Relacje świadków opowiadających o masakrze z Grudnia '70, a także lekarzy niosących pomoc rannym oraz żołnierzy służących władzom komunistycznym wykorzystano w filmie „Grudzień Nasz i Wasz”, do którego obejrzenia w czwartek zachęca IPN m.in. w swoich mediach społecznościowych.
Film dokumentalny "Grudzień Nasz i Wasz", który będzie można obejrzeć m.in. na kanale IPN na You Tube w czwartek o godz. 18, czyli w dniu 50. rocznicy krwawej masakry, gdy wojsko i milicja strzelały do bezbronnych polskich robotników, wyreżyserowała Joanna Pieciukiewicz.
"Film opowiada o buncie robotników z Grudnia '70 r., który wybuchł na Wybrzeżu po ogłoszeniu przez władze PRL podwyżki cen najważniejszych artykułów spożywczych. Zaskoczone wzrostem cen tuż przed świętami społeczeństwo zaprotestowało. Robotnicy Wybrzeża chcieli wykrzyczeć władzy swoje niezadowolenie. Odpowiedzią komunistycznego reżimu były serie z broni maszynowej, aresztowania, katowanie zatrzymanych" - podał IPN w opisie filmu.
"Ból i gniew potęgowało upokorzenie, gdy ofiary grzebano nocą, po kryjomu" - podkreślił Instytut, dodając też, że w filmie wykorzystano "relacje świadków opowiadających o wydarzeniach, których byli uczestnikami lub świadkami, medyków udzielającym pomocy rannym oraz żołnierzy, którzy byli po drugiej stronie". Zaznaczono, że poza świadkami, lekarzami i żołnierzami głos oddano również krewnym ofiar.
W filmie, który powstał we współpracy Oddziału IPN w Szczecinie z TVP Szczecin, wykorzystano m.in. materiały archiwalne i fotografie dotyczące Grudnia '70 pochodzące z zasobu archiwalnego IPN, a także - jak zaznaczono - "nieznane amatorskie zdjęcia z archiwów prywatnych szczecinian". Całość dopełnia archiwalne nagranie prowadzone pomiędzy Komendą Wojewódzką MO w Szczecinie a Komendą Główną Milicji Obywatelskiej w czasie Grudniowej Rewolty.
Za realizację filmu ze strony IPN odpowiadał m.in. dr hab. Sebastian Ligarski, który w niedawnej rozmowie z PAP zgodził się z opinią, że skala grudniowego buntu robotników w grudniu 1970 r. przerosła władze PRL na czele z I sekretarzem KC PZPR Władysławem Gomułką.
"Zarówno ze strony partyjnej, politycznej, jak i strony wojskowej czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych widać było ogromny chaos, a zarazem strach kierownictwa partyjnego. Najlepiej słychać ten strach na nagraniach rozmów prowadzonych w gabinetach MSW przez najważniejsze osoby w państwie, które obawiały się, że gniew społeczeństwa, który eksplodował na Wybrzeżu, przeniesie się nawet do Warszawy, co spowoduje atak na Komitet Centralny PZPR" - mówił Ligarski.
W grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga doszło do krwawej konfrontacji między protestującymi robotnikami a władzami PRL, które do tłumienia protestów użyły licznych oddziałów milicji i wojska. Bezpośrednią przyczyną wybuchu społecznego niezadowolenia, a następnie strajków w Stoczni Gdańskiej im. Lenina i gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej była ogłoszona m.in. w "Trybunie Ludu" podwyżka cen podstawowych artykułów spożywczych.
Na portalu poświęconym Grudniowi 1970 r. IPN podał, że według oficjalnych danych śmierć poniosło łącznie 45 osób, a 1165 zostało rannych. W kontekście użytej wówczas przemocy wiele osób jest jednak przekonanych, że ofiar śmiertelnych musiało być więcej niż te, o których poinformowano.
Najtragiczniejszym dniem protestów był 17 grudnia 1970 r. - tzw. czarny czwartek, gdy w Gdyni zastrzelono 18 osób, a w Szczecinie - 13 (łącznie w tym mieście zginęło 16 osób); tego dnia kilkaset osób odniosło poważne obrażenia, wielu także bestialsko pobito. Do dziś symbolikę tego dnia oddaje fotografia pochodu niosącego na drzwiach ciało zabitego 18-letniego Zbigniewa Godlewskiego razem z pokrwawioną biało-czerwoną flagą. (PAP)
nno/ dki/