To, że mamy współcześnie dynamiczną polszczyznę, zawdzięczamy talentowi Mickiewicza – mówi PAP prof. Maria Prussak, literaturoznawczyni z Instytutu Badań Literackich PAN. 220 lat temu, 24 grudnia 1798 r. w Zaosiu koło Nowogródka, urodził się Adam Mickiewicz.
PAP: Co wyróżnia Adama Mickiewicza spośród pozostałych wieszczów narodowych?
Prof. Maria Prussak: Adama Mickiewicza wyróżnia przede wszystkim to, że był on pierwszym poetą, który zaczął tworzyć już po rozbiorach z pełną świadomością tego, że język polski jest zagrożony. W kraju podzielonym pomiędzy trzy różne zabory, gdzie w szkołach z jednej strony panował język niemiecki, a z drugiej rosyjski, ochrona języka ojczystego była czymś, co miało zapewnić przetrwanie narodu polskiego.
Poprzednie pokolenie, czyli klasycy, próbowali skodyfikować normy językowe – usztywnić zarówno normę języka mówionego, jak i normę samej literatury. Odtwarzali reguły, które, jak im się wydawało, sprawią, że język przetrwa w nienaruszonej formie.
Polszczyźnie groziło wtedy to, że stanie się rodzajem łaciny, czyli martwej struktury zamkniętej w skodyfikowanej i niezmiennej formie. Mickiewicz miał jednak nieprawdopodobną świadomość tego, że jest to fałszywa droga. Rozbijał wszystkie normy, które klasycy konstruowali i próbowali zachować. W ten sposób narażał się na bardzo ostrą krytykę.
PAP: Jakie zarzuty stawiano Mickiewiczowi?
Prof. Maria Prussak: Wszystkie jego pierwsze utwory, czy tomik „Ballady i romanse”, wywołały furię. Stare pokolenie uważało, że Mickiewicz, wprowadzając elementy gwary białoruskiej czy języka potocznego, doprowadzi do zniszczenia tej szlachetnej polszczyzny, którą oni chcieli przechować.
Wszyscy nauczyliśmy się na pamięć lub przynajmniej przeczytaliśmy wiersz „Świteź”, który zaczyna się słowami: „Ktokolwiek będziesz w nowogródzkiej stronie, / Do Płużyn ciemnego boru / Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie”.
W tym fragmencie Mickiewicz zastosował pomieszanie trzech czasów. Z punktu widzenia norm klasycyzmu było to zbrodnią gramatyczną, a przecież ten utwór ostatecznie okazał się arcydziełem literatury, arcydziełem struktury poetyckiej.
To rozwiązanie Mickiewicz często stosował w swoich wierszach. „Sonety krymskie” również wywoływały furię. Poecie zarzucano, że ponownie miesza czasy gramatyczne, a także wprowadza orientalne słowa. Dzięki temu jednak udało mu się odtworzyć koloryt pejzażu, który opisuje.
Na marginesie powiem, że „Sonety krymskie” ukazały się w towarzystwie „Sonetów erotycznych”, które były bardzo frywolne i kwestionujące mit romantycznej miłości. Nawet taki krytyk, jak Maurycy Mochnacki, herold romantycznej krytyki literackiej, był śmiertelnie oburzony, że Mickiewicz – w końcu kochanek Maryli – nagle pozwolił sobie na taką frywolność i wzmianki o tylu kochankach.
Wracając jednak do sporu z klasykami, to Mickiewicz go wygrał. Miał on naprawdę bezbłędny słuch językowy, umiał wprowadzać nowe słowa i konstrukcje składniowe. Jego eksperymenty językowe sprawiły, że polszczyzna zachowała żywotność i dynamikę. To, że mamy współcześnie dynamiczną polszczyznę, nie ma wątpliwości, zawdzięczamy talentowi Mickiewicza.
PAP: Czy w twórczości Mickiewicza widać zmianę z chwilą, kiedy zdobył on ważną narodowo pozycję?
Prof. Maria Prussak: Historia Mickiewicza polega na tym, że z chwilą, kiedy zyskał on tak wielką rangę społeczną, miał poczucie, że nie może dawać do druku i upubliczniać utworów, które były zbyt prywatne. Czuł, że ciąży na nim obowiązek podejmowania tematów, które były ważne dla społeczności zniewolonej po Powstaniu Listopadowym oraz osób przebywających na emigracji, które były czasem bardzo pogubione w okrutnie trudnej sytuacji.
Z tego, co było czystą literaturą, nie miał zamiaru rezygnować. Nowych liryków prostu nie publikował, albo, co ciekawe, równolegle innego rodzaju teksty pisał po francusku. W języku francuskim pisał np. lekkie utwory, m.in. humorystyczne opowiadanie o Powstaniu Listopadowym lub groteskowy dialog z wojny krymskiej, na którą pojechał, a z której już nie wrócił.
Panuje przekonanie, że Mickiewicz po „Panu Tadeuszu” w zasadzie nie tworzył. To przekonanie jest jednak nieprawdziwe, ponieważ pisał z mozołem, bardzo starannie szukając formy wierszowanej, w taki sposób powstawało coś, co dzisiaj znamy jako „Bajki”, czyli „Żona uparta”, „Przyjaciele” czy „Lis i kozioł”.
Pisał również prywatne teksty bardzo nowoczesną, a nie tradycyjną, formą poetycką, ich również nigdy nie opublikował.
Wyjeżdżając na wojnę krymską, znaczną część tego, co miał w papierach, Mickiewicz niestety spalił. Nie wiemy, czy to, co się zachowało, posiadamy do dzisiaj przez pomyłkę, ponieważ Mickiewicz nie zauważył tych utworów, więc ich nie zniszczył. Co prawda nie zachowało się ich dużo, jednak są to wiersze, które brzmią jak współczesna poezja.
PAP: Czy utwory Mickiewicza, powstałe w rzeczywistości zaborów, mogą być nadal aktualne?
Prof. Maria Prussak: Myślę, że aktualność literatury nie polega tylko na tym, co jest jej treścią, tylko jak nazywamy różne rzeczy. Tego, jak Mickiewicz umiał znaleźć sposób nazywania różnych spraw, możemy się od niego nieustannie uczyć.
Mickiewicz umiał opisywać pejzaż, jak w „Świteziance”, w „Sonetach krymskich”, w „Panu Tadeuszu” oraz najróżniejsze stany emocjonalne. Przede wszystkim umiał jednak opisywać konflikt pomiędzy różnymi postawami, czyli coś, co nie do końca wydobywamy z jego twórczości. Nie był pisarzem ideologicznym, tylko pokazywał, jakie skutki wynikają z różnych wyborów, zarówno zwyczajnie romansowych, jak i tych politycznych.
Chociaż czytamy Mickiewicza jako twórcę, który proponował pewien sposób myślenia o narodowości, to myślę, że nie do końca tak jest. On po prostu widział różne postawy, wybory polityczne i społeczne, i łączył je w dramacie po to, aby pokazać, jak one się ze sobą spierają. Nie mówił, że należy robić jak ten czy tamten bohater, tylko wskazywał, że są różne wybory i różne skutki tych wyborów.
PAP: Czy coś z twórczości Mickiewicza nie zostało jeszcze opublikowane?
Prof. Maria Prussak: Właściwie wszystko zostało opublikowane. Wyjątek stanowią jego uwagi na stenogramach z wykładów w College de France, gdzie kilka zdań zostało dopisanych ręką Mickiewicza.
PAP: Czy wiemy, jak wydawcy pracowali nad utworami Mickiewicza?
Prof. Maria Prussak: W XIX wieku, kiedy odnajdywano bruliony niedokończonego utworu wybitnego autora, to pierwszy wydawca zawsze uważał, że musi nadać mu zamknięty kształt, aby czytelnicy łatwo to przyswoili. Wydawcy buszowali po rękopisach i wykrawali to, co uważali za stosowne.
W autografach Mickiewiczach znajdują się np. kleksy – poecie albo skapnął z pióra atrament, albo za szybko złożył kartkę i wtedy atrament się zamazywał. Przykładem może być karta z tzw. Lirykami lozańskimi, na której zachował się wiersz „Snuć miłość…”. W trzecim wersie jest ogromny kleks, więc nie wiemy, jak w oryginale wygląda to słowo. Czesław Zgorzelski uzupełnił je jednak jako „+rozkładać+ ją jak złotą blachę”. Patrząc na rękopis widzimy, że jest tylko „ros”, a potem tylko kleks. Mogło być przecież wszystko, chociażby „rozbijać”, „rozciągać”, „rozkuwać”, „rozwijać” i różni edytorzy różnie ten wers uzupełniali.
Wydawcy robili takie uzupełnienia po to, żeby czytelnik nie musiał się męczyć i domyślać, jakie słowo mogło tam być. Nie było wówczas takiego zwyczaju, aby stwierdzić, że nie da się przeczytać fragmentu ze względu na ułomność tekstu, żeby dać czytelnikom brulion i pogodzić się z tym, że nie został wykończony.
Dużo problemów z autografami Mickiewicza jest związane także z tym, że sporo kreślił on po tym, co napisał – nadpisywał kolejne wersy. To detektywistyczna praca, aby z tych kolejnych warstw spróbować odnaleźć akurat to słowo, które mógł wybrać Mickiewicz. To jest właściwie opowieść o tym, jak Mickiewicz szukał formy. Na przykładzie autografów „Dziadów” widać, jak cały czas pilnował metrum, a w środku wymieniał poszczególne słowa, jak ważną rolę w jego twórczości odgrywał słuch.
Inną sprawą są takie autografy, w których była strona zapisana właściwie jednym ciągiem, ale któremuś z wydawców przyszło do głowy, że są tam trzy różne wiersze, a nie jeden tekst, w którym toczy się wewnętrzny dialog. Na jednej kartce były np. dwa kawałki, a na marginesie trzeci, które są tak naprawdę całością, a funkcjonują jako trzy odrębne wiersze.
Historia edycji dzieł Mickiewicza polega na poprawianiu czegoś, co kolejne pokolenia wydawców uważały za błędy Mickiewicza wymagające korekty. Czasem takie działania doprowadzały do absurdów. Moja ulubiona anegdota, z którą próbuję walczyć, dotyczy „Pana Tadeusza” i opisu polowania oraz kłótni o Kusego i Sokoła. Mickiewicz napisał, że kiedy wyskoczył zając, pobiegły za nim psy i charty. Wydawcy uznali, że psy i charty są pomyłką Mickiewicza, a na pewno chciał on napisać „pył”. Od 1868 roku funkcjonuje ten fragment jako „pył i charty”. Tymczasem historycy języka mówią o tym, że w świadomości ówczesnych użytkowników języka były to dwa różne byty, a charty nie były zaliczane do gatunku psów. Można wskazać bardzo dużo zwrotów, gdzie psy i charty były wymieniane właśnie osobno.
Bardzo wiele jest takich przypadków w wydaniach Mickiewicza. Wydawca zamiast sięgnąć w głąb problemu i najpierw uwierzyć, że autor się nie myli, uznawał, że coś jest pomyłką i trzeba ją poprawić.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ ls/