Po 1926 r. zakładano, że Galicja i zachodni Wołyń staną się obszarem historycznego kompromisu, który pozostanie w granicach Polski, a na którym Polacy i Ukraińcy będą wzajemnie szanować swoje prawa – powiedział PAP prof. Włodzimierz Mędrzecki z Instytutu Historii PAN.
PAP: Po zawarciu traktatu ryskiego Józef Piłsudski powiedział do internowanych oficerów armii Petlury: „Ja was przepraszam, panowie, ja was bardzo przepraszam, tak nie miało być!”. Czy Ukraińcy odebrali pokój kończący wojnę z Sowietami jako zdradę sprawy o którą walczyli?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Pamiętajmy, że Ukraińcy bardzo różnie reagowali na współpracę z Polską. Podpisanie paktu Piłsudski-Petlura w kwietniu 1920 r. nie oznaczało, że całe ukraińskie spektrum polityczne przyjęło jego zapisy. Ukraińcy z Galicji Wschodniej, którzy budowali Zachodnioukraińską Republikę Ludową nie poparli rezygnacji z ziem na zachód od Zbrucza.
Od początku było jasne, że państwo ukraińskie mają zbudować Ukraińcy a nie Polacy. Gdyby zamiary Piłsudskiego i Petlury zostały uwieńczone sukcesem nie byłoby problemu traktatu ryskiego. Kłopot polegał na tym, że Ukraińcy nie poparli masowo budowy państwa ukraińskiego ze stolicą w Kijowie zajętym przez wojska polskie. Stąd nie można uznać zawarcia pokoju z Sowietami za zdradę. Piłsudski przepraszał raczej za rezygnację z dalszej współpracy, a nie niedotrzymanie zobowiązań.
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Przez całe dwudziestolecie międzywojenne znaczna część polskiej sceny politycznej – od endecji aż po prawe skrzydło obozu sanacyjnego nie traktowała Ukraińców jako równoprawnego narodu posiadającego własny program państwotwórczy. Postrzegano ich najczęściej jako grupę etniczną, Rusinów z odrębną, chłopską gwarą i barwną kulturą ludową.
PAP: Jak elity ukraińskie tłumaczyły sobie to, że chłopi nie poparli planów budowy niepodległej Ukrainy?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: W moim przekonaniu po załamaniu inicjatyw niepodległościowych z lat 1917-1921 ukraińskie elity nie wykonały rzetelnej analizy powodów niepowodzenia. Trzymano się twierdzenia, że bolszewicy przekupili chłopów obietnicą rozdania im ziemi, a następnie utrzymali swoje panowanie masowym terrorem. Było to możliwe dlatego, że poziom masowej świadomości narodowej nie osiągnął poziomu pozwalającego na wywalczenie niepodległości. Natomiast w Galicji o przegranej zadecydowała jedynie przewaga militarna Polaków.
PAP: Jak problem ukraiński postrzegali Polacy?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Przez całe dwudziestolecie międzywojenne znaczna część polskiej sceny politycznej – od endecji aż po prawe skrzydło obozu sanacyjnego nie traktowała Ukraińców jako równoprawnego narodu posiadającego własny program państwotwórczy. Postrzegano ich najczęściej jako grupę etniczną, Rusinów z odrębną, chłopską gwarą i barwną kulturą ludową.
Rozpowszechniona była opinia, że ukraińskość jest intrygą niemiecką i austriacką, która potem obróciła się również przeciwko Austro-Węgrom. Wedug niej „wykreowani” przez Austriaków Ukraińcy w czasie pierwszej wojny i rewolucji stali się narzędziem w rękach bolszewików i Niemców. Skądinąd w pierwszej połowie lat 20. XX wieku dochodziło do współpracy wywiadów sowieckich i niemieckich przy wspieraniu irredenty ukraińskiej na terenie Polski.
Natomiast środowiska, które rozumiały, że Ukraińcy są w pełni wykształconym narodem walczącym o emancypację były w II Rzeczypospolitej nieliczne. Należeli do nich socjaliści, lewica i centrum piłsudczykowskie oraz część konserwatystów. Właśnie z tych grup rekrutowali się zwolennicy porozumienia i współpracy polsko-ukraińskiej.
PAP: „Argument niemiecki” pojawia się nawet we współczesnych dyskusjach o Ukrainie...
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Tak, ponieważ mentalność zmienia się bardzo powoli i często powtarzane są dawne kalki myślowe.
PAP: Czy wpływ na polskie myśleniem o relacjach polsko-ukraińskich nadal mają poglądy Piłsudskiego i Dmowskiego?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: To są kalki starsze niż Piłsudski i Dmowski. Przekonanie, że Rusin to tak naprawdę poczciwy chłop, który ma skłonność do anarchizmu i przemocy zostało nam chyba wdrukowane przez Sienkiewicza w „Ogniem i mieczem”.
Później ten stereotyp został umocniony wydarzeniami schyłku I wojny światowej, gdy na zrewolucjonizowanej Ukrainie płonęły polskie dwory i mordowani byli tamtejsi ziemianie. Opisała to bardzo plastycznie Zofia Kossak-Szczucka w „Pożodze”. A potem, w drugiej wojnie była rzeź wołyńska...
Polityka polskich rządów w dwudziestoleciu międzywojennym miała więc na celu wychowywanie Rusinów-Ukraińców na wiernych obywateli państwa polskiego. Na co dzień, między sobą mogli rozmawiać po swojemu, ale gdy szli do szkoły, urzędu, armii mieli posługiwać się językiem państwowym. Język polski miał być furtką do awansu społecznego i życia w sferze publicznej. Stąd praktyczna likwidacja państwowego szkolnictwa ukraińskiego w latach 20. i zastępowanie go tzw. szkołami utrakwistycznymi, w których część przedmiotów była po ukraińsku, ale najważniejsze wyłącznie po polsku.
Kwestią sporną jest to czy była to - jak chce tego historiografia ukraińska - prowadzona z premedytacją polityka asymilacji narodowej. Z pewnością jednak takie podejście miało na celu utrzymanie ukraińskiej wsi w etnograficznym rezerwacie i tworzenie mechanizmów wchodzenia przez chłopów w świat polskości, gdyby pragnęli awansu społecznego.
Podejście to zmieniło się trochę po 1926 r., gdy elity sanacyjne stwierdziły, że Ukraińcy powinni być traktowani jako naród, nawet jeśli znaczna ich część nie posiada rozwiniętej świadomości narodowej. Zdaniem nowej władzy należało ich uznać za partnerów, którzy powinni przyjąć współpracę na polskich warunkach i uznać, że głównym celem narodowym jest budowa wolnej Ukrainy ze stolicą w Kijowie, bez ziem należących do II RP. Zakładano, że Galicja i zachodni Wołyń staną się obszarem historycznego kompromisu, który pozostanie w granicach Polski, a na którym obie strony będą wzajemnie szanować swoje prawa.
PAP: Czy zachowaniu tych ziem dla Polski służyć miała ustawa o osadnictwie wojskowym?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Znaczenie tej ustawy jest bardzo często przeceniane. Była ona uchwalona z przyczyn pragmatycznych i wewnątrzpolskich. Do zwycięstwa nad Sowietami konieczne było wsparcie mas chłopów, którzy stanowili zdecydowaną większość armii. Wielu z nich po wojnie nie miało dokąd wracać, bo Polska centralna była przeludniona. Na Wschodzie było o wiele luźniej, a także sporo majątków porosyjskich. Ponadto żołnierze mogli zawsze przydać się do obrony tych ziem.
Takie projekty osadnicze prowadzono w wielu częściach Europy. Polacy w swoim mniemaniu nie zrobili niczego złego, tym bardziej, iż wydzielali grunty należące do dawnego państwa rosyjskiego lub rosyjskich ziemian. Warto pamiętać, że z różnych powodów akcja okazała się niewypałem. Na całych Kresach utworzono zaledwie 8,2 tys. osad wojskowych.
Polityka ma jednak swoje prawa. Konflikt narodowy sprawiał, że Ukraińcy odebrali te działania jako odbieranie ziemi należącej się tylko im samym. W konsekwencji osadnicy stali się symbolem polskich rządów na tych ziemiach i zakładnikami wielkiej polityki aż po lata 1939-1941 r., gdy byli w pierwszej kolejności wysiedlani na wschód przez władze ZSRS.
PAP: W latach dwudziestych i trzydziestych rozwijał się nacjonalizm ukraiński. Jego głównym ideologiem był Dmytro Doncow. Dlaczego jego idee były tak niebezpieczne?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Doncow opublikował w 1926 r. książkę „Nacjonalizm” uznawaną za podstawę rozumienia ukraińskiego dążenia do niezależności w duchu tzw. nacjonalizmu integralnego. Zakładał on pełne podporządkowanie aktywności jednostki dobru narodu, również popełniania czynów niegodnych. Nie była jego celem gloryfikacja przestępstwa i przemocy, ale zgoda na działania nieetyczne lub przemoc, wówczas jeśli wymaga tego interes wspólnoty narodowej.
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Na Wołyniu mieszkało 1,5 mln Ukraińców i 300 tys. Polaków. Jedyną szansą przetrwania Polaków na tym obszarze było zawarcie konsensusu z Ukraińcami i przekonanie ich, że porozumienie jest w interesie obu stron. W tym kontekście działania Józewskiego były próbą zapobiegania narastaniu konfliktu, w którym strona polska, mimo chwilowej przewagi była na straconej pozycji.
Chciałbym to mocno podkreślić, bo część polskich krytyków Doncowa interpretuje jego wypowiedzi jako szukanie pretekstu dla swobodnego upustu zbrodniczych instynktów i nienawiści wobec wszystkiego co polskie. A tymczasem jest to ten sam problem, który miał nasz Kordian – zabić skrytobójczo, nawet strasznego zbója, to bardzo ciężki grzech.
W pierwszych latach okresu międzywojennego Ukraińska Organizacja Wojskowa była w niemałym stopniu podobna do Organizacji Bojowej PPS Piłsudskiego. Jej charakter zmienił się po powstaniu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w 1929 roku r. Weszła wówczas do rodziny organizacji nowego typu, łączących radykalnie nacjonalistyczną ideologię z faszystowskim modelem organizacyjnym.
PAP: Czy nacjonalizm tego typu był u progu II wojny światowej zjawiskiem marginalnym, czy coraz powszechniejszym w społeczności ukraińskiej?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów została po zamachu na ministra Bronisława Pierackiego bardzo mocno osłabiona. Praktycznie wszyscy jej liderzy zostali aresztowani. Po 1934 r. nie ma w Polsce spektakularnych zamachów. Celem stało się raczej przetrwanie organizacji, propaganda i czekanie na lepsze czasy.
Jednocześnie w tym samym okresie następuje szybki proces radykalizacji postaw i poglądów młodzieży ukraińskiej. O ile w latach dwudziestych młodzież chętnie wstępowała do ukraińskich partii o profilu demokratycznym i widziała swoją przyszłość w funkcjonowaniu w społeczeństwie, to pod koniec istnienia II RP coraz częściej przyjmowała postawy buntownicze i radykalnie nacjonalistyczne.
PAP: Takie postawy wśród młodzieży były wówczas powszechne również w innych krajach Europy...
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: I co równie istotne rosło społeczne zaplecze tego ruchu. Przełomem dla jego rozwoju był kryzys międzynarodowy jesienią 1938 r., gdy Ukraińcy na Zakarpaciu próbowali stworzyć własne państwo. Okazało się, że świat chwieje się w swoich podstawach. Sprawiło to, że ukraińska młodzież zaczęła poszukiwać ujścia swoich postaw. Spotkała się z odpowiedzią OUN. Dlatego już wiosną 1939 r. pojawiły się informacje o przygotowaniach do przełomu, jakim mogłaby być wojna z Niemcami i wybuch powstania narodowego. Już wcześniej Niemcy udzielali mocnego wsparcia OUN między innymi poprzez Abwehrę.
PAP: Jednocześnie wciąż pojawiają się próby współpracy, np. takich ludzi jak wojewoda wołyński Henryk Józewski. Czy takie wysiłki miały szanse powodzenia?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Na Wołyniu mieszkało 1,5 mln Ukraińców i 300 tys. Polaków. Jedyną szansą przetrwania Polaków na tym obszarze było zawarcie konsensusu z Ukraińcami i przekonanie ich, że porozumienie jest w interesie obu stron. W tym kontekście działania Józewskiego były próbą zapobiegania narastaniu konfliktu, w którym strona polska, mimo chwilowej przewagi była na straconej pozycji. W planie Piłsudskiego i Józewskiego Polska miała być dla Ukraińców partnerem wspierającym ich aspiracje na wschód od polskich granic. W tym celu stwarzano w szkołach na Wołyniu możliwości nauki języka ukraińskiego. Dążono również do poprawy sytuacji gospodarczej ukraińskiej wsi, aby pokazać, że w Polsce może się żyć lepiej niż w ZSRS, gdzie właśnie zaczynała się kolektywizacja. Kluczem miało być wsparcie ukraińskich spółdzielni rolniczych i aktywizacja gospodarcza miast na Wołyniu.
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: W XIX wieku rozpoczął się proces konstruowania nowej Europy, w której konieczna była nowa mapa regionu. Na nowej mapie musiało być miejsce dla emancypujących się narodów – ukraińskiego, białoruskiego i litewskiego. Polacy stali im na przeszkodzie. Oczywiście nie usprawiedliwia to ani jednej zbrodni popełnionej w trakcie tego konfliktu.
Program ten początkowo działał, ale w 1930 r. wybuchł wielki kryzys gospodarczy. Zabrakło pieniędzy na inwestowanie w Wołyń. Do tego doszedł jeszcze jeden czynnik. Chłopi bardzo zbiednieli, ale urzędnicy państwowi i policjanci na Wołyniu regularnie otrzymywali swoje pobory. Rozpiętość między stabilnym bytem funkcjonariuszy państwa a biedniejącymi chłopami stawała się do końca kryzysu coraz większa. Niemożność przezwyciężenia tej sytuacji doprowadziła do radykalizacji wsi i uznania, że to „polskie pany” są winne biedzie Ukraińców. Duża rolę odegrała tu również propaganda komunistyczna sterowana z ZSRS.
W tym momencie szanse przekonania Ukraińców do współpracy z Polakami i całego programu Józewskiego były zerowe, mimo że jego pozycja w ramach administracji państwowej i wśród tamtejszych Polaków była bardzo silna. Widząc brak pozytywnych efektów wspierania niektórych inicjatyw ukraińskich wielu Polaków uznało działania Józewskiego za „karmienie bestii”. Ich reakcja, dyktowana strachem, była wyjątkowo nierozsądna. Zakładała okopanie się w polskim „bastionie kresowym”, który w obliczu miażdżącej przewagi Ukraińców był skazany na zniszczenie.
Paradoksalnie, to marzyciel Józewski był w tym wewnątrzpolskim sporze realistą, ponieważ zdawał sobie sprawę, że alternatywą dla współpracy jest rzeź wołyńska.
PAP: W tym sensie nie było wówczas szans na trwałe porozumienie polsko-ukraińskie?
Prof. Włodzimierz Mędrzecki: Nie było, ponieważ w wieku XIX rozpoczął się proces konstruowania nowej Europy, w której konieczna była nowa mapa regionu. Na nowej mapie musiało być miejsce dla emancypujących się narodów – ukraińskiego, białoruskiego i litewskiego. Polacy stali im na przeszkodzie. Oczywiście nie usprawiedliwia to ani jednej zbrodni popełnionej w trakcie tego konfliktu.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/