O wydarzeniach z lipca 1944 roku, kiedy do Białegostoku wkroczyły wojska Związku Radzieckiego, oraz ich konsekwencjach opowiada wystawa otwarta w Muzeum Wojska w mieście. W niedzielę mija 70 lat od "wyzwolenia" miasta spod okupacji niemieckiej.
27 lipca 1944 roku do Białegostoku wkroczyły oddziały wojsk sowieckich, zajmując miasto i "wyzwalając" je spod okupacji niemieckiej. Jak przypomniał w rozmowie z PAP jeden z autorów wystawy, historyk Dariusz Kołban z Muzeum Wojska, w czasach PRL ta data była hucznie świętowana, właśnie pod hasłem wyzwolenia. "A tak naprawdę Białystok z jednej skrajności popadł w drugą" - mówił. Dodał, że ta data to początek kilkudziesięcioletniego okresu zniewolenia mieszkańców przez władze komunistyczne.
Wystawa "Wyzwolenie? Bitwa o Białystok w lipcu 1944 r." stara się przybliżyć wydarzenia z tamtego okresu. Kołban wyjaśnił, że w tytule wyzwolenie jest ze znakiem zapytania, bo "czy można nazwać wyzwoleniem sytuację, gdy jeden okupant zajmuje miejsce drugiego?".
Na wystawie prezentowane są m.in. militaria, dokumenty, zdjęcia, można przeczytać odezwy komendantów z tamtego okresu, czy hasła, które wtedy zamieszczano na słupach ogłoszeniowych: "Niech żyje Czerwona Armia, oswobodzicielka narodu polskiego".
Jest też mapa przedstawiająca Białystok z 1944 roku, można zobaczyć, jakich zniszczeń dokonali kolejni okupanci. Kołban mówił, że przez okupacje ucierpiało przede wszystkim centrum miasta, przez które szedł front.
Uwagę przyciągają dioramy przedstawiające żołnierzy niemieckich i radzieckich. Dodatkowo żołnierzy Armii Czerwonej przedstawiono w sytuacji, gdy zabierają z walizek kosztowne rzeczy należące do mieszkańców Białegostoku. Kołban mówił, że oczywiście pierwszych zniszczeń i kradzieży dokonali Niemcy, którzy "co mogli, to wywieźli i wykradli". Ale – jak zauważył – wkraczająca armia sowiecka rozkradła to, czego nie zabrali Niemcy. "Okradano fabryki, doszczętnie rozkradziono zakłady naprawcze taboru kolejowego, żołnierze kradli nawet ryby ze stawów ordynackich, wyposażenie pałacyków, które się jeszcze zachowały, wszystko co można było wynieść i wyciąć, łącznie z drzewami w parku, przez Sowietów zostało skrzętnie wykorzystane i wywiezione" - powiedział historyk.
Kołban mówił, że z zebranych relacji wynika, iż mieszkańcy na początku wierzyli, że przez wejście wojsk radzieckich coś się zmieni. Mówił, że ludzie byli już wtedy zmęczeni wojną, chcieli spokoju i mieli nadzieję, że "wyzwolenie" Sowietów da im to w jakiś sposób. Jednak było wręcz przeciwnie. Sowieci od razu tworzyli swoje urzędy, łącznie z NKWD i UB, wprowadzono godzinę policyjną. Kołban mówił, że był to też początek "gehenny podziemia niepodległościowego".
Jak przypomina Tomasz Danilecki z białostockiego IPN, w wyniku działań sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, już w czasie trwania walk z Niemcami w ręce NKWD trafiło kilkuset żołnierzy Armii Krajowej. Rozbrojeni i pozbawieni dowódców byli deportowani w głąb Związku Sowieckiego. Danilecki mówił, że dla kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy podziemia niepodległościowego wkroczenie Sowietów oznaczało bestialskie przesłuchania, długoletnie więzienie, nierzadko śmierć. Dodał, że ludzie ginęli na mocy sfingowanych procesów, w wyniku tortur i pobić, w walce, grobów wielu z nich nie można odnaleźć do dzisiaj.
Danilecki przypomniał też, że z białostockiego więzienia od lata 1944 r. do końca 1945 r. na Wschód deportowano blisko 5 tys. żołnierzy podziemia. W latach 1944–1955 wojskowe sądy na Białostocczyźnie skazały na śmierć ponad 550 osób, z których ok. 320 zamordowano. W latach 1945–1946 NKWD wraz z oddziałami Armii Czerwonej pacyfikowało miasteczka i wsie województwa białostockiego. Podczas tzw. obławy augustowskiej w lipcu 1945 r. sowieci zatrzymali klika tysięcy osób, z których los blisko 600 do dziś pozostaje nieznany. (PAP)
swi/ jra/