Kryterium służby na rzecz totalitarnego państwa powinno być oceniane na podstawie wszystkich okoliczności sprawy, w tym także na podstawie indywidualnych czynów i ich weryfikacji pod kątem naruszenia podstawowych praw i wolności człowieka - orzekła w środę w uchwale Izba Pracy Sądu Najwyższego.
Jak powiedział przewodniczący składu siedmiorga sędziów SN prezes Izby Pracy Józef Iwulski, podjęcie tej uchwały "będzie miało duże znaczenie praktyczne w wielu tysiącach toczących się spraw i dotyczyć będzie wielu tysięcy ludzi". Zaznaczył, że przy ocenie służby danej osoby może chodzić np. o długość jej pełnienia, historyczne umiejscowienie w wyznaczonym okresie PRL, stanowisko i stopień służbowy funkcjonariusza.
"SN uważa, że trzeba wreszcie rozstrzygnąć te wątpliwości, bo sprawa tej ustawy i jej stosowania toczy się już kilka ładnych lat i brak jest jakiś jednoznacznych wytycznych, w jakim kierunku rozumieć te przepisy i jak je stosować" - dodał Iwulski. Wskazał, że niezbędne jest przeprowadzenie wykładni przepisów "zgodnie z zasadami wyznaczającymi standardy demokratycznego państwa prawnego".
"SN uważa, że trzeba wreszcie rozstrzygnąć te wątpliwości, bo sprawa tej ustawy i jej stosowania toczy się już kilka ładnych lat i brak jest jakiś jednoznacznych wytycznych, w jakim kierunku rozumieć te przepisy i jak je stosować" - dodał Iwulski. Wskazał, że niezbędne jest przeprowadzenie wykładni przepisów "zgodnie z zasadami wyznaczającymi standardy demokratycznego państwa prawnego".
Sprawa rozpatrzona przez SN i podjęta uchwała została zainicjowana pytaniem prawnym, które w końcu listopada ub.r. zadał Sąd Apelacyjny w Białymstoku, rozpatrując apelację od wyroku ws. odwołania od decyzji MSWiA o ponownym przeliczeniu emerytury byłego funkcjonariusza z PRL. Chodziło o sprawę 96-letniego Aleksego T., który służył w Milicji Obywatelskiej od marca 1950 r. Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił odwołanie T. od decyzji o obniżeniu świadczeń m.in. uzasadniając, że informacja IPN-u miała charakter wiążący dla organu rentowego, a to oznacza, że decyzje dotyczące ustalenia emerytury były uzasadnione pod względem faktycznym i prawnym. Po odwołaniu T. postanowił skierować pytania do SN.
SA zapytał, czy do obniżenia emerytury byłego funkcjonariusza służb PRL wystarczające jest kryterium "pełnienia służby na rzecz państwa totalitarnego", czy też powinno się dokonywać oceny indywidualnych czynów poszczególnych funkcjonariuszy. Ponadto SA zapytał, czy jeśli uzna się, że formalny fakt pełnienia służby w PRL jest wystarczający do ponownego przeliczenia emerytury, to czy powinno to skutkować ponownym obniżeniem świadczenia emerytalnego wobec funkcjonariusza, któremu już na podstawie wcześniejszych przepisów - w 2009 r. - obniżono to świadczenie.
Sędzia sprawozdawca Bohdan Bieniek podkreślił zaś w uzasadnieniu uchwały, że należałoby się zastanowić, czego dotyczy rozpatrywany w środę przez sąd problem prawny. Sędzia zaznaczył, że sprowadza się on do tego, jak mamy sobie poradzić z przeszłością. "Jak ją rozliczyć i czy to jest aby na pewno tylko domena prawa" - mówił.
Jak wywodził, taki rozrachunek z przeszłością "powoduje silne linie podziału od strony etycznej, społecznej, ideologicznej czy wręcz politycznej" i ścierają się wówczas dwie przeciwstawne koncepcje.
Jako pierwszą wskazał koncepcję tzw. grubej kreski. "Czyli sytuacja, w której budujemy demokratyczne państwo prawa ze spojrzeniem w przyszłość i uznaniem, że oceny w stosunku do konkretnych czynów i faktów związanych z polityką władz komunistycznych są domeną historii, a nie prawa" - mówił. Jak wskazał, druga koncepcja zakłada zaś konieczność podjęcia "radykalnych działań zmierzających do rozliczenia osób za dawne niegodziwości, by w ten sposób zadośćuczynić ich ofiarom".
Sędzia przyznał, że z takim problemem borykały się także inne kraje postkomunistyczne. "Na pewno trzeba tu powiedzieć wyraźnie, że Sąd Najwyższy w składzie rozpoznającym sprawę podziela pogląd, że państwo jest uprawnione do rozliczeń z byłym reżimem, reżimem, który w warunkach demokratycznych został skutecznie zdyskredytowany" - stwierdził sędzia.
Podkreślił przy tym, że przed sądem staje zawsze "konkretny człowiek". Jak wskazywał, w związku ze znowelizowaną w 2016 r. ustawą powstał problem, czy ustawodawca chce oceniać czyny jednostki, czy też zmierza do ustanowienia odpowiedzialności zbiorowej. "Proszę zauważyć, że ilość stanów faktycznych, które mogą być objęte treścią tej ustawy, jest nie do uchwycenia z perspektywy abstrakcyjnej odpowiedzi na pytanie" - mówił sędzia.
Powołując na preambułę do konstytucji, w której mowa m.in. o gwarancji praw obywatelskich, sędzia wskazywał, że wskazana gwarancja "odcina nas od metod typowych dla państw totalitarnych". "My nie możemy działać jak to państwo totalitarne, które nie przestrzegało żadnych reguł, żadnych praw jednostki do rzetelnego i sprawiedliwszego procesu. Stalibyśmy się wówczas niczym innym, jak tym samym systemem, który krytykujemy" - powiedział sędzia Bieniek.
Powołując na preambułę do konstytucji, w której mowa m.in. o gwarancji praw obywatelskich, sędzia wskazywał, że wskazana gwarancja "odcina nas od metod typowych dla państw totalitarnych". "My nie możemy działać jak to państwo totalitarne, które nie przestrzegało żadnych reguł, żadnych praw jednostki do rzetelnego i sprawiedliwszego procesu. Stalibyśmy się wówczas niczym innym, jak tym samym systemem, który krytykujemy" - powiedział sędzia Bieniek.
Jak podsumował, w rezultacie miejsce pracy i okres pełnienia służby nie może być jedynym kryterium pozbawienia prawa do świadczenia emerytalnego b. funkcjonariuszy PRL.
Przed podjęciem uchwały, w środę przed południem, SN odrzucił dwa wnioski złożone przez prokuraturę - jeden dotyczył odroczenia rozpoznawania sprawy przez SN do czasu wydania rozstrzygnięcia odnoszącego się do ustawy dezubekizacyjnej przez Trybunał Konstytucyjny i drugi - wyłączenia od orzekania w tej sprawie sędziego Iwulskiego.
Uczestniczący w rozprawie prok. Bartłomiej Szyprowski przypomniał fakt, że Iwulski odbywał służbę w Wojskowej Służbie Wewnętrznej w latach 70. Jak ocenił, może to być okoliczność "mogąca wskazywać na wątpliwości co do bezstronności w niniejszej sprawie".
W odpowiedzi prezes Iwulski oświadczył, że odbywał "w tym okresie odbywał czynną służbę wojskową po zakończeniu studiów wyższych, którą to służbę odbywał w ramach obowiązku wynikającego z przepisów o powszechnym obowiązku obrony". Tymczasem zgodnie z przepisami za służbę na rzecz totalitarnego państwa nie uznaje się służby, której obowiązek wynikał z przepisów o powszechnym obowiązku obrony.
Ostatecznie wniosek o wyłączenie Iwulskiego został rozpatrzony podczas godzinnej przerwy i oddalony przez sędziego spoza składu orzekającego - Dawida Miąsika.
Sprawa dotycząca ustawy dezubekizacyjnej oczekuje także na rozstrzygnięcie w Trybunale Konstytucyjnym. Dotychczas Trybunał dwukrotnie zajmował się tymi przepisami. W połowie lipca TK rozpoczął w pełnym składzie rozpatrywanie wniosku warszawskiego sądu okręgowego w tej sprawie tych regulacji. Na rozprawie w połowie sierpnia zaś przedstawiciele Sejmu i Prokuratora Generalnego odpowiadali na pytania sędziów TK. Kolejny termin rozprawy w TK był wyznaczony na 11 września, ale w zeszłym tygodniu został przełożony na 6 października.
Podczas konferencji prasowej po podjęciu uchwały sędzia Piotr Prusinowski ze składu orzekającego odnosząc się do sprawy oczekującej na rozpoznanie w TK wskazał, że Trybunał orzeka, czy ustawa jest zgodna z konstytucją, zaś SN odpowiedział, jak rozumieć określone zapisy z ustawy. "To nie konkuruje ze sobą. Jeśli TK np. stwierdzi, że ustawa jest zgodna z konstytucją, to nasze rozumienie będzie dalej aktualne, zaś jeśli uzna jej niekonstytucyjność, to nasza praca będzie bezprzedmiotowa" - powiedział.
Uczestniczący w rozprawie zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich Stanisław Trociuk ocenił zaś po uchwale w rozmowie z dziennikarzami, że SN opowiedział się w środę za rodzajem odpowiedzialności indywidualnej, a nie odpowiedzialności zbiorowej. "Jest to rozstrzygnięcie satysfakcjonujące Rzecznika, naszym zdaniem chroni ono w sposób wyważony prawa jednostki" - powiedział.
Zgodnie z tzw. ustawą dezubekizacyjną, czyli nowelizacją przepisów o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji i innych służb, która zaczęła obowiązywać w październiku 2017 r., emerytury i renty byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL nie mogą być wyższe od średniego świadczenia wypłacanego przez ZUS: emerytura - 2,1 tys. zł (brutto), renta - 1,5 tys. zł, renta rodzinna - 1,7 tys. zł. Na mocy tych przepisów obniżono emerytury i renty za okres "służby na rzecz totalitarnego państwa" od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r. (w połowie 1990 r. powstał UOP). W konsekwencji obniżono renty i emerytury prawie 39 tys. byłym funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa PRL. Większość spośród nich złożyła odwołania do sądów od decyzji o obniżeniu świadczeń. (PAP)
Autor: Marcin Jabłoński, Sonia Otfinowska
mja/ sno/