Był jednym z najwybitniejszych polskich mediewistów, ale też żołnierzem Armii Krajowej. Przyczynił się do odbudowy Zamku Królewskiego, uczestniczył również w obradach okrągłego stołu. Badał historię i tworzył historię. 20 lat temu, 9 lutego 1999 r., zmarł prof. Aleksander Gieysztor.
Przyszły historyk urodził się w bardzo nieciekawym miejscu i czasie, bo w Moskwie, w roku 1916, a więc praktycznie w przeddzień rewolucji. Jego ojciec, Aleksander, służył na kolei moskiewsko-kazańskiej – nawiasem mówiąc, zdominowanej wówczas przez żywioł polski. Jak zauważał prof. Leonid Gorizontow z moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomiki:
„Koleje żelazne w Rosji, których sieć rozrastała się w bardzo szybkim tempie, przyciągnęły wielu Polaków, a ich znaczący udział procentowy już w latach sześćdziesiątych XIX wieku, wywoływał obawy władz”.
Nic jednak nie wskazuje na to, by Aleksander senior zamierzał się buntować. Oprócz pracy na kolei zajmował się handlem wyrobami tytoniowymi i prowadził – o ile wiadomo – dość stateczne życie. W 1907 r. ożenił się po raz pierwszy, z Marią Makarowną Małyszewą, i doczekał się z nią trójki dzieci, a wkrótce po jej śmierci, w 1915 r., związał się z Warwarą Wasiljewną Popiel. Owocem tego właśnie związku był syn – również Aleksander.
Pierwsze lata życia przyszły mediewista spędził w kręgu kultury czysto rosyjskiej. Prof. Gorizontow zauważył, że przed 1921 r. ani jego ojciec, ani z pewnością matka nie byli na ziemiach etnicznie polskich, oboje znali język polski, ale był on mocno przesycony rusycyzmami. Niewątpliwie więc i młody Aleksander początkowo posługiwał się przede wszystkim rosyjskim, co – w połączeniu z późniejszymi lekcjami udzielanymi mu przez matkę – sprawiło, że znał ten język w stopniu doskonałym.
Gieysztorom było początkowo całkiem nieźle w zrewoltowanej Moskwie – koleje były ważne w każdym ustroju – Aleksander senior awansował, co zapewne poprawiło sytuację materialną rodziny. Niemniej w okresie wojny polsko-bolszewickiej musieli odczuwać poważny dyskomfort, zwłaszcza gdy wojna ta została wygrana. Zdecydowali się wyjechać do niepodległej już Polski, kiedy tylko stało się to możliwe po zakończeniu walk i podpisaniu traktatu ryskiego. W 1921 r. pięcioletni Aleksander Gieysztor po raz pierwszy przyjechał do kraju.
W Polsce – tyglu wielkiej miediewistyki
W Polsce rodzina Gieysztorów osiadła początkowo w Wołominku, później zaś w Warszawie. Jak pisała Zofia T. Kozłowska:
„Wołominek był miejscem edukacji domowej, prowadzonej przede wszystkim przez matkę w zakresie programu szkolnego i kształcenia lingwistycznego. Język francuski, potem niemiecki i rosyjski, ten ostatni wychodzący daleko poza konwersację, stanowiły ważną część kształcenia humanistycznego”.
Aleksander musiał być istotnie dobrze przygotowany do podjęcia nauki, skoro po przeprowadzce do Warszawy został przyjęty do elitarnego, prywatnego gimnazjum Ludwika Lorenza – mając dwa lata mniej niż koledzy, z którymi miał się uczyć. Biografowie podkreślają, że szkoła ta zapewniała nie tylko wysoki poziom samej nauki, ale też kładziono w niej silny nacisk na wychowanie uczniów w atmosferze tolerancji – placówka była wielonarodowa i wielowyznaniowa, co z pewnością wpłynęło na późniejszą postawę Gieysztora zarówno jako badacza, jak i człowieka.
Nie wiadomo, czy już wówczas zainteresował się historią. Jeśli tak, to mógł mieć na to wpływ ojciec, który po przyjeździe do Polski bardzo gruntownie badał przeszłość swojej rodziny, gromadził dokumenty, przekazywał synowi opowieści dziadka o udziale w Powstaniu Styczniowym – matki zresztą też, wiadomo bowiem, że sporo ryzykując, dostarczała walczącym jedzenie i środki higieny. Pewne jest w każdym razie to, że kiedy nadszedł czas wyboru kierunku studiów, bez wahania Aleksander Gieysztor wybrał historię na Uniwersytecie Warszawskim. I trzeba przyznać, że trafił tam na zupełnie unikalny zestaw wykładowców. Prof. Maria Koczerska – jego późniejsza studentka – wspominała:
„Pisał o ludziach, którym wiele zawdzięczał pod względem intelektualnym i z czysto ludzkiego punktu widzenia, a więc w pierwszym rzędzie swoich mistrzach uniwersyteckich: Marcelim Handelsmanie, Stanisławie Kętrzyńskim, Tadeuszu Manteufflu i mistrzach metody historycznej – Tadeuszu Wojciechowskim i Stanisławie Smolce”.
Wszystkie nazwiska, które wymienia Koczerska, to faktycznie najwybitniejsze postaci przedwojennej historiografii polskiej – znakomici mediewiści, ale przede wszystkim humaniści, odważnie jak na owe czasy zaprzęgający do swoich badań również inne dziedziny nauki. Takie właśnie szerokie, interdyscyplinarne postrzeganie historii ukształtowało Gieysztora. Opowiadał o tym jego przyjaciel, Henryk Samsonowicz:
„Miał dar postrzegania szerokich zagadnień przez pryzmat zjawisk szczegółowych. Drobne przekazy źródłowe, dotyczące nazw miejscowych, wzmianek o prowadzonym handlu, o urzędach dworskich i dworach władców, służyły mu do ukazywania powszechnych procesów dziejowych zachodzących w społeczeństwach średniowiecznej Europy”.
Widać było te cechy już w pracy dyplomowej, obronionej na seminarium Marcelego Handelsmana, „Władza Karola Wielkiego w opinii współczesnej” – uzupełnionej i opublikowanej przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie w 1938 r. Był to znakomity start młodego badacza – pechowo jednak nastąpił on zaledwie rok przed wybuchem II wojny światowej. Z obiecującego naukowca Aleksander Gieysztor musiał się zmienić w konspiratora, choć od czystej nauki wojna nie potrafiła go oderwać.
Wojna i powojnie
Gieysztor brał udział w wojnie obronnej 1939 r., w stopniu plutonowego walcząc w bitwie pod Iłżą, później zaś na Lubelszczyźnie. Pod koniec września został ranny i dostał się do rosyjskiej niewoli, z której jednak – być może dzięki perfekcyjnej znajomości języka – udało mu się wydostać. Po powrocie do Warszawy został wprowadzony do akowskiej konspiracji przez jednego ze swych profesorów – Tadeusza Manteuffla. Pracował w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej, zostając w czasie powstania sekretarzem szefa tej komórki, płk. Jana Rzepeckiego.
Nie przerwał jednak działalności naukowej. W 1942 r. w mieszkaniu Stanisława Kętrzyńskiego przy ul. Tamka obronił pracę doktorską „Ze studiów nad genezą wypraw krzyżowych. Encyklika Sergiusza IV (1009–1012)”. Jej promotorem był Kętrzyński, recenzentami zaś Handelsman i Stanisław Wędkiewicz. Ale w tym okresie Gieysztor nie tylko kontynuował swoją edukację, lecz także uczył innych. Został wykładowcą w Tajnej Wolnej Wszechnicy Polskiej, gdzie prowadził wykłady dla żołnierzy Batalionów Chłopskich, a napisany przez niego skrypt doczekał się trzech wydań odbitych na powielaczu, z czego ostatnie, dwutomowe, rozszerzone przez Stanisława Herbsta, ukazało się jeszcze w 1948 r. i – jak zauważa Maria Koczerska – na nim właśnie edukowało się wiele powojennych pokoleń historyków.
Po powstaniu dr Gieysztor znalazł się w obozach: Gross-Born, Sandbostel i Schwartau pod Lubeką, skąd został uwolniony. Do Warszawy wrócił pod koniec maja 1945 r., po wielotygodniowej, głównie pieszej wędrówce w towarzystwie historyka Witolda Kuli i pisarza Jana Dobraczyńskiego. Po powrocie kontynuował w pewnym sensie dotychczasowe, podwójne życie, dzieląc je między pracę naukową a działalność konspiracyjną. Tym razem już nie w rozwiązanej AK, lecz w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj, gdzie spotkał swojego kolegę z BIP-u, Kazimierza Moczarskiego – przyszłego autora „Rozmów z katem”. Po jego aresztowaniu objął kierownictwo Biura Informacji i Propagandy DSZ, później zaś, w tej samej roli, organizacji Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”. Wiadomo, że był rozpracowywany przez bezpiekę od 1948 r., jednak wtedy już Gieysztor zdecydował się w całości poświęcić działalności naukowej. I mimo przeszkód, które niemal w każdym przypadku spotykały byłych konspiratorów, udawało mu się to doskonale. Jak wspominała Elżbieta Dąbrowska, która znała Gieysztora od swoich najmłodszych lat:
„Sukcesy naukowe, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, wbrew temu, czego należałoby się spodziewać, a także zdecydowana postawa w obronie prześladowanych, nie ułatwiały profesorowi sytuacji w PRL. Pozbawiono go etatu w Instytucie Historii Kultury Materialnej, mimo iż był założycielem Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Polskiego, które stało się zalążkiem tego instytutu, utrudniano mu również wejście w poczet członków Polskiej Akademii Nauk. Profesor stał się przedmiotem inwigilacji, a nawet prób prowokacji ze strony służb bezpieczeństwa”.
Przed wojną Gieysztor nie mógł się spodziewać, że obszar badawczy, w którym się poruszał, będzie po wojnie jednym najbezpieczniejszych dla historyka. Średniowiecze było zbyt odległe, by nasycać je treściami ideologicznymi, pozostawiało więc badaczowi wiele swobody. Co więcej, specyfika polskiego komunizmu polegała m.in. na odwoływaniu się do wartości patriotycznych, te zaś wymagały podkreślania dawności tradycji – dlatego m.in. tak dużo inwestowano w kompleksowe badania nad początkami państwa polskiego z okazji zbliżającej się tysięcznej rocznicy Chrztu Polski.
Mimo podejrzliwości władz jego kariera rozwijała się szybko. Jeszcze w 1945 r. został adiunktem w Państwowym Instytucie Historii Sztuki i Inwentaryzacji Zabytków, a następnie w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, z którym będzie związany praktycznie do końca życia. Być może rozwój kariery ułatwiało Gieysztorowi to, że włączył się aktywnie we wspomniane wyżej badania nad początkami państwa polskiego. Był to – jak zauważała Maria Koczerska – projekt realizowany z „niespotykanym rozmachem, zasięgiem geograficznym i, co najważniejsze, integrował historyków, archeologów i historyków sztuki”. A Gieysztor należał do jego ścisłego kierownictwa, obok Kazimierza Majewskiego i Zdzisława Rajewskiego.
Współtworzył i wchodził w skład zespołu redakcyjnego dwóch ważnych pism naukowych: „Kwartalnika Historii Kultury Materialnej” i „Studiów Źródłoznawczych”. Szczególnie to ostatnie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem wśród historyków. „Artykuły walą drzwiami i oknami” – pisał do Gieysztora mediewista prof. Gerard Labuda. Mimo tych wszystkich zajęć badacz nie zaniedbywał standardowej drogi uniwersyteckiej. Jeszcze w 1946 r. odbył habilitację dotyczącą systemu opłat skarbowych w średniowiecznej Polsce, co umożliwiło mu uzyskanie tytułu docenta w 1947 r. i dwa lata później – profesora nadzwyczajnego. Z kolei w roku 1955 został kierownikiem Instytutu Historycznego UW. Na tym stanowisku pozostał przez dwadzieścia lat. Profesorem zwyczajnym był od roku 1960.
Na świecie i na Zamku
Mniej więcej w tym samym momencie zakończył się w Polsce okres klaustrofobicznego stalinizmu. W niektórych przynajmniej dziedzinach umożliwiło to nawiązanie międzynarodowych kontaktów naukowych, z czego znający kilka języków Gieysztor natychmiast skorzystał. Jeszcze w 1955 r. uczestniczył w kongresie nauk historycznych w Rzymie, i to z takim powodzeniem, że zaproponowano mu członkostwo w kilku komisjach międzynarodowego Komitetu Nauk Historycznych (CISH). Dziesięć lat później wchodził już w skład biura organizacji, po kolejnych dziesięciu wybrano go na wiceprzewodniczącego, a w 1980 r. – na prezydenta z pięcioletnią kadencją.
Już w latach sześćdziesiątych XX wieku jego renoma jako badacza miała charakter międzynarodowy. Doktoraty honoris causa przyznały mu najpierw uczelnie francuskie: Aix-en-Provence (1960) i Bordeaux (1961), w następnej dekadzie: Budapeszt (1975) i paryska Sorbona (1976), w latach osiemdziesiątych zaś dołączyły do tej listy Moskwa (1980) i Oksford (1984). Wszystko to wiązało się dodatkowo z członkostwem w dziesiątkach stowarzyszeń naukowych w Europie i USA.
Wszystko to miało jednak swoje koszty. W 1964 r. Gieysztor podpisał tzw. List 34, w którym intelektualiści domagali się od premiera Józefa Cyrankiewicza zmiany polityki kulturalnej, wkrótce jednak został zmuszony do napisania listu do redakcji dziennika „The Times” o treści dokładnie odwrotnej, w dodatku mocno krytykującej polską sekcję Radia Wolna Europa (choć jednocześnie jej późniejszy szef, Zdzisław Najder, mówił o Gieysztorze jako „swoim idolu”). Mniej więcej w tym samym okresie profesor wyraził zgodę na współpracę ze służbami wywiadowczymi PRL – w tym jednak przypadku nie wydaje się, by pociągnęło to za sobą jakiekolwiek konkretne działania. Przez wiele kolejnych lat w każdym razie nie widać, by badacz korzystał ze strony władz z jakiejkolwiek taryfy ulgowej.
Można odnieść wrażenie, iż wyżej ceniono Gieysztora na świecie niż w Polsce. Po przewrocie roku 1956 został co prawda rektorem Uniwersytetu Warszawskiego i funkcję tę pełnił przez kolejne trzy lata, ale na przyjęcie w poczet Polskiej Akademii Nauk musiał czekać do roku 1980 – choć wcześniej, od 1972 r., był jej członkiem korespondentem. Nie mógł jednak narzekać na brak pracy w kraju. W latach siedemdziesiątych zaangażował się w projekt, który – jeśli wierzyć jego bliskim i współpracownikom – uważał za dzieło życia. Chodziło o Zamek Królewski w Warszawie. W odbudowę miasta był zaangażowany od samego początku. Jeszcze w 1945 r. w liście do Stanisława Kętrzyńskiego pisał:
„Warszawa stanowi mimo ruin i nędzy ogólnej już wcale żywy ośrodek kulturalny, gdzie wiele okazji, a nawet potrzeby zabrania głosu. Dyskutuje się obecnie możliwości i potrzeby odbudowy Warszawy zabytkowej. Słyszy się głosy tchnące wschodnim futuryzmem, zabarwione przy tym domową ignorancją. Podobno prof. [Jan] Zachwatowicz kierujący wydziałem architektury zabytkowej BOS-u [Biura Odbudowy Stolicy – przyp. red.] ma ciężkie życie obrońcy dawnej Warszawy, skazanej z góry na zagładę. Jutro właśnie ściąga mnie i [Stanisława] Herbsta jako sukurs na dyskusję publiczną tej sprawy wśród architektów”.
Od początku lobbował na rzecz podjęcia odbudowy Zamku Królewskiego. Choć Sejm podjął taką decyzję już 2 lipca 1949 r., w praktyce nie podejmowano w tym kierunku żadnych kroków. Za to historycy działali w tej sprawie jak mogli – badając i publikując. Kiedy wreszcie w 1956 r. w Ministerstwie Kultury i Sztuki powołano Komisję ds. Odbudowy Zamku Królewskiego pod kierownictwem Jana Zachwatowicza, Gieysztor znalazł się w jej składzie. Do niczego to jednak nie doprowadziło. Komisja działała do 1961 r., gdy poinformowano jej członków, że w kolejnych latach Zamek nie będzie odbudowany.
Na decyzję o odbudowie trzeba było czekać równo dekadę. Ogłoszono ją 20 stycznia 1971 r., powołując jednocześnie Obywatelski Komitet Odbudowy Zamku Królewskiego, w którym Gieysztor został przewodniczącym sekcji archeologicznej. W praktyce on wraz ze Stanisławem Lorentzem i z Janem Zachwatowiczem stanowili główne filary naukowe prac. Nikt nie był więc zaskoczony, kiedy 14 lipca 1980 r. Gieysztor został powołany na stanowisko dyrektora Zamku Królewskiego. Był to z pewnością jeden z najważniejszych dni jego życia, miał bowiem do tego obiektu stosunek bardzo emocjonalny, a uczucia te wzmocniły tylko lata oczekiwania. Jak sam pisał:
„Symbole oczywiste nie wymagają wielosłowia interpretacji. Skupiają w jednym błyśnięciu słowa i obrazu rozliczne znaczenia. Tak stało się z Zamkiem Królewskim w Warszawie we współczesnej świadomości historycznej narodu. Nazwa tego gmachu wywołuje niezawodne skojarzenia z dziejami państwa, z blaskiem i klęskami majestatu Rzeczpospolitej, z jej odradzaniem się aż po II wojnę światową”.
A współpracujący z nim wówczas Przemysław Mrozowski dodawał, iż „był przekonany, że Zamek zyska pełnię swojej mocy symbolicznej właśnie jako dzieło odbudowy”.
Człowiek wiarygodny
Był to jednak rok 1980 – niewiele ponad rok dzielił Polskę od ogłoszenia stanu wojennego, który zastał Gieysztora nie tylko w roli dyrektora Zamku Królewskiego, lecz i prezesa Polskiej Akademii Nauk z kadencją właśnie na lata „wojenne” 1981–1983. „Przede wszystkim chodziło o przeprowadzenie środowiska uczonych z instytucjami badawczymi PAN na czele, z możliwie małymi stratami” – zauważa Maria Koczerska i przypomina, że „wraz z Klemensem Szaniawskim i Andrzejem Święcickim stworzył Zespół Dobrych Usług o zadaniach mediacyjnych w stosunkach między władzami a społeczeństwem”.
Jego stosunek do ekipy Wojciecha Jaruzelskiego był krytyczny, ale nigdy nie manifestował swoich poglądów. Zdawano sobie z tego sprawę, o czym świadczy to, że władze nie zablokowały jego drugiej kadencji w PAN-ie. Tym bardziej zaskakujące dla wszystkich, najbardziej zaś zapewne dla samego Gieysztora, było zaproszenie go do uczestnictwa w obradach okrągłego stołu. Wspominał o tym prof. Karol Modzelewski – nawiasem mówiąc, kolejny uczeń profesora:
„Pozostaje pytanie, z jakiego powodu władze PRL zdecydowały się dołączyć do grupy negocjacyjnej złożonej z pozostających na wolności doradców +Solidarności+ i członków KOR Aleksandra Gieysztora, który przecież nie należał ani do jednych, ani do drugich. Widocznie uznali, że Gieysztor pozostaje wiarygodny dla obu stron konfliktu rozdzierającego Polskę stanu wojennego. W istocie tak było. Aleksander Gieysztor, akowski konspirator i powstaniec warszawski, niedoszły filar WiN, a w PRL długoletni obrońca substancji narodowej i kultury, był niejako predestynowany do roli, jaką niewiele później odegrał przy okrągłym stole”.
Odpowiedzią na pytanie prof. Modzelewskiego jest słowo: autorytet. A ten zdobył Gieysztor przede wszystkim swoim badaniami naukowymi. Choć śledząc jego biografię, trudno sobie wyobrazić, kiedy znajdował na nie czas, nieustannie pełniąc rozmaite funkcje społeczne i administracyjne (w jego dorobku znajduje się ponad tysiąc różnego rodzaju publikacji). Najbardziej z nich znana, czytana powszechnie nie tylko przez specjalistów, była „Mitologia Słowian”, ale akurat tematyka wierzeń przedchrześcijańskich stanowiła tylko niewielki wycinek jego zainteresowań i traktował ją profesor bardziej jako źródło to poznania mentalności i obyczajowości dawnych plemion niż jako kwestię religijności. Henryk Samsonowicz zwracał uwagę, że widział w niej także tzw. zjawisko długiego trwania – Gieysztor obserwował obecność dawnych praktyk, rytów i symboli w ich współczesnych odpowiednikach – badał ich ewolucję, zmiany znaczeniowe lub przeciwnie: niezmienność, co stanowiło dla niego kolejne źródło do poznania dawnych wieków. Była to zresztą, zdaniem Samsonowicza, cecha charakterystyczna jego badań. Jak tłumaczył:
„Gieysztor szukał przede wszystkim zjawisk, które wiązały się z procesem długiego trwania. Stąd brały się jego zainteresowania okresami, w których dochodziło do wielkich procesów rewolucyjnych”.
Takich jak moment kształtowania się państw europejskich wśród plemion, do których nie dotarła cywilizacja rzymska: między Wołgą a Łabą, między tundrami północy a Dunajem. „Od Europy plemion, do Europy państw” – jak podobno nazywał to sam Gieysztor.
Ale problemy ogólnokontynentalne nie wyczerpywały zainteresowań profesora. W okresie zaangażowania w odbudowę Warszawy i Zamku Królewskiego dużo pracował nad przeszłością miasta, co zaowocowało serią publikacji varsavianistycznych. Dość tu wspomnieć „Pradzieje żoliborskie”, „Wielka Wola w średniowieczu” czy „Śródmieścia Warszawy dzieje starsze”. Z kolei jeżdżąc ze studentami na objazdy (co uwielbiał i wyraźnie na nich odżywał), zajął się historią regionalną, czego efektem były napisane wspólnie z Samsonowiczem „Dzieje Mazowsza do 1526 roku”.
I właśnie z Mazowszem były związane ostatnie lata prof. Aleksandra Gieysztora. Zaangażował się w tworzenie Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku, która dziś nosi jego imię. Zmarł 9 lutego 1999 r. w wieku 83 lat. Wszyscy pamiętają go jako znakomitego mediewistę; jedni jako wymagającego wykładowcę, drudzy jako człowieka o niespotykanej kulturze i naturalnej, niewymuszonej uczciwości. Najlepiej chyba całość osobowości słynnego mediewisty oddał Zdzisław Najder:
„Posiadał jedną cechę uderzającą. Trudną do opisania, ale łatwą do nazwania. Urok osobisty”.
Na podstawie:
Aleksander Gieysztor, „Człowiek i dzieło”, red. M. Koczerska, P. Węcowski, Warszawa 2016
M. Koczerska, Aleksander Gieysztor „17.07.1916–09.09.1999. Szkic biograficzny”, „Studia Źródłoznawcze” t. 37, 2000
R. Jarocki, „Opowieść o Aleksandrze Gieysztorze”, Warszawa 2001
jiw/ skp/