100 lat temu, 25 października 1918 r., Wojciech Korfanty, polski poseł do Reichstagu, wygłosił ostatnie przemówienie na forum parlamentu upadającej Rzeszy. Zażądał zjednoczenia wszystkich ziem polskich zaboru pruskiego i dostępu do morza.
„Mości panowie, nie chcemy ani piędzi ziemi niemieckiej. Żądamy jedynie, w myśl postanowień punktu trzynastego programu Wilsona, własnej, jednej, złożonej z ziem trzech zaborów Polski” – stwierdził Wojciech Korfanty, poseł do niemieckiego Reichstagu, w przemówieniu, które oburzyło jego niemieckich kolegów. Moment ten był uwieńczeniem jego trwającej kilkanaście lat drogi politycznej, którą poświęcił obronie polskich interesów narodowych na Górnym Śląsku.
Droga do tego momentu wiodła przez samouświadomienie własnej polskości w starciu z presją germanizacji. „Zasługę mojego uświadomienia narodowego przypisać muszę moim hakatystycznym profesorom w gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzeniem wszystkiego, co polskie i co katolickie, wzbudzili we mnie ciekawość do książki polskiej” – podkreślał we wspomnieniach wydanych w 1927 r. Podobną drogą podążały tysiące innych Ślązaków, których poparciem cieszył się Wojciech Korfanty. Jak stwierdzał jego biograf Jan F. Lewandowski, „Korfanty został Polakiem, bo chciał”.
W latach 1901–1908 był członkiem Ligi Narodowej, współpracował z Romanem Dmowskim. Od 1901 r. pracował jako redaktor naczelny „Górnoślązaka”. Sławę i zainteresowanie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości zapewniły mu dwa artykuły. W 1902 r. trafił do więzienia we Wronkach za publikację artykułów „Do Niemców” i „Do moich braci Górnoślązaków”. W roku 1902 został skazany na cztery miesiące więzienia. Po wyjściu z więzienia we Wronkach, w aurze męczennika za sprawę polską, rozpoczął kampanię przed wyborami do Reichstagu. Ku ogromnemu zaskoczeniu zdobył mandat mimo przygniatającej dominacji niemieckiej partii katolickiej Centrum oraz brutalnych represji wymierzonych w uczestników spotkań wyborczych.
Jako pierwszy Polak z Górnego Śląska wstąpił do Koła Polskiego składającego się z posłów z Wielkopolski i Pomorza. W zdecydowany sposób sprzeciwiał się germanizacyjnej polityce państwa niemieckiego i dyskryminacyjnym ustawom rządu niemieckiego. Świadectwem są zachowane protokoły obrad.
„Ludność polska nie prosiła przed stu laty, aby rząd pruski ukradł część ziemi polskiej, bo kradzieżą to było, oceniając tę rzecz ze stanowiska prawa cywilnego. (Wicemarszałek: +Prosiłbym, aby pan takich wyrażeń, jak to, że Prusy popełniły kradzież polskiej ziemi, w przyszłości nie używał+) […] Oświadczam, że nie prosiliśmy o wcielenie nas do państwa pruskiego. Objęliście nas z naszym językiem ojczystym, z naszymi narodowymi właściwościami, a pruscy królowie kilkakrotnie poręczali słowem, że naszego języka, że naszych narodowych właściwości naruszać nie będą. […] Naruszacie nasze najświętsze prawo, nasze prawo używania języka ojczystego na zebraniach publicznych” – podkreślał w przemówieniu z 1908 r. W Reichstagu zasiadał w latach 1903–1912 i od czerwca do października 1918, a w latach 1903–1918 był również deputowanym do pruskiego parlamentu regionalnego – Landtagu.
U progu I wojny światowej jego pozycja polityczna uległa znacznemu osłabieniu. Nie najlepsza była również kondycja podzielonego i skłóconego ruchu narodowego na Górnym Śląsku. Zniechęcony Korfanty zrezygnował z kandydowania do Reichstagu. Latem 1914 r., podobnie jak większość mieszkańców ówczesnej Europy, przeczuwał, że rozpoczynający się konflikt będzie bardzo krótki. Stwierdził, iż nową sytuację, w jakiej znalazły się Prusy, należy maksymalnie wykorzystać do choćby niewielkiej poprawy sytuacji Polaków na Śląsku. Publicznie opowiedział się za współpracą z Niemcami w zamian za złagodzenie represyjnej polityki antypolskiej. Już jesienią 1914 r. powrócił do ostrej krytyki władz Niemiec.
Wiosną 1918 r. przyszłość sprawy polskiej rysowała się w czarnych barwach. Zawarcie fatalnego dla sprawy polskiej pokoju brzeskiego z Ukrainą, praktyczna realizacja niemieckiego projektu Mitteleuropy oraz ofensywa niemiecka na froncie zachodnim mogły wskazywać, że przyszła Polska nie będzie obejmować jakiejkolwiek części zaboru niemieckiego. Niespodziewany przełom nastąpił jesienią tego samego roku. Wcześniej, 6 czerwca 1918 r., Wojciech Korfanty wygrał wybory uzupełniające do Reichstagu. Zdobył niemal dwa razy więcej głosów niż bardzo popularny pisarz Benno Nehlert. Wyniki wskazują, że głosy na Korfantego oddawali także Niemcy. W Reichstagu ponownie związał się z polskimi posłami pochodzącymi głównie z Wielkopolski.
W październiku w Berlinie wyczuwało się narastające napięcie. Widoczna klęska państw centralnych oraz coraz bardziej niezależna polityka Rady Regencyjnej, która otwarcie deklarowała pragnienie odbudowy Polski z ziem trzech zaborów, sprawiały, że polscy posłowie do Reichstagu wiedzieli, iż ich misja jest bliska zakończenia. Uwieńczeniem ich działań miało być ostatnie przemówienie Wojciecha Korfantego wygłoszone podczas obrad Reichstagu 25 października 1918 r.
Poseł z Górnego Śląska, podobnie jak wielu innych polskich polityków, odwoływał się do programu pokojowego prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona. Było to tym bardziej uzasadnione, że już 5 października rząd Rzeszy uznał, iż plan Wilsona jest podstawą do podjęcia rozmów o zawieszeniu broni oraz przyszłego ładu europejskiego. Korfanty nazwał Wilsona „rzecznikiem i przywódcą świata demokratycznego”. Wychodząc z założenia, że program Wilsona opiera się na zasadzie samostanowienia narodów oraz swobód demokratycznych, potępił represje wobec Polaków domagających się zjednoczenia trzech zaborów.
„Zabrania się kategorycznie polskiej ludności zajęcia jakiegokolwiek stanowiska wobec tych problemów [postulatów Wilsona – przyp. red.], zaś przedstawiciele wojskowych komendantur zabraniają polskiej prasie jakichkolwiek wzmianek na temat przyszłości polskich obszarów państwa pruskiego i czyny takie ścigają i karzą jako zdradę stanu” – podkreślił.
Odrzucił również oskarżenia niemieckich posłów, którzy twierdzili, że Polacy dążą do niesprawiedliwego i nieuzasadnionego zagarnięcia ziem niemieckich. „Mości panowie, nie chcemy ani piędzi ziemi niemieckiej. Żądamy jedynie, w myśl postanowień punktu trzynastego programu Wilsona, własnej, jednej, złożonej z ziem trzech zaborów Polski, z zapewnionym jej dostępem do morza, to znaczy z własnym wybrzeżem, zamieszkanym przez niezaprzeczalnie polską ludność, której przedstawicielem tutaj w parlamencie jest dr Łaszewski [Stefan Łaszewski – poseł do Reichstagu, wybrany z okręgu kartusko-pucko-wejherowskiego – przyp. red.]. Żadne statystyczne sztuczki nie zdołają zmienić faktu, że w Prusach Zachodnich lewe pobrzeże Wisły aż po Półwysep Helski jest zamieszkane przez niewątpliwie polską ludność” – zaznaczył w najważniejszym fragmencie przemówienia.
Korfanty powiedział jednocześnie, że Gdańsk uważa za miasto etnicznie niemieckie, ale przypomniał polskie prawa do tego miasta oraz wielkie wolności, jakimi cieszyli się jego mieszkańcy w czasach dawnej Rzeczypospolitej.
„Na dowód tego, jak jeszcze w niedawnym czasie mieszczanie gdańscy myśleli o polskich wolnościach, odsyłam do Artura Schopenhauera. […] Opowiada w niej, że po włączeniu Gdańska do Prus jego ojciec oświadczył, iż chce strząsnąć pył Gdańska ze swoich sandałów i miasto opuścić, ponieważ wraz z oderwaniem Gdańska od Polski skończyła się w nim prawdziwa wolność” – przypomniał losy wybitnego niemieckiego filozofa.
W ostatnich fragmentach przypomniał niemieckie represje wobec Polaków, takie jak masowe rekwizycje oraz puste obietnice dotyczące niepodległości. Upomniał się także o los Polaków pracujących w Rzeszy. Ich los określił jako „niewolniczy”.
Swoistą zapowiedzią wydarzeń listopada 1918 r. był jeden z ostatnich fragmentów przemówienia: „Przypominam panom, że mąż, który przez poważną część narodu polskiego uważany za narodowego bohatera, przywódca Legionów, Piłsudski, mąż, któremu naród polski powierzył ministerstwo wojny, pomimo licznych wniosków i podań ze strony władz polskich ciągle jeszcze przetrzymywany jest w twierdzy w Magdeburgu”. Niestety kolejne tygodnie udowodniły, że współpraca Korfantego i Piłsudskiego jest z wielu powodów niemożliwa.
Po przemówieniu Korfantego polscy posłowie do niemieckiego parlamentu stwierdzili, że są obywatelami własnego państwa i nie mogą brać udziału w pracach obcego parlamentu. W Wielkopolsce przygotowywano się do zbrojnego lub politycznego przejęcia władzy nad tą częścią Polski. 11 listopada w Poznaniu ujawniła się Rada Ludowa, która od 1916 r. działała w podziemiu jako Centralny Komitet Obywatelski. Następnego dnia Rada (od 14 listopada Naczelna Rada Ludowa) ogłosiła powstanie swojej władzy wykonawczej, nazywanej Tymczasowym Komisariatem. W jego skład weszli ks. Stanisław Adamski reprezentujący Wielkopolskę, Adam Poszwiński z Kujaw oraz reprezentujący śląskich Polaków Wojciech Korfanty. Tym samym rozpoczynał się kolejny etap walki Korfantego o polskość Śląska, Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /