W oddziale Instytutu Pileckiego w Berlinie prezentowana jest wystawa o rzezi mieszkańców warszawskiej Woli w 1944 roku, ale także o braku rozliczeń zbrodniarzy w Niemczech po drugiej wojnie światowej. Ekspozycja zwraca uwagę na postać dowodzącego mordującymi cywili oddziałami Heinza Reinefartha, który po wojnie zrobił karierę polityczną i nigdy nie został ukarany za zbrodnie.
Podczas otwarcia wystawy dyrektor centrali Instytutu Pileckiego w Warszawie prof. Magdalena Gawin przypomniała postać Reinefartha. Dowodzone przez niego oddziały zamordowały na Woli ok. 50 tys. osób. Szefowa Instytutu Pileckiego zacytowała słowa Reinefartha, który skarżył się, że nie ma więcej amunicji, żeby rozstrzeliwać. Po wojnie zrobił karierę polityczną. Nie poniósł żadnej kary. Przypomniała także wstrząsającą historię ocalałej z rzezi Wandy Lurie. "Mam nadzieję, że pewnego dnia ta historia z Powstania Warszawskiego trafi do niemieckich podręczników" - powiedziała prof. Gawin.
Ambasador RP w Berlinie Dariusz Pawłoś przypomniał o wszystkich cywilnych ofiarach Powstania Warszawskiego i zwrócił uwagę, że jest to zbrodnia bez zadośćuczynienia, a jej sprawcy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.
Szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie Hanna Radziejowska przypomniała, że od lat zajmuje się tematem rzezi Woli. "Ta masakra na ludności cywilnej Woli w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego jest jedną z największych zbrodni na polskiej ludności cywilnej podczas drugiej wojny światowej". Odpowiedzialnym za to był generał SS Heinz Reinefarth. "Za rzeź woli nikt nie został ukarany" - podkreśliła.
"Dla mnie historia Reinefartha i ludobójstwa Woli jest bardzo dobrym przykładem problemów i wyzwań w niemiecko-polskich stosunkach" - mówiła Hanna Radziejowska.
Dyrektor berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego zwróciła uwagę, że do tej pory nie ma w Berlinie pomnika polskich ofiar niemieckiej okupacji. "Dyskusje trwają, ale pomnika nie ma". Podkreśliła, że rodziny ofiar masakry nie doczekały się sprawiedliwości, nie otrzymały odszkodowań, a zbrodnie nie zostały ukarane.
Podkreśliła też współpracę z landem Szlezwik-Holsztyn, gdzie lokalni politycy zdecydowali się po latach zmierzyć z historią. "To światełko w tunelu".
Hanna Radziejowska zauważyła także, że "w niemieckich podręcznikach nie ma nic o rzezi Woli, szkoły ciągle za mało uczą o niemieckiej okupacji w Polsce". Ta sytuacja musi się zmienić.
Głos podczas otwarcia wystawy zabrali także Michał Mioduszewki z Wolskiego Centrum Kultury oraz Ole Fischer z Landesarchiv Schleswig-Holstein, który m.in. podziękował Instytutowi Pileckiego za podjęcie tematu i wyraził satysfakcję, że Landesarchiv mogło wnieść swój wkład, aby historię Reinefartha i jego ofiar można było pokazać także w Berlinie.
Michał Mioduszewski pełnomocnik dyrektora ds. programowych Wolskiego Centrum Kultury powiedział PAP, że "pierwsza prezentacja wystawy odbyła się przy ulicy Górczewskiej, w tej okolicy, gdzie wydarzyła się najtrudniejsza część historii rzezi Woli, epicentrum tych wszystkich zdarzeń". Tam Wolskie Centrum Kultury ma swoją siedzibę, "to miejsce, w którym wciąż pracujemy z historią (...). Pracujemy też nad tym, żeby stworzyć warunki do tego, abyśmy potrafili zrozumieć w jakiej jesteśmy sytuacji". Bo rzeź to nie była tylko strata materialna i ogromne zniszczenia, śmierć wielu osób, "była to także śmierć i zniszczenie ciągłości kultury, lokalnej historii. Kiedy zginęli wszyscy praktycznie w jednym momencie, zginęła też lokalna tradycja, historia mówiona, kultura miejsca" - zwrócił uwagę.
Zapytany, co oznacza dla niego fakt, że teraz ta wystawa jest pokazywana w Berlinie Michał Mioduszewski stwierdził: "Jestem wzruszony". Wcześniej wystawa była pokazywana w Szlezwiku, "tam film naszej produkcji był prezentowany przez całą wystawę i tam też widziałem reakcje osób, które oglądały, przysłuchiwały się" pokazywanym historiom m.in. Wandy Lurie. "Tutaj w Niemczech już po kilku rozmowach z osobami, które mnie zapytały o różne rzeczy jestem wzruszony, jest mi z jednej strony miło, z drugiej jestem kolejny raz wstrząśnięty tą historią".
"Myślę, że każda tego typu prezentacja, merytoryczna opowieść nie oparta na pretensjach i nieagresywna przyczynia się do tego, że zrozumienie (w Niemczech) jest coraz większe, że ta historia dociera" - powiedział PAP Michał Mioduszewski.
"Trzeba podkreślić, że wystawa w znacznej mierze jest efektem wieloletnich badań dyrektorki berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego Hanny Radziejowskiej, powstała też dzięki inicjatywie dyrektorki centrali Instytutu Pileckiego w Warszawie prof. Magdaleny Gawin" - mówił PAP rzecznik berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego Patryk Szostak na kilka dni przed otwarciem wystawy. "Pojawiło się wiele nowych dokumentów".
Wystawa "zawiera też dokumentację śledztwa: pokazuje, dlaczego nie udało się ukarać Reinefartha i że nie było to spowodowane brakiem dowodów lub zbyt skomplikowanymi procedurami prawnymi albo innymi obiektywnymi trudnościami" - powiedział Patryk Szostak. "Wynikało to z braku woli politycznej i atmosfery w społeczeństwie oraz w niemieckim wymiarze sprawiedliwości w tamtym okresie".
Rzecznik powiedział, że "Reinefarth po karierze politycznej wrócił do zawodu adwokata bez żadnych dodatkowych pytań, na przykład kodeks etyczny zawodu adwokata nie odegrał tu żadnej roli. Umarł otoczony szacunkiem jako porządny obywatel, jako uznany reprezentant elity niemieckiej". Dodał też, że "nie jest to oczywiście jedyny przykład tego typu, raczej jest to bardzo wymowny szczyt góry lodowej".
Rzeź mieszkańców stołecznej Woli trwała od 5 do 7 sierpnia 1944 r. W masowych egzekucjach zginęło - według różnych szacunków - od 40 do 60 tys. mieszkańców dzielnicy. Ludność była rozstrzeliwana, a ciała zabitych palono. Eksterminacja na dużą skalę zakończyła się 7 sierpnia, jednak w mniejszym stopniu trwała aż do 12 sierpnia, kiedy dowodzący operacją tłumienia Powstania Warszawskiego gen. Erich von dem Bach-Zelewski wydał zakaz mordowania ludności cywilnej. Po wojnie żaden z wykonawców tej zbrodni nie poniósł odpowiedzialności.
Instytut Pileckiego w Berlinie przygotował wystawę we współpracy z Landesarchiv Schleswig-Holstein, polskim Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wolskim Centrum Kultury i Kolonią Wawelberga. Wystawa będzie prezentowana do 15 października.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ tebe/