistą, ale był to realizm wykraczający poza polską rację stanu i godzący w pamięć ofiar zbrodni katyńskiej.
Należy jednak wziąć pod uwagę okoliczności powstania dokumentu. Interpretuję je w kontekście przysłowiowego chwytania się brzytwy. Dokument powstał 3 sierpnia 1944 r. w Moskwie. Został spisany na polecenie przełożonych, być może przez Józefa Zarańskiego, wówczas szefa sekretariatu premiera Mikołajczyka, kilka godzin przed spotkaniem z Józefem Stalinem. Polska delegacja spotkała się z sowieckim dyktatorem tego dnia o godz. 21.30 i rozmowy przeciągnęły się do północy. Notatka zawierała sugestie, o czym i jak należy mówić, jeśli pojawi się dany temat. Zbrodnia katyńska, a co za tym idzie konieczność ustosunkowania się do niej strony polskiej, nie pojawiła się w rozmowie. Świadczą o tym znane historykom sprawozdania ze spotkania.
Głównym tematem dyskusji na Kremlu był przyszły kształt polskiej granicy wschodniej. Delegacja polska nie chciała upierać się przy zachowaniu granicy ryskiej, ale podjęła starania o pozostawienie w Polsce Wilna, a zwłaszcza Lwowa. Wokół tych dwóch miast toczyła się rozmowa. Stalin twardo argumentował, że musi uszanować wolę narodów litewskiego i ukraińskiego. Mówił, że w szeregach Armii Czerwonej walczy ponad milion Ukraińców, a Polacy w zamian za Lwów otrzymają miasta niemieckie. Przy okazji pomylił Wrocław z Borysławiem. Strona polska wiedziała, że będzie zmuszona do ustępstw, i prawdopodobnie w tym kontekście powstał wspomniany dokument. Celem tej gry miało być również uzyskanie doraźnych ustępstw, takich jak pełna lista zamordowanych, otrzymanie przez rodziny ofiar zbrodni katyńskiej świadectw zgonów i zachowanie przez nich polskiego obywatelstwa. Pamiętajmy, że strona sowiecka nie chciała ustępować w sprawie obywatelstwa, zwłaszcza Ukraińców, Białorusinów i Żydów. Tak zwana paszportyzacja obejmowała także Polaków z Kresów. Niebezpieczeństwo było więc bardzo duże, a członkowie polskiej delegacji zdawali sobie sprawę, że los ich rodaków zależy wyłącznie od woli sowieckiego dyktatora.
Pamiętajmy też o kluczowej wówczas sprawie akcji „Burza” i stosunku sowietów do żołnierzy Armii Krajowej. Premier Mikołajczyk wręcz prosił sowieckiego dyktatora, aby traktował polskich żołnierzy „przyzwoicie”. Stalin odpowiadał, że są to ludzie nieodpowiedzialni i dotąd stojący „z bronią u nogi”. Dyskusja na Kremlu toczyła się więc w sprawach fundamentalnych. Bez wątpienia Mikołajczyk rozważał ustępstwa w kwestii zbrodni katyńskiej i wspomniany dokument nie mógł powstać bez jego zgody. W niczym nie zmienia to faktu, że owe „robocze notatki” mogą jeszcze i dziś wzbudzać pewną sensację. W mojej opinii zapis jest raczej porażający w swej wymowie.
PAP: Jakie byłyby konsekwencje zawarcia ze Stalinem „kompromisu” w sprawie katyńskiej dla emigracji polskiej po 1945 r.?
Prof. Mariusz Wołos: W takim wypadku Mikołajczyk byłby izolowany, choć i tak wielu przyjęło wobec niego taką postawę. Na posiedzeniach rządu przed jego podróżą do Moskwy i po powrocie nie pojawiały się sugestie przyjęcia sowieckiej wersji wyjaśnienia zbrodni katyńskiej, niemniej notatka obrazuje proces „chwytania się brzytwy”. Mikołajczyk wiedział, że gra toczy się o olbrzymie terytoria, przyszłość Polaków w Związku Sowieckim, los żołnierzy Armii Krajowej, którzy zaledwie kilkadziesiąt godzin przed spotkaniem na Kremlu rozpoczęli Powstanie Warszawskie. W tle tych dramatów pojawia się ta nieszczęsna notatka.(PAP)
https://dzieje.pl/
Rozmawiał: Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp /