Ludzie Kremla nad Wisłą nie mieli narodowości. Przede wszystkim byli komunistami, fanatykami idei komunistycznej. Uważali, że uszczęśliwiają własny naród, choć to uszczęśliwienie było krwawe i okrutne – mówi PAP historyk prof. Nikołaj Iwanow, autor książki "Ludzie Kremla nad Wisłą. Ideowcy czy zdrajcy?".
Polska Agencja Prasowa: W swojej najnowszej książce przybliża pan profesor historię polskiego komunizmu. O jakiej skali Polaków, nieodpornych na komunizm, możemy mówić?
Prof. Nikołaj Iwanow: Musimy pamiętać, że przez 123 lata Polacy byli narodem pozbawionym swojej ojczyzny oraz niezmiernie uciskanym. Zatem nic dziwnego, że kiedy wybuchła bolszewicka rewolucja, część polskiej elity politycznej postawiła przede wszystkim na wyzwolenie własnej ojczyzny, ale inna część zamierzała walczyć o powodzenie światowej rewolucji.
Pamiętajmy, że Lenin już w 1917 r. ogłosił uznanie niepodległości Polski, ale niepodległości bardzo swoistej, raczej kłamliwej. Była to tzw. "niepodległość dla polskich chłopów i robotników", a nie dla narodu polskiego. Od samego początku jedną z głównych cech ideologii komunistycznej była demagogia społeczna. Czołowe hasło rewolucji bolszewickiej "Ziemia dla chłopów, fabryki dla robotników" nigdy nie zostało zrealizowano. Chłopów zapędzono do kołchozów, gdzie skazano ich na wegetację i nawet głód. Robotników natomiast w tych fabrykach sprowadzono do pozycji edukowanych niewolników, pozbawionych nawet związków zawodowych, tego, co oni z takim trudem wywalczyli za czasów caratu.
Naród polski po odzyskaniu niepodległości w swojej zdecydowanej większości odrzucił ideę komunistyczną, natomiast zdecydowana mniejszość tego narodu (można nawet powiedzieć marginalna mniejszość Polaków) fanatycznie przychylnie przyjęła ideę komunistyczną i odegrała niezmiernie ważną rolę w samej rewolucji bolszewickiej. Jest to oczywiście paradoks, który różnie można wytłumaczyć. Niektórzy badacze tłumaczą to mistycyzmem polskiej inteligencji (zwłaszcza kresowej), inni brakiem własnej ojczyzny, jeszcze inni – okrutnym prześladowaniem przez carat itp.
Zauważmy, że rewolucja bolszewicka w Rosji była rewolucją mniejszości narodowych przeciwko rosyjskiej władzy carskiej, władzy narodu rosyjskiego. Przecież drugą lub trzecią osobą po Leninie w hierarchii bolszewickiej był Feliks Dzierżyński. Co więcej, w latach 1917-1918 Czeka potocznie była nazywana polsko-łotewską "czrezwyczajką" (komisją nadzwyczajną). W jej składzie faktycznie było sporo Polaków i Łotyszy. Jeśli bowiem przyjmiemy, że w Rosji odsetek Polaków nie sięgał nawet pół procenta, to w Czeka Polaków było ok. 15 proc. Z kolei kierownicze stanowiska zajmowało ok. 20 proc. Polaków, na czele z Dzierżyńskim. Jeszcze w czasach komunizmu została wydana książka Aleksandra Kochańskiego "Księga Polaków uczestników rewolucji październikowej 1917-1920". Twierdzi się w niej, że ponad 30 tys. Polaków brało udział w przewrocie bolszewickim i w wojnie domowej po stronie bolszewików.
PAP: Co zatem mogło wpłynąć na to, że część Polaków zafascynowała się bolszewizmem?
Prof. Nikołaj Iwanow: Musimy pamiętać, w jakich okolicznościach wybuchła rewolucja bolszewicka. Trwała I wojna światowa, właściwie wszystkiego brakowało, ludzie cierpieli głód. A bolszewizm obiecywał lepszy świat oraz natychmiastowy pokój. Co więcej, pierwsi bolszewicy byli osobami wykształconymi, intelektualistami, więc mieli świadomość tego, jak skutecznie rozgrywać masy.
W związku z tym ideologia bolszewicka była niezwykle zaraźliwa. I to nie tylko w samej Rosji, bo próby puczu bolszewickiego odbywały się prawie w całej Europie. Zauważmy, że kiedy w 1919 r. Lenin stworzył tzw. Trzecią Międzynarodówkę komunistyczną (Komintern), to w jej składzie byli Włosi, Francuzi, Japończycy, a nawet Amerykanie, na czele z amerykańskim komunistą i dziennikarzem Johnem Reedem, który napisał książkę "Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem". Byli to przeważnie fanatycy idei komunistycznej, którzy szczerze wierzyli, że komunizm może uszczęśliwić ludzkość.
PAP: Powiedział pan profesor o popularności bolszewizmu wśród przedstawicieli wielu narodów. Czy polski stosunek do komunizmu różni się jednak od relacji z tym zjawiskiem innych narodów?
Prof. Nikołaj Iwanow: W imperium rosyjskim Polacy byli jednym z najbardziej prześladowanych narodów, ale jednocześnie byli nadreprezentowani zarówno w elitach gospodarczych i politycznych, jak i w opozycji. Stanowili na przykład w 1904 r. 10 proc. generałów armii rosyjskiej. Odgrywali także bardzo ważną rolę wśród prawie wszystkich partii politycznych imperium rosyjskiego, zwłaszcza wśród tych skrajnych, z bolszewikami włącznie.
Nic zatem dziwnego, że w pierwszych latach porewolucyjnych słowa "Polak" i "polskość" w Rosji sowieckiej, a następnie w Związku Sowieckim, były synonimem politycznej aktywności, a za czasów Dzierżyńskiego nawet synonimem prawdziwego rewolucjonisty oraz człowieka, który jest oddany rewolucji do końca.
Wszystko zmieniło się po śmierci Lenina i dojściu Stalina do władzy. Stalin bowiem zdecydował się wymienić Polaków na Gruzinów. Co więcej, przeciwko Polakom rozpętano straszliwą nagonkę, a większość z nich zginęła w czasie tzw. "operacji polskiej" z lat 1937-1938. Stalin jako podstawowe źródło rządzenia krajem wybrał terror. Zdecydował pogrążyć całe społeczeństwo w ciągłym strachu.
Polaków wybrano na swoisty "straszak". Całą polską mniejszość narodową - z komunistami włącznie - ogłoszono zdrajcami, wrogami ludu i szpiegami. Zginęło w tym potwornym terrorze prawie 200 tys. Polaków. Było to niewątpliwie ludobójstwo. Polacy na zawsze weszli do historii tego kraju jako "pierwszy naród ukarany". Mówiono nawet, że najlepszych schronieniem dla polskiego komunisty ze Związku Sowieckiego jest polskie więzienie. I to prawda – przeżyli tylko tacy komuniści, jak Władysław Gomułka i Bolesław Biertut, którzy znajdowali się wówczas w polskich więzieniach.
PAP: Dzierżyński zmarł co prawda w 1926 r., ale zapytam się nieco przekornie. Czy mając na uwadze jego zaangażowanie w bolszewizm, udałoby się mu przeżyć operację polską?
Prof. Nikołaj Iwanow: Trudno powiedzieć, ponieważ dla Stalina każdy Polak był wrogiem. Jednak z pewnymi wyjątkami. Prawdopodobnie wszystko zależałoby od postawy Dzierżyńskiego. W otoczeniu Stalina znajdujemy bowiem Polaków, którzy przeżyli. Warunkiem było kompletne upodlenie, zgoda na mordowanie własnych rodaków.
Podczas tej straszliwej antypolskiej nagonki, prokuratorem generalnym – człowiekiem, który podpisywał wyroki śmierci oraz to wszystko firmował, a także był symbolem tego wielkiego terroru – był Andrzej Wyszyński. Nota bene był to daleki krewny przyszłego wielkiego prymasa. Co więcej, Wyszyński przeżył wszystko, cały czas awansował, był ministrem spraw zagranicznych, zmarł we własnym łóżku w 1955 r. Wyszyński był Stalinowi niezbędny, natomiast inni kaci własnego narodu, jak na przykład pierwszy sekretarz kompartii Ukrainy Stanisław Kosior, twórca "wielkiego głodu" na Ukrainie i tak skończył przed plutonem egzekucyjnym. W ten sposób Stalin pozbawiał się świadków swych zbrodni.
PAP: W jakim stopniu po wojnie komunizm został narzucony Polakom z zewnątrz, a w jakim był on tworem wewnętrznym?
Prof. Nikołaj Iwanow: Nie ma żadnej wątpliwości, że komunizm został Polsce narzucony. Polscy komuniści stanowili naprawdę margines narodu polskiego. Rozumiał to nawet Stalin, który w rozmowie ze Stanisławem Mikołajczykiem, premierem polskiego rządu na uchodźctwie, powiedział: "Wiem, że komunizm nadaje się do Polski, jak siodło dla krowy".
Zaś polski naród był tak wykończony wojną, że nie był w stanie stawić oporu Związkowi Sowieckiemu. Kolejna wojna była ponad ludzkie siły. No i ta umiejętnie dozowana demagogia komunistyczna. Niektórzy uwierzyli w komunistyczne obiecanki: "ziemia chłopom, fabryki robotnikom". W tym czasie Armia Czerwona była najmocniejszą armią w Europie. Walka z nią to była walka mrówki ze słoniem. Oczywiście, byli żołnierze wyklęci, część narodu postanowiła podjąć tę beznadzieją walkę. Warto może jednak spojrzeć na to w ten sposób, że większe rozlanie polskiej krwi spowodowane walką z sowietami naprawdę zagroziłoby biologicznemu istnieniu narodu polskiego.
Paradoksalnie można powiedzieć, że w tym wielkim nieszczęściu Polaków, była również odrobina szczęścia. Po zakończeniu "operacji polskiej", Stalin nakazał tych Polaków, którzy przeżyli to ludobójstwo, traktować jako wrogów ludu, jako wyrzutków ze społeczeństwa sowieckiego. Ta klątwa Stalina pozostała na Polakach i w czasie wojny z Niemcami. Nie wolno ich było zaciągać do Armii Czerwonej, znanej z bardzo swoistej taktyki prowadzenia wojny. Jak napisał jeden z autorów rosyjskich, była to taktyka zarzucenia pozycji niemieckich ciałami własnych żołnierzy. Zginęło w czasie wojny ponad 27 milionów osób. Polaków do wojska zaczęli brać dopiero w 1943 r., kiedy zaczęto tworzyć armię Berlinga. Do tej armii Stalin miał nieco łagodniejsze podejście. Starał się zbyt mocno jej nie wykorzystywać, a właściwie ją chronił. Była mu ona potrzebna do narzucenia komunizmu narodowi polskiemu, a Stalin chciał wprowadzać go rękami Polaków.
PAP: W jaki sposób komunizm i polskość współistniały w Kominternie oraz w PRL?
Prof. Nikołaj Iwanow: W 1938 r. KPP była jedyną partią w Kominternie, którą Stalin zdecydował zniszczyć w całości. Początkowo nawet zdecydował nie odbudowywać na zgliszczach tej partii nowej komunistycznej struktury, całkowicie lojalnej wobec niego i jego partii. Był prawdopodobnie święcie przekonany, że komunizm i polskość to są pojęcia zupełnie nie do pogodzenia. Nie odpowiadał na wołania Wandy Wasilewskiej i innych niedobitków komunistycznych, aby zbudować nową KPP.
Wszystko zmieniło się z początkiem wojny z Niemcami. Komuniści polscy znów byli mu potrzebni, tym razem dla kolejnego zniewolenia własnego narodu, dla tak zwanej "sowietyzacji Polski". Postawiono na tzw. "dąbrowszczaków", polskich ochotnikach brygady im. Jarosława Dąbrowskiego walczącej w wojnie domowej w Hiszpanii, którzy przeżyli "operację polską", bo byli internowani we Francji. Niektórzy z nich zajmowali nawet kierownicze stanowiska w tej brygadzie, jak np. jej ostatni dowódca major Bolesław Mołojec, odznaczony za męstwo najwyższym odznaczeniem republiki hiszpańskiej. Nazywam go w swej książce "niedoszłym polskim Stalinem". Został zamordowany w Warszawie w 1942 r. w czasie wewnętrznych rozrachunków między komunistami polskimi. Za zabójstwem tym stał Władysław Gomułka, który w ten dziwny sposób, jak twierdzą niektórzy, zaoszczędził Polakom losu siedemnastej republiki.
Dla Stalina polski komunizm był komunizmem drugiej kategorii, gorszej jakości. Uważał, że Polacy przymują komunizm jedynie powierzchownie, bez przekonania, dlatego trzymał w Polsce zawsze prawie 300-tysięczną armię sowiecką. Nigdy do końca nie dowierzał również komunistom polskim, traktował ich jako potencjalnych zdrajców, mających źle ukrywane ciągoty do trockizmu. Był przekonany, że KPP była zakażona trockizmem i że PZPR nigdy do końca nie ukształtowała się jako partia leninowska. Ze swego komunistycznego punktu widzenia zresztą miał rację.
PAP: A czy Stalin w pewnym sensie bał się Polaków?
Prof. Nikołaj Iwanow: Dla Stalina komuniści polscy byli swoistym rozsadnikiem idei oportunistycznych w Kominternie. Bał się ich w tym sensie, że jego oponenci w partii bolszewickiej mogą znaleźć wsparcie u Polaków. Czy miał ku temu podstawy? Na pewno. Nigdy nie mógł wybaczyć Polakom tzw. "błędu majowego" - kiedy po przewrocie majowym do władzy doszedł Józef Piłsudski, polska partia komunistyczna go poparła i nawoływała robotników do strajku powszechnego w celu poparcia piłsudczyków.
Stalin miał świadomość, że polscy komuniści są bardziej gomułkowscy niż stalinowscy. Zresztą bardzo długo tolerował Gomułkę z jego nie do końca komunistycznymi poglądami. Dopiero w 1948 r. nie wytrzymał, chociaż Gomułki nie rozstrzelał i nie wytoczył mu otwartego procesu.
Stalin pamiętał, jak dzielnie Polacy walczyli podczas Powstania Warszawskiego. Bał się, że znów mogą powtórzyć takie powstanie, tym razem skierowane przeciwko "własnym czerwonym" i przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Polacy swoją przelaną krwią podczas powstania, a także w partyzantce przeciwko Armii Czerwonej na Kresach, a później w Polsce, zasłużyli sobie na swoisty liberalny system komunistyczny, którego nie można porównać z tym zamordyzmem, który istniał po drugiej stronie Bugu. Związek Sowiecki nigdy nie zdecydował się również na zbrojną interwencję w Polsce. Sowieci byli bowiem świecie przekonani, że Polacy po prostu będą z nimi walczyć.
PAP: Czy zatem "ludzie Kremla nad Wisłą" to mimo wszystko ideowcy czy jednak zdrajcy?
Prof. Nikołaj Iwanow: Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Stalin powiedział kiedyś, że prawdziwy komunista nie ma narodowości. Wydaje mi się, że ludzie Kremla nad Wisłą nie mieli narodowości. Przede wszystkim byli komunistami, fanatykami idei komunistycznej. Byli fanatycznie przekonani (Gomułka), że ratują własny naród, budują mu tzw. świetlaną przyszłość. Choć nie brakowało wśród nich różnego rodzaju oszustów, łapowników, zwykłych kryminalistów, dla których komunizm był jedynie szansą urządzić się wygodnie w istniejących warunkach.
Oczywiście, można mówić o tych ideowych polskich komunistach jako o zdrajcach, choć była to zdrada innej kategorii – nie narodowej, ale w imię idei. Uważali, że uszczęśliwiają własny naród, choć to uszczęśliwienie było krwawe i okrutne. Próbowali zniewolić naród. W tym znaczeniu byli oczywiście zdrajcami polskości, ponieważ służyli zbrodniczej idei.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
Książka "Ludzie Kremla nad Wisłą. Ideowcy czy zdrajcy?" prof. Nikołaja Iwanowa ukazuje się nakładem Wydawnictwa Literackiego 19 kwietnia.
akr/ pat/