Na brutalną akcję Milicji Obywatelskiej, której funkcjonariusze 19 marca 1981 r. siłą usunęli z sali obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy zaproszonych na sesję WRN związkowców (dotkliwie pobito przewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Bydgoszczy Jana Rulewskiego, a także Mariusza Łabentowicza i Michała Bartoszcze z rolniczej „Solidarności”) zareagowała oczywiście Krajowa Komisja Porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”.
W dniach 20–21 marca obradowała ona w Bydgoszczy. W przyjętym oświadczeniu KKP zdecydowała, co prawda „z powodu ataku na związek, jego władze i obrazę godności związku” odwołać wszelkie rozmowy z władzami i wprowadzić stan gotowości strajkowej dla całego związku. Nie wyznaczyła jednak terminu protestu. Uznała również, iż to co zdarzyło się Bydgoszczy to „oczywista prowokacja, wymierzona w rząd premiera W[ojciecha] Jaruzelskiego”.
Protest miał zostać podjęty w obronie gwarancji bezpieczeństwa zawartej w porozumieniach społecznych, a tym samym w obronie istnienia NSZZ „Solidarność” i wszystkich zdobyczy sierpnia 1980 r.
Wbrew temu stanowisku dzień po zakończeniu obrad „krajówki” doszło – w Bydgoszczy – do kilkugodzinnych rozmów Prezydium KKP i bydgoskiego MKZ z przedstawicielami rządu, komisją rządową na czele z ministrem sprawiedliwości Jerzym Bafią. Ich przebieg omawiała (w dniach 23–24 marca) Krajowa Komisja Porozumiewawcza. I nie była to ocena pozytywna – KKP uznała, że „rozmowy te nie dały żadnych rezultatów”. Strona rządowa „nie podjęła praktycznie dyskusji” w sprawie ukarania winnych „prowokacji bydgoskiej”, a także „zagwarantowania bezpieczeństwa związku”. A co więcej negocjatorzy pod kierownictwem Bafii nie otrzymali pełnomocnictw „do negocjowania żądań bydgoskiego MKZ”, co z kolei praktycznie „uniemożliwiło podjęcie rozmów”. Jakby tego było mało – jak zauważała Krajowa Komisja Porozumiewawcza – dzień po spotkaniu z nią przedstawicieli rządu władze PRL oskarżyły związek „o działanie przeciwko prawu i podstawom ustroju” oraz uznały działania milicji w Bydgoszczy za „zgodne z prawem”. W tej sytuacji KKP postanowiła podtrzymać „swe stanowisko negocjacyjne”, jednak – jak dalej stwierdzała – rozwój sytuacji i postawa peerelowskich władz „zmusza nas do ogłoszenia w wypadku niespełnienia naszych żądań powszechnego strajku ostrzegawczego w całym kraju na piątek 27 III 1981 w godz. 8.00–12.00, a następnie strajku właściwego od wtorku 31 III 1981 r.” Protest ten miał zostać podjęty „w obronie gwarancji bezpieczeństwa zawartej w porozumieniach społecznych, a tym samym w obronie istnienia NSZZ <<Solidarność>> i wszystkich zdobyczy sierpnia 1980 r.” Jak przy tym stwierdzała Krajowa Komisja Porozumiewawcza „Nie my złamaliśmy pokój społeczny. W obliczu prowokacji związek nasz zachował maksimum opanowania i cierpliwości. Zmuszeni jesteśmy uciec się do ostatecznej broni, która przysługuje nam zgodnie z prawem. Strajk nie jest aktem przemocy. Podejmujemy go, by zagrodzić drogę zgubnej dla narodu i państwa polskiej polityce rozstrzygania konfliktów społecznych przemocą”.
Co prawda w dniu 25 marca odbyły się kolejne rozmowy delegacji KKP z przedstawicielami władz, ale nie udało się osiągnąć porozumienia. Wobec czego dwa dni później doszło do strajku ostrzegawczego. Stanęły – według Służby Bezpieczeństwa – wszystkie wytypowane przez „Solidarność” zakłady pracy! Mimo to w oficjalnej prasie pisano później o jego rzekomo jedynie częściowym powodzeniu… Co warto podkreślić obok działaczy „Solidarności” uczestniczyli w nim nie tylko szeregowi członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale również jej władz np. egzekutyw zakładowych. W strajku brały też – co było nowością – powszechny udział szkoły wyższe, średnie, a nawet podstawowe.
W strajku uczestniczyli nie tylko szeregowi członkowie PZPR, ale również jej władz np. egzekutyw zakładowych. Brały w nim też – co było nowością – powszechny udział szkoły wyższe, średnie, a nawet podstawowe.
Jak informowało rządzących 28 marca 1981 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych: „Ze strajku wyłączone były placówki służby zdrowia, służby komunalne – z wyjątkiem komunikacji miejskiej, handel, służby energetyczne i elektrownie”. Po prostu „Solidarność” zadbała, aby jej protest był jak mniej odczuwalny dla Polaków… Wracając do oceny (informacji) MSW, to dalej można w niej przeczytać: „W strajkujących zakładach pracy nie wystąpiły w zasadzie akty naruszania ładu, porządku i dyscypliny. Porządku pilnowały straże robotnicze”. I dalej: „Zanotowano sporadyczne przypadki utrudniania pracy osobom, które nie przystąpiły do strajku. Zdarzały się także nieliczne przypadki zajmowania pomieszczeń administracji zakładowej (m.in. w stołecznym MZK) i uniemożliwiania jej funkcjonowania”. Najpoważniejszym incydentem w zakładach pracy była – przynajmniej według Rakowieckiej – próba zajęcia wydziału pracującego na potrzeby wojska oraz pomieszczeń kancelarii tajnej w Zakładach Radiowych im. Kasprzaka w Warszawie. W tym zresztą wypadku wystarczyło wystawienie wartowników.
W ramach protestu niektóre ośrodki telewizyjne (m.in. w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie i Wrocławiu) emitowały plansze przygotowane przez działaczy związku. Tak też było w Łodzi. Jak zapisał Benedykt Czuma, w tym czasie doradca łódzkiej „Solidarności”: „Władze w tym czasie kolportowały również ulotki straszące łodzian: >>Czy jeszcze raz ma się sprawdzić przysłowie – mądry Polak po szkodzie, dla kogo chcesz strajkować<< i drugą straszącą matki, że ich dzieci będą głodne, bo strajk zmniejszy produkcję chleba, masła, mleka i mąki”. I – jak komentował: „Była to informacja nieprawdziwa, gdyż producenci artykułów żywnościowych, zgodnie z instrukcją strajkową, nie przerywali pracy”.
W tym czasie w Polsce trwały manewry wojsk Układu Warszawskiego pod kryptonimem „Sojuz 81”, wykorzystywane zresztą przez władze PRL, na których prośbę zostały przedłużone, do nacisku na związek i jego liderów.
O czym była już mowa do strajku przyłączyły się również uczelnie wyższe, głównie z Bydgoszczy, Gdańska, Krakowa, Olsztyna, Poznania, Szczecina i Wrocławia. Jak potem relacjonowały w rozmowie z pracownikiem konsulatu USA w Krakowie Cesarem Beltranem dwie studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego Elżbieta Stachura i Jolanta Mydlarczyk, uczelniana część protestu zakończyła się sukcesem. „Wszystkie uczelnie w Krakowie były zamknięte” – wskazywały. Nastawienie nie tylko tych studentek, ale również wielu działaczy i przywódców „Solidarności” doskonale oddaje ich stwierdzenie, odnotowane przez amerykańskiego dyplomatę: „Chociaż […] wyrażały zaniepokojenie aktualną sytuacją w Polsce, były również nieustraszone w swoim postanowieniu uczestniczenia w powszechnym strajku okupacyjnym zaplanowanym na wtorek 31 marca”.
W proteście – o czym już wspomniano – brały udział również szkoły, w tym podstawowe. Według danych MSW w Bydgoszczy, Gdańsku, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Warszawie i Wrocławiu. Przy czym zajęcia przerwano „w części szkół”, w klasach od piątej wzwyż. Według danych SB „Najintensywniej zjawisko to wystąpiło w Krakowie i objęło prawie 100% szkół”. W samym Ministerstwie Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki pracy nie przerwano, członkowie NSZZ „Solidarność” w ramach protestu ograniczyli się do noszenia biało-czerwonych opasek.
Mimo spokojnego przebiegu strajku ostrzegawczego – jak oceniano przy Rakowieckiej w jego wyniku rzekomo nastąpiło „dalsze pogorszenie nastrojów społecznych i wzrost napięcia politycznego”, a ponadto „widoczna jest psychoza zagrożenia konfrontacją” na linii władza – „Solidarność”. I dodawano, że „Notowane są wypowiedzi na temat przygotowania interwencji wojsk Układu Warszawskiego”. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że w tym czasie w Polsce trwały (od 16 marca 1981 r.) manewry wojsk Układu Warszawskiego pod kryptonimem „Sojuz 81”, wykorzystywane zresztą przez władze PRL, na których prośbę zostały przedłużone, do nacisku na związek i jego liderów.
Stanisław Kociołek: „Solidarność” potwierdziła tym strajkiem „sprawność organizacyjną i propagandową”. Natomiast aktyw partyjny czuje się jak balon o spuszczonym powietrzu. Partia jest rozbita, podzielona.
Do strajku odnieśli się oczywiście przywódcy rządzącej niepodzielnie w kraju partii. Podczas posiedzenia Biura Politycznego Komitetu Centralnego w dniu 27 marca I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania stwierdzał m.in.: „udział członków partii w strajku był powszechny”. I dodawał, że presja na tych, którzy strajkować nie chcieli „była ogromna”. W jego ocenie protest ten dla „Solidarności” miał być rzekomo „poligonem ćwiczebnym sprawności w zastępowaniu ogniw administracji państwowej (usuwanie dyrektorów z ich pomieszczeń, przejmowanie punktów łączności, kontrola przepustek itp.)”. Jak stwierdzał jego nowym elementem było „włączenie się młodzieży szkolnej, która często zamiast lekcji miała pogadanki okolicznościowe”. Z kolei Stanisław Kociołek oceniał, że związek osiągnął sukces „dzięki jasnej i konsekwentnie realizowanej linii destrukcyjnej. Odczuwa totalne poparcie dla swoich przedsięwzięć”. Jego zdaniem „Solidarność” potwierdziła tym strajkiem „sprawność organizacyjną i propagandową”. Jak dodawał: „Natomiast aktyw partyjny czuje się jak balon o spuszczonym powietrzu. Partia jest rozbita, podzielona, nieraz dziwnie”. Kania, dodawał, że obecny protest nie jest sytuacją nową – rzekomo o podobnym zasięgu miał być wcześniejszy strajk z 3 października 1980 r. Jak przy tym dodawał: „ten wywołuje większe emocje”, a także występuje w nim „wiele elementów nowych”, w tym m.in. „zademonstrowanie panowania nad środkami masowego przekazu (komunikaty radiowe, plansze w TV, opanowanie punktu nadawczego w P[ałacu] K[ultury] i N[auki])”. I konkludował, ignorując przebieg protestu: „To wszystko nie tyle świadczy o sile >>Solidarności<<, co o naszej słabości”.
Oczywiście I sekretarz KC PZPR nie miał racji – strajk ostrzegawczy z 27 marca 1981 r. był pokazem siły związku, a także poparcia Polaków – w tym członków, głównie szeregowych partii – dla niej. Nie dowiemy się nigdy, jak przebiegłby strajk generalny zaplanowany na dzień 31 marca i odwołany w wyniku tzw. ugody warszawskiej zawartej dzień wcześniej, ale bardzo prawdopodobne, że byłby kolejnym sukcesem związku. Pytanie tylko, na które nie znamy jeszcze dziś odpowiedzi, czy nie nazbyt kosztownym?
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: Muzeum Historii Polski