Zdjęcia jednego z najważniejszych fotoreporterów Powstania Warszawskiego, autora ikonicznej fotografii bombardowanego Prudentialu i kadrów z życia powstańczej stolicy - Sylwestra “Krisa” Brauna - będzie można zobaczyć od wtorku (30 lipca) na wystawie w Muzeum Warszawy oraz w towarzyszącym jej albumie.
"Sylwester +Kris+ Braun to jeden z najważniejszych fotoreporterów Powstania. Uważa się, że jego kolekcja obejmująca 1538 negatywów jest najciekawszą, najbardziej pełną dokumentacją sierpniowego zrywu. Osoby interesujące się fotografią powstańczą znają oczywiście jego nazwisko, a wielu, nawet go nie kojarząc, rozpoznaje jego słynny kadr wybuchu pocisku z ogromnego niemieckiego moździerza oblężniczego, który eksploduje na Prudentialu. To bardzo znane zdjęcie, uznawane za jedno z najbardziej ikonicznych" - opowiadał PAP kurator wystawy "Sylwester +Kris+ Braun. Fotograf od powstania" i współautor albumu, Piotr Głogowski.
Na wystawie znajdzie się ok. 60 zdjęć Brauna, na których uwiecznił codzienność powstańczej stolicy. To zdjęcia ze Śródmieścia Północnego i Południowego. "Zachował się też fragment rolki z Czerniakowa, gdzie fotograf dotarł w ostatniej chwili, myślał by przejść na Starówkę, ale to było bardzo trudne, więc tylko fotografował z dachu łuny pożarów nad nią. Chodził swoimi utartymi ścieżkami, powstańcy go rozpoznawali, miał zaprzyjaźnione oddziały, którym przynosił wiadomości z miasta, pokazywał zdjęcia" - relacjonował Głogowski.
Piotr Głogowski: Sylwester Braun pracował w Biurze Planowania Miasta, jednak podczas okupacji zrezygnował z posady w magistracie, nie chcąc pracować dla Niemców, zrobił papiery mistrzowskie i zajął fotografią portretową. Był oczywiście też zaangażowany w konspirację.
"Obserwujemy też dużą zmianę jeżeli chodzi o treść fotografii. Sierpień to tematyka bardziej na potrzeby gazetek i prasy powstańczej - barykady, momenty triumfu jak zdobycie transportera na Tamce, jakieś drobne radości, spotkania. Natomiast we wrześniu, kiedy sytuacja była już bardzo trudna, jego zdjęcia stają się dokumentacją zniszczeń. Ale nie jak wcześniej, kiedy fotografował każdą kamienicę trafioną pociskiem. We wrześniu Braun wchodząc na wysokie punkty starał się uwieczniać szerokie panoramy, pokazać zagładę całego miasta" - zaakcentował Głogowski.
Ekspozycja ma też oddawać reportażowy charakter prac Brauna. "Pokazujemy więc takie cykle, obejmujące zazwyczaj trzy kadry, które próbują opowiadać jakąś historię na gorąco chwytaną w czasie sierpnia i września 1944 r. Choć wystawa dotyczy oczywiście powstania, odchodzimy jednak raczej od takiej typowej opowieści, czym było, na rzecz tego, czym jest sama fotografia i jaką rolę mogła wówczas pełnić, jakie miało znaczenie uwiecznianie tego wszystkiego. Czyli przyjęcie takiej perspektywy bardzo biograficznej, osobistej, subiektywnej nawet i próba przełożenia tego na tworzenie opowieści o zrywie. To też staranne, pięknie skomponowane kadry wskazujące na świetny warsztat techniczny autora" - podkreślił Głogowski.
Jak zaznaczył, historia życia i kolekcji Sylwestra Brauna jest bardzo ciekawa. Urodzony w Warszawie fotograf z wykształcenia był geodetą. "Pracował w Biurze Planowania Miasta, jednak jego prawdziwą pasją była fotografia. Sam pracował nad zdjęciami w domowym zaciszu, gdzie miał ciemnię. Podczas okupacji zrezygnował z posady w magistracie, nie chcąc pracować dla Niemców, zrobił papiery mistrzowskie i zajął fotografią portretową. Był oczywiście też zaangażowany w konspirację. Nie zrobił jednak kariery portrecisty, bo wybuchło Powstanie. Chwycił aparat i ruszył na miasto. Oczywiście musiał mieć zezwolenie, więc udał się do Biura Informacji i Propagandy AK, a ponieważ był pamiętany jako fotograf, który robił zdjęcia zniszczonej Warszawy w 1939 r., otrzymał taką legitymację” - mówił Głogowski.
Wystawa przywołuje także postać asystentki Brauna, Berty Weissberger. "To takie nasze swego rodzaju odkrycie w związku z pracą nad nim, ponieważ on nigdy o niej nie wspominał. Udało nam się dotrzeć do Berty, obecnie Betty Lauer, która ma 98 lat i mieszka w Stanach Zjednoczonych. Dużo rozmawialiśmy, a w czerwcu przyjechała do Polski i odwiedziła nasze muzeum. W USA w 2004 r. opublikowała swoje wspomnienia wojenne, jednak amerykański wydawca z uwagi na jakieś kwestie prawne kazał zmienić imię i nazwisko Sylwestra Brauna, który występuje tam jako Stefan Broda, ale ze zdjęć i różnych faktów jest jednoznaczne, że chodzi o Brauna” - wskazał Głogowski.
"Oni poznali się latem 1943 r. i zaczęli spotykać. Braun trochę jej pomagał, bo ukrywała się razem z matką na aryjskich papierach i pracowała dorywczo starając przetrwać okupację. Po wybuchu powstania podobnie jak cała ludność cywilna większość czasu spędzała ukrywając się w piwnicach. Dla młodej osoby takie przymusowe zamknięcie było bardzo frustrujące, więc Braun zaproponował, by mu towarzyszyła w wędrówkach z aparatem po mieście. I ta możliwość wychodzenia, fotografowania wyzwolonego przez powstańców Śródmieścia, na co otrzymali przepustki, była dla niej namiastką wolności” - zauważył.
"Pytałem, czy rozpoznaje, które konkretnie zdjęcia ona robiła, ale po tylu latach nie była niestety w stanie sobie przypomnieć. W wielu sytuacjach byli razem, ale nie pamięta, które z nich fotografowało, zresztą też powiedziała, że nie chce w żaden sposób dochodzić części praw autorskich. Natomiast dla nas jest to istotna informacja, że musimy na ten zbiór patrzeć nieco innym okiem, że potencjalnie może mieć współautora" - powiedział Głogowski.
Jak przypomniał, Braun opowiadał, że w tamtym okresie wykonał 3 tys. zdjęć, jednak zachowało się tylko 1538. "I właściwie nie było do końca wiadomo, co się stało z resztą. Braun nigdy wyraźnie nie powiedział w jaki sposób zaginęły, przechodził nad tym do porządku dziennego, co było tym bardziej zaskakujące, że całe życie bardzo pilnował swojej kolekcji. I dzięki relacjom Berty udało się rozwikłać tę zagadkę. Otóż znaczna część filmów Brauna nie została już nawet wywoływana we wrześniu 1944 r. Po upadku Powiśla, gdzie miał swoje mieszkanie i laboratorium, przeniósł się na Marszałkowską 53a, gdzie Berta mieszkała w czasie okupacji. I tam w piwnicy kamienicy zakopali ukryte w słojach wszystkie filmy i aparaty fotograficzne" - mówił.
"Po upadku Powstania ksiądz zgodził się im wystawić fałszywe zaświadczenie o ślubie, bo była pogłoska, że rodziny nie będą przez Niemców rozdzielane, tylko trafią do jednego obozu. Wyszli razem z cywilami z miasta, transport, którym byli przewożeni, jechał długo przez Niemcy, aż zatrzymał się pod granicą holenderską, a podczas alianckich bombardowań niemieccy strażnicy uciekli. Berta urodziła się w Zabrzu, mówiła dobrze po niemiecku i udało się od zajętych zbliżającym się końcem wojny Niemców uzyskać dokumenty umożliwiające podróż do Katowic. Tam się zatrzymali, prowadzili nawet przez chwilę zakład fotograficzny, przeczekali przejście frontu i pierwszym możliwym transportem wrócili do Warszawy" - opowiadał Głogowski.
Jak relacjonował, nie bez trudności odnaleźli ruiny właściwej kamienicy, wydobyli ukryte filmy i aparaty. "Nie mieli jednak możliwości zostania w mieście, czy nawet zatrzymania się gdzieś, pozałatwiali więc swoje sprawy i postanowili uciekać do Szwecji, w związku z czym udali się na Wybrzeże. W Sopocie współprowadzili przez jakiś czas studio fotograficzne. Braun m.in. robił dokumentację w obozie w Stutthofie, ale cały czas szukali kontaktu do marynarzy, którzy by ich mogli przeszmuglować do Szwecji" - powiedział Głogowski.
Udało się w 1946 r. "Uciekali w dwóch turach. Najpierw matka Berty z kucharką pracującą na szwedzkim statku. Miesiąc później Braun z Bertą szmuglowani przez siostrzeńca kucharki. Przemytnicy ciągle żądali więcej pieniędzy i domagali się, by brali jak najmniej bagażu. Dlatego Braun podzielił kolekcję na dwie części. Część negatywów zabrała matka Berty, ale ponieważ straż graniczna pilnowała wejścia na pokład, kucharka najpierw sama przeszła z bagażami, potem wprowadziła i ukryła matkę. Później, jak było przeszukanie statku, kucharka twierdziła, że bała się rewizji i wyrzuciła bagaż do morza. Oni jednak podejrzewali, że po prostu zabrała cenne rzeczy, a resztę mogła faktycznie wyrzucić. I tak przepadła połowa kolekcji, jednak Braun nigdy o tym publicznie nie mówił" - zaznaczył Głogowski.
"Berta chciała jechać z matką dalej, do Stanów Zjednoczonych, gdzie przed wojną uciekł jej ojciec, jednak nie zdążył ich wtedy ściągnąć, a po wojnie przysłał im na szwedzkie konto pieniądze, by umożliwić wyjazd. Braun jednak nie skorzystał z tej opcji i został w Szwecji prowadząc działalność fotograficzną. W latach 50. na jednym ze spotkań Polonii w Sztokholmie poznał Joannę, byłą więźniarkę Ravensbrueck, która przyjechała w ramach akcji Czerwonego Krzyża, by dochodzić do zdrowia i została dzięki fikcyjnemu małżeństwu ze Szwedem. W 1958 r. wzięli ślub, a ponieważ studio Brauna miało problemy, postanowili wyjechać do Stanów. Tam już nie pracował jako fotograf, znalazł posadę inżyniera w firmie elektronicznej, dobrze zarabiał, kupił dom w San Pedro w Kaliforni" - relacjonował Głogowski.
Jak podkreślił, Braun dość szybko po wojnie starał się rozpropagować swoje zdjęcia - najpierw jeszcze w Polsce, a później już będąc w Stanach próbował zainteresować nimi polskie środowisko. "Jednak bez specjalnego odzewu. W 1971 r. wydał własnym sumptem, w niewielkim nakładzie dwie teczki po 12 wybranych przez siebie prac. Próbował je trochę sprzedawać, kolportować wśród Polonii, ale ze średnim sukcesem. Jedną wysłał w 1974 r. do ówczesnego Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, dziś Muzeum Warszawy, proponując zorganizowanie wystawy na 30. rocznicę Powstania. Pomysł padł jednak zbyt późno, w związku z tym nie było to możliwe" - wskazał Głogowski.
"Ale traf chciał, że Wacław Nowowiejski, też powstaniec, dziennikarz +Kuriera Polskiego+ wyjechał w 1978 r. na stypendium do USA i pisząc pracę o polskich żołnierzach emigrantach spotkał się z kombatantem, który mu pokazał teczkę wydaną przez Brauna. Nowowiejski strasznie się tymi zdjęciami zainteresował, odszukał autora, pojechał do niego do Kaliforni, całą noc oglądał fotografie i wracając do Polski powiedział, że zrobi wszystko, by tę kolekcję pokazać w Warszawie. Po powrocie namówił redakcję by zorganizować akcję poszukiwania autora znanego zdjęcia wybuchu pocisku na Prudentialu" - powiedział Głogowski.
“No i oczywiście okazało się, że fotograf się odnalazł, ma wspaniałe zdjęcia i w 1979 r. zorganizowali mu pierwszą wystawę w Klubie Dziennikarza na Foksal, która cieszyła się ogromną popularnością. Od początku też zamiarem Brauna było ofiarowanie kolekcji jakiejś instytucji i w 1981 r. przekazał ją naszemu muzeum i stwierdził wówczas, że jego misja dobiegła końca. Od tego czasu opiekujemy się tym zbiorem, jest już starannie opracowany, a w 2020 r. cała kolekcja trafiła do naszego katalogu on-line" - wyjaśnił Głogowski.
Po 1981 r. Braun mieszkał nadal w Kalifornii, ale często przyjeżdżał do Polski. "Były kolejne wystawy, albumy, z powstańczymi fotografiami jeździł po całym świecie. Przekazał też do naszego muzeum kolejne zdjęcia wykonywane w 1945 r. po wyzwoleniu, potem fotografie z lat 80. powstałe podczas przyjazdów do kraju. Ostatnie przekazane zdjęcia były już kolorowe, Warszawy z lat 90. po transformacji, kiedy przyjeżdżał i jak turysta fotografował zmieniające się miasto. Chorował na nowotwór, wcześniej kupił tu mieszkanie, w którym się zatrzymywał podczas wizyt i wiedząc, że to już jego ostatnie dni, przyjechał i w Warszawie zmarł w 1996 r." - mówił Głogowski.
Wystawie towarzyszy album, w którym znajdzie się ponad 200 zdjęć głównie z 1944 r. oraz wybór wycinków z gazet i fragmentów korespondencji. "Jest wiele publikacji opowiadających o powstaniu, dlatego chcieliśmy się tu pochylić nad perspektywą robienia zdjęć podczas zrywu i patrzenia na to przez różny pryzmat. W albumie zamieszczamy cztery teksty, mój dotyczy biografii. Przede wszystkim starałem się zastanowić, ile w tej legendzie Brauna, którą sam trochę +pompował+, jest prawdziwego człowieka. Zwłaszcza biorąc pod uwagę kwestie związane z Bertą i innymi zagadnieniami, które z różnych względów przemilczał" - zauważył Głogowski.
Drugi tekst, Tomasza Stempowskiego dotyczy roli fotografii w czasie Powstania. "Tego, dlaczego wykonywano zdjęcia, kto je robił, jakie otrzymywał zadania, czemu to miało służyć. Trzeci, autorstwa Tomasza Szerszenia opowiada o takiej ikoniczności, uniwersalnym zadaniu, które spoczywa na roli, osobie fotoreportera wojennego. Zamykającym album jest tekst Iwony Kurz, która zastanawia się jak współcześnie ikonografia Powstania Warszawskiego, ikonografia Brauna funkcjonuje w przestrzeni społecznej, kulturowej" - dodał autor albumu.
Ekspozycja będzie czynna do 29 grudnia. (PAP)
autorka: Anna Kondek-Dyoniziak
akn/ aszw/