Tablicę upamiętniającą ofiary mordu dokonanego przez OUN-UPA w lipcu 1946 roku odsłonięto i poświęcono w niedzielę w Wołkowyi w Bieszczadach.
W nocy z 14 na 15 lipca 1946 roku dowodzona przez Wasyla Szyszkanynca "Bira" sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii wraz z bojówkami Służby Bezpieczeństwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jego aktywem cywilnym zaatakowała placówkę Wojsk Obrony Pogranicza oraz posterunku MO w Wołkowyi w Bieszczadach.
Atakując broniących się żołnierzy WOP i milicjantów banderowcy zamordowali ok. 16 osób, w tym dwoje dzieci.
Jak zaznaczył historyk z Instytutu Pamięci Narodowej Artur Brożyniak, "mord na Polakach w Wołkowyi należy uznać za część ludobójstwa ukraińskich nacjonalistów".
Przypomniał, że od początku 1944 roku w Bieszczadach, a także m.in. na pogórzach Przemyskim i Dynowskim banderowcy rozpoczęli przeprowadzenie czystek etnicznych.
"W pierwszej kolejności miano mordować znanych Polaków; tych, którzy mogli stanowić niebezpieczeństwo dla utworzenia państwa ukraińskiego. Ukraińcy chcieli na tym terenie utworzyć jednolite pod względem narodowym państwo" – wyjaśnił Brożyniak.
Ukraińscy nacjonaliści zakładali, że pewną część Polaków zamordują, a reszta ucieknie. Te działania rozpoczęły się wiosną 1944 roku, a nasiliły się w lecie tego roku; głównie w lipcu, sierpniu i wrześniu.
W odpowiedzi Polacy z okolic Wołkowyi utworzyli oddział samoobrony, która podporządkowała się działającemu w Bieszczadach oddziałowi partyzantki sowieckiej. Dowódca tego zgrupowania, Polak z Polesia Mikołaj Kunicki, zagroził banderowcom akcjami odwetowymi. To zapobiegło kolejnym masowym zbrodnią na polskiej ludności w tym rejonie.
Po przejściu frontu, w jesieni 1944 roku aktywność ukraińskich nacjonalistów chwilowo osłabła.
"Banderowcy wrócili wiosną 1945 roku i podjęli działania zaczepne. Natomiast Wojsko Polskie na ten teren przybyło dopiero w lecie tego roku. Żołnierzy było za mało, żeby bronić wszystkich mieszkańców" - wyjaśnił Brożyniak.
31 grudnia 1945 roku UPA wykorzystując podstęp napada na posterunek milicji w Wołkowyi i przejęła kontrole nad terenem. Wielu Polaków, milicja i administracja gminy uciekła do Leska.
Sytuacja zmieniła się w maju 1946 r. W Wołkowyi powstała placówka WOP; liczyła ponad 150 żołnierzy. "To dawało stabilizację, a do wioski przybywali Polacy i Ukraińcy zagrożeni terrorem banderowców" – mówił historyk.
Na początku lipca banderowcy napadli na Terkę i uprowadzają pięć osób; czterech Ukraińców i Polaka. Wśród nich są członkowie rodziny, ojciec i brat współpracującego z WOP ukraińskiego przewodnika. Akcja była odwetem za jego działalność.
Przewodnik wymusza na żołnierzach wzięcie zakładników z rodzin funkcyjnych członków OUN w Terce. Chce doprowadzić do zwolnienia uprowadzonych. W odpowiedzi banderowcy nie tylko nie zwalniają, ale mordują ich manifestacyjnie.
"Kiedy wiadomość dociera do Wołkowyi, pod nieobecność dowódcy, przewodnik wymógł na żołnierzach zastrzelenie zakładników. On też brał osobiście brał udział w zbrodni. Zginęło ok. 30 osób. To była samowola" – mówił Brożyniak.
Wydarzenia z Terki miejscowe kierownictwo OUN wykorzystało jako pretekst do ostatecznego zniszczenia Wołkowyi. W nocy z 14 na 15 lipca UPA napada na Wołkowyję; celem było zniszczenia garnizonu WOP i wymordowanie ludności.
Mimo ponad dwukrotnej przewagi liczebnej banderowcy muszą się wycofać nad ranem. Mordują jednak 15 osób cywilnych, w tym dwoje dzieci. W walach ginie także oficer WOP.
"Atak na Wołkowyję w lipcu 1946 roku był ostatnim napadem, kiedy banderowcy uważali, że uda im się zniszczyć cały wojskowy polski garnizon. Jednak kres ich zbrodniczej działalności położyła dopiero operacja +Wisła+ w 1947 roku" – zauważył historyk.
W uroczystości odsłonięcia tablicy udział wzięli m.in. dyrektor oddziału IPN w Rzeszowie i wójt gminy Solina Adam Piątkowski.(PAP)
Autor: Alfred Kyc
kyc/ jann/