Dawniej w wigilię Nowego Roku urządzano adekwatną do Wigilii wieczerzę, ale nie było tak hucznych zabaw – one zaczęły się rozpowszechniać w miastach w II poł. XIX w. – powiedziała kustosz Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie Małgorzata Oleszkiewicz.
W rozmowie z PAP etnograf zwróciła uwagę, że kiedyś dzień 31 grudnia określało się „wigilią Nowego Roku”. Nowy Rok – podkreśliła – był wpleciony w cykl obchodów świąt Bożego Narodzenia, które kiedyś świętowano od wigilii 24 grudnia do Trzech Króli 6 stycznia.
"Mówiło się +po świętach+, czyli po święcie Trzech Króli"– zaznaczyła Oleszkiewicz.
Jak opisywała, część zwyczajów praktykowanych w wigilię Nowego Roku było powtórzeniem zwyczajów z wigilii Bożego Narodzenia. 31 grudnia, w "szczodry wieczór" urządzano np. obfitą wieczerzę adekwatną do tej z 24 grudnia, tylko już nie postną, ale także prognozującą dostatek w nowym roku.
"Ludzie się spotykali, ale nie urządzano tak hucznych zabaw, takich jakie my w tym momencie znamy" – mówiła. Jak zaznaczyła, "ten zwyczaj zaczął upowszechniać się w miastach dopiero w II poł. XIX w., kiedy urządzano zabawy sylwestrowe, bale, reduty, które rozpoczynały okres karnawału".
Wśród najpopularniejszych zwyczajów noworocznych etnograf wymieniła wróżby, które niejednokrotnie były powtórzeniem wróżb z wigilii Bożego Narodzenia, szczególnie wróżby matrymonialne, więc dziewczęta m.in. liczyły kołki w płocie, ustawiały buty w kierunku drzwi czy nasłuchiwały, z którego kierunku zaszczeka pies. W dzień Nowego Roku, 1 stycznia, w Krakowie i okolicach wynoszono w pole sporządzone w wigilię Bożego Narodzenia słomiane kopy, aby zapewnić sobie dobre plony. Obserwowano też pogodę, ponieważ "gdy na Nowy Rok jasno, to w stodołach będzie ciasno".
Do noworocznych zwyczajów zaliczyć można również zabawy organizowane przez cały karnawał. "Takie maskarady związane z przebieraniem się odbywały się już od św. Szczepana – po wsiach chodzili kolędnicy, przebierańcy, których obrzędowym atrybutem były maski, pozwalające im przeistoczyć się w postaci z innego świata" – opisywała kustosz.
Noworoczni kolędnicy – opisywała etnograf – byli różnie nazywani, m.in. jako "droby", a np. w Żywcu byli to "jukace", a w jego okolicach – "dziady". "Wpadali oni całą grupą do zagrody robiąc wiele hałasu – strzelając batami, dzwoniąc dzwonkami" – mówiła Oleszkiewicz.
Jak wyjaśniła, hałas czyniony przez kolędników był potrzebny – miał rozproszyć ciemności, wywołać zmianę, odpędzić wszelkie zło i sprowadzić dobry początek nowego roku. „Dziś hałas czyniony niegdyś przez kolędników zastępuje nam huk strzelających korków szampana i fajerwerków” – podsumowała etnograf. (PAP)
Autorzy: Beata Kołodziej, Katarzyna Szydłowska-Greszta
bko/ksz/