Chociaż od zakończenia II wojny światowej minęło już ponad siedemdziesiąt lat, temat ten jest wciąż żywy – dziś wraca chociażby za sprawą przygotowanego przez polskie władze raportu poświęconego bilansowi z jakim Polska zakończyła konflikt. Jakie straty poniosła Polska w wyniku wojny i w jaki sposób płacimy za nie do dziś? Nad tym zastanawia się Sebastian Pawlina, pisarz, publicysta, historyk z Muzeum Historii Polski.
Muzeum Historii Polski, Natalia Pochroń: Każdego roku podczas obchodzenia rocznicy wybuchu II wojny światowej jak mantra powraca do nas jedno pytanie – ile Polskę kosztowała wojna. Czy jesteśmy w stanie to jakoś oszacować?
Sebastian Pawlina: Badacze od lat starają się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Według wyliczeń prof. Stanisława Ryszarda Domańskiego z 2018 roku, w wyniku II wojny światowej Polska poniosła straty wyceniane na 62 biliony dzisiejszych złotych. Kwota ta uwzględnia zarówno zniszczenia, które możemy dokładnie zmierzyć i wycenić – jak te dotyczące zabudowy, infrastruktury miejskiej czy dzieł sztuki – jak i sprawy trudniej mierzalne, uwzględniające tempo, w jakim Polska rozwijała by się gdyby nie wybuch II wojny światowej. Trzeba bowiem pamiętać o jednym. Gdy myślimy o stratach wojennych, przed oczami mamy głównie obraz zniszczonych budynków, miast, zrujnowanych ulic. To bez wątpienia ogromnie znacząca kategoria strat, ale zaledwie jedna z kilku, jakich doświadczyliśmy w trakcie II wojny światowej.
MHP: Jakie są inne? O jakich stratach możemy w zasadzie mówić?
Sebastian Pawlina: Najłatwiejsze do policzenia są chyba straty materialne – po wojnie prowadzono dość dokładnie badania, mające na celu ustalić skalę zniszczeń. A były one ogromne. Wystarczy przytoczyć kilka liczb – 64% strat w przemyśle metalowym, który stracił 60% mocy produkcyjnych, o 61% niższe wydobycie węgla kamiennego w 1946 roku w stosunku do stanu przed wojną, 70% zniszczeń na kolei. Druzgocący obraz. Do tego dochodzą straty w budownictwie mieszkalnym. W Poznaniu i Białymstoku sięgały one 45%, we Wrocławiu 65%, w Gdańsku i Szczecinie – ponad 50%. Mało tego. Warszawa – stolica Polski – została zniszczona w ponad 80%!
MHP: Czy to kwestia powstania warszawskiego?
Sebastian Pawlina: W dużej części tak, ale nie tylko. Proces niszczenia Warszawy przebiegał w zasadzie w kilku etapach. Pierwszy z nich to wrzesień 1939 roku i oblężenie Warszawy – już wtedy można było zobaczyć, że Niemcy mają zamiar całkowicie zniszczyć stolicę Polski w kształcie, w jakim istniała w 1939 roku. Zgodnie z ich założeniami miała ona stać się miastem zupełnie nowym – niemieckim. Chociażby dlatego celowo bombardowali obiekty szczególnie ważne dla polskiej kultury, oszczędzając te mające jakiś niemiecki akcent.
Kolejnym etapem niszczenia miasta było powstanie w getcie 1943 roku. W jego następstwie cała tzw. dzielnica północna została dosłownie zrównana z ziemią, przypominała morze gruzów. Potem przyszedł sierpień oraz wrzesień 1944 roku i wyniszczające walki powstania warszawskiego. Do największych zniszczeń doszło jednak po jego upadku – od października 1944 roku Niemcy zaczęli planowe, realizowane z rozmysłem i bezwzględnością niszczenie miasta. Wypalali całe ulice, burzyli ważne miejsca, obiekty. W ten sposób został zniszczony m.in. Pałac Saski i Zamek Królewski, ale oczywiście nie tylko one. Polska utraciła wówczas wiele obiektów i zabytków kluczowych dla jej historii i kultury.
Ale nie tylko Warszawa i jej zabytki były celem okupantów. Praktycznie nie było miejsca czy obiektu ważnego dla polskiej kultury, który w czasie wojny nie stałby się celem grabieży czy rabunku ze strony Niemców i Sowietów. Wszystkie te, które przetrwały, zostały pozbawione swoich kluczowych zbiorów, mających fundamentalne znaczenie dla kultury. Do dziś są one rozrzucone po całym świecie. Większości z nich nie udało się niestety odzyskać.
MHP: To jednak niejedyna strata w sferze kultury - Polska utraciła też mnóstwo postaci, dzięki którym mogłaby się dalej rozwijać…
Sebastian Pawlina: Zdecydowanie. Oblicza się, że w wyniku wojny śmierć poniosło około 30% lekarzy, 33% nauczycieli, 28% księży, 26% prawników – takich liczb można by przytoczyć znacznie więcej. Ogółem Polska utraciła w wielu grupach zawodowych więcej niż jedną czwartą ludzi odpowiadających za jej rozwój i podtrzymywanie świadomości narodowej. Życia ludzkiego nie można jednak wartościować. Ogólne straty ludnościowe Polski szacuje się obecnie na blisko 5,9 miliona poległych, przy czym są to mocno szacunkowe wyliczenia. Nie sposób ustalić dokładnej liczby pomordowanych, przede wszystkim ze względu na brak dokumentacji.
Przypomnijmy choćby zbrodnię w Palmirach. Chociaż mówi się o niej dzisiaj dość dużo, nie wiemy do końca ile osób zginęło w jej wyniku – po wojnie z masowych grobów wykopano 1700 ciał, ale czy to wszystkie, nie mamy pewności. W wielu przypadkach nie wiemy też, kim byli zabici. Dla porównania – we Francji dobrze zachowana dokumentacja niemiecka pozwala niekiedy na dokładne oszacowanie liczby zamordowanych, ustalenie ich nazwisk, zawodów, pozycji społecznej. Mało tego – dokładnego czasu, co do minuty, w jakim zginęli. W Polsce zniszczono dużą część dokumentacji, a część być może znajduje się w archiwach rosyjskich. W efekcie polscy historycy nie mają szans na wypracowanie tak dokładnych ustaleń, jak ich francuscy koledzy.
MHP: Skoro ciężko jest policzyć wszystkich Polaków poległych w czasie wojny, to jak oszacować liczbę tych, którzy przeżyli, lecz ponieśli poważne obrażenia?
Sebastian Pawlina: Niestety, to jedna z kategorii strat, których nie sposób zmierzyć. Znaczna część polskiego społeczeństwa, która przeżyła terror okupanta, została poważnie ranna, zapadła na długie choroby i musiało minąć wiele lat, zanim doszła do siebie. Przywrócenie ich do zdrowia kosztowało Polskę pokaźne sumy, których nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wyliczyć. Możemy próbować szacować rozmiar zniszczeń powstałych w wyniku działań rozgrywających się w latach 1939-1945. Konsekwencje II wojny światowej Polacy odczuwali jednak przez całe kolejne dekady.
MHP: Jakie to konsekwencje?
Sebastian Pawlina: Trzeba tu wspomnieć o aspekcie, który w moim przekonaniu jest całkowicie pomijany przez historyków, szczególnie w takich wyliczeniach. Chodzi tu o zespół stresu pourazowego i jego następstwa. Na skutek wojny wielu Polaków doznało poważnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, które przedkładały się na schorzenia somatyczne. To sprawiało, że państwo polskie musiało przeznaczyć duże środki na leczenie tych ludzi, zabliźnianie ran, których Polacy doznali w czasie II wojny światowej. W pewnym sensie odczuwamy je również do dzisiaj.
MHP: W jaki sposób?
Sebastian Pawlina: W 2008 roku zespół profesor Mai Lis-Turlejskiej przeprowadził ciekawe badania, pokazujące, jaka część Polaków pamiętających II wojnę światową nadal cierpi na zespół stresu pourazowego. Okazało się, że jest to około 30%! Gdy mówimy o Polakach mających korzenie żydowskie, liczba ta wzrasta do ponad 50%. Dla porównania, w Europie odsetek ten wynosi poniżej 10%. To oznacza, że co najmniej jedna trzecia polskiego społeczeństwa pamiętającego wojnę nadal cierpi na związane z nią przeróżne traumy. Na tym jednak nie koniec. Najnowsze badania nad epigenetyką dowodzą, że traumy mogą być przekazywane nie tylko kulturowo, ale i genetycznie. To zaś oznacza, że wielu z nas, często nawet nieświadomie, cierpi na traumę związaną z II wojną światową, mimo, że jej nie przeżyło.
MHP: Wszyscy przeżywamy jednak wojnę rozgrywającą się tuż obok nas, za naszą wschodnią granicą. Czy te podświadome traumy związane z II wojną światową wpływają na to, jak postrzegamy agresję naszego niedawnego okupanta na Ukrainę?
Sebastian Pawlina: Zdecydowanie tak. Według niektórych psychologów i socjologów, trauma doświadczana przez jedno pokolenie zanika dopiero w ciągu trzech kolejnych pokoleń – pod warunkiem, że żyją one w świecie spokojnym, pozbawionym wstrząsów i niebezpieczeństw. Dla nas ten czas nastał tak naprawdę dopiero w 1989 roku, kiedy w pełni odzyskaliśmy wolność. Potem mieliśmy względnie spokojne lata, minęły niecałe dwa pokolenia i nagle nastał rok 2020 i pandemia, która diametralnie zmieniła naszą rzeczywistość. Dwa lata później tuż za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna – i to rozpoczęta przez naszego niedawnego zaborcę i okupanta.
Wybuch wojny w Ukrainie sprawił, że przed oczami stanęły nam obrazy, które podświadomie cały czas w sobie nosimy. Zresztą nie trzeba spoglądać na Ukrainę, my cały czas w pewien sposób żyjemy II wojną światową. 1 września, 1 sierpnia, 8 maja – co roku media przypominają o tych rocznicach, powstają kolejne filmy, książki, uczestniczymy w obchodach tych dni. Nie chodzi oczywiście o to, żeby tego nie robić. Pamiętanie o tych dniach jest niezwykle ważne. Nie ulega jednak wątpliwości, że obrazy te bardzo mocno wpływają na naszą psychikę. To wszystko sprawia, że tak naprawdę do dziś ponosimy koszty II wojny światowej.
MHP: Czy po zakończeniu wojny podejmowano jakieś próby oszacowania strat poniesionych przez Polskę?
Sebastian Pawlina: Robiono to nawet już podczas wojny. W listopadzie 1939 roku powstała w konspiracji Komisja Rewindykacyjna i Odszkodowań, którą kierował Antoni Olszewski, w pierwszych latach II Rzeczypospolitej minister przemysłu i handlu, specjalizujący się w kwestiach odszkodowań i rewindykacji. Pierwszy raport na temat strat wojennych Polski Komisja stworzyła w marcu 1940 roku. W połowie 1941 roku Komisja ta została włączona w strukturę Delegatury Rządu RP na Kraj jako Dział Likwidacji Wojny, który w grudniu 1942 roku stał się Departamentem Likwidacji Skutków Wojny. Jednym z jego zadań było obliczanie strat, jakie Polska ponosiła. W 1944 roku podjęto próbę podania całościowych strat, jakie Polska poniosła do tego czasu. Wówczas Ministerstwo Prac Kongresowych Rządu RP w Londynie podało, że okupacja niemiecka kosztowała życie 4 mln 140 tys. Polaków, w tym 2 mln 841 tys. Żydów.
Natomiast pierwsze powojenne szacunki pojawiły się w 1947 roku. Powstałe dwa lata wcześniej Biuro Odszkodowań Wojennych opublikowało wówczas sprawozdanie dotyczące strat poniesionych przez Polskę w latach 1939 – 1945. Wielkość strat wojennych oszacowano wówczas na 6 mln 28 tys. Problem z tą liczą polega jednak na tym, że została ona wpisana do raportu na zamówienie polityczne – władze nakazały, że ma ona opiewać na wartość powyżej 6 mln i tak właśnie się stało.
Kolejnym czynnikiem podważającym wiarygodność tych wyliczeń był fakt, że uwzględniały one wyłącznie Polaków lub Polaków pochodzenia żydowskiego. Wszystkie inne mniejszości narodowe zostały więc całkowicie pominięte. Co więcej, liczba 6 milionów dotyczyła strat poniesionych przez Polskę wyłącznie w wyniku okupacji niemieckiej. W rzeczywistości komunistycznej było to zupełnie zrozumiałe, natomiast dziś musimy pamiętać, że gdy mówimy o stratach poniesionych przez Polskę w czasie wojny, powinniśmy uwzględnić obie okupacje. Chociaż sowiecka miała nieco inny charakter niż niemiecka, również pociągnęła za sobą ogrom zniszczeń.
MHP: Na czym polegała ta odmienność? Czym różniło się podejście Niemców i Sowietów do okupacji i niszczenia Polski?
Sebastian Pawlina: Zarówno Niemcy, jak Sowieci dążyli do celowego wyniszczenia naszego kraju. Różniły ich jednak motywy działania. Dla Niemców od początku było jasne, że Polska jako naród powinna przestać istnieć. Zgodnie z założeniami Generalnego Planu Wschodniego, Polacy mieli zostać wymordowani, a ci, którym udałoby się przeżyć – wywiezieni daleko na wschód. Bardzo wymowna jest pod tym kątem wypowiedź Hansa Franka z marca 1941 roku: „Führer obiecał mi, że Generalne Gubernatorstwo będzie w niedługim czasie całkowicie wolne od Żydów. Prócz tego zapadła wyraźna decyzja, że Generalne Gubernatorstwo ma stać się w przyszłości strefą niemiecką. Tam, gdzie dzisiaj mieszka ponad 12 milionów Polaków, będzie kiedyś mieszkało od 4 do 5 milionów Niemców. Generalne Gubernatorstwo ma być krajem tak samo niemieckim jak Nadrenia”.
Co prawda z czasem to podejście zaczęło się nieco zmieniać – szczególnie około 1943 roku, gdy Niemcy zaczęli tracić grunt pod nogami. Niemniej wypowiedź Franka z 1941 roku najwymowniej pokazuje rzeczywiste intencje Niemców. Od samego początku chcieli zniszczyć Polskę i robili to planowo, od pewnego momentu zacierając za sobą ślady.
MHP: A Sowieci?
Sebastian Pawlina: Sowieci również dążyli do wyniszczenia narodu polskiego, ale w ich przypadku ów plan zniszczenia traktowany był nie tyle narodowościowo czy rasowo, co klasowo. Dla Rosjan działania na terenie Polski w czasie wojny, jak zresztą również po jej zakończeniu, były elementem walki klas. Te akceptowane przez władze miały przetrwać, nieakceptowane, czyli m.in. ziemiaństwo i inteligencja –zniknąć. Ostatecznie również doprowadziłoby do zniszczenia narodu polskiego. Inteligencja pełni niezwykle ważną rolę w podtrzymywaniu świadomości narodowej. Obaj okupanci zdawali sobie z tego sprawę i robili wszystko, by ją zniszczyć.
MHP: Mimo wszystko temat okupacji sowieckiej jest dziś nieco marginalizowany, pozostaje w cieniu szkód zadanych nam z rąk Niemców. Wydawać by się mogło, że po latach zniewolenia komunistycznego powinno być odwrotnie. Dlaczego tak się dzieje?
Sebastian Pawlina: Myślę, że powodów jest kilka. Najważniejszy jest taki, że stosunki polsko-niemieckie układają się znacznie lepiej niż stosunki polsko-rosyjskie. Z Niemcami udało nam się dużo szybciej nawiązać dialog. Oczywiście są to bardzo trudne tematy, rodzą wiele emocji, nierzadko kontrowersji – ale jest przestrzeń na to, by o tym rozmawiać. Z Rosją tego niestety nie ma.
Doskonale pokazuje to chociażby przykład Katynia. Jak gigantyczną walkę stoczyli polscy dyplomaci i historycy, by po kilkudziesięciu latach Rosja przyznała się do popełnienia tej zbrodni! A i na tej płaszczyźnie pojawiają się nierzadko sprzeczne sygnały rosyjskich władz. Nie ma możliwości, by mówić o jakichkolwiek reparacjach czy odszkodowaniach od Rosji, jest to w zasadzie nierealne. Pozostaje nam tu jedynie ograniczyć się do strefy historycznej i politycznej – nazwać wszystkich poległych po imieniu, uczcić ich pamięć i nie dopuścić, by kiedykolwiek o nich zapomniano.
MHP: W ostatnich latach coraz więcej państw podnosi kwestię reperacji i odszkodowań wojennych – kilka lat temu rząd Grecji zażądał od Niemiec zadośćuczynienia za pomordowanie cywilów i grabieże dokonane w czasie II wojny światowej, włoski Trybunał Konstytucyjny przyznał obywatelom prawo do ubiegania się od Niemiec odszkodowania za zbrodnie wojenne, niedawno także Litwa sporządziła raport dotyczący strat wojennych zadanych przez Rosję. Czy po upływie tylu lat działania te mają jakieś szanse powodzenia? Czy warto wciąż wracać do tego tematu?
Sebastian Pawlina: Zdecydowanie warto. Z jednej strony jako Polacy mamy prawo i powinniśmy wiedzieć, jakie koszty ponieśliśmy jako naród w czasie II wojny światowej. Z drugiej strony wymagają tego relacje międzynarodowe. Jeśli chcemy budować wspólną przyszłość, opartą na uczciwości i sprawiedliwości, to powinniśmy rozmawiać jak partnerzy, również o tych trudnych tematach. Bo to nie jest problem jedynie strat poniesionych przy okazji działań wojennych. Mówimy tu o celowym i planowym wyniszczeniu kraju, próbie eksterminacji narodu. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu i mówić o tym głośno. To jest podstawa budowania szczerych, partnerskich relacji.
Ale nie tylko – to też pewna forma szacunku dla ofiar II wojny światowej. Jak apelował poeta Zbigniew Herbert – „musimy zatem wiedzieć / policzyć dokładnie / zawołać po imieniu / opatrzyć na drogę”. Wszystkim poległym w walce z totalitaryzmem musimy przywrócić imię, godnie ich upamiętnić. Tego wymaga prawda historyczna.
Rozmawiała Natalia Pochroń
Źródło: Muzeum Historii Polski