Zdjęcia z Archiwum Ringelbluma ukazujące nie tylko momenty tragiczne, ale też życie codzienne w warszawskim getcie znalazły się na wystawie w Żydowskim Instytucie Historycznym. Towarzyszą im fotografie przedwojennej żydowskiej rodziny z archiwum Jerzego Lewczyńskiego.
"Koncepcja powstania ekspozycji wynikała z faktu, że na naszej wystawie stałej pokazujemy Archiwum Ringelbluma, w sensie różnych dokumentów, prac, natomiast nie poświęciliśmy większej uwagi stronie wizualnej samych dokumentów, przede wszystkim fotografii. Naszym celem było więc, by wyeksponować je w trochę inny sposób, pochylić się nad nimi, bo one nigdy nie były traktowane jako obrazy, ale jako takie dopowiedzenia do dokumentów. I chodziło o to by pokazać je właśnie w takim kontekście wizualnym" - opowiadała PAP kuratorka wystawy "Światło negatywu/Obrazy z Archiwum Ringelbluma i archiwum Jerzego Lewczyńskiego/na nowo odczytane" Anna Duńczyk-Szulc.
Zaznaczyła, że osobnym zagadnieniem było, w jaki sposób wyeksponować te fotografie. Jak podkreśliła, koncepcja pojawiła się dzięki współpracy z Rafałem Lewandowskim, który zajmował się Archiwum Jerzego Lewczyńskiego i jego twórczością. "I koncepcją takiej +archeologii fotografii+, czyli poszukiwania w przeszłości fotograficznej obrazów i odczytywania ich w jakimś sensie na nowo. I pomyśleliśmy, że to będzie dobry trop dla tych, którzy nie lubią ślęczeć nad opisami, tylko oglądać. I stąd pomysł, by Archiwum Ringelbluma pojawiło się w nowym kontekście, sztuki z podobnego okresu" - wyjaśniła Duńczyk-Szulc.
"Na wystawie możemy zobaczyć niezwykłe znalezisko Jerzego Lewczyńskiego, czyli negatywy zdjęć przedwojennej żydowskiej rodziny Eisenbach z Sanoka, które ocalały z Zagłady i zostały przez niego odnalezione po wojnie w sanockim domu Zdzisława Beksińskiego. Zdjęcia były robione do 1939 r. Wtedy zbiór został ukryty, zachowany na strychu i dzięki temu te szklane negatywy przetrwały. Na zdjęciach możemy zobaczyć życie codzienne stosunkowo zamożnej rodziny z Sanoka. To różne sytuacje rodzinne, piękne portrety, fotografie ze święta Purim. Wszyscy są oczywiście ubrani w duchu epoki i to naprawdę taki obrazek idylli, która przestała istnieć i chyba dlatego tak poruszyła Jerzego Lewczyńskiego. I na tych negatywach próbował on prowadzić swoją metodę +archeologii fotografii+. Robił odbitki, a także fotografie samym negatywom, potem prace artystyczne na tych zdjęciach" - relacjonowała kuratorka.
Na wystawie znalazło się ok. 70 zdjęć - odbitek i negatywów Jerzego Lewczyńskiego. "Kiedy poszukiwał informacji o zbiorze pomogła mu matka Zdzisława Beksińskiego, która pokierowała go do osób wiedzących więcej o rodzinie. Okazało się, że prawdopodobnie przeżył ktoś z tej rodziny, Jan Eisenbach i trzeba szukać go w Izraelu. To były oczywiście jakieś lata 70.-80. I Lewczyński odnalazł tego człowieka, Eisenbach odezwał się do niego i z wielkim wzruszeniem napisał, że na tych zdjęciach zobaczył tamten świat, który uważał za całkiem stracony. Bo nie pozostały mu żadne pamiątki i że zobaczył też siebie na tych fotografiach, opisał inne osoby tam się znajdujące. Ten list, przepisany oczywiście, także prezentujemy na wystawie. To taki piękny dowód jak fotografie po latach oddziaływują" - podkreśliła Duńczyk-Szulc.
"W drugiej sali wystawowej, w takim jakby wewnętrznym pokoju nawiązującym do getta, do takiego robienia zdjęć wewnątrz czegoś, hermetycznego, w pewnej zamkniętej społeczności, pokazujemy zdjęcia z Archiwum Ringelbluma. Sposób ich interpretacji poddał nam prof. Georges Didi-Huberman, który obejrzał wszystkie zdjęcia w Warszawie i wiedział o czym będzie wystawa. Napisał też esej, którego fragmenty można przeczytać na wystawie" - powiedziała.
Zwróciła także uwagę na fakt, że często wydaje się, iż zdjęcia z czasów getta warszawskiego na pewno są drastyczne. "A one takie nie są. Takie poszukiwanie tych okropności bardziej towarzyszyło fotografiom niemieckim a nie żydowskim, a to są zdjęcia robione przez żydowskich fotografów. I na tych zdjęciach wyraźnie widać tę opresję niemiecką, że to jest zamknięte miejsce, bo sporą część cyklu zajmują zdjęcia, w których tle znajduje się mur getta, bramy pilnowane przez strażników. I to daje bardzo wyraźne poczucie, że jesteśmy osaczeni i zamknięci" - zaakcentowała Duńczyk-Szulc.
Zdjęcia z Archiwum Ringelbluma podzielono na trzy części. "Didi-Huberman jako tytuł pierwszej zaproponował +Rządy ciemiężców+, ponieważ czuć ich gdzieś w tle, sprawują władzę. W tej części znajdują się m.in. te najbardziej drastyczne fotografie ukazujące dzieci z chorobą głodową. Druga część nosi tytuł +Rządy ciemiężonych+, bo władzę w getcie sprawował Judenrat, czyli Rada Żydowska, a do strategii niemieckiej należało, by pewna część Żydów była rządzona przez inną część. Później spotkał ich ten sam los, ale część przez jakiś czas czuła się w pewien sposób uprzywilejowana i wierzyła w szansę na przeżycie" - mówiła kuratorka.
Trzeci segment tej części wystawy zatytułowano "Życie mimo wszystko". "Chcieliśmy bowiem podkreślić, że życie w getcie toczyło się mimo represji, mimo tego cierpienia i że ta walka o normalność była. To było też ważnym celem Emanuela Ringelbluma, który chciał to pokazać. Są tam więc np. fotografie ze szkółki żydowskiej, ze ślubu, z uprawy żywności. Pokazują, że tam toczyło się też takie +zwyczajne życie+, matki wychodziły z dziećmi na spacer na pl. Muranowski. Także jest tam taka codzienność, ale z mrocznym cieniem w tle" - zauważyła Duńczyk-Szulc.
"Ten zbiór uważany był dotąd w większości za anonimowy, za taką zbieraninę różnych zdjęć. Ale Didi-Huberman zwrócił uwagę, że ma on pewną spójność, tworzy pewien korpus, zdjęcia do siebie w pewnym sensie pasują, są wyrazem pewnego konceptu, który też w jakimś sensie pokazuje samego fotografa. Zaczęłam drążyć temat i okazało się, że autorem dużej części zdjęć jest jeden człowiek Henryk Bojm, dość znany przed wojną filmowiec, autor scenariuszy pierwszych filmów jidyszowych, który parał się także fotografią. I prawdopodobnie to właśnie od niego zdjęcia zakupił Ringelblum. Świadczą o tym odbitki, sposób fotografowania, czasem podpisy, ale też zapiski w dokumentach z Archiwum w księdze kasowej. I tak ten fotograf przestał być anonimowy" - podkreśliła.
Na wystawie można zobaczyć wszystkie fotografie z Archiwum Ringelbluma znajdujące się zbiorach ŻIH. "Część udało się odnaleźć w innych zbiorach, są także odbitki, których u nas nie ma. Na ekspozycji znalazło się ok. 70 zdjęć z Archiwum" - dodała kuratorka. Wystawa będzie czynna do 25 sierpnia.
autor: Anna Kondek-Dyoniziak
akn/ amac/