Autorka setek wierszy i piosenek, pomysłodawczyni dziecięcych programów telewizyjnych, Wanda Chotomska zmarła 2 sierpnia. PAP przypomina wywiad, którego udzieliła serwisowi PAP Life we wrześniu 2015 roku.
PAP: Pamięta pani swój pierwszy wiersz?
Wanda Chotomska: Długo się przymierzałam do napisania pierwszego wiersza. O kotku, o piesku, to wydawało mi się za mało poważne. Jak przeczytałam "Powrót taty", to pomyślałam sobie, że napiszę o moim tatusiu. U Mickiewicza było: "Tata nie wraca ranki i wieczory", a ja w drugiej klasie szkoły powszechnej napisałam: "Tata nie wraca wieczory i ranki, / łowi na wędkę żaby i kijanki. / Żonę swoją wywleka / Żona na niego nad Wisłą czeka / A biedne dziatki, ofiary tatki / Są pozbawione opieki matki".
PAP: Na ogół jest pani kojarzona z wierszami dla dzieci, rymowanymi, łatwo wpadającymi w ucho, ale jest pani autorką i innych tekstów, także edukujących?
Wanda Chotomska: Tak. Nie odmawiam sobie przyjemności podpowiadania. W szkole byłam w tym dobra. Coś moim czytelnikom podpowiadam. W mojej twórczości jest i proza, jest sporo opowiadań, jest dużo piosenek. Lubię pisać piosenki i nigdy nie wiem, co kompozytor z tego zrobi, więc to zawsze jest dla mnie interesujące. A miałam to szczęście, że pisałam piosenki z bardzo dobrymi kompozytorami. Do moich tekstów świetną muzykę pisał pan Wasowski, dużo piosenek było z Korczem. Był przed laty taki zespół "Gawęda". I właśnie dla "Gawędy" i dla poznańskich "Łojerów" powstało chyba najwięcej moich piosenek.
Oprócz tego były teatralia, trochę było filmów, krótkometrażowych.
PAP: A jeszcze była dobranocka "Jacek i Agatka"?
Wanda Chotomska: Jacek i Agatka istnieli przez ponad dziesięć lat od r. 60. Program był szalenie popularny. Wiele dziewczynek i chłopców ochrzczono wtedy imionami moich bohaterów, a ja dostałam kilkanaście zaproszeń na śluby Agatek z Jackami. Były produkty, całe zestawy kąpielowe Jacek i Agatka, koszulki itp. Dzisiaj jedna z firm zrobiła takie pacynki Jacek i Agatka. Troszkę są zmienione. W telewizji to były dwa łebki. Ludzie myśleli, że to są piłeczki pingpongowe, ale były to łebki wycięte z drewna. Lalki ubierano w rozmaite stroje. Pacynki animowały dwie aktorki. Jedna Jacka, druga - Agatkę. Na planie zdarzały się rozmaite perypetie, o których nie wiedzą widzowie. Kiedyś nagrywaliśmy kąpiel Jacka. Było dużo piany i ktoś zostawił mydło, pośliznęła się na nim aktorka, która animowała Jacka. Wanienka się przekręciła i cała woda wylała się na aktorkę! A to było na żywo! Na szczęście nie było tego widać. Druga kamera pokazywała ujęcie i widzowie tego nie zobaczyli.
Niektóre programy szły na żywo, inne były nagrywane. Przykro mi mówić, ale nic z tego nie zostało. Poza pamięcią telewidzów. W czasie stanu wojennego wszystkie telewizyjne nagrania były ewakuowane, nie wiadomo po co, przez wojsko do Gdańska. Ci żołnierze byli w dobrych humorach, więc jak zobaczyli metalowe pudła, powyciągali taśmę z pudeł i zaczęli się wesoło bawić. Robili sobie z taśm serpentyny, wiele rzeczy zostało zniszczonych. Tak zaginęły różne programy telewizyjne.
PAP: Jak pani pisze, w jakich okolicznościach?
Wanda Chotomska: Na leżąco lub na półleżąco, tam, w tej "norze", na leżance. To się nazywa nora. Nie mam biurka żadnego. Piszę tam, na tapczanie i odręcznie wszystko. Nie, nie mam awersji do komputera, ale przyzwyczaiłam się. Dużo wyrzucam, poprawiam, muszę widzieć to wszystko, wolę mieć kontakt wzrokowy z tekstem.
PAP: Skąd pani czerpie inspiracje?
Wanda Chotomska: To bardzo różnie - coś zobaczę, złapię nowe słowo, to może być jakieś spotkanie. Czasem coś dzieje się w domu, u mojej córki, wnuczki, a teraz i u prawnuczki...
PAP: Pani ulubieni ilustratorzy to...
Wanda Chotomska: Bohdan Butenko. Pracowaliśmy razem w "Świerszczyku". Tam przez dwa lata była drukowana "Panna Kreseczka". Teraz, w tym roku została uteatralniona, Bohdan zrobił wspaniałą scenografię, i to jest grane w Teatrze Lalka. Potem była kontynuacja, czyli "Pan Motorek". Wszystko, czego się dotknął, zmieniało się w rzeczy latające, poruszające się. Teraz została wydana "Panna Kreseczka" w formie książkowej, nigdy wcześniej nie była wydawana. Była tylko drukowana jako komiks. Teraz została wydana w reprintach. Nie mam tych "Świerszczyków", można je zobaczyć jedynie w Muzeum Książki Dziecięcej. Najczęściej moje książki ilustrował Butenko. Świetne ilustracje tworzył także Lutczyn. Ilustrował "O smoku wawelskim", "Kurczę blade". A Józef Wilkoń uznał za najlepszą swoją ilustrację książkową do moich "Siedmiu księżyców". Książka ta w redakcji leżała przez siedem lat, bo dział handlowy uważał, że ilustracje są za ciemne, za czarne, a dla dzieci ma być kolorowo. W końcu tę książkę wydali. Na spotkaniu pod Lublinem z klubem kobiet, pokazałam tę książkę i zapytałam, jak się podoba. "Bardzo". A dlaczego? "Bo to jest jak w kościele". Wilkoń powiedział, że lepszej recenzji nigdy nie otrzymał. Poza tym moje książki ilustrowali Jerzy Flisak, Janusz Stanny. Najwięcej jednak zilustrował Bohdan Butenko.
PAP: Na pewno dostaje pani dowody uznania od dzieci?
Wanda Chotomska: Nie wszystkie listy trzymam, bo jest tego tyle. Nie jestem w stanie tego pokazać. Ale dostałam największą kopertę świata od dzieci. Wylepiły ogromną kopertę. W środku są ilustracje do "Pięciopsiaczków". I są tam pieski, niesłychana ilość piesków. Otrzymuję dużo podarków, prezentów. Na 15-lecie biblioteki im. Wandy Chotomskiej pojechała moja córka. Tamtejsza biblioteka zwana jest popularnie przez mieszkańców Płocka "Domkiem Chotomkiem". Dostałam od dzieci trzymetrowy transparent z fotografiami i podpisami. Bardzo to miłe i sympatyczne, choć kłopotliwe.
PAP: Przygotowała pani na nasze spotkanie pamiątki, zdjęcia...
Wanda Chotomska: Zdjęć mam mało. Były robione przed wojną, ocalały u dalszej rodziny, prawdopodobnie u mojego ojca chrzestnego. Moim rodzicom dwa razy całkowicie spaliło się mieszkanie. Pierwszy raz w 39. r. Ojciec bardzo żałował, bo piwnicach spalił się szampan, który miał być na moje wesele. Drugie mieszkanie spaliło się w czasie Powstania, nic się nie uratowało. Mam tylko kilka pojedynczych zdjęć.
PAP: A jaka jest historia fotografii z lwem?
Wanda Chotomska: W tym domu, w którym mieszkam, mieszkało wiele znanych osób, m.in. Zofia Nasierowska. Dowiedziała się, że u mnie jest lewek. W tym czasie robiliśmy różne dobranocki, pani Zofia Raciborska pokazywała różne zwierzaczki. Wtedy autorzy wszystko robili sami. Jechaliśmy do wylęgarni, kupowało się kurczaki, by je pokazać w telewizji przed świętami, pokazywało się kotki, pieski. Wtedy dowiedziałam się, że urodził się w zoo lewek i można go pokazać, że przyjedzie do programu z opiekunem. Zofia Raciborska zapowiadała, potem pokazała lewka. Po zakończeniu programu chcemy lewka oddać, a tu opiekuna nie ma. Trzeba studio zamknąć, a nie ma co z lewkiem zrobić. Nagranie było przy Placu Powstańców, ja mieszkałam najbliżej. Wzięłam lewka. A miałam wtedy psa, pudla. Awantura była straszna, musiałam te zwierzęta pilnować, żeby się nie pogryzły. Lewek był u mnie prawie 10 dni. Przychodziły dzieci z bloku, zaczęły się wycieczki, koszmar, co tu się działo! Zanim się zorientowali w zoo, że nie mają lewka, minęło dziesięć dni. Pani Nasierowska też się o nim dowiedziała się i powiedziała, że musi koniecznie zrobić mi zdjęcie z lewkiem. I oto ono.
PAP: W pani domu jest wiele świątków. Czy to pani pasja?
Wanda Chotomska: Kiedyś, gdy wyjeżdżałam na spotkania, z każdego coś przywoziłam. Mój mąż był malarzem. Przyjaźniłam się z Mironem Białoszewskim, razem pisaliśmy niektóre teksty, podpisując Wanda Miron. Miron miał dużo świątków, niektóre trafiły do mnie. Na przykład ta Matka Boska wyłowiona ze stawu czy sadzawki. Była całkowicie spłukana z koloru, dostałam ją od kogoś z kręgu Mirona. I ja ją sama odmalowałam. Historyk sztuki byłby załamany. A ja ją trochę pokolorowałam moimi kosmetykami. Archanioł Gabriel jest od Mirona. Byłam w taki środowisku, które zbierało starocie i zasmakowałam w tym.
Rozmawiała Dorota Kieras (PAP Life)
Wanda Chotomska - autorka setek wierszy, piosenek, scenariuszy teatralnych i opowiadań dla dzieci, a także popularnej telewizyjnej wieczorynki "Jacek i Agatka". Wydała wiele zbiorów wierszy dla dzieci, ważniejsze z nich to "Tere-fere", "Gdyby tygrysy jadły irysy", "Kaczka tłumaczka", "Dla każdego coś śmiesznego", "Gdyby kózka nie skakała", "Dlaczego cielę ogonem miele", "Dziesięć bałwanków", "Kram z literami". Ostatnio wiele wznowień ukazało się we współpracy z Muzeum Książki Dziecięcej. Autorka zmarła 2 sierpnia w wieku 88 lat.
dki/jbr/ pat/