W trakcie Powstania Warszawskiego byłam łączniczką i pełniłam funkcję karmicielki. Zajęłam się karmieniem oddziału batalionu "Iwo" mjr. Jerzego Antoszewicza ps. Iwo – mówi Danuta Rossman ps. Danka – uczestniczka Powstania Warszawskiego.
"Na początku Powstania był głód, bo nie było nic do jedzenia. W sklepach też było pusto. Właściwie to tych sklepów nie było. A ja byłam łączniczką i pełniłam także funkcję karmicielki. Zajęłam się karmieniem oddziału batalionu +Iwo+ mjr. Jerzego Antoszewicza ps. Iwo" – wspomina Danuta Rossman.
Powstańcy przyrządzali posiłki na kuchniach polowych.
"Przygotowywaliśmy takie kuchnie uliczne. Z kawałków drewna, którego było dużo, tworzyliśmy ogniska, na których stawialiśmy garnki otrzymane od cywilów. W garnkach przygotowywałam takie +psudozupy+ z tego, co miałam. Musiały być gęste i pożywne" – mówi pani Danuta.
Aby przygotować obiad dla żołnierzy, najpierw trzeba było zdobyć żywność.
"O takich podstawowych produktach, jak o chlebie, nie było nawet mowy. Głównie była taka nieczyszczona kasza +pluj+. Mówiło się +pluj+, bo trzeba było wydobyć to, co było w środku, a resztę wypluć. Czasem zdarzało się, że nie miałam z czego ugotować zupy, a jedyną rzeczą, jaką miałam, był cukier w kostkach, który rozdawałam żołnierzom. Dopiero później pozyskiwaliśmy jedzenie od ludności cywilnej. Każdy przekazywał nam to, co miał w domu" – dodaje Danka.
Zdaniem Danuty Rossman w życiu ważna jest rodzina, ale też przyjaciele.
"W trakcie Powstania jak zawsze najważniejsi byli dla mnie przyjaciele. Wielu ich straciłam podczas Powstania, dlatego mają dla mnie tak dużą wartość. Na każdym spotkaniu z młodzieżą powtarzam, żeby pilnowali swoich przyjaciół, bo rodzina to jedna część życia, a druga to są przyjaciele" – przekonuje "Danka".
Danuta Rossman ps. "Danka", członkini Szarych Szeregów, adiutantka Tadeusza Zawadzkiego "Zośki", łączniczka w harcerskim batalionie "Zośka". Była żoną Jana Rossmana ps. "Kuna" - oficera w batalionie "Zośka", członka Głównej Kwatery Szarych Szeregów.
Paulina Kościółek
pak/