24 sierpnia 1989 r. Sejm powołał na stanowisko prezesa Rady Ministrów Tadeusza Mazowieckiego - pierwszego niekomunistycznego premiera Polski od czasu zakończenia II wojny światowej.
Pierwszą próbę sformowania nowego rządu po wyborach 4 czerwca 1989 r. podjął gen. Czesław Kiszczak. Zadanie to powierzył mu gen. Wojciech Jaruzelski, wybrany przez Zgromadzenie Narodowe 19 lipca 1989 r. na urząd prezydenta PRL.
Zdaniem prof. Antoniego Dudka, "była to kolejna błędna decyzja personalna Jaruzelskiego, przyspieszająca upadek rządów PZPR". "Po wyborze Jaruzelskiego na prezydenta, a (Mieczysława) Rakowskiego na I sekretarza KC PZPR, powierzenie misji tworzenia rządu właśnie Kiszczakowi miało bowiem fatalny wydźwięk propagandowy i w sposób nieuchronny kojarzyło się z karuzelą stanowisk" - napisał.(A. Dudek "Historia Polityczna Polski 1989-2005" )
Gen. Czesław Kiszczak premierem bez rządu
2 sierpnia 1989 r. Kiszczak został powołany przez Sejm na stanowisko premiera. Za jego kandydaturą głosowało 237 posłów, przeciw było 173.
Komentując ten wybór następnego dnia w "Gazecie Wyborczej", Wojciech Giełżyński pisał: "Jaruzelski, Kiszczak, Rakowski. Nie jest to układ, który by satysfakcjonował społeczeństwo, nawet jeśli każdy z osobna członek Wielkiej Trójcy ma te czy inne polityczne zalety. Społeczeństwo - a i to wątpliwe - mogło jeszcze zrozumieć, że wysoki urząd Prezydenta PRL objął generał Jaruzelski jako gwarant bezpieczeństwa narodowego. Wiadomo, że żyjemy w newralgicznym punkcie Europy, na styku dwóch światowych systemów. Społeczeństwo nie zrozumie jednak, czemu na czele gabinetu, który chciałoby się zwać +rządem ocalenia narodowego+ ma stanąć przedstawiciel partii odpowiedzialnej za stworzenie sytuacji, z której naród szukać musi ocalenia".
Szybko okazało się, że gen. Kiszczak nie jest w stanie sformować gabinetu. Przeciwko niemu była nie tylko opozycja, która coraz poważniej myślała o podjęciu misji tworzenia rządu przez kogoś z jej szeregów, ale nawet część klubu poselskiego PZPR.
Szybko jednak okazało się, że gen. Kiszczak nie jest w stanie sformować gabinetu. Przeciwko niemu była nie tylko opozycja, która coraz poważniej myślała o podjęciu misji tworzenia rządu przez kogoś z jej szeregów, ale nawet część klubu poselskiego PZPR.
Wśród opozycji opinie na temat budowy przyszłego solidarnościowego rządu były podzielone. Prof. Dudek tak pisał o dwóch koncepcjach, które ukształtowały się w jej obozie na przełomie lipca i sierpnia 1989 r.: "Pierwsza, za którą opowiadali się m.in. Geremek, Kuroń i Michnik, zakładała, że fundamentem gabinetu winien stać się sojusz Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego z tzw. reformatorskim skrzydłem PZPR, a ZSL i SD pełniłyby w nim jedynie rolę tła".
"Zwolennicy tej opcji sądzili, że tylko przy współpracy z dysponującą realną władzą partią komunistyczną uda się w Polsce dokonać dalszych zmian. Partie satelickie PZPR, pozbawione wpływu na wojsko, siły bezpieczeństwa, administrację i aparat gospodarczy, nie wyglądały zaś na poważnego partnera. Odmiennego zdania byli senatorowie Jarosław i Lech Kaczyńscy, którzy latem 1989 r. zaczęli odgrywać u boku Wałęsy coraz większą rolę. W ich ocenie uzyskanie realnego wpływu na rząd przy równoczesnym utrzymaniu popularności społecznej, wymagało podjęcia takich działań, które opinia publiczna mogłaby odczytać jako wymierzone w monopol PZPR. Bez wątpienia takim właśnie krokiem byłoby stworzenie koalicji OKP-ZSL-SD" - napisał. (A. Dudek "Reglamentowana rewolucja")
Koalicja Solidarność-ZSL-SD
Ostatecznie Lech Wałęsa opowiedział się za tworzeniem koalicji z ZSL i SD. 7 sierpnia 1989 r. wydał oświadczenie, w którym uznając monopolistyczne rządy PZPR za główne źródło kryzysu państwa, zdecydowanie wystąpił przeciwko tworzeniu przez gen. Kiszczaka nowego rządu. W zakończeniu oświadczenia stwierdził: "Jedynym rozwiązaniem politycznym jest powołanie Rady Ministrów w oparciu o koalicję +Solidarności+, ZSL i SD, o co będę zabiegał".
W zaistniałej sytuacji 14 sierpnia gen. Kiszczak ogłosił, iż rezygnuje z misji tworzenia rządu.
16 sierpnia klub poselski ZSL udzielił oficjalnego poparcia inicjatywie Lecha Wałęsy, popierając sojusz z Solidarnością.
Tego samego dnia odbyło się posiedzenie OKP, w czasie którego Lech Wałęsa przekonał klub do zaakceptowania propozycji złożonej przez niego 7 sierpnia. Nie podając nazwiska swojego kandydata na premiera, oświadczył, iż on sam nie zamierza stawać na czele rządu.
Tuż przed tym posiedzeniem Wałęsa odbył rozmowę z Tadeuszem Mazowieckim, który tak ją wspominał: "Spotkałem się z Wałęsą w restauracji Hotelu Europejskiego. Przekonywałem go, żeby to on objął tę funkcję. (...) Wałęsa mówił, że nie chce, że musi zostać w +S+, a nawet napomknął coś o prezydenturze. Namawiał mnie, żebym to ja został premierem. Poprosiłem o dzień do namysłu. I następnego dnia wyraziłem zgodę". ("Parada premierów", "Gazeta Wyborcza", 8-9 maja 1999 r.)
Należy zaznaczyć, iż Mazowiecki zakwestionował wcześniej koncepcję przedstawioną przez Adama Michnika w artykule "Wasz prezydent, nasz premier" ("Gazeta Wyborcza" 3 lipca 1989 r.), odpowiadając na nią tekstem "Śpiesz się powoli" ("Tygodnik Solidarność" 14 lipca 1989 r.). Napisał w nim m.in.: "Czy po naszej stronie istnieje program, który można przedstawić społeczeństwu jako zwartą koncepcję wyjścia z kryzysu gospodarczego, czy byłby on przez społeczeństwo zaakceptowany i czy jest to program możliwy do natychmiastowej realizacji? (...) Pospieszne domaganie się udziału we władzy może zniszczyć właściwą opozycji odpowiedzialność za państwo, a wcale nie zbudować skutecznej i trwałej odpowiedzialności za rządy".
17 sierpnia podczas spotkania z Romanem Malinowskim (ZSL) Lech Wałęsa przedstawił mu swoje propozycje personalne dotyczące obsady stanowiska premiera. Przebieg tej rozmowy Malinowski relacjonował następująco: "Wałęsa powiedział: +mam trzech kandydatów: Geremek, Kuroń, Mazowiecki, kogo z nich widzi pan na tym stanowisku? + Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatur, nie umniejszając kwalifikacji żadnej, najlepsza jest Mazowieckiego. (...) Zaproponowałem, aby do prezydenta Jaruzelskiego iść już tylko z jedną kandydaturą - właśnie Mazowieckiego. Wałęsa na to: +A, wiedziałem, że Mazowiecki spodoba się panu najbardziej, dobrze, pójdziemy z jego tylko kandydaturą do prezydenta+". (R. Malinowski "Wielka koalicja. Kulisy")
Jeszcze w tym samym dniu w Pałacu Myślewickim w warszawskich Łazienkach doszło do rozmów pomiędzy Lechem Wałęsą, Romanem Malinowskim i Jerzym Jóźwiakiem (SD).
Ich efektem było zawarcie porozumienia koalicyjnego. W komunikacie po spotkaniu stwierdzono m.in.: "W poczuciu odpowiedzialności za wyprowadzenie Polski z kryzysu gospodarczego wyrażono gotowość sformowania rządu koalicyjnego odpowiedzialności narodowej zgodnie z propozycją przewodniczącego Wałęsy".
19 sierpnia prezydent Wojciech Jaruzelski przyjął rezygnację gen. Kiszczaka i powierzył misję tworzenia rządu Tadeuszowi Mazowieckiemu. Tego samego dnia nowemu premierowi poparcia udzieliła Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ "Solidarność".
Zastanawiając się nad tym dlaczego to właśnie Mazowiecki został pierwszym niekomunistycznym premierem w powojennych dziejach Polski, prof. Dudek pisał: "Oczywiście nie dlatego, że wybrał go prezes ZSL Roman Malinowski. W rzeczywistości - jak wynika z relacji Jarosława Kaczyńskiego - wyboru dokonał wcześniej sam Wałęsa, a podanie kandydatur Geremka i Kuronia było z jego strony jedynie krokiem grzecznościowym oraz formą asekuracji wobec ewentualnych zarzutów w OKP i +Solidarności+, które istotnie miały później miejsce m.in. ze strony optujących zdecydowanie za Geremkiem Władysława Frasyniuka i Zbigniewa Bujaka".
"Jednak przewodniczący OKP wydawał się Wałęsie już i tak zbyt wpływowy oraz samodzielny, aby ryzykować dalsze umacnianie jego pozycji. Z kolei Kuroń nie miał szans na stanowisko premiera, ponieważ - zupełnie zresztą niesłusznie - uważany był w szeregach ZSL i SD za skrajnego radykała. (...) Natomiast za Mazowieckim przemawiało kilka argumentów: jako wieloletni działacz katolicki mógł liczyć na wyraźne poparcie Kościoła; pozostawał poza OKP, a od czasu wiosennego sporu wokół sposobu prowadzenia kampanii wyborczej znajdował się w opozycji do grupy Geremka, co pozwalało przypuszczać, że będzie z nią walczył zapewniając Wałęsie rolę arbitra; wreszcie wydawał się - w porównaniu z Geremkiem czy Kuroniem - człowiekiem bardziej podatnym na wpływy i Wałęsa liczył, że za jego pośrednictwem uzyska kontrolę nad rządem bez brania bezpośredniej odpowiedzialności za jego działalność. Szybko okazało się, że w dwóch ostatnich kwestiach przewodniczący +Solidarności+ mocno się pomylił" - podkreślił Dudek. (A. Dudek "Historia Polityczna Polski 1989-2005")
Wystąpienie Tadeusza Mazowieckiego
24 sierpnia 1989 r. Mazowiecki wystąpił przed Sejmem. Swoje przemówienie rozpoczął od słów: "Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Chcę utworzyć Rząd zdolny do działania dla dobra społeczeństwa, narodu i państwa. Będzie to Rząd koalicji na rzecz gruntownej reformy państwa. Dziś takie zadanie może podjąć tylko Rząd otwarty na współdziałanie wszystkich sił reprezentowanych w parlamencie, uformowany na nowych zasadach politycznych. Historia naszego kraju nabrała przyśpieszenia. Stało się to za sprawą społeczeństwa, które nie godzi się dalej żyć tak jak dotychczas. (...) Chcę być Premierem Rządu wszystkich Polaków, niezależnie od ich poglądów i przekonań, które nie mogą być kryterium podziału obywateli na kategorie".
Chcę być Premierem Rządu wszystkich Polaków, niezależnie od ich poglądów i przekonań, które nie mogą być kryterium podziału obywateli na kategorie - mówił Tadeusz Mazowiecki w wystąpieniu 24 sierpnia 1989 r.
Wyraził również przekonanie, iż w realizacji stojących przed jego rządem wyzwań wsparciem będzie dla niego Kościół, który będąc siłą stabilizującą w Polsce, "zawsze stawał w obronie praw człowieka, a troski narodu odczuwał jako własne".
Stwierdzając, że najważniejszą sprawą dla społeczeństwa jest stan gospodarki narodowej, która obecnie znajduje się w stanie krytycznym, Mazowiecki zapowiedział powrót do gospodarki rynkowej, zdławienie inflacji, zrównoważenie bilansu płatniczego, poprawę zaopatrzenia oraz demonopolizację struktur obsługujących rynek żywnościowy.
"Polskie problemy gospodarcze muszą rozwiązać sami Polacy. O powodzeniu zadecyduje nasza własna pomysłowość, praca, cierpliwość, nasz własny wysiłek" - mówił w Sejmie Mazowiecki. Obiecywał jednocześnie, iż jego rząd będzie zabiegał o jak największe wsparcie ekonomiczne ze strony społeczności międzynarodowej dla polskich reform.
Odnosząc się do kwestii praworządności, mówił: "W ciągu 45 lat prawo było w Polsce traktowane instrumentalnie, podporządkowane aktualnym celom politycznym, a obywatele nie mieli poczucia wolności ani świadomości, że prawo ich chroni i jest jednakowe dla wszystkich. Konieczne jest wprowadzenie rządów prawa, przyznanie każdemu obywatelowi praw zgodnych z międzynarodowymi paktami, umowami i konwencjami. Obywatele muszą mieć poczucie wolności, bezpieczeństwa i współuczestnictwa".
Deklarował również przejście do pluralizmu w dziedzinie "środków społecznej informacji", zwłaszcza radia i telewizji.
Mówiąc o relacjach międzynarodowych, stwierdził m.in.: "Przemiany w Związku Radzieckim budzą naszą żywą sympatię. Rozumiemy dobrze ich znaczenie również dla otwarcia politycznego w naszym kraju. Pragniemy zachować dobrosąsiedzkie i przyjazne stosunki ze Związkiem Radzieckim. Po raz pierwszy pojawia się szansa, by stosunki między naszymi narodami były oparte na przyjaźni i współpracy społeczeństw, a nie były zastrzeżone dla jednej partii. Jest to wielka szansa, której zmarnować nie można. Rozumiemy znaczenie zobowiązań wynikających z Układu Warszawskiego. Wobec wszystkich jego uczestników oświadczam, że Rząd, który utworzę, będzie ten Układ respektował".
Pod koniec swojego wystąpienia oświadczył: "Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma jednak ona wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania".
Przeciwnicy rządu Mazowieckiego wykorzystali tę część jego przemówienia do przypisania mu, niezgodnie z wyrażoną przez niego myślą, sformułowania zasady tzw. grubej kreski, która miała chronić przedstawicieli komunistycznego reżimu i zapewniać im bezkarność.
Wraz z powołaniem gabinetu Tadeusza Mazowieckiego dochodzi dziś do głosu inna Polska, dotąd odsunięta od rządzenia krajem, pozbawiona wpływu na bieg spraw w naszej ojczyźnie. Wchodzimy w nowy okres z bagażem krzywd, sprawami, które muszą zostać załatwione - pisał Lech Wałęsa.
Po przemówieniu Sejm 378 głosami, przy 4 przeciw i 41 wstrzymujących się powołał Tadeusza Mazowieckiego na premiera.
W oświadczeniu wydanym tego dnia Lech Wałęsa pisał: "Wraz z powołaniem gabinetu Tadeusza Mazowieckiego dochodzi dziś do głosu inna Polska, dotąd odsunięta od rządzenia krajem, pozbawiona wpływu na bieg spraw w naszej ojczyźnie. Wchodzimy w nowy okres z bagażem krzywd, sprawami, które muszą zostać załatwione. Demokratyczny kryzys państwa przejawia się jednak szczególnie na płaszczyźnie gospodarczej. Mamy poczucie szansy, jaka staje dziś przed Polską, ale także mamy świadomość wielu zagrożeń i musimy dać ludziom nadzieję, że kryzys nie będzie trwał wiecznie, że jeszcze w tym pokoleniu Polacy będą mogli żyć godnie".
12 września 1989 r. Tadeusz Mazowiecki przedstawił Sejmowi skład rządu. Znalazło się w nim 24 ministrów: 12 z "Solidarności", po 4 z PZPR i ZSL, 3 z SD i jeden niezależny. Rząd uzyskał poparcie 402 posłów, 13 wstrzymało się od głosu. Przeciwnych głosów nie było.
Rząd Mazowieckiego złożył dymisję 25 listopada 1990 r. następnego dnia po jego porażce w wyborach prezydenckich.
Jak pisał prof. Andrzej Garlicki w książce "Karuzela", "Sygnatariusze porozumień Okrągłego Stołu nie przypuszczali, że wynegocjowane przez nich z takim trudem teksty za mniej niż pół roku staną się już tylko przedmiotem zainteresowania historyków". (PAP)
mjs/ par/ woj/